Biało-czerwoni wygrani i przegrani MŚ. "Wreszcie był ważnym elementem kadry. Trochę się naczekał"

Biało-czerwoni wygrani i przegrani MŚ. "Wreszcie był ważnym elementem kadry. Trochę się naczekał"
Foto ANP/SIPA USA/PressFocus
Mimo dobrego wyniku, jakim był awans do 1/8 finału mundialu, nie wszyscy polscy piłkarze zaliczą ten turniej do udanych. Nie brakowało pozytywów, jednak nie każdy “dźwignął” te mistrzostwa. Oto wygrani i przegrani katarskiej przygody.
Gdyby ktoś przed rozpoczęciem mundialu zaproponował polskiemu kibicowi zagranie na zero z tyłu z Meksykiem i Arabią, niską porażkę z Argentyną oraz wyjście z grupy, polski kibic przyjąłby to bez mrugnięcia okiem. A gdyby jako bonus zaoferowano kibicowi ofiarny, niezły piłkarsko i emocjonujący bój w 1/8 finału z Francją, ręce pewnie same złożyłyby się do oklasków.
Dalsza część tekstu pod wideo
Suche wyniki i fakty to jednak tylko część obrazu polskiej drużyny na mundialu. W tle sukcesu, bo tak trzeba nazwać awans do fazy pucharowej, unoszą się opary koszmarnego stylu z rozgrywek grupowych, niewykorzystanych szans, momentami napiętej atmosfery i finału bez happy-endu w postaci mocnych wypowiedzi reprezentantów na temat planu gry na ten turniej oraz afery “premiowej”.
Można jednak odnieść wrażenie, że w dyskusji na temat występu Polski w Katarze zbyt dużo miejsca poświęca się selekcjonerowi, a zbyt mało poszczególnym piłkarzom. Koniec końców to oni przecież wychodzili na boisko. To wielu z nich miało nogi z waty przeciwko Meksykowi, wielu popełniało proste błędy. Wybory trenera to tylko jedna strona medalu.
Zostawmy na moment podział pieniędzy, przyszłość Czesława Michniewicza, wypowiedzi Roberta Lewandowskiego i lawinę komentarzy ze strony ekspertów i pseudoekspertów. Spójrzmy na cztery mundialowe występy “Biało-czerwonych” z perspektywy sportowej. Oto wygrani i przegrani mistrzostw świata w reprezentacji Polski.

Wygrani

Wojciech Szczęsny

Brakowało słów, by określić, jak fantastyczne występy serwował nam Wojciech Szczęsny na tym mundialu. Golkiper Juventusu spisywał się wybornie. Z Arabią i Argentyną był spektakularny. Z Meksykiem kapitalnie wyjął instynktowną główkę Martina. Z Francją nie miał wiele do powiedzenia. To na jego plecach reprezentacja Polski wdarła się do fazy pucharowej. Szczęsny wreszcie zanotował udany, duży turniej. Pokazał bramkarski kunszt i przekonał chyba największych swoich krytyków. Najlepszy zawodnik kadry w Katarze. Niesamowita forma. Wygrany przez wielkie “W”. Po prostu numer jeden.

Bartosz Bereszyński

Mogliśmy mieć słuszne obawy o formę Bartosza Bereszyńskiego, dla którego ostatni czas w reprezentacji był raczej kiepski. Co więcej, “Bereś” w tym sezonie klubowym dostosował się poziomem do marazmu, w jaki popadła gnijąca w strefie spadkowej Serie A Sampdoria. Z orzełkiem na piersi jednak nie zawiódł. W sparingu z Chile dał sygnał, że jest w stanie prezentować poziom z marcowego barażu przeciwko Szwecji. A następnie “dźwignął” ten turniej. Mimo gry na lewej obronie. Mimo gry z kontuzją. Mimo trudnych rywali naprzeciw. Zapewnił sporo znakomitych interwencji w defensywie. Mądre i odpowiedzialne występy Bereszyńskiego, nawet do przodu było całkiem nieźle, szczególnie z Francją.

Kamil Glik

Glik stanowił jeszcze większą zagadkę niż Bereszyński. Od października rozegrał zaledwie jedno spotkanie ligowe. Leczył kontuzję. Nie dało się przewidzieć, czy przywiezie do Kataru właściwą dyspozycję. On jednak spisał się co najmniej nieźle. Oczywiście, taktyka zaproponowana przez selekcjonera na rozgrywki grupowe nie mogła być lepsza dla piłkarza Benevento. W niskiej obronie, gdzie co chwilę są wybicia, pojedynki na ziemi i w powietrzu, dalekie granie do przodu, Glik odnajduje się najlepiej. Może tym samym przypudrować największe mankamenty. I to się generalnie udało.
Z Francją weteran zagrał najsłabszy mecz, brał udział przy stracie bramek. Pokazał jednak, że nie wolno go całkowicie skreślać. Oczywiście, przy chęci zmiany sposobu gry kadry, trudno sobie wyobrazić dalszą obecność Glika w podstawowej jedenastce. Stoper może być jednak ważnym elementem tego zespołu nawet w roli “zadaniowca”, zmiennika, który wejdzie do gry, gdy będzie tego wymagała potrzeba, gdy przyda się zaufany żołnierz gotowy do wejścia w określonej chwili.

Przemysław Frankowski

Zaczął jako rezerwowy, ale szybko przekonał do siebie Czesława Michniewicza. Nie rozegrał jakiegoś wielkiego turnieju, lecz możemy postawić przy jego nazwisku plusik. Za harówkę wzdłuż i wszerz boiska. Za dużą pracę w defensywie, sporo odbiorów, wybieganie. Frankowski okazał się piłkarzem bardzo pożytecznym dla zespołu. A przy tym, nie zapomnijmy, wykreował pierwszą bramkę Polski na tych mistrzostwach. Mógł też mieć asystę, gdyby Arkadiusz Milik nie uderzył z Arabią w poprzeczkę. Zawodnik Lens wreszcie stał się ważnym elementem kadry. Trochę się na to naczekał.

