Borussia wykorzysta kłopoty Bayernu? Jest jeden warunek. Tak może wyglądać nowy Dortmund Marco Rose

Borussia wykorzysta kłopoty Bayernu? Jest jeden warunek. Tak może wyglądać nowy Dortmund Marco Rose
Xinhua / PressFocus
- Mamy kadrę na zdobycie mistrzostwa i Pucharu Niemiec, a także na to, by daleko zajść w Lidze Mistrzów. Tylko musimy się nauczyć brzydkich zwycięstw - takimi słowami Marco Reus podzielił się ostatnio z fanami Borussii na konferencji prasowej. Z jednej strony to kolejny dowód na to, że w Dortmundzie nie mają większych problemów ze składaniem odważnych deklaracji. Z drugiej powód, by uważniej przyjrzeć się stanowi posiadania BVB.
Czy to rzeczywiście będzie ten sezon, w którym Bayern zejdzie z tronu? Czy podopieczni Marco Rosego faktycznie mają w rękach narzędzia, by sięgać w Niemczech po najwyższe laury?
Dalsza część tekstu pod wideo

Klucz do sukcesu? Mecze z najsłabszymi

Zacznijmy od liczb. Biorąc pod uwagę dziewięć ostatnich sezonów, a więc okres rządów Bayernu - nawet jeśli uwierzymy w słowa Reusa - sama dobra dyspozycja dortmundczyków to i tak może się okazać za mało. Właściwa forma BVB nie może nie iść w parze z kryzysem Bayernu. Najlepszy punktowo sezon Borussii w ostatniej dziewięciolatce (78 punktów w sezonie 2015/2016 za Thomasa Tuchela), to jednocześnie najgorszy punktowo wynik Bayernu (trzy razy w tym okresie). Mówiąc inaczej - Dortmund musi zagrać najlepszy sezon od 2012 roku, czyli od swojego ostatniego mistrzostwa, a Bayern pod wodzą Nagelsmanna całkowicie się pogubić i zagrać najgorszy sezon od 10 lat. Czy są na to szanse? Czy Borussia faktycznie ma najlepszą kadrę na przestrzeni tych wszystkich lat? Czy jest w stanie zdobyć w obu rundach po 40 punktów, czyli wygrać 12 z 17 meczów przy tylko jednej porażce?
Bundesliga stała się od jakiegoś czasu ligą trzech prędkości. Jest Bayern, potem idące już niemalże równym krokiem Borussia Dortmund i RB Lipsk, a dalej cała reszta. Oczywiście, hierarchia ta bywa od czasu do czasu naruszana - a to Lipsk, a to BVB lądują poniżej trzeciego miejsca - ale możliwości finansowe całej trójki i siły kadr pod względem jakościowym i ilościowym, znacząco przewyższają to, co mogą zaproponować ligowi rywale. Jeśli jesteś w trójce, droga na szczyt wydaje się być czymś oczywistym i relatywnie krótkim. Ale Bayern to inna półka, albo wręcz inna szafa, korzystając ze słów Roberta Gumnego. Aby go zaatakować, trzeba być absolutnie bezbłędnym. Nie wolno sobie pozwalać na straty punktów w meczach z drużynami z dołu tabeli, a to w ostatnim czasie było największą bolączką BVB.
Bayern, nawet kiedy mu nie idzie, potrafi takie mecze rozstrzygać na swoją korzyść. W meczu z drużynami z dolnej szóstki (13 - 18), monachijczycy stracili w minionym sezonie tylko cztery punkty, a BVB aż osiem. Rok wcześniej Bayern dwa, BVB siedem. W sezonie 2018/2019, kiedy to BVB była bardzo bliska tytułu, Bayern stracił w meczach z dołem tabeli osiem punktów, ale BVB straciła ich aż dziesięć. Przy różnicy dwóch punktów w tabeli na koniec sezonu, to właśnie był ten języczek u wagi.
Poprzednich sezonów już nawet nie ma co analizować, bo różnica punktowa na korzyść Bayernu była na koniec tabeli zbyt duża. W każdym razie - odkąd Bayern zdobywa hurtowo tytuły, Borussii ani razu w meczach z drużynami z miejsc 13 - 18 nie udało się zanotować lepszego bilansu punktowego. To są właśnie te “brzydkie zwycięstwa”, o których mówi Reus. To są mecze, które Bayern potrafi przepchnąć kolanem. I to są punkty, które w końcowym rozrachunku ważą najwięcej.

