Chelsea Londyn. Maurizio Sarri na wylocie z klubu. Ale nie łudźmy się - zwolnienie Włocha nic nie zmieni!

Sarri na wylocie z Chelsea. Ale nie łudźmy się - zwolnienie Włocha nic nie zmieni!
Nafoto/Shutterstock
Ostatnie wyniki „The Blues” są powodem do zmartwień wszystkich osób związanych z klubem. Bardzo dobry start sezonu pozwalał sądzić, że Chelsea będzie walczyć o tytuł mistrzowski, a tymczasem wypadła już z miejsca gwarantującego grę w następnej edycji Ligi Mistrzów. Chociaż często jako winnego wskazuje się Maurizio Sarriego, sytuacja wydaje się o wiele bardziej skomplikowana.
Druzgocące porażki z Bournemouth (0:4) i Manchesterem City (0:6), a także odpadnięcie z FA Cup po spotkaniu z Manchesterem United wyraźnie rozzłościły fanów londyńskiej drużyny. Jeszcze trzy miesiące temu wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, aż tu nagle… coś się zacięło.
Dalsza część tekstu pod wideo
Najbardziej interesujące jest jednak to, że to nic nowego w klubie Romana Abramowicza. Ciągle pojawiają się te same problemy, a zawsze trudno zdiagnozować ich przyczynę. A może inaczej, trudno jest ustalić jedną konkretną.

„Sarriball” przestaje działać

Włoski taktyk jest wierny swojej filozofii, opierającej się na wymianie dużej liczby podań. Początkowo dawała ona świetne efekty. 19 meczów bez porażki na otwarcie kadencji nowego szkoleniowca rozbudziło apetyty kibiców. I trudno się dziwić.
Od tamtej pory jest już zdecydowanie gorzej. W 22 meczach zespół ze Stamford Bridge wygrał zaledwie 13 razy. Prawdziwym sygnałem alarmowym były jednak dopiero niedawne porażki.
Oczywiste było, że nie da się cały czas wygrywać, musi nadejść kryzys i drużyna zacznie się męczyć, nawet w konfrontacjach z teoretycznie słabszymi rywalami. Nie powinna jednak dawać się ograć w taki sposób, w jaki ostatnio jej się zdarza.
„Koncepcja tysiąca podań” Sarriego nie daje spodziewanych efektów. Wydaje się wręcz, że ligowi rywale Chelsea przyzwyczaili się do jej stylu gry i go rozgryźli. Bournemouth poradziło sobie zabójczymi kontrami, Manchester City z kolei w typowym dla siebie stylu nieustannie naciskał i wykorzystywał wszelkie, nawet najmniejsze błędy oponentów.
Na żadne z tych rozwiązań Włoch nie miał odpowiedzi. Brakowało mu planu B. Można odnieść wrażenie, że były menedżer Napoli uporczywie trzyma się tych samych rozwiązań i nie zamierza ich zmieniać.
To samo tyczy się decyzji personalnych. Fatalny w ostatnim czasie Marcos Alonso zawala bramkę za bramką, ale… wciąż gra. Na ławce siedzi Emerson Palmieri, który nie dostał nawet prawdziwej szansy od swojego rodaka, gdyż… jest niższy od swojego konkurenta do miejsca na lewej obronie. I nie, nie jest to mój wymysł. Trener sam stwierdził, że Alonso jest pierwszym wyborem z uwagi na średnią wzrostu zespołu.
To samo tyczy się ofensywy. Młody Callum Hudson-Odoi imponuje, gdy wybiega na boisko. Ciągle jednak jest tylko rezerwowym, a miejsce w składzie mają Pedro i Willian, którzy wydają się walczyć o miano najbardziej bezproduktywnych piłkarzy „Niebieskich”.

