Arsenal w tarapatach. Główny winowajca ma tydzień, by uratować twarz. "Nadszedł czas prawdy"

Arsenal w tarapatach. Główny winowajca ma tydzień, by uratować twarz. "Nadszedł czas prawdy"
screen youtube
Końcówka zimowego okienka transferowe to czas prawdy dla Arsenalu. Albo londyńczycy dokonają niezbędnych wzmocnień, albo ich awans do nie tyle Ligi Mistrzów, co nawet Ligi Europy, stanie pod dużym znakiem zapytania.
Po fatalnym początku sezonu Mikel Arteta ułożył zespół Arsenalu i sprawił, że “The Gunners” sukcesywnie przesuwali się z dołu tabeli aż do czołowej czwórki, krocząc, z małymi wyjątkami, od zwycięstwa do zwycięstwa. W nowym roku coś się jednak w dobrze naoliwionej londyńskiej maszynie zepsuło. Ten miesiąc to pięć meczów, trzy porażki i dwie remisy, a co najgorsze, zaledwie jeden strzelony gol. Odkąd w atmosferze sędziowskiego skandalu “Kanonierzy” przegrali 1 stycznia z Manchesterem City, do niedawna zachwycająca Anglię drużyna zupełnie się posypała.
Dalsza część tekstu pod wideo
Symbolem kryzysu, w jaki wpadli podopieczni Artety, jest niedzielny bezbramkowy remis z Burnley. Arsenal oddał 20 strzałów, ale nie znalazł sposobu na outsidera. Menedżer przeprowadził zaś wyłącznie jedną zmianę - na ostatni kwadrans z ławki wszedł Eddie Nketiah. Oprócz niego wśród rezerwowych Hiszpan miał do dyspozycji prawie samych juniorów. Co się popsuło i dlaczego kryzysu kadrowo-sportowego dało się uniknąć?

Winowajca

Za nieudany styczeń trudno mieć pretensje do samego Artety, który robi, co może i klei z czego się da, by w ogóle wystawić przynajmniej niezły skład wyjściowy. Głównymi winowajcami nieudanego miesiąca “The Gunners” nie są także sami piłkarze (mimo sporego udziału w słabych wynikach takich graczy jak Xhaka czy nieskuteczny do bólu Lacazette), szczególnie że niemal cały miesiąc klub z północnego Londynu grał generalnie tą samą jedenastką. Trudno też zrzucać wszystko na misz-masz kontuzji, koronawirusa i wyjazdu piłkarzy na Puchar Narodów Afryki, choć nawet rezerwowi jak Mohamed Elneny czy Nicolas Pepe w pewnym momencie bardzo by się “Kanonierom” przydali.
Problem nie leży w tym, co spotkało Arsenal, ale w tym, że klub nie zrobił zupełnie nic, by temu zapobiec. Dyrektor sportowy Edu Gaspar zawalił na całej linii. O tym, że kilku piłkarzy wyjedzie na PNA, wiadomo było od dawna. W środku pola powstała ogromna wyrwa, którą spotęgowało absurdalne z perspektywy czasu oddanie Ainsleya Maitlanda-Nilesa do Romy na wypożyczenie w pierwszych dniach mercato. Mikel Arteta przyznał na początku stycznia, że brakuje mu ludzi do gry w centrum boiska. Minęły ponad trzy tygodnie okienka i nic się nie zmieniło. Wprawdzie Xhaka i Thomas Partey sami własną głupotą załatwili sobie przymusową, dłuższa pauzę, ale ich strata byłaby mniej bolesna, gdyby Arteta dostał należyte wsparcie.
Tyle że Edu mu tego nie zapewnił. Nic do tej pory nie wyszło z starań o wypożyczenie Arthura Melo. Bruno Guimaraes czy Youri Tielemans to tematy raczej na lipiec i sierpień. Zaskakująco cicho było wokół sygnalizującego chęć powrotu do Premier League Georginio Wijnalduma.
Jedynym sukcesem Brazylijczyka w tym okienku jest zdjęcie z listy płac wspomnianego Nilesa (tylko czemu nie zrobiono tego na koniec miesiąca?!) oraz wyjątkowo kiepskiego i drogiego (łącznie prawie 200 tys. funtów tygodniowo) tandemu w postaci Seada Kolasinaca oraz Pablo Mariego.
I to by było na tyle. Czas leci, zegar tyka, Arteta rozkłada bezradnie ręce, a punkty i ewentualne trofea uciekają.

