Kane i Son czekają na Bale'a. Londyńskie trio kolejnym wielkim tercetem po "MSN" i "BBC"?

Kane i Son czekają na Bale'a. Londyńskie trio kolejnym wielkim tercetem po "MSN" i "BBC"?
Lukasz Laskowski / PressFocus
Son Heung-min, Harry Kane i Gareth Bale zaraz mogą po raz pierwszy zagrać wspólnie w wyjściowym składzie Tottenhamu. Współpraca dwóch pierwszych już zresztą rzuca na kolana ligowych rywali “Kogutów”. Pod okiem Jose Mourinho ma szansę wyrosnąć najlepszy piłkarski tercet na świecie.
- Nie wierzę w to! - krzyczał do mikrofonu komentator klubowej telewizji “Spurs TV”. - To niebywałe! Show Sona i Kane’a trwa! Współpraca tej pary jest dziś niesamowita!
Dalsza część tekstu pod wideo
Jak rzadko kiedy, emocje sportowego sprawozdawcy nie były tym razem przesadzone. Gdy miesiąc temu Son Heung-min po raz czwarty wpisywał się na listę strzelców w wyjazdowym spotkaniu Tottenhamu z Southampton, działa się historia. Nigdy wcześniej w dziejach Premier League żaden zawodnik nie zdobył w jednym meczu tylu bramek po podaniach tego samego partnera.

Jeden schemat

To było po prostu brutalne. Southampton prowadziło na St Mary’s Stadium 1:0, dopóki koreańsko-angielski duet nie wpadł w trans. Schemat był za każdym razem taki sam. Harry Kane cofał się po piłkę do linii pomocy lub zbiegał do jednego ze skrzydeł, po czym od razu, w pierwszym lub najpóźniej w drugim kontakcie z piłką, zagrywał do wybiegającego na wolne pole - za wysoko ustawioną linię obrony rywali - z głębi pola Sona. Koreańczyk przyjmował piłkę - dwa razy zagraną po ziemi, dwa razy po koźle - i wykańczał szybkie ataki zespołu - dwa razy prawą, dwa razy lewą nogą.
- Zgadzam się, że to Harry był dziś graczem meczu - powiedział po tamtym spotkaniu Son. - Strzelił gola i zaliczył cztery asysty. Czego więcej można oczekiwać? Z Harrym gramy razem już szósty sezon. Znamy się dobrze i wspólnie pracujemy, żeby zbudować jeszcze lepszą, wzajemną relację na i poza boiskiem. Nawet jeszcze lepszą niż dziś, bo nie jest jeszcze perfekcyjna. Ale będzie!
Koreańczyk ostrzegał. Jeżeli rywale myśleli, że popis Sona i Kane’a na południowym wybrzeżu Anglii był wyczynem jednorazowym, szybko przekonali się, że nic z tych rzeczy. Tak jak piłkarze Manchesteru United i West Hamu. Ci pierwsi odczuli na własnej skórze, że nie zna się dnia ani godziny, kiedy niesamowity duet znowu zaatakuje. Gdy na Old Trafford Harry Maguire sfaulował Kane’a daleko od własnej bramki, ostatnią rzeczą, jakiej mógł się spodziewać, było to, że ten od razu weźmie futbolówkę w ręce, położy ją na trawie i natychmiast zagra do, jakżeby inaczej, wybiegającego na wolne pole Sona. Końcowy efekt mógł być tylko jeden.
W poprzedniej kolejce Premier League obrońcy West Hamu odkryli z kolei, że jest niebezpiecznie nawet wtedy, kiedy Kane znajduje się przy piłce na własnej połowie boiska. Wystarczy, że przeciwnik pozwoli mu ją przyjąć, a następnie podnieść głowę - kapitan Tottenhamu błyskawicznie będzie wiedział, jak uruchomić swojego ulubionego partnera. Kilka sekund później Łukasz Fabiański mógł tylko obserwować piłkę zmierzającą do jego bramki.

