Bild miesza, co z przyszłością Lewandowskiego w Bayernie? "Lepszego wyjścia nie ma"

Bild miesza, co z przyszłością Lewandowskiego? "Lepszego wyjścia nie ma"
Philippe Ruiz / Xinhua / PressFocus
Obecna umowa Roberta Lewandowskiego z Bayernem wygasa za niespełna półtora roku. I choć w mediach przewijają się informacje o możliwej sprzedaży “Lewego” już najbliższego lata, to obu stronom powinno zależeć, by przedłużyć tę współpracę o kolejne lata. Lepszego wyjścia nie ma.
Przyznam szczerze - siadając do komentowania meczu Kolonii z Bayernem nie wiedziałem, ile dokładnie goli Robert Lewandowski miał na koncie w Bundeslidze w tamtym momencie. Oczywiście miałem świadomość, że jest blisko 300, ale nie byłem pewien, czy to 295, czy może 296 albo 297. To zmienia się stanowczo za szybko, by być z tą liczbą na bieżąco przy każdej okazji. Jakoś tak zakodowałem sobie w głowie, że do przekroczenia kolejnej bariery Robert potrzebuje jeszcze z 2-3 spotkań. Sprawdziłem dokładną liczbę po tym, jak strzelił pierwszą bramkę. A kiedy zdobył trzecią, dotarło do mnie, że mam szczęście opowiadać ludziom oglądającym ten mecz o historycznej chwili. O przejściu polskiego piłkarza w nowy wymiar.
Dalsza część tekstu pod wideo
Piłkarzy, którzy w rozgrywkach czterech topowych lig w Europie na przestrzeni dziesiątek lat zdobywali 200 goli i więcej, jest kilkudziesięciu. Ale tych, którzy otworzyli trzecią setkę, można policzyć na palcach jednej ręki. W Anglii Jimmy Greaves, w Hiszpanii Leo Messi i Cristiano Ronaldo, no i w Niemczech Gerd Mueller oraz od niedawna Robert Lewandowski. Absolutny panteon gwiazd. Po samych nazwiskach widać, że skala tego, czego w meczu z Kolonią dokonał “Lewy”, jest potężna. Doczekaliśmy się w Polsce piłkarza unikatowego. Już nawet nie chcę wracać myślą do lat 90. czy do wczesnych lat dwutysięcznych, kiedy to cieszył nas każdy gol Andrzeja Juskowiaka w Sportingu, Maćka Żurawskiego w Celtiku czy Artura Wichniarka w Arminii, a mecze NEC Nijmegen z Andrzejem Niedzielanem oglądało się w niedzielę przy rosole niczym Familiadę. Ale tak, takie były realia. Myślę, że pokolenie kibiców urodzonych w końcówce lat 70. czy w 80., wciąż nie dowierza w to, co tydzień w tydzień serwuje na niemieckich boiskach kapitan polskiej reprezentacji. Młodsi być nie przeżywają aż takiego szoku, zwłaszcza ci, którzy zaczynali swoją przygodę z piłką zagraniczną od naszej trójki z Dortmundu.
W ostatnim czasie wiele pisze się w Niemczech o nowym kontrakcie Roberta. Celuje w tym zwłaszcza “Bild”, który szamocze się jak ryba w sieci. Jednego dnia Christian Falk puszcza w obieg, że jeśli na wiosnę klub i Pni Zahavi nie osiągną porozumienia, to jest wola po obu stronach, by Lewandowskiego sprzedać. Po paru dniach jednak podaje informację, że to niemal pewne, że ta umowa będzie przedłużona do 2025. W międzyczasie można było jeszcze przeczytać, że Bayern chce podpisać nowy kontrakt z Lewandowskim do 2024 na obecnych warunkach lub do 2025 przy obniżce gaży, a w środowym wydaniu “Sport Bilda”, że w zasadzie to nic nie jest jeszcze przesądzone.
Trudno odnaleźć się w tej paplaninie. Ja nie chcę zgadywać, czy Robert podpisze nowy kontrakt z Bayernem czy nie. Wolę spróbować uzasadnić, dlaczego obu stronom powinno zależeć na tym, by kontynuować tę współpracę.

