Idealny rywal reprezentacji Polski. "To może być wielki sukces, ale i piękna tragedia"

Idealny rywal reprezentacji Polski. "To może być wielki sukces, ale i piękna tragedia"
Tomasz Folta / PressFocus
Jeśli mistrzostwa świata mają być walką różnych kultur, nie tylko tych piłkarskich, to grupa, do której trafiła reprezentacja Polski, spełnia te założenia idealnie. Z jednej strony podopieczni Czesława Michniewicza, z drugiej zaś Argentyna, Meksyk oraz Arabia Saudyjska. W dodatku poziom rywali wydaje się oscylować na takim poziomie, że "Biało-Czerwoni" - dokonajmy pierwszego wtłoczenia powietrza do balonika - naprawdę powinni myśleć o awansie do fazy pucharowej.
Rozważania na temat rozmaitych losowań imprez piłkarskich mają to do siebie, że niezwykle trudno jest przewidzieć, jaki będzie finalny efekt. Tym razem wchodzimy pod jeszcze większą górkę, bo Mistrzostwa Świata 2022 z pewnością będą należały do najbardziej niezwykłych. Narrację buduje już liczba uczestników - do Kataru pojadą 32 drużyny, prawdopodobnie ostatni raz w historii futbolowego czempionatu. Najważniejsza jest jednak pora, bo tą można określić jako cokolwiek nietypową.
W gruncie rzeczy sceneria podczas pierwszego meczu reprezentacji Polski - gdzie naszym rywalem będzie Meksyk - nie powinna się specjalnie różnić od tego, co obecnie obserwujemy za oknem. Zimno, na ulicach deszcz i śnieg, pogoda znowu uprzykrza życie kierowcom. Rozgrywanie mistrzostw świata zimową porą jest pomysłem skrajnie nowym, nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której zawodnicy jadą na wielką imprezę w środku swojego ligowego sezonu.
A to przecież również może mieć znaczenie dla ostatecznej siły drużyny Czesława Michniewicza. Znacznie łatwiej złapać jest kontuzje podczas rywalizacji tydzień w tydzień niż podczas wakacyjnego wyjazdu na zgrupowanie. Z jednej strony będziemy mieli więc zawodników w gazie, z drugiej zaś narażamy piłkarzy na osłabienie związane z zaczętymi wcześniej zmaganiami.
Dalej jednak poruszamy się na płaszczyźnie ogólnej - z takimi dylematami zmagać będzie się każdy selekcjoner, który wytrwa na swoim stanowisku do początku katarskiej imprezy. Przejdźmy więc do szczegółów, gdzie kwestią najważniejszą, żadne to zaskoczenie, jest odpowiedź na pytanie: jak Czesław Michniewicz będzie chciał zatrzymać Leo Messiego?
Z Argentyną przyjdzie nam się zmierzyć na samym końcu grupowych zmagań. Ten mecz może mieć przeróżny wydźwięk, ale to wie każdy, to banał. Kwestią kluczową jest zatem fakt, że zmagania z reprezentacją z Ameryki Południowej dorzucają kolejną cegiełkę do budowania martyrologii polskiej reprezentacji. My nie możemy mieć w życiu zbyt łatwo, pewne rzeczy ta kadra - już od zarania dziejów - jest w stanie osiągać tylko wtedy, gdy okoliczności są dość niesprzyjające lub wytworzona została narracja ostatniej szansy, wielkiej góry, którą można zdobyć resztką sił.
Medale na mistrzostwach świata to w końcu okres głębokiego PRL-u. Nie ma jednak potrzeby, by cofać się tak daleko. Weźmy mecz ze Szwecją, ten który zagwarantował nam emocje pod koniec 2022 roku, ten który też miał swoją nietypową otoczkę. Konflikt Czesława Michniewicza z dziennikarzami, kontuzje kluczowych reprezentantów, zmiana formacji na kilka dni przed spotkaniem, wreszcie sama Szwecja, z którą nigdy nam nie szło.