Pogoń za najlepszymi

Nie jest jednak tak, że współpraca dwójki atakujących “Kogutów” ma charakter jednostronny. Podczas gdy Kane asystował od startu nowego sezonu przy sześciu trafieniach Sona, ten ostatni też zdążył się już odwdzięczyć trzema decydującymi podaniami. Harry ani razu nie obsłużył Koreańczyka zagraniem z obrębu pola karnego przeciwnika, za to Son notuje asysty przy bramkach zdobywanych przez partnera po krótkich podaniach: wewnątrz “szesnastki” (jak na Old Trafford) lub blisko niej (przeciwko West Hamowi). Raz - w meczu eliminacji Ligi Europy przeciwko macedońskiej Shkendiji - dośrodkował także piłkę z lewego skrzydła prosto na głowę Kane’a, który ze spokojem umieścił ją w siatce.
Jak dobre są liczby zabójczego duetu Tottenhamu? Kontekst można śmiało uznać za porażający. Pod koniec ubiegłego sezonu publikowaliśmy ranking pięciu najbardziej bramkostrzelnych par zawodników w pięciu najsilniejszych ligach Europy. Kombinacja piątego w tamtym zestawieniu duetu Luis Alberto-Ciro Immobile przyniosła Lazio osiem goli. Przez całe poprzednie rozgrywki! Son i Kane gonią już najbardziej bezlitosne dwójki piłkarzy na kontynencie: Roberta Lewandowskiego i Thomasa Muellera/Serge’a Gnabry’ego, Kyliana Mbappe i Neymara oraz Luisa Suareza i Leo Messiego.
Od kiedy reprezentant Korei Południowej przeprowadził się do północnego Londynu z Bayeru Leverkusen, nie ma w Premier League bardziej efektywnej pod względem bramkowym współpracy od tej na linii Son - Kane. Obaj stanowią już czwarty najbardziej bramkostrzelny duet w historii Premier League. Są o jedno trafienie za dwoma wielkimi parami tworzonymi przez, chronologicznie: Thierry’ego Henry’ego i Roberta Piresa z Arsenalu oraz Sergio Aguero i Davida Silvę z Manchesteru City. Jeżeli myślisz, że Jose Mourinho nigdy nie prowadził jeszcze tak znakomicie rozumiejącej się dwójki piłkarzy, jesteś jednak w błędzie. W tym rankingu prowadzą z niemałą przewagą Didier Drogba i Frank Lampard, którzy w barwach Chelsea w sumie aż 36 razy asystowali sobie wzajemnie przy golach.
Co ciekawe, na dalszych pozycjach w cytowanym zestawieniu znajdziemy dwa inne duety współtworzone przez Harry’ego Kane’a: z Christianem Eriksenem (23 bramki) i Dele Allim (21 trafień). W tamtych przypadkach to kapitan reprezentacji Anglii wcielał się oczywiście częściej w rolę strzelca, choć jego aktualny dorobek asyst nie powinien do końca zaskakiwać. Jeszcze jako gracz młodzieżowych kadr swojego kraju Kane występował przecież zarówno na pozycji środkowego pomocnika (reprezentacja do lat 19), jak i lekko cofniętego napastnika (kadra do lat 21, za plecami Danny’ego Ingsa). Umiejętność zagrywania prostopadłych podań nigdy nie była zatem mu obca.

Z duetu tercet?

Czy Son i Kane rzeczywiście mogą stać się jeszcze lepszym duetem? Na Tottenham Hotspur Stadium po cichu liczą, że jego rozwój przybierze pewnego rodzaju ewolucję, a z duetu zrobi się tercet. Skompletowany przez Garetha Bale’a.
Pierwsze pozytywne sygnały pojawiły się już w “drugim” debiucie Walijczyka w koszulce Spurs. Zanim Manuel Lanzini doprowadził do sensacyjnego wyrównania w doliczonym czasie gry ostatniego spotkania z West Hamem, to właśnie Bale mógł przypieczętować derbową wygraną Tottenhamu. Skrzydłowy z łatwością ograł Angelo Ogbonnę i przedarł się w pole karne przeciwnika, ale uderzył obok słupka bramki Łukasza Fabiańskiego. Kto wcześniej do niego zagrał? Nie kto inny jak kapitan zespołu.
Nie dość, że Son i Kane, to jeszcze Bale naprzeciwko? Obrońcom kolejnych rywali Tottenhamu doprawdy trudno pozazdrościć.

Przeczytaj również