Nie czas na histerię. Zaufajmy Michniewiczowi. "Latamy od ściany do ściany"

Nie czas na histerię. Zaufajmy Michniewiczowi. "Latamy od ściany do ściany"
Marcin Karczewski/Pressfocus
Porażka 1:6 z Belgią była wstydliwym blamażem i największą kompromitacją reprezentacji Polski od słynnego 0:6 z Hiszpanią za Franciszka Smudy. Nie ma co jednak wędrować od jednej ściany do drugiej i nagle ciskać w kadrę i jej selekcjonera największe gromy. Krytykujmy, wytykajmy błędy, ale nie popadajmy w histerię.
Gdy po upływie blisko godziny gry w Brukseli Kevin De Bruyne wyprowadził Belgię na prowadzenie, mało kto mógł się spodziewać, że zaraz gospodarze sprawią Polakom gigantyczne lanie. To jednak nastąpiło - Bartłomiej Drągowski raz po raz wyciągał piłkę z siatki, a dziury tworzone przez “Biało-czerwonych” na boisku mogłyby nawet zawstydzić te na polskich drogach. Polska dostała lanie, okrutną lekcję futbolu. Był to zimny prysznic na rozgrzane dobrym startem Czesława Michniewicza głowy. Ten wynik to blamaż. Bez cienia wątpliwości. Ale też nie da się zrozumieć, jak łatwo niektórzy przeszli od jednej ściany do drugiej, jeśli chodzi o ocenę umiejętności/potencjału reprezentacji i jej selekcjonera. Albo inaczej. Da się to zrozumieć, tyle że może tutaj też przyda się wylać kubeł lodowatej wody?
Dalsza część tekstu pod wideo

Od ściany do ściany

Aby było jasne - nie mam zamiaru bronić kadry po występie w Brukseli. Ostatnie trzydzieści minut bolało, boli też wynik. Drobne plusy zostały przykryte fatalnie wyglądającym i zasłużonym rezultatem. Belgowie wjeżdżali w naszą defensywę jak chcieli. To już jednak za nami. Jak słusznie zauważył TUTAJ mój redakcyjny kolega Radek Przybysz - istotne teraz, co zrobi sztab, jakie wyciągnie mityczne wnioski, czy skoryguje błędy taktyczne i personalne z środowej kompromitacji. Piłka leży po stronie Czesława Michniewicza i jego ludzi.
Michniewicza, który w 90 minut (a właściwie 30) przeszedł drogę od selekcjonerskiego “pewniaka” z doskonałym debiutem i obiecującymi perspektywami do trenera, którego właściwie już można by było zwolnić. Portal “WP Sportowe Fakty” opublikował sondę (ocenę samego faktu jej stworzenia pozostawiam bez komentarza) z pytaniem, czy Michniewicza należy pozbawić stanowiska. Wynik? Negatywny dla selekcjonera.
Czy to mnie zdziwi? Ani trochę. Lubimy latać od jednej ściany do drugiej. Ktoś dziś jest wychwalany pod niebiosa, jutro równany z ziemią. Pierwszy przykład z brzegu? Carlo Ancelotti, wyśmiewany po El Clasico i zamykający usta krytykom z dubletem w gablocie i cygarem w dłoni. Podobnie jest z Michniewiczem. Dopiero co obsypywano go brawami za Szwecję i chwalono za przytomne zmiany z Walią. A teraz zbiera cięgi. Oczywiście, krytyka zdecydowanie przystoi. Selekcjoner nie trafił z planem taktycznym na mecz, tym razem roszady taktyczne nie zaprocentowały. Popełnił błędy. Nie oznacza to jednak, że należy przekreślać sens jego obecności na tym stanowisku. Oczywiste? Najwyraźniej nie dla wszystkich.

Nie czas na histerię

Dajmy szansę podniesienia się po tej porażce. Zobaczmy, co Michniewicz wymyśli na Holandię, jak zagramy w rewanżu z Belgią, jakie będą personalia i koncepcja gry. Obdarzmy szkoleniowca zaufaniem, na które zapracował. Trwają przygotowania do mistrzostw świata, trener próbuje różnych rozwiązań. Niektóre wypalą, inne nie, zawalą też piłkarze. To, choć przykre i bolesne, szczególnie przy takim wyniku jak w Brukseli, ale częściowo wpisane w to ryzyko.
Osobną kwestią pozostaje zachowanie nadrzędnych “krytyków” (cudzysłów, bo obok konstruktywnej krytyki to nawet nie stało) Czesława Michniewicza, którzy po Szwecji i Walii dyskretnie chowali się za filarem, a wczoraj z wypiętą piersią dumnie wkroczyli na parkiet i uruchomili maszynę pogardy względem selekcjonera. Łatwo kopać (chwilowo) leżącego, prawda? “Błysnął” na przykład pan Marcin Borski, były sędzia ligowy i międzynarodowy, który w ramach przysłowia “nie pamiętał wół…” ochoczo robi za naczelnego recenzenta poczynań arbitrów na boiskach Ekstraklasy. Sezon się skończył, ale chociaż nielubiany trener się wywrócił, więc można było dać mu “kuksańca”. I tak to się kręci (tweeta pana Borskiego zobaczycie na jego koncie).
W dwóch najbliższych spotkaniach reprezentacji sprawdzimy zaś, na ile zakręcił się Czesław Michniewicz i jego zespół. Po mocnym ciosie w Brukseli odpowiednia reakcja jest kluczem do przyszłych sukcesów. To nie czas na histerię i walenie w kadrę jak w bęben. Dajmy jej szansę. Jak mawia trener Arsenalu Mikel Arteta:
Trust the process.
Przynajmniej na tę chwilę.

Przeczytaj również