Bił rekord transferowy Manchesteru City, potem zatracił się w imprezach z Ronaldinho. “Chciałem pić do rana”

Bił rekord transferowy Manchesteru City, potem zatracił się w imprezach z Ronaldinho. “Chciałem pić do rana”
screen / YouTube
Pierwszy raz mogliśmy zobaczyć go w akcji, gdy młodzieżowa reprezentacja Polski sensacyjnie wygrywała z Brazylią na mistrzostwach świata w Kanadzie. Później przez kilka lat zapowiadał się w Europie na piłkarza wysokiej klasy. Z rodakiem, Vagnerem Love, tworzył w CSKA Moskwa zabójczy duet. Jako 21-latek trafiał do Manchesteru CIty, a “Obywatele” bili dla niego ówczesny rekord transferowy. Później jednak kariera Brazylijczyka o przydomku Jo przestała być usłana różami.
30 czerwca 2007 roku. Mundial do lat 20 w Kanadzie. Reprezentacja Polski rozpoczyna zmagania od meczu z Brazylią. Wśród “Canarinhos” za zdobywanie bramek ma odpowiadać João Alves de Assis Silva, czyli po prostu Jo. Już wtedy, od kilkunastu miesięcy, napastnik rosyjskiego CSKA Moskwa. My liczymy na Dawida Janczyka. Nasz snajper na tle rywali z Ameryki Południowej jeszcze nie błyszczy, ale później rozgrywa świetny turniej. Strzela z USA, Koreą Południową i Argentyną. W efekcie Legię Warszawa zamienia na… CSKA.
Dalsza część tekstu pod wideo
Drogi obu napastników szybko spotkały się więc ponownie. Janczyk grał jednak niewiele, bo prym w ataku ekipy ze stolicy Rosji wiódł brazylijski duet Jo - Vagner Love. Przyjaciele. Na boisku i poza nim. Razem lubili imprezować, ale razem prowadzili też CSKA do sukcesów. Jo w ciągu dwóch i pół roku strzelił dla klubu 44 gole w 77 meczach. Zadebiutował też w reprezentacji. Nic dziwnego, że w mocniejszych ligach zaczęli mu się przyglądać. Atuty? Nie tylko smykałka do zdobywania bramek, ale i młody wiek.

Rekord transferowy

Po Brazylijczyka latem 2008 roku zgłosił się Manchester City. Wtedy jeszcze nie tak potężny jak dziś. Będący tuż przed zmianą właścicielską. Jo kosztował “Obywateli” 24 mln euro. W tamtym momencie był to najdroższy transfer w historii klubu. Wydawało się, że snajper z Kraju Kawy będzie pewniakiem do gry. Przecież na byle kogo nie wykłada się tak grubej kasy. Pech chciał, że chwilę po jego przyjściu klub z rąk byłego prezydenta Tajlandii, Thaksina Shinawatry trafił do Abu Dhabi United Group for Development and Investment.
Dla samego Manchesteru City był to moment przełomowy. Odkręcono kurek z pieniędzmi, a transferowy rekord Jo przestał być aktualny po kilku miesiącach, bo za 43 mln sprowadzono Robinho. Sytuacja byłego napastnika CSKA szybko się więc skomplikowała.
W pierwszej części sezonu Jo dostał jeszcze trochę szans. Zaliczył asystę z Sunderlandem, dołożył gola i decydujące podanie z Portsmouth. Później jednak nie tyle wypadł na ławkę, co często przestał się na nią łapać. W dodatku klub zimą sprowadził Craiga Bellamy’ego. Ratunkiem dla Jo miało być wypożyczenie do Evertonu.

Debiut marzeń

Na Goodison Park zaliczył start idealny. Ustrzelił dublet w starciu z Boltonem i wydawało się, że przypomniał sobie o znakomitej formie z czasów CSKA. Później nie było aż tak dobrze, ale bilans pięciu bramek w 12 meczach można uznać za przyzwoity. Jo został więc w Evertonie na kolejny sezon. Wtedy mocno obniżył jednak loty. Do grudnia strzelił tylko dwa gole, choć na wszystkich frontach rozegrał 22 mecze. O jego przyszłości nie przesądziły natomiast tylko kwestie sportowe. Brazylijczyk postanowił bowiem bez pytania o zgodę wylecieć na Boże Narodzenie do ojczyzny. Wtedy menedżer zespołu - David Moyes - skreślił go bez wahania.
Jo nie miał przyszłości w Evertonie. Nie miał też w Manchesterze City, który z okienka na okienko pompował coraz więcej pieniędzy we wzmacnianie kadry. “Obywatele” zdecydowali się wypożyczyć go jeszcze raz. Tym razem do Galatasaray. Jo spędził w Stambule pół sezonu. Nie zachwycił. W 15 meczach zdobył trzy bramki. I chociaż mało kto się tego wówczas spodziewał, epizodem w Turcji zamknął, raczej definitywnie, swój europejski rozdział kariery. Miał dopiero 24 lata. Postanowił jednak wrócić do Brazylii. Podpisał kontrakt z Internacionalem.