Trzy silne argumenty

Obecna umowa wiąże Roberta z Bayernem do 2023. W bawarskim klubie regułą jest - a raczej do niedawna było - że piłkarzom powyżej trzydziestego roku życia oferuje się nowe umowy dłuższe o jeden rok. Ale reguły mają to do siebie, że czasem się je nagina. Tak było w przypadku Thomasa Muellera, który dostał dłuższy kontrakt mimo skończonych 30 lat i tak będzie też za chwilę u Manuela Neuera, który także dostanie do podpisu papier prolongujący jego związek z klubem o kolejne 2 sezony, czyli do 2025. Robert stanie na wiosnę przed podobnym wyborem. I wszystko będzie zależało tak naprawdę od niego. Jestem przekonany, że i dla niego Bayern zrobi odstępstwo od normy i zaoferuje mu co najmniej dwuletnią umowę. Czy Robert ją przyjmie?
Wiele zależy zapewne od jej warunków. Mówi się w kuluarach, że Lewy chciałby aż trzyletniej umowy. Ale być może jest to element negocjacyjny. Z jakichś oczekiwań trzeba będzie pewnie zejść, by uzyskać coś w zamian. Nie wyobrażam też sobie, by Bayern - wbrew temu, co sugerował “Bild” - zaproponował Lewandowskiemu obniżkę pensji w nowej umowie. To w zasadzie od razu przekreśliłoby szansę na osiągnięcie kompromisu. I nie chodzi tutaj wcale o pieniądze, a o pewne pryncypia i docenienie roli, jaką Robert odgrywa i odgrywał przez ostatnie lata w Bayernie. Bawarczykom nie powinno zależeć na tym, by pozbywać się Lewandowskiego już tego lata. Powodów, dla których powinni być zdeterminowani w walce o podpis “Lewego” jest kilka.
Po pierwsze - stabilizacja. Lewandowski nie daje żadnych powodów, by w niego wątpić. Nie zdradza żadnych oznak obniżki formy. Wręcz przeciwnie, jego osiągnięcia z każdym kolejnym rokiem są na coraz wyższym poziomie, a bieżący sezon i dwa poprzednie wręcz na kosmicznym. Nawet jeśli jego forma będzie z czasem spadała, to mówimy o piłkarzu, który na dziś strzela w Bundeslidze zdecydowanie więcej goli niż rozgrywa meczów. Trudno uwierzyć, by nagle z poziomu 40 bramek w sezonie spadł na poziom kilku czy nawet kilkunastu trafień. Ponadto, styl gry Bayernu sprawia, że wiek napastnika nie jest tak istotny. Bayern przez długie okresy meczu gra w ataku pozycyjnym przy głęboko cofniętym przeciwniku, Lewy nie musi wykonywać aż tak wielu sprintów, jak na przykład Haaland w BVB, nie musi zdobywać przestrzeni. Gra “dziewiątki” w Bayernie bazuje bardziej na technice, inteligencji boiskowej i sile fizycznej niż na tempie biegu i intensywności sprintów.
Po drugie - zdrowie. Robert praktycznie nie notuje urazów mięśniowych. Jest piłkarzem niezwykle świadomym swojego organizmu. Dba o siebie w najdrobniejszym szczególe. Dla odmiany, taki Erling Haaland, o którym mówi się, że miałby rzekomo zastąpić Lewandowskiego w Bayernie, tylko w tym sezonie zanotował trzy dość poważne kontuzje mięśniowe, a od grudnia 2020 było ich aż pięć. A dodajmy, że przecież trzeba by było jeszcze wyłożyć na niego potężne pieniądze. I to kolejny argument przemawiający za przedłużeniem umowy z “Lewym”. Nowy trzyletni kontrakt dla Polaka to mniej więcej równowartość samej klauzuli odstępnego za Norwega, bez uwzględnienia jego kilkudziesięciomilionowej pensji. A to, w dobie pandemii, kiedy zyski klubów są ograniczone, zwłaszcza przez nieobecność kibiców na stadionie (Bayern na każdym meczu bez kibiców traci blisko 4 mln € na samych biletach) może mieć dla klubu z Monachium kluczowe znaczenie. Bo to nie jest najlepszy okres na drogie inwestycje. Te można przesunąć na nieco spokojniejsze czasy.
Wreszcie po kolejne - rynek. Dusan Vlahović wybrał Juventus, a sytuację Haalanda opisuję wyżej (trzeba też wziąć pod uwagę jego pensję; nie wyobrażam sobie sytuacji, w której Bayern płaci Haalandowi na “dzień dobry” większą pensję, niż mają choćby Manuel Neuer czy Thomas Mueller). Kto jeszcze pozostaje na rynku? Zapewne kogoś by Bayern znalazł, ale nie dostanie żadnej gwarancji, że zainwestowane pieniądze zwrócą się w postaci goli. To byłby strzał w ciemno. Oczywiście, kiedyś będzie trzeba zaryzykować i wydać pieniądze na nowego napastnika. Ale nie ma potrzeby, by robić to już teraz. Tym bardziej, że mistrzowie Niemiec to specyficzny zespół. Nie każdy będzie tam funkcjonował na poziomie, jakiego się od niego oczekuje. Można podać wiele przykładów znakomitych graczy, których życie w monachijskiej szatni po prostu przerosło.

