Dzieciak, który przyćmił Haalanda i zachwycił Anglików. Kolejny cudowny nastolatek wdziera się na salony

Dzieciak, który przyćmił Haalanda i zachwycił Anglików. Kolejny cudowny nastolatek wdziera się na salony
xinhua/pressfocus
Co udało Ci się osiągnąć w wieku 17 lat? Bo np. taki Jude Bellingham właśnie strzelił gola w Lidze Mistrzów. Manchesterowi City. Nie jest na tyle dorosły, żeby kupić alkohol, wchodzić do klubu ze striptizem albo legalnie oglądać filmy Quentina Tarantino, ale ma licencję na pokonywanie najlepszych bramkarzy na świecie. Anglikom rośnie kolejny fantastyczny piłkarz.
Kiedy młodzieniec został jakiś czas temu sfilmowany podczas treningu strzeleckiego, uderzył piłkę z całej siły w słupek, a z jego ust wydobyło się siarczyste, najbardziej popularne niemieckie przekleństwo zaczynające się od “sch”. W jakiś sposób, bez edycji, klip wylądował na Twitterze. Zachowawczy piłkarz podał post dalej, ale kajając się jednocześnie słowem “przepraszam” i solidną porcją emotikonów. Rzeczywiście, w Dortmundzie mówi się, że Bellingham jest wyjątkowo dobrze wychowanym profesjonalistą, gentlemanem w każdym calu. I trudno temu uwierzyć, ale faktycznie pierwszym zwrotem, jakiego nauczył się w Niemczech było właśnie “tut mir leid”. Wulgaryzmy przyszły później.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pomocnik na lata

Matka Denise nie musi już ciężko pracować nad manierami. Dobre wychowanie “Hey Jude” - pseudonim nadano mu po hitowym utworze grupy “The Beatles” - najwyraźniej funkcjonuje od dawna i stanowi jego swego rodzaju znak firmowy. Mama pojechała z synem do Niemiec, opiekuje się nim, gotuje, podczas gdy ojciec Mark, policjant z Birmingham, nadal pracuje w Anglii i zajmuje się młodszym bratem Jude’a, Jobe’m. To jedyna poważna dolegliwość w rodzinie Bellinghamów: że Jude nie może zobaczyć swojego brata i taty z powodu koronawirusa.
Poza tym, w życiu 17-letniego piłkarza w tej chwili nie ma prawie niczego z tego “gó***” rzuconego na treningu. Ostatnich 10 dni to najlepsze chwile w jego dotychczasowej karierze. W pierwszym meczu ćwierćfinałowym LM przeciwko Manchesterowi City dzielnie mierzył się z jedną z najsilniejszych środkowych linii na świecie. Po paru dniach pojechał do Stuttgartu i strzelił pierwszą bramkę w Bundeslidze. Następnie znów starł się z ekipą Pepa Guardioli i stał się drugim, po Bojanie Krkiciu, najmłodszym graczem z golem w pucharowej fazie Ligi Mistrzów oraz bezwzględnie najmłodszym wśród Anglików zdobywcą bramki w tych rozgrywkach. O dziwo, to na nim, a nie na Philu Fodenie, strzelcu dwóch goli w dwumeczu, skupiła się uwaga dziennikarzy.
Borussia w ostatnich latach nie boi się stawiać na młodzież, ale mimo wszystko angielski pomocnik to fenomen swoich czasów. W pierwszym sezonie w Dortmundzie rozegrał już 39 meczów, ma pewne miejsce w środku pola i to on, obok Erlinga Haalanda, jest największym brylantem zespołu BVB. Najwyraźniej żaden trener nie musi mu mówić, jak ma grać. Po prostu to robi. Ta pewność pozwala mu zapomnieć o niedoświadczeniu, wieku czy wymagającym rywalu.
- Jest niesamowicie dobry w odbiorze piłki, ale teraz jeszcze bardziej angażuje się w ataki - mówi dyrektor sportowy Michael Zorc, a jego słowa potwierdza inny z dyrektorów, Sebastian Kehl. - Jude? Niesamowicie stabilny jak na swój wiek. Perfekcyjny balans i postawa - zauważa były piłkarz Borussii.

