Sousa nie pasuje do kadry? "Nie jest trenerem reprezentacyjnym. To duży minus Polski" [NASZ WYWIAD]

Sousa nie pasuje do kadry? "Nie jest trenerem reprezentacyjnym. To duży minus Polski" [NASZ WYWIAD]
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Dziś mecz o wszystko dla reprezentacji Polski. Jeśli wygramy z Albanią, przybliżymy się znacznie do mundialu. Jeśli przegramy - właściwie stracimy szanse (poza matematycznymi) na awans na mistrzostwa świata. O kadrze porozmawialiśmy z Bogusławem Kaczmarkiem, który był asystentem Leo Beenhakkera w latach 2006-2008.
SAMUEL SZCZYGIELSKI: Rośnie narracja, że powinniśmy bać się Albanii. Faktycznie to dla nas takie zagrożenie czy tabela eliminacyjna nie ma aż takiego znaczenia w kontekście bezpośredniego meczu?
Dalsza część tekstu pod wideo
BOGUSŁAW KACZMAREK: Wie Pan co, terminarz jest w miarę równy dla wszystkich. A póki co Albania jest przed nami. A jak to dalej pójdzie? Czy się należy ich bać? Nie. Ja mieszkam w Gdańsku. I pod naszymi dwoma lwami w herbie miasta jest łacińska sentencja ’’Nec temere, nec timide”, czyli ’’bez bojaźni i lęku ale z rozwagą i z szacunkiem”. I myślę że tak trzeba do tego meczu podejść.
Jakie ma Pan wnioski po pierwszym meczu?
Skoro na Stadionie Narodowym Albania grała dobrze i wygraliśmy z nimi 4:1, to mamy nad nimi przewagę. Jeśli mielibyśmy wskazać, która drużyna w pierwszym meczu prezentowała fajną, przyjemną dla oka piłkę, to oni, a nie my. Nie zawsze to co ładne jest skuteczne. Błędy, które popełnili Albańczycy, spowodowały, że zrobiło się 4:1. Nie należy mieć lęków przedstartowych.
Albania może pierwszy raz dostać się na mundial. Dzisiejszy mecz to dla nich przepustka do barażów. Realnie sama motywacja może ich ponieść?
Z tego co czytałem, to w Albanii na mecz chciało iść 200 tysięcy osób. I się nie dziwię, bo minimum 100 tysięcy dla Roberta Lewandowskiego. Na pewno mają wielkie nadzieje, że tak się stanie i wreszcie zadebiutują na mistrzostwach świata. Ale ich skład nie wygląda okazale. Albania ma problem, bo wypadł jeszcze obrońca Berat Djimsiti grający w Atalancie Bergamo. My mamy dużo lepszych piłkarzy. Ale nie wiem, czego oczekiwać w tym meczu po selekcjonerze.
Pan nie należy do zwolenników Paulo Sousy.
Wie Pan, co pisali dziennikarze z Węgier na temat Sousy? Że nie jest trenerem reprezentacyjnym i to duży minus kadry Polski. Bo to trener typowo klubowy. Czym się różni on od Beenhakkera? Leo był jednocześnie trenerem klubowym i reprezentacyjnym. Przygotowywał reprezentacje do dużych imprez. Przed Polską prowadził Holandię, Arabię Saudyjską, Trynidad i Tobago.
Różniło się jego CV z tym, które ma obecny selekcjoner.
To rzeczy nieporównywalne. Sousa stawia pierwsze kroki jako selekcjoner. I wzięto go do tej roli w tak ważnym roku, gdzie mieliśmy zarówno wielki turniej, jak i kluczowe mecze eliminacji, by zakwalifikować się na kolejny.
Jakie ma Pan wnioski po meczu z San Marino?
Wie Pan, gdyby przepisy w meczu z San Marino pozwoliły grać rękoma i nogami, to i tak byliby tylko trzy razy na naszej połówce. Ja nie widziałem jeszcze tak ubogiej piłkarsko drużyny. Nasza reprezentacja pod kierownictwem, pod dowództwem Sousy ten mecz zmarnowała. Była możliwość przygotowania się na Albanię. Mieliśmy 17 rzutów rożnych. Czy coś z tego wynikało? Raz Krzysztof Piątek strzelił obok słupka. I tyle z tych stałych fragmentów. Jeżeli mecz z San Marino miał być próbą generalną, to uważam, że była to próba kamuflażu.
Aż tak źle Pan to ocenia?
Gra naszej reprezentacji to jest jedna wielka niewiadoma. Mecz z San Marino jako poligon doświadczalny pokazał nam, że my nadal nic nie wiemy. Wiadomo tyle, że wypadł z gry Karol Linetty. Dobrze, że Sousa dał odpocząć Mateuszowi Klichowi w drugiej połowie.
Lewandowski też odpoczął, ale i nic nie pokazał.
Oglądając mecz z San Marino, skupiłem się właśnie na obserwowaniu Roberta Lewandowskiego. Kilku kolegów przeszkadzało mu w grze. Jakbyśmy zestawili jego radość z gry w Bayernie i w tym spotkaniu… Jego okazy dezaprobaty w sytuacjach, gdy czekał na piłkę, były wyraźne. A nasi zawodnicy dokonywali zupełnie innych rozwiązań, jakby go nie widzieli na boisku. Zresztą widzieliśmy język ciała Roberta, kiedy schodził z boiska. I on dzisiaj, jeśli nie zakwalifikuje się na mundial, pewnie straci szansę na Złotą Piłkę.
Ktoś się Panu podobał w tym meczu?
Trudno chwalić za występ indywidualny z San Marino. Taki Przemysław Płacheta miał na prawej obronie gościa, który stał tam jak manekin. No i jechał z nim, owszem. Ale przy takich deficytach w umiejętnościach piłkarskich i taktycznych to nie trudne. Żadne porównanie względem poważnych rywali.
Ma Pan w sobie optymizm na dzisiejszy wieczór?
Sam Sousa w wywiadzie mówi, że do końca nie wie, jak będzie wyglądała jedenastka. Ale my jesteśmy lepszą drużyną, trzeba wyegzekwować wygraną. A co do optymizmu, posilę się wypowiedzią Sousy. Kiedyś jeden z klasyków Liverpoolu powiedział, czym jest piłka i czym jest mecz. Teraz Paulo Sousa mówi, że to coś więcej niż mecz o wszystko. Chcę zobaczyć to ’’coś więcej”.

Przeczytaj również