Chłopak znikąd, który może być warty kilkadziesiąt milionów. Lepsi od niego są tylko Mbappe i Haaland

Chłopak znikąd, który może być warty kilkadziesiąt milionów. Lepsi od niego są tylko Mbappe i Haaland
Joachim Bywaletz / PressFocus
Mało który piłkarz robi ostatnio taką furorę w Bundeslidze jak Silas Wamangituka. Zawodnik Stuttgartu jest odkryciem tego sezonu i wykręca fantastyczne liczby goli i asyst. Nikt nie powinien być zdziwiony, jeśli niedługo będzie bohaterem głośnego, wielomilionowego transferu.
Minęła ledwie ponad 1/3 sezonu Bundesligi, a debiutujący w niej Silas Wamangituka ma już na koncie siedem zdobytych bramek i trzy asysty w barwach rewelacyjnego na początku rozgrywek Stuttgartu. Spośród zawodników poniżej 23. roku życia występujących w pięciu największych ligach w Europie jeszcze lepszymi liczbami mogą pochwalić się obecnie wyłącznie Kylian Mbappe (11 goli, 4 asysty) i Erling Haaland (12 goli, 2 asysty). Można pokusić się zatem o stwierdzenie, że to gracz Stuttgartu jest jak na razie największym odkryciem tego sezonu na Starym Kontynencie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wyrwany z ulicy

To historia, jakich w futbolu coraz mniej.
- Był dzieckiem ulicy, pozbawionym środków do życia - wspominał nastoletniego piłkarza przed dwoma laty na łamach dziennika “Le Parisien” kontrowersyjny agent piłkarski, Olivier Belesi, do którego wrócimy również w dalszej części tego artykułu. Silas Wamangituka dorastał w stolicy Demokratycznej Republiki Konga, Kinszasie. Pochodzi z rodziny, której bieda mocno zajrzała w oczy.
- Mój ojciec jest urzędnikiem, ale od kilku miesięcy mu nie płacą - opowiadał sam zawodnik we wrześniu 2018 roku. - Moja mama pracuje jako kasjerka. Mam trzy siostry. Nasze życie było trochę skomplikowane. Jak wielu w Afryce, mam obowiązek odnieść sukces, żeby pomóc mojej rodzinie.
Młodego Silasa wypatrzono w wieku 12 lat. Dołączył do Akademii Black Mountain Sport, założonej przez byłego reprezentanta Francji, Nicolasa Anelkę. Wcześniej grał w piłkę nigdzie indziej jak na ulicy.
- Było ciężko - nie ukrywał po latach. - Wszyscy walczyli, żeby zostać dostrzeżonym i się stamtąd wyrwać. Ja miałem to szczęście.
Wamangituka miał występować przez kilka lat w powiązanym z Akademią Black Mountain Sport klubie Olympic Matete. W jego talent najmocniej uwierzył Belesi, z zawodu prawnik.
- Jest niesamowicie szybki, silny i dobry technicznie - wymieniał atuty piłkarza jego agent i równocześnie “drugi ojciec”, o czym więcej także trochę niżej. - Co więcej, jest skromny i pełen szacunku.
To Belesi załatwił Wamangituce transfer do Francji. Początkowo zawodnik miał nawet wylądować w szkółce występującego na poziomie Ligue 1 Montpellier. Ostatecznie trafił jednak do grającego na poziomie piątej klasy rozgrywkowej Ales. Silas zdążył rozegrać sześć meczów i strzelić nawet jednego gola w dorosłym futbolu, zanim jego agent znalazł dla niego miejsce w stołecznym Paris FC. Młokosa sprawdzono w zespole rezerw, po czym natychmiast przeniesiono do pierwszej drużyny. Od razu podpisał też zawodowy kontrakt na poziomie Ligue 2.
Grając jako napastnik, sezon 2018/19 zakończył z dorobkiem 11 zdobytych bramek, a jego drużyna o mały włos nie awansowała do francuskiej elity. Obserwowali go skauci Liverpoolu czy Barcelony. Był łączony z transferem do Rennes, Celtiku czy Schalke. Latem ubiegłego roku Wamangituka nieoczekiwanie podpisał jednak umowę z VfB Stuttgart. Ówczesny padkowicz z Bundesligi zapłacił za nastoletniego jeszcze piłkarza, bagatela, osiem milionów euro. Na zapleczu niemieckiej ekstraklasy Silas strzelił w ubiegłych rozgrywkach osiem goli, tym razem awansując już z zespołem do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Czy to on?

