Do trzech razy sztuka. Jan Błachowicz przed ostatnią szansą na walkę o mistrzostwo UFC

Do trzech razy sztuka. Jan Błachowicz przed ostatnią szansą na walkę o mistrzostwo UFC
youtube.com
Już nadchodzącej nocy w Rio Rancho odbędzie się gala UFC Fight Night, podczas której w starciu wieczoru Jan Błachowicz stanie w szranki z Coreyem Andersonem. Stawką pojedynku w kategorii półciężkiej będzie miano oficjalnego pretendenta do potyczki o tytuł mistrzowski największej federacji mieszanych sztuk walki na świecie. Błachowicz zaprzepaścił dwie poprzednie okazje, aby rywalizować o pas. Teraz wraca do klatki znacznie silniejszy, pewniejszy siebie oraz mądrzejszy o doświadczenia.
„Cieszyński Książę” właśnie znalazł się na kluczowym wirażu w drodze do wielkiej chwały. Polak odniósł sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich walkach i coraz częściej zgłasza swoją kandydaturę do pojedynku przeciwko aktualnemu czempionowi wagi półciężkiej, Jonowi Jonesowi. Jednak żeby w ogóle rozpoczęto zaawansowane rozmowy na temat tego rodzaju wydarzenia, Błachowicz – chcąc nie chcąc – musi uporać się z Coreyem Andersonem, któremu również zależy na stoczeniu batalii z „Bonesem”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przypomnijmy, że niespełna pięć lat temu Polak uległ Andersonowi, przegrywając potyczkę na punkty. Werdykt sędziowski był jednogłośny i nie mamy co do niego żadnych zastrzeżeń, ale od tamtej pory Janek poczynił niesamowity postęp zarówno w stójce, jak i w parterze, więc możemy spodziewać się wyrównanego starcia. Bo choć na papierze Amerykanin wydaje się niekwestionowanym faworytem, to w talii kart Błachowicza znajduje się więcej asów.

Dotkliwa porażka z Santosem

Po niespodziewanych klęskach z Alexanderem Gustafssonem oraz Patrickiem Cumminsem, „Prince of Cieszyn” postanowił wrócić na łono ojczyzny, aby odbudować formę pod okiem swojego byłego trenera, Roberta Jocza. Ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę, bowiem Janek ponownie poczuł ducha rywalizacji, co zaowocowało serią czterech triumfów podczas gal organizowanych przez najbardziej wpływowego człowieka sportów walki, Danę White’a.
Błachowicz bezzwłocznie przesunął się na czwartą lokatę rankingu kategorii półciężkiej, po czym szef UFC po raz pierwszy podarował mu szansę występu w pojedynku wieczoru w czeskiej Pradze, gdzie zmierzył się z Thiago Santosem. Zwycięstwo miało dać polskiemu wojownikowi przepustkę do walki o pas mistrzowski federacji UFC. Niestety, Janek próbował zaatakować oponenta, opuścił gardę i nadział się na kontrujący lewy sierpowy.
Następną okazję do rehabilitacji otrzymał już cztery miesiące później i całkowicie ją wykorzystał. Luke Rockhold, były mistrz świata wagi średniej, w trakcie konferencji prasowej odgrażał się Błachowiczowi, twierdząc że bez większych problemów poradzi sobie z „Cieszyńskim Księciem”, zaś potem szturmem podbije całą kategorię półciężką. Jednak tak się jakoś niefortunnie złożyło, że to Polak pokazał dojrzałość czempiona w oktagonie, spektakularnie posyłając na deski Rockholda potężnym lewym sierpowym.
Znakomite wyjście z klinczu i przeciwnik zapoznał się z matą. Gwoli dopełnienia dzieła zniszczenia 36-latek dopadł jeszcze leżącego Rockholda, okładając go serią mocnych uderzeń. Sędzia ringowy bez momentu zawahania przerwał starcie, widząc co się święci. Złamana szczęka amerykańskiego fightera – że tak to ujmiemy bez złośliwości – mówiła sama za siebie. Błachowicz zademonstrował świetną defensywę, skutecznie obijał rywala łokciami i wykazał się cierpliwością. Kontrolował pojedynek od początku do końca. Dominacja!