Jakub Kamiński

Podobna sytuacja jak u Frankowskiego. “Kamyk” nie był w Katarze wybitny. Wybił się jednak ponad przeciętność.
Mimo dość słabego startu turnieju przeciwko Meksykowi, z każdym kolejnym spotkaniem wyglądał lepiej. Dał dobrą zmianę z Arabią. Imponował odwagą, dryblingiem i dynamiką z Francją. Nie pękał przed silniejszymi rywalami, zasuwał w defensywie. Pokazał, że mimo bycia najmłodszym kadrowiczem na tych mistrzostwach, potrafi być cennym ogniwem drużyny. Do niego należy przyszłość. Warto mu kibicować i w reprezentacji, i w klubie, gdzie dość szybko stał się podstawowym zawodnikiem Wolfsburga.

Przegrani

Robert Lewandowski

Dwa upragnione, mundialowe gole. To się Robertowi Lewandowskiemu udało. Ale nie da się powiedzieć, że był to dobry turniej w wykonaniu kapitana reprezentacji Polski. Męczył się w grupie. Zaczął od słabego rzutu karnego z Meksykiem. I być może to w nim długo siedziało, bo nawet z Arabią, kiedy to dał bramkę i asystę, nie wyglądał na piłkarza w optymalnej formie. Z Argentyną niemiłosiernie cierpiał, z Francją doczekał się pozytywnej gry całej drużyny, tyle że sam raczej zawiódł. Z 11. metra trafił na raty. Przegrywał pojedynki, tracił piłki. Nie była to najlepsza wersja “Lewego”, nawet jeśli całkowicie przyjmujemy jego argumentację o braku radości z antyfutbolu kadry.

Krystian Bielik

Reprezentacja długo czekała na zdrowego Bielika. I w końcu się doczekała, bo pomocnik Birmingham przyjechał na mundial po dwóch miesiącach regularnej gry, z dobrymi recenzjami występów w Anglii. Miał być odświeżeniem drugiej linii względem przewidywalnego Grzegorza Krychowiaka, nowoczesną “szóstką”, silną fizycznie i z piłką przy nodze. Szału jednak nie zrobił. Kadry nie zbawił. Dał niezłą zmianę z Meksykiem, przyzwoicie (mimo sprokurowania rzutu karnego) szło mu z Arabią, ale już przeciwko Argentynie wyglądał bardzo blado. Zaś z Francją jako zmiennik dał się zapamiętać z dramatycznie wolnego powrotu przy kontrze rywali zakończonej golem na 0:2. Bielik pewnie da jeszcze tej reprezentacji sporo dobrego. Mistrzostwa świata nie były jednak w jego wykonaniu zbyt udane.

Nicola Zalewski

Osoby na co dzień uważnie śledzące włoską ligę alarmowały, że Nicola Zalewski nie przyjedzie na mundial w optymalnej formie, mimo regularnej gry w Romie. I faktycznie, było to widać w każdym ruchu młodego skrzydłowego na boisku. Czesław Michniewicz mu zaufał, dał szansę gry z Meksykiem, ale szybko wycofał się z tego pomysłu. Zalewski sprawiał wrażenie przestraszonego, nerwowego. Grał chaotycznie, niestety właściwie nic mu nie wychodziło. Nie szło ani w defensywie, ani w ofensywie. Z Francją było podobnie. W roli zmiennika 20-latek notował proste straty, nie wspierał Matty’ego Casha, znów się chyba “spalił”. Ta kadra będzie jeszcze miała z Nicoli pożytek, pamiętajmy, że dopiero minął mu rok w seniorskiej piłce. Mistrzostwa jednak do zapomnienia.

Jan Bednarek

Filar obrony reprezentacji Polski w ostatnich latach. Grywał właściwie wszystko. MŚ 2018, EURO 2020, Liga Narodów, eliminacje, sparingi. Z podstawowego składu na Katar wypadł rzutem na taśmę. Przyjechał nieprzygotowany do gry, jako rezerwowy Aston Villi. Selekcjoner dał mu szansę z Chile, ale brak ogrania i dynamiki był u obrońcy widoczny. Stąd Czesław Michniewicz, decydując się na taktykę z dwójką stoperów, kogoś musiał odstawić. I odstawił Bednarka, dla którego ledwie kilka symbolicznych minut na turnieju to duża porażka.

Karol Świderski

Wydawało się, że to właśnie Karol Świderski był numerem dwa w hierarchii reprezentacyjnego ataku. Świetnie współpracował z Robertem Lewandowskim, gdy mieli okazję grać razem. Należał do ścisłego grona najlepszych zawodników kadry w ostatnich kilkunastu miesiącach. Zrobił mnóstwo dobrego, strzelał ważne bramki. Tymczasem na mundialu dostał ledwie 45 minut z Argentyną, kiedy to biało-czerwona ofensywa właściwie nie istniała. Pobiegał, powalczył, niewiele wskórał. I tyle, zjazd do bazy. W roli dżokera selekcjoner chętniej stawiał na Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka. To mimo wszystko spore zaskoczenie. Ciekawe, co by było, gdyby Świderski nie zakończył sezonu ligowego w połowie października. Ma czego żałować.
***
Patrząc na to, co dzieje się wokół reprezentacji po odpadnięciu z turnieju, pozwolę sobie stwierdzić, że największym przegranym mistrzostw jest polska piłka. Jakbyśmy znów cofnęli się dwie lub trzy dekady wstecz.

Przeczytaj również