Dramat ukrywany przez lata. Angielski trener miał terroryzować piłkarzy. Rasizm to nie wszystko

Dramat ukrywany przez lata. Angielski trener miał terroryzować piłkarzy. Rasizm to nie wszystko
Ben Peters/Pressfocus.pl
Gdyby nie John Yems, Crawley Town pewnie drzemałoby słodko w środku tabeli League Two. Jednak na nieszczęście całego klubu, 62-letni szkoleniowiec znalazł się w samym centrum medialnej burzy w Anglii. Doświadczonemu trenerowi postawiono szereg zarzutów - między innymi oskarżono go o rasizm.
Do tej pory John Yems nie był postacią szczególnie znaną poza dość hermetycznym środowiskiem. Nigdy nie pracował w dużym klubie, nigdy nie przebił się do masowej świadomości. Dość powiedzieć, że poza Crawley Town samodzielnie kierował jedynie Horsham, które jest przecież drużyną amatorską.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nikłe doświadczenie nie przeszkadzało jednak Anglikowi w odnoszeniu całkiem przyzwoitych wyników. W 2019 roku Yems dostał ofertę od wspomnianego już Crawley Town. Rzucił wówczas dotychczasową pracę - skauta na usługach kilku klubów - i podjął rękawicę w League Two. Fajerwerków nie było, ale klęski też nie.
Rzeczona ekipa, prowadzona przez pochodzącego z Londynu szkoleniowca, nie miała większych problemów z utrzymaniem się na czwartym poziomie rozgrywkowym, lecz jednocześnie nie groziła jej walka o awans do League One. Crawley Town było zatem średniakiem na szczeblu, który nie przyciąga uwagi mediów. W ostatnich tygodniach "The Reds" zyskali jednak rozgłos tak silny, że na podobną skalę prawdopodobnie nie występował na kartach ich historii.
Tę niespodziewaną sławę - chociaż w tym wypadku to niewłaściwie stwierdzenie - bezpośrednio zawdzięczają Johnowi Yemsowi. 62-latek został bowiem oskarżony o rasizm, segregację oraz mobbing. To tylko niektóre z zarzutów, postawionych mu przez jego dotychczasowych podopiecznych.

Porno-przykrywka

Nim jednak Wyspy Brytyjskie zostały porażone liczbą wykroczeń, która przerastała wszelakie przypuszczenia największych pesymistów, John Yems wydawał się sympatycznym starszym gościem. O szkoleniowcu Crawley Town głośno zrobiło się nie w momencie wspomnianych wyżej oskarżeń, lecz w związku z zawieszeniem trenera w jego prawach. Poszło o wypowiedź, która w opinii zarządu "The Reds" była po prostu niesmaczna.
- W ostatnich pięciu meczach mieliśmy do wyboru 16/17 graczy. Hutchinson grał w nich na większej liczbie pozycji niż gdyby zagrał w filmie porno - rzucił Yems, nawiązując do skomplikowanej sytuacji kadrowej swojego zespołu (więcej TUTAJ).
Słowa 62-latka zaczęły podbijać sieć, stały się prawdziwym viralem. Yems błyskawicznie zyskał też spore grono obrońców, którzy utyskiwali na decyzję Crawley Town. Podkreślano bowiem, że trener nie zasłużył na zawieszenie - w gruncie rzeczy nie powiedział nic złego, po prostu zażartował ostrzej niż zwykle ma to miejsce na konferencjach prasowych. Sprawa miała jednak drugie dno, znacznie bardziej paskudne.
Gdy piana opadła, a media zaczęły węszyć w sprawie ukarania Yemsa nieco bardziej dokładnie, wyszło na jaw, że przyczyną zawieszenia Anglika jest nie tylko jego legendarny już cytat, lecz także - a właściwie przede wszystkim - seria poważnych oskarżeń o rasizm.
Podczas gdy uwaga mediów koncentrowała się na porno-przykrywce 62-latka, Crawley Town musiało radzić sobie z poważnym kryzysem w swoich szeregach. W końcu niecodzienną sytuację stanowi moment, gdy zawodnicy donoszą na swojego szkoleniowca, ponieważ ten łamie właściwie wszystkie zasady, którymi w życiu powinien kierować się człowiek rozumny.
John Yems jest bowiem - na ten moment jedynie w świetle zeznań piłkarzy "The Reds" - rasistą.