Niewyparzony język

Wówczas zaczęły się schody, ponieważ „Prince of Cieszyn” nie potrafił utrzymać języka za zębami. Tuż po walce zdradził plany Dany White’a dotyczące przyszłości jego osoby, co ewidentnie nie spodobało się prezydentowi UFC. Nie tylko on był zniesmaczony tego typu komentarzami, ale przede wszystkim amerykańska publiczność, która – owszem – kocha utarczki słowne, jednak muszą być one wyrażane w odpowiednim miejscu oraz czasie.
Kontakty z mediami w USA nie pomogły, Jankowi nie udało się zdobyć serc sympatyków mieszanych sztuk walki za oceanem. Dziennikarze, eksperci i dawni czempioni UFC podpowiadali Błachowiczowi, że jest zbyt ostrożny w argumentacji powodu, dla którego Jon Jones miałby pragnąć zmierzyć się z naszym rodakiem w oktagonie. „Bones” odrzucił ofertę obozu „Cieszyńskiego Księcia”, gdy światło dzienne ujrzał poniższy, zdaniem Jonesa odrobinę zachowawczy, wywiad udzielony Arielowi Helwaniemu ze stacji ESPN.
16 listopada 2019 roku polski gladiator pokonał niejednogłośną decyzją arbitrów Ronaldo „Jacare’a” Souzę, dzięki czemu przed Jankiem otworzyły się wrota do możliwości stoczenia pojedynku rewanżowego przeciwko Coreyowi Andersonowi. Tym razem Dana White oficjalnie oświadczył, że triumfator tej potyczki na pewno uzyska zgodę na zmierzenie się z obecnym mistrzem świata wagi półciężkiej, aczkolwiek nie wskazał ewentualnego terminu starcia, gdyż ceni sobie dyskrecję. Ot, po prostu prezydent UFC uwielbia tajemniczość.

Błachowicz na fali

Dyspozycja Polaka jest coraz lepsza. Nie od wczoraj wiadomo, że główny walor 36-letniego zawodnika to walka w stójce, choć – jak wspominaliśmy wcześniej – Janek zaliczył duży progres w aspektach obronnych, a i w parterze poczynił znaczące postępy. Ponadto udoskonalił warsztat pięściarski pod opieką Roberta Złotkowskiego, aby nie wyjść z wprawy.
Corey Anderson to bez cienia wątpliwości niewygodny oponent, bo specjalizuje się w obaleniach oraz zapasach, więc Polak będzie musiał zwrócić szczególną uwagę na klincze, zwłaszcza przy siatce. Właśnie tutaj popularny „Overtime” czuje się niczym ryba w wodzie i jest bardzo niebezpieczny, czego dowiódł podczas pierwszego starcia z Błachowiczem w 2015 roku, sprawiając naszemu rodakowi tęgie lanie, kiedy sprowadził go do parteru.
Bądź co bądź, Janowi Błachowiczowi towarzyszą sprzyjające okoliczności i gołym okiem widać, że Polak nie próżnuje, jest w gazie. To obiecująca wróżba przed potyczką z Coreyem Andersonem. Przed „Cieszyńskim Księciem” zarysowuje się naprawdę wymarzona sposobność, by zostać głównym pretendentem do pojedynku o tytuł czempiona wagi półciężkiej, dzierżony przez Jona Jonesa. Na torze przeszkód pozostał już wyłącznie „Overtime”. Z niecierpliwością wyczekujemy tej walki. Życzymy powodzenia, Janek!
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
15 Feb 2020 · 14:00
Źródło: własne

Przeczytaj również