De Gea był bramkostrzelnym snajperem, Buffon królował w środku pola. Decyzje, które zmieniły bieg historii

De Gea był bramkostrzelnym snajperem, Buffon królował w środku pola. Decyzje, które zmieniły bieg historii
Ververidis Vasilis / shutterstock.com
Wyobrażacie sobie, że David de Gea towarzyszy Marcusowi Rashfordowi w linii ataku, Gianluigi Buffon szaleje w środku pola, a Łukasz Piszczek tworzy duet snajperów wraz z Robertem Lewandowskim? No właśnie. A jednak niewiele brakowało, aby takie futbolowe anomalie rzeczywiście miały miejsce.
Efekt motyla to zjawisko, które dotyka dosłownie każdej dziedziny życia, w tym, jak pokazuje historia, futbolu. Wystarczyły jedno spotkanie, pojedynczy trening lub porada od bliskiej osoby, aby losy wielu gwiazdorów potoczyły się zupełnie innym torem. Czy można przedefiniować karierę w ciągu zaledwie kilku minut? Znamy piłkarzy, którzy odpowiedzieliby na to pytanie absolutnie twierdząco.
Dalsza część tekstu pod wideo

You’ll never play alone

Najświeższy tego typu przykład dotyczy zawodnika, który przez wielu został przedwcześnie skreślony. Ubiegłego lata Marcos Llorente zamienił Real Madryt na Atletico w poszukiwaniu większej liczby minut. Niestety aklimatyzacja na Wanda Metropolitano nie przebiegała pomyślnie, a Hiszpan przez kilka miesięcy mógł czuć, że zamienił przysłowiową siekierkę na kijek. Wszystko zmienił jeden wieczór na Anfield.
- Później oglądałem ten mecz kilkukrotnie, s dogrywkę po trzy albo nawet cztery razy. Widziałem, że miałem dużo miejsca. Nikt mnie nie atakował, czułem swobodę - mówił Llorente. Przed pierwszym gwizdkiem pamiętnego rewanżu zapewne nie znalazłby się ani jeden szaleniec, który postawiłby, że to akurat 25-latek zdobędzie dublet i zanotuje asystę. Wyczyny blondwłosego wychowanka “Królewskich” oczarowały nawet Diego Simeone.
“Cholo” wyciągnął wnioski i zdecydował się na z pozoru szalony ruch. Przesunął Llorente do linii ataku, gdzie ten nigdy wcześniej nie występował. Argentyński szkoleniowiec również doszedł do wniosku, że jego podopieczny dusi się w środku pola, potrzebuje więcej przestrzeni. To był strzał w dziesiątkę. W drugim meczu po wznowieniu rozgrywek Llorente strzelił kolejną bramkę i dołożył do tego dwa ostatnie podania. Asystę zanotował też niedawno przeciwko Deportivo Alaves.
Zawodnik, którego przecież znaliśmy jako solidnego środkowego pomocnika, nagle błyszczy pod bramką rywali, doskonale porusza się w polu karnym. Zaskakujący ruch Simeone być może ocalił poważną karierę gracza, będącego dotychczas jedynie rezerwowym. W ciągu ostatnich tygodni Llorente grał od pierwszej minuty tyle razy, co przez poprzednie pół roku. Jeden przełomowy moment na Anfield posłużył za katalizator błyskawicznego rozwoju piłkarza “Rojiblancos”.

Mentor Piszczka

Podobną drogę, tyle że w drugą stronę, przeszedł też Łukasz Piszczek. Hertha Berlin pozyskała go z myślą, że ten podąży śladami np. Artura Wichniarka. W stolicy Niemiec zdołał trochę pograć w linii ataku. Zapewne występowałby tam do dziś, gdyby nie pewien Szwajcar, który dostrzegł jego predyspozycje do gry w innym sektorze boiska.
Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że pomysł Luciena Favre’a okazał się strzałem w dziesiątkę. Piszczek przez ponad dekadę okupował miejsce na prawej flance Borussii i reprezentacji Polski. Co warte odnotowania, trener kilkanaście miesięcy temu znów zadbał o to, aby wykorzystać pełnię potencjału podopiecznego. Upływ czasu odcisnął piętno na dynamice i aspektach motorycznych Piszczka, który powoli odstawał szybkościowo od rywali. Przybycie Favre’a na Signal Iduna Park ponownie uratowało karierę 35-latka.
“Piszczu” przeniósł się nieco niżej, pełniąc funkcję pół-prawego stopera. Dzięki temu może wykorzystać ogromne doświadczenie, umiejętności odbioru, prawidłowe ustawianie się. Huraganowe ataki na wahadle dotychczas leżały w gestii Achrafa Hakimiego, a od następnego sezonu sztafetę przejmie Thomas Meunier. “Piszczu” zaś nadal będzie śrubował bilans spotkań w Bundeslidze, grając bliżej środka defensywy. Favre znów mu pomógł.

