Bezpłodny atak, zajechany Messi, ręcznik w bramce. Uwaga na głowy, FC Barcelona wielkim placem budowy

Bezpłodny atak, zajechany Messi, ręcznik w bramce. Uwaga na głowy, FC Barcelona wielkim placem budowy
Christian Bertrand/shutterstock.com
Drużyna Ronalda Koemana płaci za swoją nieskuteczność w zdobywaniu punktów. Osiem oczek w ciągu pierwszych sześciu kolejek to wyrównanie niechlubnego wyczynu jego rodaka Louisa van Gaala z sezonu 2002/2003. Drużyna jest w kapitalnym remoncie, a jej sternik ma ból głowy przy obsadzaniu wielu pozycji.
Kamery pokazujące go z pozycji ławki rezerwowych zarejestrowały dość ponury obraz zwykle dumnego i pewnego siebie Koemana. Ciągle przesuwał palcami grzywkę z czoła, jakby nie chciał dłużej patrzeć na to, co wyczyniają jego zawodnicy. Wyglądał na kompletnie bezradnego w obliczu tego, co działo się kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie ponadklasowi przecież gracze nie mogli wbić zwycięskiego gola desperacko broniącej się przeciętnej drużynie Deportivo Alaves. “W co ja wdepnąłem?” - zdawał się pytać sam siebie szkoleniowiec.
Dalsza część tekstu pod wideo

Snajperski kryzys

“Duma Katalonii” w ostatnich czterech spotkaniach dodała do swojego konta zaledwie dwa oczka. Dwa na dwanaście możliwych. Zremisowała z Sevillą, będącą w nowej kampanii w sporym kryzysie. Przegrała z Getafe. Nie udźwignęła presji w “El Clasico”. I jeszcze remis z osłabionym rywalem z Kraju Basków. Fernando Pacheco dwoił się i troił w bramce Alaves, robił, co mógł, byle uszczknąć ten jeden punkcik. Pokonał go tylko Antoine Griezmann. Ten sam napastnik, z rozregulowanym celownikiem, który w ostatnich 18 ligowych meczach zaledwie raz wpakował piłkę do siatki. Obraz rozkładu pozycji numer 9 u wicemistrza Hiszpanii.
Problem ze zdobywaniem goli jest fundamentalny. Klub wypchnął latem Luisa Suareza i ani nie był w stanie kupić nikogo na jego miejsce, ani wykształcić kogoś z kadry na topowego snajpera. Rola Griezmanna w Barcelonie rodzi więcej pytań niż kiedykolwiek, a historię śledzi się jak telenowelę. Podczas przerwy międzysezonowej Didier Deschamps, selekcjoner reprezentacji Francji, oraz sam zawodnik zasugerowali, że napastnik gra poza swoją pozycją.
Sęk w tym, że Koeman nie będzie ustawiał drużyny pod jednego zawodnika. “Grizou”, za którego wydano 120 milionów euro, powinien przynajmniej trzymać poziom, nieistotne, czy na pozycji numer “9”, z prawej strony boiska czy lewej. Tymczasem w każdym miejscu boiska prezentuje się absurdalnie źle. Sytuacja Francuza przyprawia trenera o ból głowy. Nie rozumie swojej roli i trudno mu grać u boku Messiego. Tym bardziej niepokojące dla mistrza świata powinno być to, że Philippe Coutinho wrócił do Barcelony lepszy i silniejszy, a młodzież w “Blaugranie” gotowa jest zastąpić go od pierwszej minuty.