“Teraz to już nie warto”

A jak to może wyglądać z perspektywy Lewandowskiego? Kilka dni temu ktoś skomentował na moim Twitterze informację o możliwym letnim transferze “Lewego” słowami “Teraz to już nie warto”. No i coś w tym jest. Pomijając aspekt finansowy zakładam, że Robert ma jeszcze dwa piłkarskie cele w życiu - pierwszy to zdobycie Złotej Piłki, a drugi to pobicie rekordu wszech czasów Gerda Muellera i zostanie najlepszym strzelcem w historii Bundesligi. Jeśli chodzi o ten pierwszy cel - dlaczego miałby tego nie dokonać z Bayernem? Monachijczycy mają bardzo mocny zespół, są cały czas w gronie ścisłych faworytów do wygrania Ligi Mistrzów. Śmiem twierdzić, że gdyby to się udało, a Robert poparłby to osiągnięcie indywidualnymi rekordami, to tym drugim miejscem za ostatni rok na dobre wrył się do świadomości dziennikarzy oddających głosy na całym świecie i jego szanse na triumf w plebiscycie francuskiej gazety wcale nie byłyby małe. Czy w innym klubie miałby większe? Możliwe. Ale to nie takie proste. Transfer Lewandowskiego to potężne przedsięwzięcie. Wiele rzeczy musi zagrać, by doszedł on do skutku. A przykład Messiego w Paryżu pokazuje, że nawet najwięksi mogą mieć w nowym środowisku problemy, jakich byśmy się po nich nie spodziewali.
Ja natomiast mam gorącą nadzieję na to, że Robert zmierzy się w tym drugim celem. Zajmuję się Bundesligą od ponad 25 lat. Nigdy nie przypuszczałem, że doczekam kiedyś polskiego piłkarza, który będzie wymazywał z tabel kolejne rekordy Gerda Muellera, a więc postaci dla Niemców absolutnie kultowej. Te 366 goli, które Lewandowski mógłby strzelić w Bundeslidze, to jak dojście do końca gry komputerowej. To przejście w piłkarską nieśmiertelność. I patrząc na to, jak bardzo Robert wściekał się po meczu z Herthą na swój “pusty przebieg”, mam wiarę, że tak łatwo z tego rekordu nie zrezygnuje. “Teraz to już nie warto”.

Przeczytaj również