Wątek ten można pociągnąć dalej - starcie ze Skandynawami ma kilka momentów, które zapisały się w pamięci, lecz to momenty przepełnione wielkimi emocjami, niekoniecznie związanymi z samym zdobywaniem bramek, a więc - teoretycznie - z solą futbolu. Wślizg Kamila Glika i spojrzenie okiem kamery na jego twarz, która tyleż wyrażała determinację, co poważne problemy naszego defensora. Końcowy gwizdek arbitra i reakcja Czesława Michniewicza, który upada na kolana, wykonuje znak krzyża i całuje ziemię. Wielkie chwile utkane ze skrajnych odczuć.
Wylosowanie Argentyny i fakt, że możemy grać z nią o najwyższą stawkę, już teraz daje nam podobne możliwości. Przyjmijmy, rysując palcem na wodzie, scenariusz, w którym pokonujemy Arabię Saudyjską oraz remisujemy z Meksykiem, ale mimo tego dalej nie jesteśmy pewni awansu do fazy pucharowej. Nasz los ma się zatem rozstrzygnąć w starciu z najlepszą drużyną Ameryki Południowej. Brzmi pięknie, daje mnogość tkania różnych narracji. My, Polacy, kontra ci legendarni "Aniołowie o brudnych twarzach". Po to, ale tylko między innymi, wymyślono mistrzostwa świata.
Wymyślono je wszak także po to, by mogło dojść do pojedynków Jacka Góralskiego z Leo Messim. Można z perspektywy takich starć dworować, ale jeśli faktycznie będą one miały miejsce, to właśnie zdjęcia dotyczące rywalizacji tej dwójki obiegną polskie portale społecznościowe i informacyjne z prędkością światła. To na mecze z Argentyną czekają polscy kibice, czekają polscy zawodnicy i czeka wreszcie sam Czesław Michniewicz, który przyznał to na antenie TVP Sport.
Mecz z Argentyną pozwala nam więc na zbudowanie pięknej historii. Oczywiście, może wyjść z tego piękna tragedia, w której - tak jak w Kabarecie Moralnego Niepokoju - cieszyć będziemy się niekoniecznie z wyników, ale z samego faktu możliwości uczestniczenia w tym piłkarskim święcie, tego ulotnego skoku adrenaliny i bycia pochłoniętym przez futbolową miłość.
Nawet jeśli spotkanie z "Albiceleste" będzie naszym ostatnim na Mistrzostwach Świata 2022, to ja i tak będę z takiego rozwiązania zadowolony. Nie wiem, czy ten mecz przegramy. Nie wiem, czy faktycznie będzie o wszystko. Mam jednak przekonanie graniczące z pewnością, że uda nam się tę wielką imprezę opuścić w stylu lepszym niż w wypadku starcia z Japonią w 2018 roku. Paradoksalnie - nawet jeśli zejdziemy z boiska na tarczy.
Nie wyobrażam sobie bowiem, by "Biało-Czerwoni" byli w stanie wyjść na Argentynę zbyt słabo zmotywowani. By snuli się po boisku. Dopiero ten mecz będzie bowiem zwieńczeniem trudnej pracy, którą wykonano, ale którą należy też jeszcze wykonać przed startem listopadowego turnieju. Najlepsze - jak każe ludowa mądrość - dopiero na koniec. Dlatego dobrze, że drużyna z Ameryki Południowej jest naszym ostatnim rywalem w grupie. Apetyt będzie tylko rósł i rósł.
Szanse na awans? Z pewnością mamy. Na ten moment tyle w tej kwestii. Przez pół roku wydarzyć się może po prostu zbyt wiele, by silić się na poważne deklaracje w tej materii. Układ sił wydaje się oczywisty, lecz - na całe nasze szczęście - to kolejne mistrzostwa świata z naszym udziałem, a na nich może zdarzyć się wszystko. Absolutnie wszystko.

Przeczytaj również