Dyskretny kapitan

Najbardziej paradoksalny przypadek dotyczy Leo Messiego. Jego negatywna passa już jest historyczna. Z trzema golami w tym sezonie, wszystkimi wbitymi z rzutów karnych, z których dwa zostały strzelone w Lidze Mistrzów, najlepszy strzelec w historii klubu (637 trafień!) odnotowuje jeden ze swoich najgorszych startów. Jeśli zignorujemy początek poprzedniej kampanii, gdy był kontuzjowany, to mamy do czynienia z najgorszym bilansem Argentyńczyka w krajowych rozgrywkach. Jeden gol w ciągu 540 minut. Z Alaves również nie miał przestrzeni, by zaskoczyć bramkarza. Za każdym razem, gdy dostawał piłkę, dwóch lub trzech rywali zamykało go w “klatce”. Strategia na “Atomową Pchłę” opracowana kilka lat temu, świetnie sprawdziła się również i teraz.
Zbawieniem “Barcy” do tej pory był Ansu Fati, doskonały już od pierwszego meczu. Ponadto trener mógł w razie potrzeby wykorzystać utalentowanego, ale nadal chimerycznego Ousmane Dembele, błyskotliwego Pedriego i całkiem dobrze zapowiadającego się Trincao jako zmienników. Mógł, ale tego nie robi. Messindependecia trwa w Barcelonie w najlepsze, Argentyńczyk gra od dechy do dechy w każdym spotkaniu. W ciągu 34 dni (od 27 września do 31 października) rozegrał 10 pełnych meczów i nie miał dłuższej niż 4 dni przerwy od piłki. 33-latka nie oszczędza ani Koeman, ani selekcjoner reprezentacji Argentyny i łatwo można sobie wyobrazić, co przy takim obciążeniu może się wydarzyć. To proszenie się o kontuzję.

Zakrzywione boki

Również i w tyłach jest sporo do poprawy. Podczas gdy stoperzy sporadycznie wykazują słabości, to po bokach sytuacja pogarsza się od dłuższego czasu. W ostatnich sezonach ofensywny wkład bocznych obrońców prawie nie istniał, być może ze względu na zbyt dużą liczbę eksperymentów.
Jak dotąd nie wyklarował się podstawowy prawy obrońca, bo ani Sergi Roberto, ani nowy nabytek Sergino Dest oprócz pojedynczych przebłysków nie pokazali jakości. Zwłaszcza ten pierwszy doszedł do ściany swoich możliwości i coraz częściej pokazuje, że jest przytłoczony swoją rolą. Amerykanin za to ma zaledwie 19 lat i trudno wymagać od niego brania odpowiedzialności zarówno za destrukcję, jak i kreowanie akcji. Nie pomaga także fakt, że Koeman rzuca go raz na lewą, a raz na prawą flankę i na żadnej stronie nie potrafi odpowiednio rozwinąć skrzydeł.
Barcelona to wciąż niezbalansowany zespół. Nieregularność starej gwardii (Busquets, Messi, Jordi Alba) miesza się z impetem młodych ludzi, takich jak Pedri czy Fati. Krytykowany Busquets nie pasuje do systemu 4-2-3-1 z dwoma “szóstkami” i przy Frenkiem de Jongu wygląda jak satyra piłkarza sprzed lat. Fani “Barcy” zachodzą w głowę, dlaczego Miralem Pjanić pozostaje opcją rezerwową.
W zespole nadal są zawodnicy, którzy w normalnej sytuacji nie mieliby czego szukać na Camp Nou. Martin Braithwaite będzie przez długie miesiące kojarzył się z nieudolnością byłego dyrektora sportowego Erica Abidala w styczniowym polowaniu na zastępcę Suareza. Tak samo jak bramkarz Neto jest symbolem doraźnego ratowania finansów, bo nie ma na świecie wariata, który wierzy, że wymiana Jaspera Cillessena na niego miała charakter sportowy. Junior Firpo i Samuel Umtiti to z kolei znaki rozpoznawcze całkowicie chybionego systemu scoutingowego i tego, że testy medyczne są najwyraźniej tylko fikcją.
Bez prezydenta po rezygnacji Bartomeu, bez terminów wyborów ze względu na drugą falę koronawirusa, z klubem na skraju bankructwa i komisją zarządzającą zmuszoną do obniżania zawodnikom wynagrodzeń, piłkarze Koemana próbują zaprzeczyć tezom, że kierownictwo spisało ten sezon na straty. Albo że grają jedynie na przetrwanie trudnych czasów. Na razie nie dostarczają argumentów, by twierdzić inaczej.

Przeczytaj również