Dostrzegł go Guardiola, zatrzymywał Messiego, teraz przeszedł do historii. Kim jest bohater Villarrealu?

Dostrzegł go Guardiola, zatrzymywał Messiego, teraz przeszedł do historii. Kim jest bohater Villarrealu?
Lukasz Laskowski / PressFocus
Miał być rozwiązaniem jednego z największych problemów reprezentacji Argentyny, ale z roku na rok jego potencjał malał. Wczorajszym popisem w finale Ligi Europy pokazał jednak, że wciąż sporo potrafi i może jeszcze powalczyć o najwyższe cele. Kim jest Geronimo Rulli, bohater Villarrealu, który obronił rzut karny Davida de Gei?
Jeśli jakiegoś bramkarza obserwuje FC Barcelona, a ostatecznie trafia on do klubu prowadzonego przez Pepa Guardiolę, to znaczy, że musi dysponować nietuzinkowymi umiejętnościami. Tak właśnie było w Rullim, choć jego kariera nie potoczyła się do końca zgodnie z przewidywaniami. W środowy wieczór w Gdańsku Argentyńczyk przeszedł jednak do historii europejskiego futbolu. Fantastycznie wykonał swoją jedenastkę w 11. serii konkursu rzutów karnych, a następnie wyczuł strzał Davida de Gei i został bohaterem Villarrealu, zapewniając największy sukces w dziejach klubu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Chcieli go najwięksi

Rulli jest wychowankiem Estudiantes, a “Duma Katalonii” interesowała się nim już w osiem lat temu. Ostatecznie na Stary Kontynent trafił latem 2014 roku w ramach wypożyczenia z Deportivo Maldonado do Realu Sociedad. To właśnie w Kraju Basków zbudował pozycję na europejskim rynku. Szybko stał się jedną z najważniejszych postaci zespołu. W pierwszych miesiącach spędzonych na Anoecie zasłynął choćby świetnym występem w wygranym 1:0 spotkaniu właśnie z “Blaugraną” w styczniu 2015, kiedy to popisał się kilkoma kluczowymi interwencjami m.in. przeciwko Leo Messiemu.
Dobra postawa Rulliego w ekipie z Primera Division sprawiła, że po chwili na jego zakup zdecydował się Manchester City. Traktujący bramkarza jako niemal dodatkowego zawodnika z pola Pep Guardiola musiał zauważyć ogromny potencjał Argentyńczyka i latem 2016 wydał na niego około cztery miliony funtów.

Przegapił swój moment

Golkiper nigdy jednak na Etihad Stadium nie zawitał. Najpierw wciąż grał na wypożyczeniu w Sociedad, tym razem już z “The Citizens”, a potem Baskowie definitywnie wykupili good Anglików. I choć nadal był etatowym piłkarzem wyjściowej jedenastki “Txuri-urdin”, to jego forma z miesiąc na miesiąc malała. W ostatnim sezonie w zespole z San Sebastian, gdy Basków trenował Asier Garitano, stracił nawet na moment miejsce w składzie. Mimo że odzyskał je już po objęciu drużyny przez Imanola Alguacila, to jego dni w ekipie z północy Hiszpanii były właściwie policzone.
Z perspektywy czasu wydaje się, że Rulli, będąc w szczytowej formie, przegapił moment na transfer do większego klubu. Ostatecznie na pewno nie spodziewał się, że po Realu Sociedad kolejnym przystankiem w jego karierze będzie Montpellier. To właśnie w zespole z Oksytanii spędził większość poprzedniego, dość zakręconego z powodu koronawirusa sezonu - oczywiście na zasadzie wypożyczenia.

Ozłocony rezerwowy

W Ligue 1 wytrzymał rok, choć należy też przy tym pamiętać, że rozgrywki ligi francuskiej zostały przedwcześnie zakończone. W Realu Sociedad nie było już dla niego miejsca, więc chcąc powrócić do Hiszpanii, zdecydował się na transfer do Villarrealu.
To właśnie na Estadio de la Ceramica po raz pierwszy musiał pogodzić się z rolą etatowego rezerwowego. Pozycja Sergio Asenjo w zespole jest bowiem niepodważalna. Mimo to w ciągu całego sezonu zdołał rozegrać aż 20 spotkań - a to dzięki dobrej postawie ekipy Unaia Emery’ego w rozgrywkach pucharowych.
- Przygotowywałem się do każdego meczu i za każdym razem starałem się dać z siebie wszystko. Trener ufał mi do samego końca. Wiele się nauczyłem i takie zakończenie tego wszystkiego z pewnością było tego warte - mówił po wczorajszym finale, cytowany przez dziennik “Marca”.

Zawsze musi być ten pierwszy raz

Zaufanie ze strony szkoleniowca do Argentyńczyka opłaciło się obu stronom. 29-latek wystąpił w 13 z 15 spotkań “Żółtej Łodzi Podwodnej” w Lidze Europy. Zachował w nich sześć czystych kont, w tym aż cztery w fazie pucharowej. To jednak występ w finale zostanie zapamiętany przez wszystkich kibiców Villarrealu.
- To był pierwszy rzut karny, który strzeliłem w moim życiu. Chciałem po prostu umieścić tę piłkę w siatce. Nie wiem nawet tak naprawdę, czego dokonałem. Pomyślałem, że po prostu uderzę mocno, mając nadzieję, że futbolówka wpadnie do bramki. W najśmielszych snach nie potrafiłbym sobie wyobrazić takiej serii rzutów karnych - dodał w wypowiedzi dla hiszpańskiego dziennika.
Zakończenie Ligi Europy w obecnym formacie (od przyszłego sezonu będą w nim uczestniczyć 32 zespoły) nie mogło być lepsze. Szczególnie, jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, że po raz ostatni rzuty karne o zwycięstwie decydowały w 2014 roku, gdy w finale w Turynie prowadzona oczywiście przez Emery’ego Sevilla pokonała w nich Benfikę.

Pomścił rodaka

Dla Rulliego ten sezon również przejdzie do historii. Skreślany przez wielu kibiców w Hiszpanii udowodnił, że wciąż potrafi on się wznieść na wyżyny umiejętności. Nie pęka w kluczowych momentach i jest w stanie się odnaleźć w nawet tak niecodziennej sytuacji jak w środę w Gdańsku. Przede wszystkim jednak 29-latek pomścił w tym wszystkim innego Argentyńczyka, który swego czasu odgrywał kluczową rolę w zespole z 50-tysięcznego miasteczka ze wschodniej części Półwyspu Iberyjskiego. 15 lat temu Juan Roman Riquelme nie wykorzystał rzutu karnego, który mógł doprowadzić VIllarreal do dogrywki w półfinałowym starciu Ligi Mistrzów z Arsenalem.
- W ten sposób dałem wysłałem odpowiedź do Riquelme. On przysłał nam wiadomość z wyrazami wsparcia przed spotkaniem, więc mogę powiedzieć, że ten triumf jest również dla niego - podsumował na łamach dziennika “Marca”.

Przeczytaj również