Im dalej w las, tym więcej grzybów

Aby zweryfikować słowa Reusa i przeanalizować kadrę, jaką Marco Rose będzie miał do dyspozycji, trzeba się najpierw zastanowić, jak Borussia będzie chciała grać. Były trener Gladbach jest niezwykle elastycznym trenerem, jeśli chodzi o ustawienie swojego zespołu. Zdarza mu się żonglować systemami taktycznymi w trakcie meczów, umie też korzystać z ustawień hybrydowych. Nie odżegnuje się od grania na trzech środkowych obrońców, zwłaszcza w meczach z silniejszymi rywalami. W dotychczasowych sparingach ustawiał drużynę w ustawieniu 1-4-3-3. Ale biorąc jednak pod uwagę jego preferencje z Salzburga, stan posiadania BVB na środku obrony (a Watzke mówi, że nie widzi konieczności kolejnych transferów w tej formacji), niewielką głębię na skrzydłach (zwłaszcza na prawej stronie) i pokaźne zasoby wśród środkowych pomocników, wygląda, że bazowym ustawieniem BVB w tym sezonie będzie system 1-4-4-2 z rombem w środku. Czyli popularny “diament”. W Gladbach Rose też próbował takiego ustawienia, ale dość szybko przeszedł na granie pełną szerokością boiska, czyli na system 1-4-2-3-1, w którym mógł pomieścić w składzie Marcusa Thurama, Alassane Pleę i Larsa Stindla.
No to teraz do kadry. W bramce Borussii nastąpi zmiana. Nowym pierwszym golkiperem zostanie Szwajcar Gregor Kobel, który ma za sobą całkiem udany sezon w Stuttgarcie.
Kibice BVB spodziewają się, że wniesie do drużyny trochę dodatkowej jakości między słupkami. Fani Borussii chcieliby w końcu widzieć tam kogoś, na kim można polegać, kto nie będzie przyprawiał ich o migotanie przedsionków przy każdej piłce lecącej w stronę siatki. I Kobel wpisuje się w ten profil. Nie jest to bramkarz nader spektakularny, ale niezwykle solidny. Popełnia znikomą ilość prostych błędów, a na dodatek ma świetne warunki fizyczne i długie ręce, dzięki którym naprawdę dobrze daje sobie radę na przedpolu. Z drugiej strony jednak, granie w Borussii różni się zasadniczo od grania w Stuttgarcie. Na bramkę VfB oddano w minionym sezonie 164 celne strzały, na bramkę BVB ponad 30 mniej, przy czym trzeba nimi obdzielić dwóch bramkarzy. Kobel miał więc zdecydowanie cześciej okazje do interwencji, musiał być czujny przez pełne 90 minut. W Dortmundzie bramkarz często ma maksymalnie dwie, trzy interwencje w meczu i to właśnie na ich podstawie jest rozliczany. A to zdecydowanie trudniejsze granie, bo kiedy popełni w takim meczu błąd, to może już nie mieć okazji do rehabilitacji. A każda taka pomyłka waży bardzo wiele w kontekście wyniku końcowego.
Ponadto Kobel raczej nie jest bramkarzem, który robi “coś ekstra”. Czasem faktycznie wyciągnie trudną piłkę, ale generalnie broni to, co powinien obronić, a wpuszcza to, co można wpuścić. Współczynnik PSxG+/- (pokazuje różnicę między współczynnikiem goli oczekiwanych przeciwko danej drużynie a liczbą straconych goli) wynosi w jego przypadku za miniony sezon -4,5, podczas gdy dla bramkarzy BVB -3,8. Różnica między nimi jest więc znikoma i to na niekorzyść Kobela. Co to oznacza? Zarówno Kobel jak i bramkarze BVB przepuścili w minionym sezonie więcej goli, niż wynikałoby to z jakości stworzonych przez przeciwników sytuacji. Dla porównania - Florian Mueller, reprezentujący w minionym sezonie SC Freiburg, a od nowego sezonu właśnie VfB Stuttgart, miał ten współczynnik na poziomie +3,1. W dużym skrócie i uproszczeniu - Kobel wpuścił w minionym sezonie ponad 4 gole więcej niż powinien, za to Mueller wybronił Freiburgowi ponad 3 gole. Oczywiście to tylko statystyka, nie można jej traktować jak wyrocznię, ale daje ona jakiś obraz jakości gry bramkarza za cały sezon. Powiedziałbym więc, że nawet jeśli z Kobelem w bramce BVB zyskuje nieco jakości względem poprzedniego sezonu (choć z przedstawionej wyżej statystyki to akurat nie wynika), ale nie jest to skok na tyle duży, by mówić o drastycznej poprawie.
Nie ma natomiast żadnych zmian na lewej obronie, ani poważniejszych na środku defensywny. Podstawowym duetem nadal będzie para Hummels - Akanji, o ile oczywiście ten pierwszy dojdzie szybko do siebie po problemach z kolanem, które ciągną się za nim już od minionego sezonu. Natomiast na prawej stronie pojawia się prawdziwy problem. Fatalny sezon ma za sobą Thomas Meunier, który w pewnym momencie spadł nawet na trzecie miejsce w hierarchii wśród prawych obrońców, za niedoświadczonego Mateo Moreya i kończącego karierę na międzynarodowym poziomie Łukasza Piszczka. Szansę pokazania się nowemu trenerowi ma otrzymać Marius Wolf, ale - podobnie jak i Meunier - jego zalety dotyczą przede wszystkim w grze ofensywnej. Zdecydowanie gorzej idzie im bronienie dostępu do własnej bramki (podobnie zresztą jak i grającemu po przeciwległej stronie Guerreiro).
Ponadto Wolf to przede wszystkim skrzydłowy, ewentualnie wahadłowy. Gra w czwórce z tyłu nigdy nie była jego silną stroną. Nie ma się co oszukiwać - prawa flanka defensywy to pięta achillesowa BVB i aż dziw bierze, że szefowie nie pomyśleli o tym, by rozejrzeć się na rynku za dodatkową opcją. Mamy jeszcze oczywiście Felixa Passlacka, który ciągle próbuje znaleźć sobie miejsce w piłce seniorskiej, ale na ten moment BVB jest na tej pozycji słabsza niż była w poprzednim sezonie. Tym bardziej, że nie wiadomo, kiedy Morey będzie mógł wrócić do treningów i gry. Może to się przeciągnąć nawet do końca nierozpoczętego jeszcze sezonu.

