Dobre wieści dla Paulo Sousy. Ważni piłkarze wyszli na prostą. "Media nazwały go kolosem i gladiatorem"

Dobre wieści dla Paulo Sousy. Ważni piłkarze wyszli na prostą. "Media nazwały go kolosem i gladiatorem"
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, piłkarze z Serie A stanowią istotną część kadry reprezentacji Polski. Tym razem na zgrupowanie dotarło ich tylko sześciu, jednak na szczęście dla Paulo Sousy każdy z nich ma za sobą przynajmniej dobry okres, a część z nich poradziła sobie z mniejszym lub większym kryzysem i wyszła na prostą.
W jakiej formie i nastroju na październikowym zgrupowaniu zjawili się Wojciech Szczęsny, Łukasz Skorupski, Paweł Dawidowicz, Bartosz Bereszyński, Karol Linetty i Piotr Zieliński?
Dalsza część tekstu pod wideo

Wojciech Szczęsny

Bramkarz Juventusu rozpoczął ten sezon wręcz tragicznie. Najpierw zawalił dwie bramki w zremisowanym 2:2 meczu z Udinese, najpierw odbijając niegroźny strzał Tolgaya Arslana i powodując rzut karny, a potem wręcz podając piłkę Stefano Okace, który odegrał na pustą bramkę do Gerarda Deulofeu. Krótko później Szczęsny nie popisał się przy kluczowym dla przebiegu spotkania golu na 1:1 dla Napoli, kiedy “wypluł” pod nogi Matteo Politano dość niegroźny strzał Lorenzo Insigne.
Włoskie media od razu zaczęły trąbić o kryzysie Polaka, a część dziennikarzy wprost domagała się, by między słupkami stanął rezerwowy golkiper “Starej Damy”, Mattia Perin. Biorąc pod uwagę serię błędów i to, że Juventus na czyste konto w Serie A czekał od 19 marca, trudno było się dziwić takiej reakcji.
Na szczęście dla Szczęsnego, Massimiliano Allegri zachował spokój, stwierdził że “Szczena” jest znakomitym bramkarzem i ogłosił, że ma niepodważalne miejsce między słupkami. Włoski trener podjął właściwą decyzję, bo Szczęsny zaliczył kapitalną interwencję przy strzale Pierre’a Kalulu w meczu z Milanem, a potem nie wpuścił żadnej bramki w derbach z Torino oraz w Lidze Mistrzów przeciwko Chelsea. To dobry prognostyk przed nadchodzącym, piekielnie ważnym spotkaniem kadry w Albanii.
Nie znaczy to oczywiście, że odkupił już wszystkie błędy.
- Wiem, że straciłem Juventusowi pięć punktów. Ode mnie zależy, czy zdołam to odrobić - przyznał ostatnio reprezentant Polski po spotkaniu z “The Blues”.

Łukasz Skorupski

Wygląda na to, że w końcu minął największy koszmar polskiego bramkarza i w tym sezonie uda mu się w miarę regularnie zachowywać czyste konto. Bologna miała trudną do pojęcia serię aż 41 meczów ze straconym golem. W zeszłym sezonie Łukaszowi Skorupskiemu udało się zagrać na zero z tyłu tylko cztery razy, a Polak sam przyznawał, że jest to dla niego bardzo ważne. W siedmiu dotychczasowych występach “Skorup” nie dał się pokonać już trzykrotnie, w meczach przeciwko Lazio, Atalancie oraz Hellasowi Werona.
I nawet gdy już wpuszczał bramki, to i tak zdarzało mu się być chwalonym. Przeciwko Genoi skapitulował dwa razy, a “La Gazzetta dello Sport” uznała go za jednego z najlepszych na boisku. Przede wszystkim za kapitalną paradę przy strzale Mattii Destro, za którą po meczu chwalił Polaka sam napastnik Genoi.
Z drugiej strony, jednak aż cztery razy musiał wyciągać piłkę z siatki podczas starcia z Empoli, choć włoskie media podkreślały, że miał przy bramkach niewiele do powiedzenia. Podobnie było w meczu przeciwko Interowi, gdy Bologna straciła aż sześć goli, jednak tak naprawdę tylko przy trafieniu Edina Dżeko z ostrego kąta można było mieć do Skorupskiego pretensje.

Paweł Dawidowicz

Doktor Jekyll i pan Hyde - tak w skrócie można opisać obecny sezon polskiego obrońcy. W spotkaniu przeciwko Romie był znakomity, wręcz bezbłędnie powstrzymywał Eldora Szomurodowa i Stephana El Shaarawy’ego, natomiast “La Gazzetta dello Sport” nazwała go kolosem. A inni poszli jeszcze krok dalej:
- Prawdziwy potwór. Polak walczył o każdą piłkę i był zawsze gotowy. Nie do przejścia - zachwycał się portal “Calciohellas”, a wtórowało mu “Calciomercato”, które dopatrzyło się w graczu Hellasu gladiatora. Także po meczu ze Spezią włoskie media nie mogły się go nachwalić.
Problem w tym, że Dawidowicz potrafił także w ciągu kwadransa z Interem dwukrotnie być zamieszanym w bramki Joaquina Correi, a przeciwko Genoi wręcz na własną rękę rozpoczął “rimontę” Genoi. Przy stanie 2:0 najpierw odbił piłkę ręką w polu karnym, a pięć minut później popełnił faul, Nicolo Rovella dośrodkował z rzutu wolnego na głowę Mattii Destro i genueńczycy doprowadzili do remisu.
Na plus Dawidowiczowi na pewno można zaliczyć to, że jest na ten moment jednym z filarów Hellasu. Odkąd Igor Tudor przejął ekipę z Werony, Polak zagrał w czterech meczach pełne 360 minut, a zdaniem nowego trenera karny dla Genoi nie był winą polskiego obrońcy, tylko sędziego. Ciekawe, czy Dawidowicz znów otrzyma szansę gry od Paulo Sousy w ważnym spotkaniu, mimo powrotu do zdrowia Bartosza Bereszyńskiego.

