"Drugi Lewandowski" i "przeciętniak, który powinien wrócić do Polski". Ćwierć wieku za Krzysztofem Piątkiem

"Drugi Lewandowski" i "przeciętniak, który powinien wrócić do Polski". Ćwierć wieku za Krzysztofem Piątkiem
Marco Canoniero / Shutterstock.com
“Topowy napastnik, lepszy niż Lewandowski, bomber z Dzierżoniowa, elitarny snajper, Pio Pio” - głosiła większość kibiców, gdy Krzysztof Piątek szturmem podbijał Półwysep Apeniński. Ci sami ludzie po upływie zaledwie kilku miesięcy ogłosili wszem i wobec, że były napastnik Cracovii już się skończył, jego kariera nie ma dalszego sensu, a kolejnym przystankiem będzie dobrze znana Ekstraklasa. To jak jest - obchodzący dziś 25. urodziny snajper jest tak dobry, jak uznawano za czasów gry dla Genoi i Milanu czy tak mierny, jak opinie na podstawie pierwszych spotkań w Berlinie? Jak to zwykle bywa, prawda leży pośrodku.
Polak w ostatnich dwóch latach mógł się czuć jak w sercu kalejdoskopu, gdzie zamiast migoczących figur geometrycznych, zmianom podlegał jego wizerunek w oczach piłkarskiej opinii publicznej. Zupełnie nieznany w Europie napastnik nagle podbił serca wszystkich włoskich kibiców, po czym zanotował drastyczny regres, który ciągnął się przez minimum kilka miesięcy. Pytanie brzmi, czy na pewno wszystko w ambiwalentnej podróży 25-latka zależało od niego samego.
Dalsza część tekstu pod wideo

Klasyczna “dziewiątka”

Warto poświęcić chwilę uwagi na jego styl gry, w dużej mierze determinujący jego boiskowe poczynania. Obserwując snajpera Herthy, nietrudno dojść do wniosku, że jest on napastnikiem starej daty. Piątek odbiega od nowoczesnego kanonu “dziewiątek”, które z niemal każdym rokiem odchodzą od naturalnych zadań i utartych schematów. Karim Benzema czy Roberto Firmino coraz rzadziej goszczą w polu karnym rywali. Szeroki zakres ich umiejętności pozwala operować na całej długości i szerokości boiska.
To zawodnicy o tego typu charakterystyce definiują styl drużyny, podczas gdy Piątek potrzebuje mieć wokół siebie prawidłowo funkcjonujący system. Nie weźmie piłki na połowie boiska, aby przedryblować kolejnych przeciwników, ponieważ jego głównym i niejednokrotnie jedynym zadaniem jest dostawienie nogi, zwieńczenie akcji skonstruowanej przez partnerów. Siłą w ubiegłym sezonie było śmiertelnie skuteczne, wręcz kliniczne wykończenie, ale nawet w swoim szczytowym okresie reprezentanta Polski nie dało rady określić graczem uniwersalnym. Umieszczanie go pośród “dziewiątek” ze ścisłego topu graniczyło z absurdem.
Dość powiedzieć, że gdy brylował formą w rozgrywkach 2018/19, nie zanotował ani jednej ligowej asysty z otwartej gry. W już zakończonych na niemieckiej ziemi rozgrywkach tylko raz wypracował koledze bramkę i to nieumyślnie. Chyba wszyscy mamy w pamięci sytuację sprzed kilku dni, gdy Lukebakio, co tu dużo mówić, “ukradł” Polakowi trafienie, zabierając mu piłkę kilkadziesiąt centymetrów przed linią bramkową.
Zależność od dyspozycji kolegów sprawia, że forma Piątka jest falowa. Gdy drużynie idzie, a kreowanie sytuacji nie stanowi problemu, “dziewiątka” może śrubować statystyki, jednak zapaść pomocników diametralnie wpływa też na liczby Polaka. Z tego powodu odszedł z Milanu. “Rossoneri” od lat duszą napastników w systemie, który wysysa z nich wszelkie umiejętności. Wcześniej nie podołali Andre Silva czy Gonzalo Higuain. Rafael Leao ma na koncie trzy bramki. To nie linia ofensywy zapomniała jak znaleźć drogę do siatki. Jakości brakuje w pomocy. Gdy Milan ostatni raz zdobywał “Scudetto”, w ich szeregach występowali Pirlo, Seedorf czy Gattuso. Aktualnie są to Bennacer i Kessie. 25-letni były zawodnik Cracovii nie miał prawa odnaleźć się w takim zestawieniu, chociaż i tak należy mu się szacunek za pokaz klasy w pierwszych spotkaniach na San Siro.

