Dla nich ostatni rok był fatalny. Najwięksi przegrani minionego sezonu Premier League

Dla nich ostatni rok był fatalny. Najwięksi przegrani minionego sezonu Premier League
daykung/shutterstock.com
Wybraliśmy już “złotą jedenastkę” i najlepszych piłkarzy Premier League w sezonie 2019/2020. Nie dla wszystkich był to jednak udany rok, nawet jeśli ich drużyny ostatecznie osiągnęły zamierzone cele. Znajdziemy piłkarzy i trenerów, którzy jak ulał pasują do miana największych przegranych minionych rozgrywek.
Pięciu zawodników i dwóch szkoleniowców. W tym wypadku nie możemy jednak mówić o siedmiu wspaniałych. Raczej łatwiej wskazać siedem grzechów głównych, bo tych popełnili całkiem sporo. Były wielkie oczekiwania i nadzieje na udany rok, a skończyło się na sezonie, który najchętniej wszyscy pewnie wymazaliby z pamięci.
Dalsza część tekstu pod wideo

Mauricio Pochettino

W sezonie 2018/2019 Argentyńczyk osiągnął największy sukces w trenerskiej karierze, awansując do finału Ligi Mistrzów. Wtedy nie wiedział, że jest to jednocześnie jego początek końca na ławce Tottenhamu. “Koguty” pod wodzą Pochettino nie poszły za ciosem. Wręcz przeciwnie - pewna formuła się wyczerpała, co było widać w ich występach od sierpnia aż do listopada, gdy zwolniono “Pocha”. Londyńczycy grali ociężale, bez polotu, jakby nagle przestali rozumieć się na murawie. Menedżer wydawał się kompletnie zagubiony w zaistniałej sytuacji.
Być może te męczarnie stanowiły pokłosie sukcesu na arenie międzynarodowej, za który największą cenę zapłacił właśnie argentyński coach. Zostawił Spurs na 14. miejscu, z bilansem zaledwie trzech zwycięstw w dwunastu spotkaniach, ale z drugiej strony, strata do pozycji gwarantującej puchary wynosiła tylko trzy punkty.
Jose Mourinho nie odmienił przecież gry Tottenhamu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. “Koguty” do ostatnich minut sezonu drżały o lokatę w TOP6. Nie jest powiedziane, że pod wodzą Pochettino byłoby dużo gorzej. Wydaje się jednak, że Daniel Levy po prostu musiał dokonać roszady na fotelu trenera. A architekt największego sukcesu w historii klubu z Londynu może i należy do największych przegranych minionego sezonu, ale z pewnością jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Posada w zespole z europejskiego topu czeka.

Unai Emery

Drugi menedżer na tej liście, zwolniony z Arsenalu dziesięć dni po tym, jak Tottenham pożegnał się z Pochettino. U “Kogutów” coś pękło po przegranym finale Ligi Mistrzów, a u “Kanonierów” równie istotna była porażka w finale Ligi Europy z Chelsea. Bardzo prawdopodobne, że w razie zwycięstwa z “The Blues”, kariera Unaia Emery’ego na The Emirates podążyłaby w słusznym kierunku. Arsenal pod jego wodzą miał przecież długą serię meczów bez porażki i momentami prezentował się naprawdę solidnie.
“Armatki” prowadzone przez Hiszpana zaczęły pikować w dół właściwie dopiero od połowy października, ale problemy szybko zaczęły się nawarstwiać. Konflikt w szatni na linii trener-piłkarze, afera związana ze skandalicznym zachowaniem Granita Xhaki, podziały w samej drużynie, kiepska atmosfera wokół niej, mierna postawa na boisku. To wszystko spowodowało, że trzymanie Emery’ego na stołku trenerskim za wszelką cenę przestało mieć sens. Hiszpan wrócił z Wysp Brytyjskich na tarczy. “Misja Arsenal” zakończyła się kompletnym fiaskiem. Sam szkoleniowiec pewnie niechętnie wróciłby do Premier League. To nie jego klimat. Środowisko absolutnie nienaturalne. Teraz zaś wreszcie wydaje się, że odnalazł właściwe miejsce do pracy.