Kapitalny przeciwko City

Nastolatka świetnie obserwowało się zwłaszcza na tle machiny Guardioli. Był w stanie zachowywać spokój i grać według wzorów ustalonych dla środkowego pomocnika, typowej “ósemki”. W obu spotkaniach zwracał uwagę zgrabną i dokładną dystrybucję podań, czasem też potrafił znaleźć wystarczająco dużo energii, aby wspomóc Haalanda w uderzeniu na bramkę Edersona, uciekając poza przeważnie dobrze izolowanego napastnika. W ten sposób mógł się również wpisać na listę strzelców w pierwszym spotkaniu, lecz sędzia w kontrowersyjnych okolicznościach zabrał mu gola i potraktował wejście Anglika jako niebezpieczną grę. Tak czy siak, Jude zszedł z boiska będąc najbardziej wpływowym zawodnikiem BVB.
Rewanż to sama rozkosz z oglądania tego, jak Bellingham wreszcie pokonuje brazylijskiego golkipera. 17-latek kontrolował piłkę lewą nogą, otworzył ciało, wiedział nawet, że może pozwolić sobie na to, by futbolówka nieco uciekła z prawej stopy, że może być uderzona nieczysto. To nawet lepiej. Miał ten obraz w głowie, co zrobić, żeby zdobyć bramkę. Zaraz po tym, jak otworzył wynik, wybronił swój zespół od straty gola, kiedy rozpaczliwym wślizgiem zablokował strzał Riyada Mahreza. Kluczowa postać tak pod polem karnym przeciwnika, jak i własnym.
Umówmy się, Bellingham nie wyrósł spod ziemi. To nie królik wyciągnięty z kapelusza, ani magiczny wytwór Copperfielda. Borussia nie była jedynym klubem, który poprzedniego lata widział go na swoim pokładzie. Właściwie każdy chciał Anglika. BVB zapłaciło Birmingham City 23 miliony euro za ówczesnego 16-latka z wielkim potencjałem, ale w tego typu transakcjach zawsze istnieje pewne ryzyko. Można być świetnym juniorem, ale nie odnaleźć się w prawdziwym futbolu w dorosłym wydaniu. Przykładów można znaleźć bez liku. Teraz te 23 miliony wydają się niewiarygodną, nawet wstydliwą promocją. Te DWADZIEŚCIA TRZY MILIONY powoli decydują o tym, czy aktualny jeszcze wicemistrz Niemiec będzie grał w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów.

Strata dla Premier League, zysk dla kadry

Wraz z eksplozją formy ponownie zaczął się lament w angielskich mediach. Ponownie, bo tak samo było w przypadku innego Anglika z Dortmundu, Jadona Sancho. Populistyczny głos “przeciętnego angielskiego kibica”, czyli “Daily Mirror”, narzekał ostatnio, że to “po prostu śmieszne, że dla Bellinghama nie znalazło się miejsce w Premier League” i żeby grać, piłkarz “musiał opuścić rodzinę w Wielkiej Brytanii”.
Trener reprezentacji Gareth Southgate powołał niedawno pomocnika do pierwszej reprezentacji na mecz z San Marino. Można się więc spodziewać, że szalony hype wokół jednego piłkarza wkrótce się zmaterializuje. Wyjazd na mistrzostwa Europy? Wielce prawdopodobne. Powrót do klubowej piłki w Anglii? Raczej nieprędko. W BVB ma kontrakt do 2023 roku, jednak szef Hans-Joachim Watzke ostrzega potencjalnych absztyfikantów, że Bellingham i inny nastoletni talent, Gio Reyna, “zostaną z nimi na długo”.
Przy wielu “ochach” i “achach” pamiętajmy jednak, że to ciągle diament, który należy dokładnie oszlifować. Nadal zbyt często staje się niewidoczny na boisku, gdy sprawy Borussii nie układają się dobrze. To jeszcze nie lider, nie można oczekiwać, że 17-latek siądzie za kierownicą i sam poprowadzi zespół do wygranych. To oczywiste, ale są też inne “place budowy”.
W dwumeczu z City wygrał tylko 30 procent pojedynków. Mógłby zwiększyć udział przy golach. Chociaż często wchodzi w pole karne i tym samym wiąże przeciwników, w 39 spotkaniach dla Borussii zanotował tylko siedem punktów: trzy gole i cztery asysty. Jeśli uda mu się poprawić w tych ważnych kategoriach, a prędzej czy później tak będzie, nic nie stoi na przeszkodzie, by Anglik potraktował Dortmund jako stację przesiadkową. Ze wszystkich graczy z wysoką oceną talentu, którzy nie nazywają się Haaland, Jude Bellingham wychodzi na prowadzenie w wyścigu o wielką karierę.

Przeczytaj również