Życie po życiu

Znani piłkarze opuszczając Europę trochę znikają z radarów. Często zapominamy o ich istnieniu. Jasne, od czasu do czasu napływają informacje z Chin czy Ameryki Południowej, gdzie zazwyczaj na stare lata wracają z wojaży piłkarze o znanych nazwiskach. Jo wciąż był jednak bliżej początku niż końca kariery. Co więc wydarzyło się przez ostatnie dziesięć lat jego przygody z piłką?
  • W Internacionalu spędził tylko rok. Nie poszło mu zbyt dobrze. Strzelił trzy gole w 23 meczach,
  • Wówczas trafił do Atletico Mineiro. W końcu odnalazł niezłą formę. Z klubem przez trzy lata wygrał Copa Libertadores, Recopa Sudamericana i Puchar Brazylii. Żegnał się po 98 meczach, w których zdobył 28 bramek i zaliczył 18 asyst,
  • W międzyczasie zasłużył na powołanie do reprezentacji Brazylii. Zdobył dwie bramki w zwycięskim Pucharze Konfederacji. Wystąpił też w trzech meczach na brazylijskim mundialu. Do dziś były to jego ostatnie spotkania rozegrane w barwach “Canarinhos”,
  • W 2015 roku postanowił zarobić trochę więcej pieniędzy i przeniósł się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W 13 meczach zdobył osiem bramek. Po pół roku parol zagięło na niego chińskie Jangsu FC,
  • W Azji radził sobie całkiem nieźle. Trafił do siatki 11 razy w 26 meczach. Dołożył też cztery asysty,
  • Zimą 2017 roku, po powrocie z Chin i kilku miesiącach na bezrobociu, został nowym zawodnikiem Corinthians. Złapał wówczas znakomitą formę. W rozgrywanym na przestrzeni 2017 roku sezonie strzelił 18 goli i jako król strzelców rozgrywek poprowadził zespół do mistrzostwa Brazylii. Został też wówczas wybrany najlepszym piłkarzem roku w Kraju Kawy,
  • Wtedy podjął jeszcze jedną próbę podbicia Azji. Tym razem za 11 mln euro sprowadziła go japońska Nagoya Grampus. Jo ponownie wywalczył nagrodę dla najlepszego strzelca ligi. Zdobył 24 bramki w 33 meczach pierwszego sezonu. W kolejnym dołożył jeszcze sześć trafień,
  • Latem 2020 roku wrócił do Corinthians, którego barwy reprezentuje do dziś. Od momentu powrotu strzelił 15 goli. Cztery z nich w bieżącym sezonie (za nami 11 kolejek). Póki co Jo jest najlepszym strzelcem swojego zespołu.

Z Janczykiem łączyło go nie tylko CSKA

Były kolega klubowy Jo, Dawid Janczyk, swoją karierę przegrał przez uzależnienie od alkoholu. Podobny problem miał w pewnym momencie także Brazylijczyk, który jednak wyszedł na prostą. To m.in. przez używki nie szło mu pod koniec przygody z Atletico Mineiro. Tam spotkał Ronaldinho, z którym łączyła go zawiła przyjaźń, oparta jednak głównie na zakrapianych imprezach.
- Niektórzy przyjaciele nie są już ze mną w kontakcie, ponieważ zmieniłem styl życia. Alkohol prowadzi do autodestrukcji - mówił Jo.
Jak przyznaje były gracz CSKA czy Manchesteru City, najgorszy moment przeżywał po nieudanym dla siebie mundialu w 2014 roku.
- Zacząłem pić, pić, pić i chciałem pić do rana. Wyszedłem rano i chciałem iść do innego baru - opowiadał.
Jo uporał się jednak z demonami. Po nieudanej końcówce pobytu w Atletico Mineiro odnalazł spokój i formę, o czym świadczą całkiem udane lata spędzone w Corinthians, Chinach, Japonii czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Pozostaje żałować, że nigdy nie spróbował już swoich sił w Europie. I raczej nie spróbuje. Dziś ma 34 lata i powoli, bo powoli, ale zbliża się do końca piłkarskiej kariery. Kariery pełnej zakrętów, ale ostatecznie jednak wyprowadzonej na prostą.

Przeczytaj również