Silas Wamangituka pokonał drogę z piątej klasy rozgrywkowej we Francji do niemieckiej Bundesligi w zaledwie 2,5 roku. Mylisz się jednak, jeśli myślisz, że w tym okresie wszystko poszło u niego “jak z płatka”.
- W porównaniu do Kinszasy, zmiana była brutalna - przyznał zawodnik podczas pierwszych miesięcy w Europie. - Nie myślę jednak o rozłące. Muszę zacisnąć zęby i “zasuwać”. W Ales miałem wiele do udowodnienia, ponieważ wielu we mnie nie wierzyło.
Wielu, ale nie Olivier Belesi. Do tego stopnia, że kiedy Wamangitucę dano szansę w Paryżu, mieszkający na przedmieściach francuskiej stolicy agent, prywatnie ojciec trójki małych dzieci, przygarnął utalentowanego piłkarza pod własny dach.
- Uważam Oliviera za mojego drugiego ojca - nie ukrywał wtedy Silas, w którego potencjał wiarę pokładł również ówczesny trener Paris FC, a aktualnie Guingamp, Mehmed “Mecha” Bazdarević.
- Uwielbiam tego dzieciaka - rozpływał się bośniacki szkoleniowiec. - Słucha, jest pracowity. Jest młody, dlatego nie nakładamy na niego nadmiernej presji. Jeśli będzie kontynuował taką pracę, zrobi bardzo szybki postęp i zajdzie daleko.
O Silasie Wamangituce po raz pierwszy zrobiło się naprawdę głośno niemal równo 12 miesięcy temu. W grudniu 2019 roku na łamach dziennika “L’Equipe” byłego napastnika Paris FC oskarżono o posługiwanie się fałszywym nazwiskiem. Kilka miesięcy wcześniej kluby francuskiej Ligue 1 miały ostatecznie wycofać się z wyścigu o transfer nastolatka nie tylko ze względów finansowych. Pojawiły się bowiem również wątpliwości dotyczące jego tożsamości.
- Chciałbym, ale nie mogę - odpowiedział przed rokiem selekcjoner reprezentacji Demokratycznej Republiki Konga, Christian Nsengi-Biembe, na pytanie, dlaczego nie powołał jeszcze Wamangituki do kadry narodowej. - Jest problem administracyjny, paszportowy, a także dotyczący jego tożsamości. Czekamy. Pewne jest jedno. W Demokratycznej Republice Konga nigdy nie słyszeliśmy o żadnym Silasie Wamangituce.
Poszlaki wskazują, że obecny zawodnik Stuttgartu może naprawdę nazywać się Silas Mvumpa Katompa. Taki piłkarz występował w kilku klubach w Kinszasie, a także w młodzieżowych reprezentacjach DR Konga. Ponad trzy lata temu słuch nagle jednak o nim zaginął. Katompa i Wamangituka mają być do siebie łudząco podobni na zdjęciach. Jakby tego było mało, Katompa urodził się ponadto o rok wcześniej niż Wamangituka - w 1998, a nie w 1999 roku.
Jeżeli cała historia rzeczywiście jest zgodna z prawdą, po co to wszystko? Chodzi oczywiście o pieniądze. O to, żeby wspomniany wcześniej kilkukrotnie Belesi nie musiał dzielić się należnościami z kolejnych transferów “przybranego syna” z większą liczbą klubów. Agent Silasa, imię nie podlega wątpliwościom, nie jest postacią do końca wiarygodną. Inny znany piłkarz z Demokratycznej Republiki Konga, były gracz Celtiku Youssouf Mulumbu, oskarżył w ubiegłym roku Belesiego o fałszerstwo i defraudację około miliona euro.
- Otrzymaliśmy stosowne dokumenty: paszport Silasa i jego pozwolenie na pobyt - odpierał zarzuty skierowane w kierunku poprzedniego klubu Wamangituki ówczesny dyrektor zarządzający Paris FC, a aktualnie dyrektor sportowy greckiego Panathinaikosu, Pierre Dreossi. - Z naszej perspektywy wszystko było w najlepszym porządku. Jeżeli gdzieś wystąpił problem, musiało stać się to w Kongu. W przypadku afrykańskich klubów często tak się dzieje. Kiedy tylko gwiazda zawodnika rozbłyśnie, każdy chce otrzymać swoją część.