Priorytety są jasne

Tymczasem priorytety są jasne: Arsenal jak tlenu potrzebuje nowego środkowego pomocnika i napastnika. Zresztą obsada tej drugiej pozycji to jeszcze większy problem niż środka pola, bo o ile z Xhaką i Parteyem (oraz “zajeżdżanym” ostatnio Sambim Lokongą jako backupem) druga linia będzie jako-tako wyglądać, o tyle z przodu panuje gigantyczna bieda. Odstawiony Pierre-Emerick Aubameyang nie ma już raczej przyszłości w klubie i wszystkim na Emirates spadnie kamień z serca, jeśli krnąbrny i, co podkreślmy, od półtora roku głównie bezużyteczny Gabończyk odejdzie w najbliższym tygodniu. Artecie zostają Alexandre Lacazette oraz Eddie Nketiah. Francuz jest na dziś potrzebny temu zespołowi od strony “szatni”, trudno mu zarzucić brak zaangażowania czy pozytywnego wpływu na drużynę, ale jego główna wada to nieskuteczność. A że mówimy o środkowym napastniku, to robi się duży kłopot. Nketiah zaś nie prezentuje poziomu piłkarskiego godnego klubu o aspiracjach Arsenalu.
Reasumując - londyńczykom generalnie przydałoby się dwóch nowych snajperów. Ściągnięcie jednego zimą to obowiązek. Bez tego szanse, by zakwalifikować się do Ligi Mistrzów, spadną właściwie do zera. A trzeba powiedzieć, że i o Ligę Europy z duetem Lacazette-Nketiah łatwo nie będzie.
“The Gunners” długo marzyli o Dusanie Vlahoviciu, na którego próbie pozyskania skupił się Edu. Ale to od początku wyglądało na misję straceńca. Były wprawdzie mniejsze czy większe światełka w tunelu, lecz na ten moment sytuacja zdaje się klarowna: “Vlaho” skończy w Juventusie, czy to latem, czy już zimą. A Arsenal nie może dłużej czekać, choć właśnie płaci frycowe za wielotygodniowe uganianie się za Serbem. Według angielskich mediów dopiero teraz w Londynie przestawili wajchę na alternatywne rozwiązania, po tym jak nie udało się dokonać cudu w postaci ściągnięcia do klubu gwiazdora Fiorentiny.

Na ratunek Jović?

Dobrze poinformowani brytyjscy dziennikarze pisali wielokrotnie, że najpoważniejsze wyjścia awaryjne to transfer Alexandra Isaka z Realu Sociedad lub Dominica Calverta-Lewina z Evertonu. Wygląda jednak na to, że trzeba będzie szukać jeszcze głębiej. Wymieniane są nazwiska Luki Jovicia czy Raula de Tomasa, co oznaczałoby, że zdesperowany Arsenal chwyci się kogokolwiek, by tylko wzmocnić atak.
A kto wie, czy gdyby Edu nie ryzykował z Vlahoviciem, to Isaka lub Calverta nie dałoby rady ściągnąć szybciej. Bo dziś rywale wiedzą, że londyńczycy stoją pod ścianą, więc mogą żądać większych pieniędzy. A to z kolei zmniejsza szanse na zimowy transfer Szweda czy Anglika. Szczególnie, że Isak ma niewyobrażalnie wysoką klauzulę w wysokości 90 mln euro, której, umówmy się, londyńczycy nie wpłacą. A negocjacje, z uwagi na pozostały czas do końca okienka, nie działają na ich korzyść.
Więc może faktycznie skończy się Luką Joviciem? Cóż, z braku laku, to i Jović się przyda, Gorszy od Nketiaha nie będzie, choć ten ruch tylko podkreśli chaos będący znakiem firmowym działalności Edu Gaspara w trakcie styczniowego mercato.
Brazylijski działacz ma tydzień, by uratować dla klubu zimowe okienko i przy okazji swoją twarz. Do tej pory błyszczy niekompetencją, działając bez planu, działając, mówiąc wprost, na szkodę Arsenalu. Sytuacja jest klarowna: albo londyńczycy już teraz dokonają niezbędnych wzmocnień, albo udana w ich wykonaniu pierwsza połowa sezonu szybko może odejść w zapomnienie. Na Emirates nadszedł czas prawdy.

Przeczytaj również