Drużyna gotowa umrzeć za trenera. Efekty pracy Kloppa na Anfield

Drużyna gotowa umrzeć za trenera. Efekty pracy Kloppa na Anfield
Youtube
Odejście Brendana Rodgersa z Liverpoolu przyniosło fanom „The Reds” ulgę. Kadencja Irlandczyka był pasmem ciągłych niepowodzeń. Na obraz nieszczęścia złożyły się przegrane mistrzostwo po słynnym upadku Gerrarda, zajęcie 6. lokaty w lidze w sezonie 14/15 oraz kompromitujące wyniki w kolejnej kampanii. Wtedy nastąpił przełom. Szkoleniowcem został Jürgen Klopp.
Przybycie Niemca zwiastowało długo oczekiwane zmiany. Po wielu latach w końcu na ławce trenerskiej Liverpoolu zasiadł człowiek ekspresyjny, żyjący każdym spotkaniem, gotowy postawić na swoim, oddany drużynie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Największą zaletą byłego szkoleniowca Borussii Dortmund była jednak umiejętność sprawienia, by to drużyna była oddana trenerowi. Wzajemna gotowość do poświęceń już przynosi wymierne efekty.

99% to za mało

Już przed pierwszym meczem Liverpoolu pod wodzą Kloppa można było przypuszczać, że progres w porównaniu do kadencji Rodgersa będzie ewidentny. Na Anfield miały wrócić pressing, zaangażowanie, walka do ostatniej sekundy – wszystko z czego była znana Borussia, gdy jej trenerem był Klopp i wszystko co stracili „The Reds” pod wodzą Rodgersa.
Niemiec już na pierwszej konferencji prasowej zaznaczył, że wymaga pełnego poświęcenia dla drużyny: - Każdy piłkarz musi grać na 100% swoich możliwości, tylko to mnie interesuje. Ten, kto da z siebie 99% będzie miał problem. Będziemy musieli nad tym popracować.
Jak powiedział, tak zrobił. W pierwszym meczu pod wodzą Kloppa drużyna przebiegła 116 kilometrów oraz wykonała 614 sprintów. Spotkanie przeciw Tottenhamowi zakończyło się bezbramkowym remisem.
Nie był to wymarzony wynik, ale optymistycznym akcentem można nazwać zachowanie czystego konta, pierwszego od dziewięciu spotkań. Drużyna pokazała, że potrafi biegać do upadłego i bronić swojej bramki. Nikt nawet nie śnił o takim zaangażowaniu, gdy trenerem był Rodgers.

Kuszący projekt

Pierwszy sezon Kloppa ostatecznie nie zakończył się najlepiej. Drużyna zajęła dopiero 8. miejsce w tabeli. Mimo takiej klęski, nikt nie kwestionował pozycji Jürgena. Kibice oraz zarząd wiedzieli, że to projekt długoterminowy. Nie można było w 8 miesięcy pozbierać się po zgliszczach, jakie zostawił za sobą Rodgers.
Latem 2016 roku doszło do prawdziwej rewolucji kadrowej. Z klubem pożegnali się piłkarze, którzy nie znajdowali się w planach Kloppa ze względu na swój charakter (Balotelli), niewystarczające umiejętności (Benteke, Luis Alberto) lub wiek (Skrtel, Toure).
Z kolei jednym z kupionych graczy został Sadio Mane – dotychczasowy zawodnik Southampton, który znalazł się w najlepszej „11” sezonu 15/16 w Premier League. Senegalczyk był kuszony przez wiele klubów. Ostatecznie wybrał projekt Kloppa, nie zważając na dotychczasowe miejsce w tabeli „The Reds”.
- Miałem inne oferty, ale dla mnie to jest odpowiedni klub, odpowiedni trener i odpowiedni moment na zmiany. Rozmawiałem z Kloppem i było to bardzo ważne w procesie podejmowania decyzji o przyjściu do Liverpoolu – przyznał Mane po transferze.
Kolejnym transferem można także nazwać Roberto Firmino, który po odejściu Balotellego i Benteke został etatowym pierwszym napastnikiem. Na efekty nie trzeba było długo czekać.

Progres

Sezon 16/17 udowodnił, że Klopp to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Liverpool zajął 4. miejsce, zapewniając sobie udział w Lidze Mistrzów. Kluczowym piłkarzem był nie kto inny, ale człowiek sprowadzony przez niemieckiego szkoleniowca – Sadio Mane.
Firmino z kolei odpłacił się 12 golami oraz 11 asystami. Po raz pierwszy od czasów Luisa Suareza napastnik Liverpoolu potrafił znajdować drogę do siatki. Brzmi to kuriozalnie, ale „wynalazki” poprzedniego trenera w postaci Aspasa, Balotellego czy Benteke miały z tym zadaniem poważny problem.
Prawdziwy pokaz siły miał jednak dopiero nadejść. Zwiastunem był transfer Mohameda Salaha. Oczywiście „magnesem” przyciągającym zawodnika do Liverpoolu był po raz kolejny Klopp.
- Z niecierpliwością czekam na sezon pod skrzydłami Kloppa. Wszyscy wiedzą, że to niesamowity człowiek i świetny trener – komplementował Egipcjanin swojego nowego szkoleniowca.