Niesportowe zachowanie

Od tamtej pory, co swoją drogą także jest zadziwiające, sprawa zdaje się przycichła. Nazwisko Silasa Wamangituki, który nadal nie zadebiutował w kadrze DR Kongo, zdążyli tymczasem poznać wszyscy mniej i bardziej uważni obserwatorzy Bundesligi. W młodej drużynie beniaminka ze Stuttgartu to właśnie ustawiony nie w ataku, a na tzw. “wahadle” (zazwyczaj prawym, czasami lewym) w systemie gry 1-3-5-2 Kongijczyk, jest największą gwiazdą. Wamangituka wyróżnia się wszystkim tym, o czym mówił już kilka lat temu Olivier Beseli. Szybkością, siłą i techniką.
Wahadłowy wpisał się na listę strzelców od razu w pierwszych dwóch występach w niemieckiej ekstraklasie. Na dobre rozbłysnął zaś w ostatnich tygodniach. W listopadzie zdobył bramkę przeciwko Hoffenheim oraz zaliczył asystę w spotkaniu z Bayernem Monachium. W grudniu najpierw zanotował dublet w wyjazdowym meczu z Werderem Brema. Później dołożył kolejne dwa trafienia i jeszcze jedną asystę na Signal Iduna Park. Stuttgart pokonał Borussię Dortmund aż 5:1. To Wamangituka najmocniej przyczynił się do zwolnienia po tamtym meczu ze stanowiska trenera BVB Luciena Favre’a.
Tydzień wcześniej rewelacyjny Kongijczyk znowu postawił też siebie w negatywnym świetle. Każdy może ocenić sam, jak bardzo - jeśli w ogóle - niesportowe było jego zachowanie przy drugim golu, jakiego strzelił na Weserstadion w Bremie.
VfB Stuttgart nieoczekiwanie zadomowił się w górnej połowie tabeli Bundesligi. Aż do niedzielnego meczu z Wolfsburgiem, od inauguracji sezonu jedynie Bayern Monachium znalazł sposób na pokonanie zespołu z 22-letnimi Argentyńczykiem Nicolasem Gonzalezem, Belgiem Orelem Mangalą i Chorwatem Borne Sosą, a także 20-letnim Matteo Klimowiczem, 19-letnim Tanguym Coulibalym i wreszcie niesamowitym, przynajmniej oficjalnie, 21-letnim Silasem Wamangituką w składzie.
Być może nigdy nie dowiemy się ponad wszelką wątpliwość, jak naprawdę ma na nazwisko oraz ile liczy sobie lat odkrycie pierwszej części sezonu 2020/21 w europejskim futbolu. Pewne wydaje się za to jedno. Kariera tego chłopaka z ulicy, w którego mało kto wierzył, raczej nie zatrzyma się w Stuttgarcie.

Przeczytaj również