Getto szatniane

Gdy czytamy doniesienia w tej sprawie, które jako pierwsze opublikowało "Daily Mail", włos na głowie się jeży. Yems z niespotykaną swadą wypowiada się nie tylko na konferencjach prasowych, ale także bezpośrednio w stosunku do swoich piłkarzy. Problem w tym, że jego słowotwórstwo ma negatywne nacechowanie i jest słusznie piętnowane przez szerokie gremium.
Doświadczony trener zwracał się do zawodników na rozmaite sposoby. W kierunku czarnoskórych graczy padało pospolite: "czarnuchu", ale także "zuluski wojowniku". Kolejnych określał mianem "zjadaczy curry", "zamachowców" lub "terrorystów". Czuł się bezkarny i rósł w siłę, ponieważ piłkarzy długo zwlekali z właściwą reakcją. W ten sposób Yems nabierał cichego przyzwolenia do zintensyfikowania swoich obrzydliwych działań.
- Obrażał nas na rozmaite sposoby. Od początku sezonu 2020/21 nie dawał nam spokoju ani w szatni, ani na treningach. Nikt jednak mu nie odpowiadał, ponieważ nie czuliśmy, że możemy - był w końcu naszym trenerem - wyznał jeden z zawodników w rozmowie ze "Sportsmail".
- Jego zachowanie doprowadziło mnie do naprawdę trudnej sytuacji psychicznej. Ale walczyłem. Pamiętam natomiast sytuację, w której trener podszedł do dwóch zawodników z mniejszości etnicznej i bezceremonialnie wyrzucił ich z treningu. "Spierd***e z mojego klubu" - tyle im powiedział. Nigdy później ich nie widzieliśmy - dodał piłkarz.
Zgodnie z aktualnymi oskarżeniami wobec Yemsa można stworzyć długą listę wykroczeń 62-latka. Pozna opisanym już nękaniem za pomocą słów, Anglik regularnie tworzył sztuczne podziały w swoim zespole. Jedną z najbardziej przerażających decyzji podjął w sprawie czarnoskórych zawodników, dla których stworzył osobną szatnię. Mieli oni zakaz przebierania się z zawodnikami o jasnej karnacji.