David de Gea

13 czystych kont i 36 straconych goli w 38 meczach. Skuteczność obrony strzałów na poziomie 72,5%. Dodatkowo w wyścigu o Złotą Rękawicę Hiszpan zajął 3. miejsce. Na pierwszy rzut oka są to naprawdę solidne statystyki, prawda? A jednak dyskusja o stałej zmianie w bramce Manchesteru United nigdy nie była tak gorąca jak aktualnie. Wydaje się, że faktycznie lada moment może dojść do oczekiwanej zmiany warty. Dean Henderson już czeka w blokach po znakomitym sezonie w barwach Sheffield United.
De Gea bardzo rzadko przypominał bramkarza z absolutnego światowego topu, w którym latami grał pierwsze skrzypce. Zdarzały mu się klasowe interwencje z górnej półki, bo jego wysokie umiejętności nagle nie wyparowały, ale zdecydowanie częściej irytował kibiców niepewnymi zachowaniami. Brakowało mu koncentracji, popełniał najprostsze błędy. Jak w grudniu z Watfordem:
Hiszpan przepuszczał niegroźne strzały, źle rozgrywał piłkę, brakowało mu odpowiedniej komunikacji z kolegami z defensywy. Ma na koncie trzy “error leading to goals”, czyli kosztowne pomyłki prowadzące bezpośrednio do utraty gola. Po kiepskim sezonie 2018/2019 DDG miał udowodnić, że to był tylko wypadek przy pracy. Zamiast tego utwierdził w przekonaniu, że jego słaba forma nie jest chwilowym dołkiem, a procesem trwającym od dawna.

Kepa Arrizabalaga

De Gea nie był zaś najgorszym hiszpańskim golkiperem w Premier League. Na ten “zaszczytny” tytuł zapracował Kepa Arrizabalaga. W jego przypadku akurat statystyki mówią same za siebie. Bramkarz Chelsea zakończył sezon ze skutecznością interwencji w wysokości niespełna 54%. To szczególnie kompromitujący wynik dla zawodnika grającego między słupkami ekipy z TOP4, a co dopiero dla gościa, za którego zapłacono 80 mln euro. Nic dziwnego, że Frank Lampard w pewnym momencie stracił do niego cierpliwość i wolał stawiać na weterana Willy’ego Caballero.
Kepa miał zapewnić “The Blues” spokój w bramce na długie lata, tymczasem Marina Granowskaja i jej ludzie szukają już kolejnego nowego numeru jeden (Andre Onana?). I przyznamy szczerze, że zupełnie nas to nie dziwi. A pogubionemu Hiszpanowi dobrze powinien zrobić powrót do ojczyzny. Kwestia, czy ktoś będzie w stanie finansowo udźwignąć oczekiwania klubu i piłkarza. Dlatego bardziej rozsądne wydaje się wypożyczenie. Przykładowa Valencia powinna być dobrym miejscem do odzyskania Kepy Arrizabalagi dla poważnej piłki. Bo w ciągu ostatniego roku wychowanek Athletiku Bilbao bardzo się od niej oddalił.

Mesut Oezil

Niemiec dalej jest piłkarzem Arsenalu, ale wszystko wskazuje na to, że wreszcie nastąpi jego rozwód z klubem. W minionym sezonie był to zwykle fikcyjny związek. Oezil występował na pełen etat właściwie tylko od listopada do marca. Łącznie rozegrał niespełna 1450 ligowych minut, podczas których zanotował jednego gola i dwie asysty. Dla porównania, fenomenalny Bruno Fernandes z Manchesteru United nie dobił nawet do liczby 1200 minut.
Ostatni rok miał dać odpowiedź na pytanie, czy Mesut będzie jeszcze w stanie zagwarantować “Kanonierom” jakiekolwiek wsparcie w ofensywie. Może gdyby miał inne podejście do własnej pracy i lepsze zdrowie, mógłby wówczas stanowić ważne ogniwo “Kanonierów”. Łyżka miodu w tej beczce dziegciu to fakt, że Oezil faktycznie wykreował kolegom najwięcej sytuacji z grona całej drużyny. To jednak za mało. A gdy spojrzymy w przytoczoną wyżej rubrykę najważniejszych statystyk, możemy tylko załamać ręce.
Nie bez przyczyny ogólny odbiór końcówki kariery Niemca w Arsenalu jest niezwykle negatywny. 31-latek to wciąż piłkarz wysokiej klasy, ale na The Emirates od dawna się męczy. Premier League prawdopodobnie zaraz straci kolejnego zasłużonego gracza, lecz nikt po Oezilu w takiej formie płakać nie powinien.