Bartosz Bereszyński

Przez lata “Bereś” był w Sampdorii ograniczany przede wszystkim do bronienia. Opowieści o Marco Giampaolo zabraniającym mu przekraczać linię połowy przeszła już do historii. Wiele wskazuje jednak na to, że w obecnych rozgrywkach czeka nas zupełnie inne oblicze Polaka. Bartosz Bereszyński po siedmiu kolejkach ma już na koncie dwie asysty, co jest jego najlepszym wynikiem w ostatniej dekadzie. To też o dwie asysty więcej, niż udało mu się łącznie uzbierać przez poprzednie dwa sezony. Reprezentant Polski gra zdecydowanie odważniej, a włoskie media podkreślają, że nowy trener Sampdorii Roberto D’Aversa dodał mu pewności siebie.
Występ reprezentanta Polski przeciwko Interowi wywołał we Włoszech lawinę pochwał. Chwalono go za to, że zdołał bez większych problemów powstrzymać Ivana Perisicia, przede wszystkim jednak wyróżniał się w ofensywie.
- Dużo biegania, dużo jakości, niemal perfekcyjny występ - zachwalał Polaka portal “Sampnews24”, a “Calciomercato” stwierdziło, że był wręcz “opętany przez demona” i zaprezentował swoje najlepsze możliwe wydanie.
Podobać może się zwłaszcza współpraca Bereszyńskiego z Antonio Candrevą, choć wypada wspomnieć, że poza bardzo dobrymi meczami, zdarzały mu się trochę słabsze z Napoli i Juventusem. Sousa powinien być jednak dobrej myśli, jeśli chodzi o dyspozycję podstawowego piłkarza kadry.

Karol Linetty

Linetty dopiero co miał za sobą zdecydowanie najgorszy sezon odkąd wyjechał z Ekstraklasy, a być może po prostu najgorszy w karierze. Kibice Torino wiele obiecywali sobie po jego przyjściu z Sampdorii, a “La Gazzetta” określała go pomocnikiem kompletnym, tymczasem stał się jednym z największych niewypałów transferowych w lidze.
Na szczęście sezon 2021/22 zapowiada się dla Karola Linettego zdecydowanie lepiej. Od początku przygotowań było słychać, że Polak przypadł do gustu nowemu trenerowi “Byków”, Ivanowi Juriciowi. Chorwatowi miały spodobać się zwłaszcza jego dynamika oraz zaangażowanie w kwestiach taktycznych. I wygląda na to, że Jurić ma na niego pomysł - na sześć spotkań aż czterokrotnie Polak zaczynał mecz w podstawowej jedenastce, a w pozostałych dwóch meldował się na boisku na ponad 20 minut.
Włoskie media chwaliły go zwłaszcza po zremisowanym spotkaniu przeciwko Lazio, podkreślając jak bardzo różni się od Linettego sprzed roku. Stał się bardziej aktywny, nie przechodzi obok meczów, zmieniła się nawet… jego pozycja. Karol występuje jako jedna z dwóch dziesiątek, podwieszonych pod wysuniętego napastnika.
Aby jednak nie było za różowo, Linettemu z czasem może być trudno o miano podstawowego piłkarza. Wszystko wskazuje na to, że pierwszoplanową postacią Torino zostanie sprowadzony z Wolfsburga Josip Brekalo, a o to, by grać obok niego, będą rywalizowali z Polakiem Sasa Lukić i Simone Verdi, oraz przede wszystkim obecnie kontuzjowani Dennis Praet i Marko Pjaca.

Piotr Zieliński

Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Luciano Spalletti jest kolejnym trenerem, który zauroczył się w umiejętnościach Zielińskiego.
- Piotr Zieliński ma jakość, technikę, strzał, dobrze biega. Jest piłkarzem kompletnym - zachwalał Polaka nowy szkoleniowiec Napoli przed meczem z Sampdorią.
I być może tymi pochwałami wyjątkowo zmotywował swojego podopiecznego, bo w starciu przeciwko ekipie z Genui zdobył pierwszą bramkę w sezonie.
Trzy dni później dołożył asystę w spotkaniu z Cagliari, a po tygodniu dorzucił jeszcze kolejną, przeciwko Fiorentinie po wyjątkowo sprytnym rozegraniu rzutu wolnego. Liczby Zielińskiego w końcu zaczęły się zgadzać, choć… wciąż można mieć niedosyt, zwłaszcza po spotkaniach Ligi Europy.
W spotkaniu z Leicester Polak najpierw zmarnował świetne podanie Victora Osimhena, a później Nigeryjczyk odwdzięczył się Zielińskiemu tym samym. Także ze Spartakiem “Zielu” nie wykorzystał dogodnej sytuacji do zdobycia gola i widać, że nie jest jeszcze w pełni formy. Póki co start sezonu w wykonaniu pomocnika Napoli można określić krótkim - jest nieźle, czyli poniżej oczekiwań. Te po poprzednim sezonie są po prostu bardzo wysokie.

Przeczytaj również