Gorący stołek

Przy ocenie Polaka trzeba również pochylić się nad kwestią trenerów, zmienianych w jego otoczeniu jak rękawiczki. Nie każdy gracz radzi sobie bez mentora, przewodnika, osoby wyznaczającej kierunek, w którym podąża cały klub. Tymczasem Piątek nieprzerwanie znajdował się w futbolowym oku cyklonu, gdzie wciąż zmieniające się wizje przypominały chaotycznie przygotowywany bigos, a nie solidny projekt.
Na przestrzeni półtora roku miał okazję współpracować z ośmioma (!) różnymi szkoleniowcami. Wielu piłkarzy posiada tyle na liczniku po minimum dziesięcioletniej przygodzie z piłką. A każda roszada na ławce trenerskiej wiązałą się z całkowitym przemodelowaniem klubowej filozofii. Gennaro Gattuso buduje drużyny w sposób pragmatyczny - w nawiązaniu do piłkarskiej kariery stawia na solidność, popartą boiskowym poświęceniem i pewnością w defensywie. Marco Giampaolo to maniak taktyki, który potrafi sporządzić kilkadziesiąt wariantów tak prozaicznego stałego fragmentu gry, jak wyrzut z autu. Z kolei Juergen Klinsmann chyba postawił sobie za punkt honoru uczynienie z Herthy najnudniej grającej ekipy w Bundeslidze, a niewykluczone, że także w całej Europie. Dla odmiany Bruno Labbadia preferuje skrajnie ofensywny futbol, na który aż chce się patrzeć.
Żonglerka menedżerami nie ułatwiała reprezentantowi Polski przystosowania się i adaptacji w trzech klubach w ciągu kilkunastu miesięcy. Słowa krytyki, które padały w momencie odsyłania go na ławkę rezerwowych, bywały zasłużone, ale wielu chyba przedwcześnie postawiło na Polaku krzyżyk. Gdy Labbadia pojawił się w Berlinie, ustalił nową hierarchię w linii ataku. Najbardziej ucierpiał Piątek, lecz kilka spotkań na ławce jeszcze nie mogły przesądzać o dalszym losie, choć takich głosów nie brakowało.

Po burzy przychodzi spokój

Podczas ogłaszania wyjściowych jedenastek berlińczyków na przełomie maja i czerwca, bez trudu można było natrafić na szydercze komentarze skierowane w stronę “Piony”. Z niektórych opinii wynikało, że kariera dobiegła końca, ponad 20 bramek na poziomie Serie A to jeden wielki przypadek, odejście z Milanu nie miało żadnego sensu, a berliński ostracyzm nigdy nie dobiegnie końca. Weryfikacja krytycznych osądów nastąpiła błyskawicznie.
- Potrzebowaliśmy doświadczenia, dlatego początkowo stawiałem na Ibisevicia, który ma zdolności przywódcze. Nie znaczy to, że nie wierzę w Piątka, który jest blisko wyjściowego składu. W następnym meczu to on może zagrać od 1. minuty - mówił Labbadia przed spotkaniem z Eintrachtem. 54-latek dotrzymał słowa, napastnik trafił do siatki. Od tamtego czasu zagrał we wszystkich kolejkach od pierwszego gwizdka.
Podsumowując dwuletnie wojaże za granicą, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość “Pistolero” z Dzierżoniowa. Niektóre ograniczenia zapewne będą czasem przeszkadzały mu w poszukiwaniu właściwego rytmu. Dojście na szczyt to nie bułka z masłem. Po kolejnych udanych występach dzisiejszego jubilata absurdalne są i porównania do Roberta Lewandowskiego, tak samo jak nie ma sensu tłumaczyć sugestii powrotu do Cracovii po kilku słabszych spotkaniach.
Trzeba postawić na kompromis i zachować chłodną głowę. Nikt przez przypadek nie zdobywa trzydziestu bramek w ciągu dwóch sezonów spędzonych na poziomie najlepszych europejskich lig. Jednocześnie nie sprawia to, że Piątek nagle zasługuje na zaliczanie go do ścisłej czołówki. To po prostu solidny napastnik, który umie wykorzystać nadarzające się okazje i pasuje do bezpośredniego stylu gry.
Pozostaje życzyć mu stabilizacji w zakresie trenerów i altruizmu kolegów z linii napadu. Ćwierćwiecze za nim, lecz to dopiero początek kariery, która wcale nie zmierza ku prędkiemu zakończeniu. Magazynek jeszcze nie został opróżniony. Krzysztofie, wszystkiego najlepszego.

Przeczytaj również