Egipska „plaga”

Po transferze Salaha zaczęto spekulować na temat roli Egipcjanina na Anfield. Na prawym skrzydle występował Sadio Mane, na lewym Philippe Coutinho, z roli napastnika doskonale wywiązywał się Firmino.
Dodatkowo skrzydłowy miał już za sobą bardzo nieudaną przygodę w Premier League w barwach Chelsea, gdzie zdołał rozegrać zaledwie 13 spotkań. Istniało ryzyko, że po raz kolejny „Momo” przegra rywalizację i będzie wiecznym rezerwowym.
Czas pokazał, że Klopp wybrał idealnego piłkarza. Salah podbił wszystkie możliwe rozgrywki. W Premier League jest liderem klasyfikacji strzelców z 30 trafieniami na koncie, w Lidze Mistrzów zdobył 8 goli. Do tego dołożył 13 asyst. I to wszystko występując na prawym skrzydle.
Wiele wskazuje na to, że Egipcjanin pobije rekord 31 bramek w sezonie ligowym, ustanowiony przez Luisa Suareza w sezonie 13/14. Najważniejsze przy tym jest to, że niesamowite wyczyny Salaha nie blokują innych piłkarzy. Liverpool nie jest jednoosobową armią w osobie Salaha, ale jest drużyną.

Balast za burtę

Po przyjściu na Anfield Klopp jasno zaznaczył, że będzie pracował tylko z piłkarzami, którzy chcą bronić barw Liverpoolu. O ile pozbycie się niewypałów transferowych było raczej spodziewanym krokiem, tak prawdziwą weryfikację słów Kloppa mogliśmy zobaczyć niedawno, przy okazji transferu Philippe Coutinho do Barcelony.
Brazylijczyk z sezonu na sezon wyrastał na jedną z największych gwiazd Liverpoolu. Wydawało się, że odejście zawodnika, który jest dyrygentem środka pola (po transferze Salaha Coutinho został przesunięty na pozycję ofensywnego pomocnika przez Kloppa) może całkowicie zdestabilizować zespół. Obawy po raz kolejny były nieuzasadnione.
Coutinho spełnił swoje marzenie o grze na Camp Nou, na konto Liverpoolu wpłynęło 120 mln euro, a niemiecki szkoleniowiec nic sobie nie robił z odejścia dotychczas kluczowego zawodnika.
- Musimy pożegnać kogoś wyjątkowego. To trudne, ale to część życia i futbolu. Niektórzy mają swoje plany i marzenia. Jako klub jesteśmy wystarczająco silni, by to udźwignąć. Kluczowi gracze odchodzili już wcześniej, a my wciąż się rozwijamy – przyznał Klopp.
Brazylijczyk odszedł w poszukiwaniu trofeów, a w Liverpoolu pozostali zawodnicy nadal wierzący w projekt Kloppa. Po kilku miesiącach od transferu nie ma wątpliwości, kto podjął dobrą decyzję.

Liverpool wraca na salony

Nie było czasu na żałobę po odejściu „Cou”. Nadchodziła Liga Mistrzów. Starcia z Porto w 1/8 to była przystawka przed daniem głównym serwowanym w ćwierćfinale. Na „The Reds” czekał Manchester City, który zdominował Premier League, wygrał Carabao Cup, a w Lidze Mistrzów bez problemów odprawił do domu Napoli.
Poprzednie starcia ligowe tych dwóch drużyn nie dawały jednoznacznej odpowiedzi, kto jest faworytem. Na Etihad City wygrało 5:0, jednak do momentu czerwonej kartki dla Sadio Mane to Liverpool przeważał. Z kolei na Anfield gospodarze odnieśli zwycięstwo 4:3.
Co ciekawe, to nie piękne gole Salaha czy Mane był ozdobą tego spotkania, ale rajd Andy'ego Robertsona w celu odzyskania piłki. To był moment, który podsumował tytaniczną pracę Kloppa, wykonaną w celu „naprawy” Liverpoolu.
Jeśli chodzi o dwumecz w Lidze Mistrzów to znów Klopp pokazał klasę. Liverpool zdemolował „Obywateli” 3:0 w meczu domowym, a także podbił Manchester, wygrywając 2:1. W tym samym czasie Barcelona do której Coutinho odszedł, by zdobywać trofea odpadła z AS Romą. Kolektyw zwyciężył w obu dwumeczach.

Część załogi, część statku

Przed Liverpoolem świetlana przyszłość. Po raz pierwszy od dziesięciu lat klub znalazł się w półfinale Ligi Mistrzów. Dodatkowo dotychczasowa postawa w tych rozgrywkach (najwięcej strzelonych bramek, jedyny zespół spośród półfinalistów, który nie doznał porażki w tym sezonie) sprawia, że „The Reds” wyrastają na jednego z głównych kandydatów do końcowego trofeum.
A to wszystko dzięki jedności. Nie jednostce w postaci np. Coutinho, który potrafił w pojedynkę rozstrzygnąć mecz z Burnley. Teraz za sukcesami Liverpoolu stoi cała drużyna dowodzona przez Jürgena Kloppa.
Niemiec wprowadził w życie swoje wszystkie plany. Pressing działa bez zarzutu, formacja ofensywna jest jedną z najlepszych na świecie, każdy członek drużyny jest jednocześnie liderem i gotowym do poświęceń „szeregowym”. Komu taki układ nie pasuje, ma drzwi otwarte. Okazja na powrót na Anfield pojawi się tylko w celu otrzymania lekcji futbolu. Raheem Sterling coś o tym wie.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również