Szatnia Chelsea to wyzwanie

Jak wspomniałem na początku, nie można określić konkretnej przyczyny słabej postawy drużyny z Londynu. Dobrze widać, że pomysł Sarriego na grę przestał działać tak dobrze, jak miało to miejsce na początku sezonu, ale widać też inne problemy.
Wydawać się może, że piłkarze angielskiej drużyny stracili jakąkolwiek chęć do walki. Zupełnie jakby uszło z nich powietrze i stali się kompletnie apatyczni. Momentami widać, że po stracie jednej bramki podłamują się i nie naciskają na przeciwnika tak, jak wcześniej.
Czemu o tym piszę? Może i to lekka nadinterpretacja, ale widzę tutaj powtarzający się schemat. Przypominacie sobie, jak przygodę z klubem kończyli Jose Mourinho i Antonio Conte? Można wręcz stwierdzić, że obaj zostali zwolnieni przez piłkarzy.
Po prostu w pewnym momencie ich zespół złapał kryzys, ale nie tylko boiskowy, a także mentalny. Coś pękło, pojawiły się spory, niepotrzebne napięcia i krok po kroku poszczególni piłkarze przestawali dawać z siebie sto procent.
Oczywiście, przyczyny były różne. U Portugalczyka chodziło najpewniej o jego charakter, u poprzednika Sarriego wszystko zaczęło się sypać po wypchnięciu z klubu Diego Costy. Jest chyba zbyt wcześnie, aby stwierdzić, że tym razem obserwujemy coś podobnego, ale warto przyglądać się sytuacji.
Obecnie brak w szatni lidera. Nie ma „starej gwardii”, która była w stanie trzymać w ryzach pozostałych piłkarzy. Włoski szkoleniowiec wypowiadał się zresztą na ten temat.
- W tym momencie jest bardziej indywidualnym graczem niż liderem. Oczywiście, jest dla nas bardzo ważny, bo świetny z niego piłkarz. (…) Na tę chwilę jednak nie jest liderem. Świetnym piłkarzem, jednym z najlepszych na świecie – mówił o Hazardzie.
Kto więc ma pociągnąć drużynę w trudnych momentach? Nie ma osobowości, która da innym przykład, to nie ma i charakternej ekipy. A taka charakteryzowała Chelsea, która zdobywała mistrzostwo Anglii i wygrywała Champions League.
Chociaż brzmi to jak powtarzanie populizmów, naprawdę odnoszę wrażenie, że kadra „The Blues” zdominowana jest przez najemników, którzy wiedzą, jak wielką mają siłę przebicia. W końcu dwa razy pożegnali już swojego trenera.

Na najwyższych szczeblach też dzieje się źle

Problemy na Stamford Bridge dotyczą nie tylko spraw czysto sportowych, ale i administracyjnych. Działania zarządu klubu są momentami wręcz irracjonalne.
Zacznijmy od tego, że już od półtora roku nie ma w klubie dyrektora sportowego. Kto więc decyduje o transferach? Trener? Nie, to by było zbyt proste. Tymi sprawami zarządza przedstawicielka zarządu, Marina Granowskaja.
Czasem jej działania wyglądały lepiej, czasem gorzej. Conte na przykład często musiał być niezadowolony z jej działań. Widział Bakayoko jako alternatywę dla Maticia, który miał pozostać w klubie. Serba postanowiono jednak sprzedać.
Chciał w swojej drużynie Nainggolana, Cancelo i Alexa Sandro, a dostał Drinkwatera, Zappacostę i Emersona. Tak naprawdę nie miał żadnej chrapki na Barkleya. Władze klubu nie zawsze współpracują ze szkoleniowcami, którzy są potem odpowiedzialni za wyniki.
A oczekiwania w stosunku do nich, jak zawsze, są wysokie. Gra ma być efektowna, wyniki świetne, a do tego szanse mają dostawać młodzi piłkarze. Powiedzmy sobie szczerze, czy to jest możliwe do zrealizowania, zwłaszcza przy temperamencie Abramowicza?
Tak naprawdę żaden szkoleniowiec nie może liczyć na kredyt zaufania. Cierpliwość zarządu bardzo łatwo nadwyrężyć, a słabszy sezon jest równoznaczny z pożegnaniem. Jak tu więc szansę ma dostać Hudson-Odoi czy Loftus-Cheek? To tylko niepotrzebne ryzyko.
Brak spójnej polityki i długofalowego planu oraz przerost ambicji sprawiają, że czołówka ligowej tabeli ucieka Chelsea. Wystarczy tylko spojrzeć, gdzie dwa lata temu byli „The Blues”, a gdzie City.
Na Etihad mają ogromne pieniądze, ale i filozofię, którą wprowadził Guardiola i której podporządkowano wszelkie działania w klubie, w tym również szkolenie młodzieży. Tak zarządza się w piłce nożnej. Podejście „liczy się tu i teraz, reszta sama się ustabilizuje” nie może dać dobrych efektów.
Klub funkcjonuje jako całość. Zarząd, trener i piłkarze muszą współpracować, aby dać kibicom jak najwięcej radości. Dlatego zwolnienie Sarriego nie sprawi nagle, że Chelsea wróci na dobre tory.
Oczywiście, mogą pojawić się krótkoterminowe efekty, ale prędzej czy później wrócą te same kłopoty. Tak, jak w każdym poprzednim przypadku.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również