Troska o “El Niño”

Na przestrzeni lat Fernando Torres zdobył prawie 40 bramek w barwach reprezentacji Hiszpanii, ponad 100 goli w La Liga, a do tego dołożył tytuły króla strzelców na Euro oraz Pucharze Konfederacji. Mało brakowało, a zostałby jednak bramkarzem. Właśnie o tym marzył jako dziecko. Co ciekawe, od tego pomysłu skutecznie odwiodła go mama.
- Mój brat był bramkarzem i też tak zaczynałem, gdy graliśmy na podwórku i w juniorach. Pewnego dnia piłka uderzyła mnie prosto w twarz i straciłem zęba. Na szczęście to był mleczak, ale mama i tak zabroniła mi więcej stać na bramce. Powiedziała, że jeśli chcę dalej grać w piłkę, to na pewno nie jako golkiper. Czasem na luźniejszych treningach i tak lubię stać między słupkami i bronić strzały - mówił kilka lat temu w wywiadzie dla “FourFourTwo”.
Niestety nigdy nie dowiemy się, czy Torres zdobyłby tyle trofeów, występując po drugiej stronie boiska. Kto wie, może dziś jego nazwisko wymienialibyśmy jednym tchem obok Ikera Casillasa czy Victora Valdesa, a nie Davida Villi i Fernando Morientesa? Jedno jest pewne: “El Niño” na zawsze zapamiętał, że warto słuchać mamy.

Od N’Kona do Buffona

Gianluigi Buffon kilka dni temu prolongował kolejną umowę z Juventusem. Oznacza to, że niedługo rozpocznie dziewiętnasty sezon w stolicy Piemontu. Gdy golkiper debiutował w Serie A, zapewne Paulo Dybala na chleb mówił “bep”, a Matthijs de Ligt nawet nie figurował w planach rodziców. “Gigi”, żywa legenda, to fachowiec od bronienia jakich mało, mimo że było blisko, aby na stałe grał w linii pomocy.
W juniorskim zespole Perticata zaczynał karierę jako pomocnik. Nawet po przenosinach do Parmy preferował występy w centralnej strefie boiska. Punktem zwrotnym okazała się transmisja z mundialu w 1990 r. Czarnym koniem czempionatu został Kamerun, który najpierw nieoczekiwanie wyszedł z grupy przed faworyzowaną Argentyną, później wyeliminował Kolumbię, a z turnieju odpadł dopiero po dogrywce przeciwko Anglii. Małego Gianluigiego zachwyciły parady Thomasa N’Kono.
- Wszystkie oczy skierowane na Maradonę, Linekera, ale ja zapamiętałem tylko to, czego dokonał N’Kono. Interwencje zainspirowały mnie do pójścia w jego ślady - wyznał 42-latek dla “The Guardian”. O skali uwielbienia Kameruńczyka świadczy fakt, że syn Buffona otrzymał imię Louis Thomas. Jak to mówią, reszta jest historią.

Byli też inni

Podobną ścieżką do Włocha podążył David de Gea. Hiszpan zaczynał przygodę z piłką w drużynach futsalowych, gdzie brylował na pozycji napastnika. Jego ojciec Jose, który także grywał amatorsko na bramce, przekonywał go do stanięcia między słupkami, ale syn nie palił się do bronienia. Trafił na tę pozycję przez całkowity przypadek. Na jednym z treningów nie zjawił się żaden golkiper, a że DDG był najwyższy z całej grupy, to jemu kazano nałożyć rękawice i odbijać strzały kolegów. Legenda głosi, że zatrzymywał wszystkie strzały, więc nie było wyjścia - został tam na stałe.
Obecnie de Gea obniżył loty, ale nie zapominajmy, że dwa lata temu sięgał po Złotą Rękawicę. W jego poczynaniach widać zresztą elementy gry ulicznej i futsalu. Pod względem techniki użytkowej to nadal jeden z najlepszych bramkarzy na Wyspach.
Naturalnie futbol zna znacznie więcej przypadków przemian, które spektakularnie owocują do dziś. Gareth Bale zaczynał jako lewy obrońca. Sergi Roberto nie zagrzałby miejsca na Camp Nou, gdyby nie kontuzja Daniego Alvesa. Kurt Zouma przebył drogę z “dziewiątki” do bycia bardzo solidnym stoperem.
Przeciętna długość zawodowej kariery piłkarskiej oscyluje w granicach kilkunastu lat. Nie zmienia to faktu, że wpływ na nią może mieć jeden moment, na pierwszy rzut oka skrajnie szalony eksperyment. Buffon, Piszczek, Torres i de Gea zgodnie potwierdzą, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Marcos Llorente mógłby zaprzeczyć, ponieważ jest abstynentem. Po kolejnych bramkach Hiszpan co najwyżej wychyli kieliszek Piccolo.

Przeczytaj również