Był ulubieńcem Michniewicza, od roku nie gra piłkę. "Jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania"

Był ulubieńcem Michniewicza, od roku nie gra piłkę. "Jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania"
Dziurek/Shutterstock
20 lutego minął rok od ataku epilepsji, którego Patryk Dziczek doznał w meczu Serie B. Wtedy też po raz ostatni grał w piłkę. Jeszcze niedawno Czesław Michniewicz widział go w pierwszej reprezentacji Polski. Dziś przyszłość pomocnika Lazio stoi pod znakiem zapytania.
To jeden z najważniejszych i najbardziej zaufanych ludzi Michniewicza. U niego zadebiutował w reprezentacji U21 i z miejsca stał się jej kluczowym piłkarzem. W eliminacjach młodzieżowego Euro 2019 ominął tylko jeden mecz. Na samym turnieju zagrał wszystkie trzy spotkania od początku do końca.
Dalsza część tekstu pod wideo
Potem, gdy większość jego starszych kolegów nie mogła już zacząć kolejnych eliminacji, urodzony w 1998 roku Dziczek pozostał w kadrze razem z Kamilem Grabarą, Kamilem Pestką, Karolem Filą czy Kamilem Jóźwiakiem. Strzelił jedynego gola w bardzo ważnym spotkaniu z Rosją we wrześniu 2020 roku.
- Daje nam spokój i pewność. Przerasta mądrością innych chłopaków, którzy dopiero wchodzą do zespołu. To widać w jego grze, jakie podejmuje decyzje, jak się ustawia, jak czyta grę. Przychodzi mu to w naturalny sposób. Ma bardzo dużo atutów. To inteligentny piłkarz. Uwielbiam z takim pracować - chwalił go wtedy Michniewicz.
Ówczesny selekcjoner "młodzieżówki" porównywał Dziczka do Andrei Pirlo i do Grzegorza Krychowiaka. Podkreślał, że bez niego drużyna nie radzi sobie tak dobrze (co potwierdziło się w październiku - bez pomocnika Salernitany kadra przegrała z Serbią i zremisowała z Bułgarią). Twierdził też, że były piłkarz Piasta Gliwice to główny kandydat, by lada dzień awansować do pierwszej reprezentacji, którą prowadził wtedy Jerzy Brzęczek.

"Nic niepokojącego"

Dziś młodzieżowiec sezonu 2018/19 w Ekstraklasie przekonuje się jak okrutny bywa piłkarski los. Michniewicz jest selekcjonerem dorosłej kadry, ale nie może powołać swojego ulubieńca, bo ten od roku nie gra w piłkę.
20 lutego 2021 roku, w meczu Salernitany z Ascoli, wypożyczony z Lazio zawodnik niespodziewanie stracił przytomność. Odzyskał ją po około 10 minutach i przytomny opuścił boisko z pomocą kolegów. Został odwieziony do szpitala.
- To był atak padaczki. We wrześniu zeszłego roku Dziczek miał ten sam epizod na treningu. Przyczyna nie została ustalona. Wykonano badania kardiologiczne i neurologiczne. Nie stwierdzono nic niepokojącego. Będziemy teraz prowadzić nową diagnostykę. Piłkarz znajduje się w szpitalu w Ascoli. Nie było zatrzymania akcji serca i nie użyto defibrylatora - powiedział lekarz Salernitany, Efifano D'Arrigo.
- Niektóre włoskie media podają, że Dziczek jeszcze przed dotarciem do kliniki w karetce miał mieć problemy z oddychaniem i był reanimowany - pisał portal eurosport.tvn24.pl.
Już trzy dni później Polak opuścił rzymską klinikę i wrócił do Salerno, gdzie przywitali go koledzy z drużyny, na czele z rodakami Pawłem Jaroszyńskim i Tomaszem Kupiszem. Nigdy więcej nie zagrał jednak w barwach "Granaty". Na koniec sezonu razem z zespołem cieszył się z awansu do Serie A, ale potem wrócił do Lazio Rzym, bo dobiegło końca jego dwuletnie wypożyczenie.

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

Salernitana nie zdecydowała się go wykupić, a w Lazio też nie mógł liczyć na grę. Na oficjalnej stronie Serie A nie jest nawet uwzględniony w kadrze stołecznego klubu. Nie został też zgłoszony do kadry na Ligę Europy.
- Od samego początku był na marginesie w Lazio i mało kto wiedział o jego istnieniu - mówi nam jeden z kibiców na bieżąco śledzących sytuację w klubie ze Stadio Olimpico.
Niejasna sytuacja zdrowotna na pewno nie pomaga. Po tragicznej śmierci Davide Astoriego, we Włoszech są bardzo wrażliwi na punkcie problemów sercowych u zawodników, nawet ukrytych. Lekarz, który wydał Astoriemu zgodę na zawodową grę w piłkę, mimo zaburzeń pracy rytmu serca, został niedawno skazany na więzienie w zawieszeniu.
Dlatego też w Serie A nie mogą grać zawodnicy z wszczepionymi rozrusznikami serca, co zmusiło do odejścia z Interu Mediolan Christiana Eriksena.
Serwis "LaLazioSiamoNoi.it", śledzący uważnie wszelkie wydarzenia w Lazio, ostatni raz wspominał o Dziczku we wrześniu. Pisano wtedy o jego możliwym powrocie do Salernitany. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by również w tym klubie zaryzykowano wystawienie zawodnika, który dwa razy w ciągu kilku miesięcy tracił przytomność.
Najgorsze, że do dziś nikt oficjalnie nie podał diagnozy - czy Polak rzeczywiście ma problemy natury kardiologicznej, czy to "tylko" epilepsja.

"To są poufne informacje"

Próbowałem skontaktować się z nim samym, bez skutku. Udało się natomiast dodzwonić do jego agenta, Bartłomieja Bolka, który powiedział tylko:
- Patryk ma ważny kontrakt z Lazio i tyle mogę powiedzieć. To są poufne informacje, sam pan rozumie, nie mówimy o kontuzji kolana czy kostki.
W sierpniu podcast "Kilka słów o Legii" informował, że Michniewicz chce ściągnąć swojego byłego podopiecznego do Warszawy.
- Wszystko wskazuje na to, że Dziczek będzie musiał szukać sobie nowego klubu. Ani Salernitana, ani Lazio nie chcą ryzykować i nie będą stawiać na piłkarza po ataku epilepsji, chociaż badania wykazują, że może on nadal grać profesjonalnie w piłkę nożną - podano.
Do transferu jednak nie doszło. Zapewne Michniewicz, jak nieraz wcześniej, nie zdołał przekonać do swoich racji szefów w Legii. A dwa miesiące później już tam nie pracował.
Od powrotu z Salernitany Patryk Dziczek nie publikował na Instagramie żadnych zdjęć z treningów, nie dzielił się też informacjami nt. stanu zdrowia. Pozostaje gorąco wierzyć, że po sezonie Lazio pozwoli mu rozwiązać kontrakt, który jest ważny aż do 2024 roku, i poszukać nowego miejsca pracy. Ten niezwykle utalentowany pomocnik 25 marca (dzień po meczu Rosja - Polska) skończy przecież dopiero 24 lata.

Przeczytaj również