Epoka kamienia łupanego

Według zawodników John Yems miał również szczególnie nieprzyjemny stosunek do cypryjskiego zawodnika Crawley Town. Trener regularnie żartował sobie z wyglądu piłkarza, na celownik wziął również pochodzenie gracza. Oberwało się choćby greckiej kulturze, a konkretnie muzyce z Hellady.
Zarzut ten może brzmieć niedorzecznie w zestawieniu z poprzednimi, lecz dobrze pokazuje na jak wielu płaszczyznach zdawał się poruszać 62-latek. Poczucie pełnej dominacji nad zawodnikami przekonywało go do łamania kolejnych barier. Cały czas przesuwał granicę swoich oporów, ostatecznie uderzając także w młodzieżowych reprezentantów "The Reds". Jeden z nich został poinstruowany przez Yemsa, by nie wracał komunikacją miejską do domu, gdyż ludzie mogą uciekać w obawie przed bombą w plecaku zawodnika.
- John pewnie uznałby to za przekomarzanie się, ale prawda jest taka, że jego znęcanie się miało negatywny wpływ na wielu graczy. To naprawdę boli, że jego ofiarami często zostawali młodzi chłopcy. Ludzie czuli się nieswojo, ale jednoczenie większość graczy zdecydowała się trzymać głowę spuszczoną. Musicie zrozumieć ich postawę - stwierdził anonimowy współpracownik Yemsa na "Sportsmail".
- W Crawley Town nie grają zawodnicy z Premier League. Są o jeden krok od pokłócenia się ze szkoleniowcem, rozłamu, wyrzucenia z klubu i prawdopodobnie ze struktur profesjonalnego futbolu. Dokąd mieliby wtedy pójść? - podsumował członek sztabu "The Reds".
Ostatecznie jednak bojaźliwość została przełamana. Zawodnicy poruszyli temat wykroczeń ze strony Yemesa i sprawa szybko trafiła do włodarzy zespołu oraz FA. Wniosek przeciwko trenerowi złożyło aż siedmiu piłkarzy - jeden z nich otwarcie przyznaje się do tego, że w wyniku współpracy z 62-latkiem potrzebował pomocy psychologicznej.
To zadziwiające, że w XXI wieku dalej dochodzi do sytuacji, które bardziej pasują do blokowisk niż do - jak by nie patrzeć - profesjonalnych rozgrywek sportowych. A przynajmniej takie można odnieść pierwsze wrażenie, bowiem zachowanie Yemsa, dla niektórych jest mniej ważne niż wyniki, które pod jego wodzą osiągało Crawley Town.

Trenerze, wróć!

Okazuje się, że mimo bardzo poważnych zarzutów ze strony zawodników oraz wszczęcia dwóch postępowań i śledztw jednocześnie, John Yems wciąż cieszy się niegasnącą sympatią kibiców Crawley Town. Psychologia tłumu jest w tym względzie bardzo prosta i w pełni zależna od wyników.
Od czasu zawieszenia 62-latka, "The Reds" rozegrali trzy mecze i wszystkie trzy przegrali. W tej sytuacji trybuny zaczęły opowiadać się za wykluczonym szkoleniowcem, głośno domagając się powrotu doświadczonego trenera na stanowisko. Wszelakie przejawy rasizmu - przy założeniu, że działania Yemsa faktycznie miały miejsce - okazały się nagle mniej ważne niż wyniki pewnej dyscypliny sportu.
Podczas gdy niektórzy przedstawiciele świata futbolu domagają się wykluczenia Yemesa do końca jego życia, kibice Crawley Town opowiadają się po stronie kogoś, kto prawdopodobnie urąga wszelakim normom i godności, którą, jak się zdaje, powinien reprezentować człowiek myślący. Być może to w całej sprawie jest najbardziej pesymistyczne - być może zbyt często patrzymy na sprawę przez pryzmat własnego nosa, bagatelizując to, co dzieje się dookoła.
Trudno bowiem uwierzyć w zupełną nieskazitelność Yemesa. Trudno uwierzyć w to, żeby siedmiu zawodników ryzykowało całą swoją karierę, by pogrążyć niewinnego człowieka. Wydaje się również, że sprawę z racjonalności tych zarzutów zdaje sobie sprawę samo Crawley Town, które dość szybko zawiesiło trenera, a następnie zaangażowało się w całą sprawę od strony dochodzeniowej.
Jeśli postępowanie, które zostało wszczęte przez FA oraz "The Reds", przyniesie spodziewane rezultaty, będziemy mieli do czynienia z jedną z najbardziej obrzydliwych sytuacji w angielskiej piłce w ostatnich latach. Gdzieś na obrzeżach profesjonalnego futbolu mogło bowiem dochodzić do regularnego łamania praw człowieka, do przejawów rasizmu i dyskryminacji. A skoro mogło się to mieć miejsce w Crawley i ciągnąć się przez ponad rok, to równie dobrze mogło spotkać kogoś w Wadowicach, Stuttgarcie, Lille, Billund albo Imoli. To niezbyt optymistyczna perspektywa wobec wieloletniej już walki z rasizmem.

Przeczytaj również