Cezary Kulesza - prezes od zadań specjalnych. Jak rozwiąże sprawę Michniewicza?

Cezary Kulesza - prezes od zadań specjalnych. Jak rozwiąże sprawę Michniewicza?
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
W środę Cezary Kulesza obchodzi 60. urodziny. Wśród wielu prezentów dostał też taki, którego wolałby nigdy nie otwierać - artykuł Szymona Jadczaka przypominający o kontaktach Czesława Michniewicza z Ryszardem F., szefem piłkarskiej mafii ustawiającej mecze w Polsce. Co - jeśli w ogóle coś - z tym zrobi?
W tytule napisałem, że Kulesza to prezes od zadań specjalnych, bo rzeczywiście na jego kadencję, która nie trwa jeszcze nawet rok, zebrało się wiele wyzwań, w dużej mierze niespodziewanych i niełatwych do rozwiązania. Z większością, jak na razie, radził sobie dobrze.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pierwszą złą informację dostał w święta Bożego Narodzenia, gdy Paulo Sousa poinformował go, że chce opuścić reprezentację Polski przed barażami o mistrzostwa świata w Katarze. Pewnie z tego powodu specjalnie nie rozpaczał, bo od początku nie było mu po drodze ze "światowym" Portugalczykiem wybranym przez Zbigniewa Bońka. Nie tylko dlatego, że musiał z nim rozmawiać z pomocą tłumacza.
Nowy sternik PZPN obrócił całą sytuację na swoją korzyść - do mediów poszedł przekaz o wielkim odszkodowaniu wywalczonym przez związek za przedwczesne zerwanie kontraktu. "Siwy bajerant" wyleciał do Flamengo (niedługo potem wyleciał też z Flamengo), a u nas zaczęła się zdecydowanie za długa saga z wyborem nowego selekcjonera.
Ostatecznie, po różnych, sprzecznych sygnałach wypuszczanych do różnych "kumatych" dziennikarzy wybór padł nie na Fabio Cannavaro, nie na Andrija Szewczenkę, nie na Marcela Kollera, nie na Jana Urbana, ani nawet nie na Adama Nawałkę. W ostatniej chwili Kulesza postawił na Czesława Michniewicza. I to był jego pierwszy strzał w stopę.
Od strony sportowej ten wybór się oczywiście broni, bo Michniewicz poprowadził reprezentację do zwycięstwa ze Szwecją, z którą nie potrafiliśmy wygrać od dekad, i awansował z kadrą na mistrzostwa świata. Piłkarze go cenią, większość dziennikarzy i kibiców też.
Ale za selekcjonerem ciągnie się i zapewne będzie się ciągnęła do końca jego pracy z kadrą sprawa 711 połączeń z "Fryzjerem" z czasów, gdy Michniewicz był trenerem Lecha Poznań w ustawionych meczów. Oficjalnie nie usłyszał zarzutów, a dziś zasłania się niepamięcią, ale jego telefoniczna zażyłość z głową korupcyjnej ośmiornicy rodzi masę pytań.
W dniu oficjalnej prezentacji na stanowisku selekcjonera ani Michniewicz, ani Kulesza nie chcieli na nie odpowiadać. Byli zupełnie nieprzygotowani, tak jakby myśleli, że te pytania nie padną. A padły i to na samym początku.
- Skupmy się na meczu barażowym, a nie na kopaniu się po kostkach. A my dzisiaj będziemy urządzać wojenki i grillować trenera w mediach? To nie jest do niczego potrzebne! Mnie interesuje aspekt sportowy, a nie prokuratorski. Czesław Michniewicz nie był osobą oskarżoną. Tyle lat pracuje w zawodzie, pracował jako trener reprezentacji U21. Pan Czesław Michniewicz jest osobą niewinną. To mi wystarczy - próbował uciąć temat wyraźnie podenerwowany Kulesza.
Michniewicz też szybko dał się ponieść emocjom. Na pytanie Szymona Jadczaka o to, jak to jest prowadzić drużynę w sprzedanym meczu, odparł: - Pana wypowiedź nadaje się do prokuratury. I to Pan powinien być oskarżonym. Pan insynuuje, że uczestniczyłem w dwóch sprzedanych meczach. Nikt tego nie potwierdził. Pan stwierdza nieprawdę. Chcę skończyć ten temat raz na zawsze.