David Luiz

O Brazylijczyku sporo już napisaliśmy przy okazji listy największych transferowych niewypałów. Chelsea podrzuciła londyńskim sąsiadom kukułcze jajo. David Luiz w barwach Arsenalu to materiał na obszerną fabułę do komediodramatu. Tak udane spotkania jak półfinał Pucharu Anglii z Manchesterem City stanowiły rzadkość.
Znacznie częściej doświadczony stoper sabotował grę własnej drużyny, jak choćby przeciwko “Obywatelom” w potyczce ligowej. Nawet w kończącym sezon meczu z Watfordem zawalił obie bramki - najpierw sprokurował rzut karny, a następnie, zamiast Danny’ego Welbecka, krył bliżej nieokreślone źdźbło trawy.
Zawodnik “Kanonierów” był zresztą w minionym sezonie prawdziwym specjalistą od fauli w szesnastce. Przewinił tam pięć razy, najwięcej w lidze. Luiz prowadzi też w klasyfikacji czerwonych kartek, a i błędów bezpośrednio prowadzących do utraty goli też się nie ustrzegał. Jego gra była mocno irytująca - potrafił zaimponować świetnym przerzutem, zaliczyć dwie doskonałe interwencje, by później w najprostszej sytuacji popełnić katastrofalny błąd. To ważna postać w szatni Arsenalu i dlatego dostał kontrakt na kolejny sezon, ale na miejscu Mikela Artety trzymalibyśmy Brazylijczyka jak najdalej od boiska.

Wilfried Zaha

27-latek zasiedział się w Crystal Palace, czego efektem był dużo słabszy rok od poprzedniego. Sezon 2018/2019 - dziesięć goli, pięć asyst. Miniony - cztery bramki, trzy ostatnie podania. To bardzo słaby bilans dla gracza aspirującego do grona najlepszych ofensywnych zawodników Premier League. Zamiast wykonać kolejny krok naprzód, Wilfried Zaha postawił na zdecydowany odwrót. Stracił na tym i on, i “Orły”, które w obecnych realiach na pewno nie mogą liczyć na oczekiwany dwanaście miesięcy temu zarobek rzędu 80-90 mln euro.
Były skrzydłowy Manchesteru United przegapił dogodny moment na transfer, więc teraz ma sporo do udowodnienia. Tym razem niemal na pewno odejdzie z Selhurst Park. Właśnie złożył oficjalny transfer request, a jego sytuację intensywnie monitoruje Borussia Dortmund. Tej okazji nie wolno przegapić.
***
Kilku osobom i tak się upiekło. Na powyższą listę nie załapał się choćby Ryan Fraser, który po znakomitym sezonie 2018/2019 mógł przebierać w ofertach, jednak zdecydował się wypełnić kontrakt z Bournemouth i pewnie do dziś tego żałuje. Stracił dwanaście miesięcy, zaliczył tylko jednego gola i cztery asysty, a jego wartość i zainteresowanie ze strony klubów z czołówki spadły. Na pewno więcej też spodziewaliśmy się po kilku piłkarzach z naszego zestawienia największych niewypałów transferowych, na czele z Tanguyem Ndombele i Moise Keanem.
***
Zachęcamy do lektury tekstów podsumowujących miniony sezon Premier League:
TUTAJ znajdziesz wybraną przez redakcję Meczyków XI sezonu.
TUTAJ przeczytasz o siedmiu największych wygranych minionych rozgrywek.
TUTAJ przeczytasz o największych niewypałach transferowych.
TUTAJ przeczytasz o piłkarzach, którzy mimo spadku ich drużyn mogą znaleźć zatrudnienie w klubach z ligowej czołówki
TUTAJ przeczytasz o ostatnim tańcu Davida Silvy. Hiszpan po dziesięciu obfitych latach pożegnał się z Manchesterem City.
TUTAJ przeczytasz tekst o Edersonie, najbardziej nowoczesnym bramkarzu świata, który stał się oczkiem w głowie Pepa Guardioli.
TUTAJ przeczytasz o przyszłości Jacka Grealisha, lidera Aston Villi, rozchwytywanego przez kluby z topu.
TUTAJ przeczytasz o zmianach, bez których Liverpool nie byłby w stanie zdobyć tytułu mistrzowskiego.
A w TYM miejscu przeczytasz o możliwych wielkich transferach w Premier League.

Przeczytaj również