Malen > Sancho?

Druga linia także pozostaje bez zmian, ale to akurat nie dziwi, bo w tym sektorze boiska Borussia ma prawdziwy kłopot bogactwa. No i ma odpowiednich wykonawców do diamentu. Renesans formy przeżywał na wiosnę Mahmoud Dahoud, świetnie w swym pierwszym sezonie w Bundeslidze prezentował się Jude Bellingham. Dopełnieniem tego duetu mogą być w zależności od rywala Thomas Delaney, Emre Can czy wracający po kontuzji Axel Witsel. Na bocznych pozycjach próbowani są też Thorgan Hazard i Julian Brandt. Wyżej natomiast, na “dziesiątce”, grać będą zapewne Marco Reus lub Gio Reyna. Uważam, że jeśli w którejś formacji BVB rzeczywiście jest konkurencyjna względem Bayernu, to właśnie w drugiej linii. Zwłaszcza jeśli mówimy o głębi kadry i mnogości opcji, co na dystansie całego sezonu może odegrać niemałą rolę.
Równie dobrze Borussia wygląd na samej szpicy. Podstawowym partnerem Haalanda powinien zostać Donyell Malen, ale trudno dziś określić, czy będzie w stanie zapełnić dziurę po Sancho. Nie sposób odwołać się do statystyk, bo nijak nie da się porównać Eredivisie z Bundesligą. Faktem jest, że musi spróbować wejść w bardzo duże buty. W samej tylko Bundeslidze Anglik miał bezpośredni udział przy 20 bramkach (osiem sam strzelił, 12 dograł), rozgrywając nieco ponad 2000 minut, co oznacza, że średnio co 100 minut Malen musi zaliczyć w lidze gola lub asystę, by zrekompensować brak Jadona w składzie. Przed Holendrem potężne wyzwanie.
Opcjami z ławki będą na przykład wspomniany wcześniej Hazard czy młodziuteńki Youssoufa Moukoko, choć on, mimo zupełnie innych warunków niż Haaland, ma dość podobny styl gry do Norwega. Rzadko wkleja się linię obrony, woli poszukać przestrzeni między formacjami i stamtąd się napędzić.
Do słów Reusa trzeba więc podejść z lekkim dystansem. Kadra Dortmundu ma oczywiście sporo jakości (można by z przymrużeniem oka sparafrazować przysłowie i w kontekście BVB napisać, że im dalej w las, tym więcej grzybów), zwłaszcza w drugiej linii i w ataku, ale żeby zaatakować Bayern, nie możesz mieć słabych punktów. Borussia takie punkty ma, zwłaszcza w formacji defensywnej. Problemem w trakcie sezonu może się też okazać brak głębi na prawym skrzydle, zwłaszcza jeśli Rose będzie chciał zmienić strategię i poszukać szerokości w grze. Z drugiej strony patrząc - Bayern także ma swoje kłopoty. 10 z 11 miejsc w jedenastce można wymienić w ciemno, a opcji z ławki wcale tak wiele nie ma. Kadra monachijczyków na pewno nie jest silniejsza niż w poprzednich latach, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę dystans całego sezonu. Nagelsmann zostanie zmuszony do kreowania młodych piłkarzy, co będzie wpływało na jakość gry zespołu. Nie jest więc tak, że Bayern ma nienaruszalną pozycję. Można go podrażnić. Ale czy akurat Borussia będzie w stanie tego dokonać? Jest przecież jeszcze ten trzeci, o którym absolutnie nie wolno zapominać…

Przeczytaj również