Ale temat nie chce skończyć z nim. "Ta sprawa ciągnie się za nim jak ogon za psem. Nie odklei się od niej, dopóki będzie selekcjonerem. Prezes Kulesza musiał o tym wiedzieć, a jednak w styczniu powierzył mu kadrę narodową. Pochopnie, bo nie miał żadnego pomysłu na rozbrojenie tykającej medialnej bomby" - pisze w "Przeglądzie Sportowym" Antoni Bugajski.
Na tamtej konferencji Kulesza mówił, że skupiamy się na "misji Rosja", bo to właśnie Sborna miała być naszym pierwszym rywalem w dwuetapowych barażach. Pod koniec lutego sytuacja diametralnie się zmieniła. Władimir Putin rozpoczął inwazję na Ukrainę, która trwa do dziś. A przed PZPN stanęło kolejne, pozasportowe wyzwanie. Razem z piłkarzami postanowił zbojkotować mecz z Rosją, namówił do tego pozostałych uczestników baraży i de facto postawił pod ścianą FIFA, która z bólem serca musiała zawiesić agresorów.
Następca Zbigniewa Bońka za swoją twardą postawę i wspieranie Ukrainy na różne sposoby zyskał w oczach opinii publicznej, a potem nastał dla niego chwilowy okres spokoju. Kadra awansowała na mundial, za co do związku wpłynęło ponad 10 milionów dolarów premii. Bardzo blisko współpracował z rządem, a większe fundusze dla związku znalazł też dzięki umowie z nowym sponsorem. Szybko rozwiązał też sprawę Macieja Rybusa, który zostając w Rosji zakończył sobie karierę reprezentacyjną.
I gdy już wydawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę, że mimo przeciętnych wyników w Lidze Narodów dla prezesa i selekcjonera nastał przyjemny okres wyczekiwania na mistrzostwa, a dla działaczy "działania" przed nowym sezonem Ekstraklasy, to "ten niedobry" Jadczak postanowił znowu poszukać odpowiedzi, których nie dostał na styczniowej konferencji.
Jego obszerny artykuł w WP Sportowych Faktach nie ujawnia nowych faktów czy zeznań nowych świadków, ale po pół roku przywraca do publicznej dyskusji temat 27 godzin rozmów Michniewicza z "Fryzjerem".
Teraz pytanie, co z tym zrobi Kulesza. Zapewne nic. Nabierze wody w usta tak jak to zrobił pół roku temu. Tak też wynika z odpowiedzi, jaką autor tekstu dostał z PZPN:
"Uprzejmie informujemy, że Polski Związek Piłki Nożnej nie zajmuje się komentowaniem tak treści artykułów prasowych formułowanych przez dziennikarzy, jak i zawartych w tych publikacjach tez. Polski Związek Piłki Nożnej nie komentuje także ustaleń niezależnej prokuratury, dokonywanych w zakresie jej właściwości".
Ale co tak naprawdę prezes miałby zrobić? Jedyne wyjście to zwolnienie Michniewicza, bo, jak rozumiem, to jest celem autora - opuszczenie publicznego stanowiska przez osobę o niejasnej przeszłości. Tak się oczywiście nie stanie. Michniewicz awansem na mundial zapracował na zaufanie Kuleszy, a prezes słynie z lojalności.
Potwierdził to zresztą w rozmowie z "Piłką Nożną": - Trener Michniewicz nigdy nie został skazany, nie miał nawet postawionych zarzutów. Pracuję w futbolu bardzo długo i wiem, że kluczowe dla jego oceny będą wyniki reprezentacji. Kropka.
Zresztą pod względem sportowym zwolnienie w takim momencie to byłby to totalny absurd. Taka decyzja też spotkałaby się z ogromną krytyką. Zwłaszcza kibiców, wśród których obecny selekcjoner cieszy się powszechną sympatią. Co do tego nie mam wątpliwości, bo widziałem dziesiątki jej przykładów.
Z perspektywy Kuleszy z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Może jedynie czekać na rzetelne, szczere wyjaśnienia ze strony Michniewicza, ale raczej się ich nie doczeka. Ewentualnie wystosować jakiś wspólny komunikat i odciąć się od tematu raz na zawsze. Albo raczej raz na jakiś czas, bo sprawa 711 połączeń będzie wracać. Przyćmi ją dopiero mundial.

Przeczytaj również