FC Barcelonę znał lepiej od Pepa Guardioli, jego treningi podglądali z drzew. Geniusz, który nic nie wygrywa

Barcelonę znał lepiej od Guardioli, jego treningi podglądali z drzew. Geniusz, który nic nie wygrywa
youtube
Gdyby zadać szkoleniowcom z pozoru prozaiczne pytanie, po co się gra w piłkę, zapewne większość odpowiedziałaby krótko: by wygrać. Kult zwyciężania staje się wszechobecny. Definicją sukcesu są kolejne puchary, trofea w gablocie, wydarte skalpy. Drugi to pierwszy przegrany. O całej reszcie można całkowicie zapomnieć. Istnieje jednak jeszcze jeden trener, dla którego prawdziwy triumf to idea, a nie następny kawałek aluminium w klubowym muzeum. Marcelo Bielsa.
Argentyńczyk pozostaje jednym z najciekawszych i najbardziej wpływowych menedżerów, chociaż lista jego osiągnięć spokojnie zmieściłaby się na małej serwetce. I to uprzednio kilkakrotnie złożonej. Na arenie klubowej Bielsa triumfował dwa razy - pierwszy i ostatni. Początki jego pracy w Newell's Old Boys wiązały się z piłkarską karierą, gdzie spędził kilka lat grając jako stoper.
Dalsza część tekstu pod wideo
Prawdziwe sukcesy odniósł jednak już jako trener, ponieważ nieoczekiwanie poprowadził klub do krajowego mistrzostwa. Jedynego, które może wpisać do CV. Ostatni raz Bielsa miał okazję cieszyć się z jakiegokolwiek trofeum… w 2004 r. Nikt nie mógł wówczas przypuszczać, że poprowadzenie rodzimych "Albicelestes" do złota olimpijskiego będzie małą klamrą osiągnięć ekscentrycznego szkoleniowca. Sam 64-latek patrzy na futbol z nieco innej perspektywy.

Filozof

- Wszystkie momenty, gdy stawałem się lepszy, są związane z porażką. Momenty, po których stawałem się gorszy, nadchodziły po sukcesach. Sukces deformuje, rozluźnia, zapewnia zbyt duży komfort. To porażka czyni nas mocniejszymi. Radość po zwycięstwie trwa 5 minut. Potem jest tylko pustka - opowiadał sam Bielsa.
Z jednej strony można by mu zarzucić nie do końca szczerą chęć wytłumaczenia swoich klęsk, aczkolwiek jego etos pracy sprawia, że aż trudno nie uwierzyć w słuszność tych przekonań. Małe triumfy go nie cieszą, po zwycięstwach nie ujrzymy na twarzy uśmiechu. Dla Bielsy liczy się droga, cel na horyzoncie, a nie pojedynczy przystanek.
- Piłka nożna stała się binarna. Wygrana albo porażka. Radość albo smutek. Krew albo brawa. Gdy przegrywasz, jesteś zewsząd atakowany. Można wygrać czy też nie, ale kluczowy jest sposób, w jaki dochodzi się do celu - odpowiadał na jednej z konferencji prasowych, gdy został zapytany o swoje podejście do porażek.
Jego przekonania dały o sobie znać choćby w trakcie ubiegłego sezonu. Leeds jawiło się jako pewny kandydat do awansu, lecz pod koniec rozgrywek punktowało nieco słabiej. Dwa “oczka” piłkarze zgubili na własne życzenie, a konkretniej na polecenie samego Bielsy.
W przedostatniej kolejce "Pawie" mierzyły się z bezpośrednim rywalem o miejsce w czołówce Championship, Aston Villą. W 72. minucie na listę strzelców wpisał się Mateusz Klich, jednak na Elland Road zapanowało poruszenie. Przyjezdni mieli ogromne pretensje do Polaka, ponieważ akcja toczyła się, gdy jeden z graczy "The Lions" leżał na murawie.
Zamieszanie trwało dobrych kilka minut, a do akcji wreszcie wkroczył Bielsa. Szkoleniowiec Leeds przywołał do siebie podopiecznych, którym nakazał… pozwolić rywalom strzelić gola. W takim momencie, gdy o losach awansu decydowała dosłownie każda akcja, Argentyńczyk zademonstrował swój niecodzienny sposób myślenia.
Przez dobrych kilkanaście sekund krzyczał przy linii: "Let them score, let them score". Gracze Aston Villi wznowili grę, swobodnie przebiegli pół boiska i zdobyli wyrównującą bramkę. Ostatecznie to oni wywalczyli promocję do Premier League. Wyczyn nie przeszedł jednak bez echa, ponieważ na gali FIFA otrzymał statuetkę Fair-play.

Wizjoner

Chociaż drużyny Bielsy nie wygrywają praktycznie niczego, jego preferowany styl gry jest jednym z najbardziej charakterystycznych w futbolu. Do podstaw boiskowej filozofii należą nieustanny ruch oraz wykorzystanie walorów technicznych. Mimo, że nigdy nie trenował drużyny ze ścisłej czołówki, stara się niwelować różnice w czysto piłkarskiej jakości. Potrafi rozpalić w swoich zawodnikach iskrę, która już na murawie daje wprost bombowe efekty. Gegenpressing w połączeniu z tiki-taką. Morderczy pressing i osaczanie rywala. Oto podstawy idei Bielsy.
- Myślałem, że jestem doświadczonym piłkarzem, dopóki Marcelo nie przyszedł do Leeds. On otworzył mi oczy. Teraz uczę się czegoś nowego każdego dnia - zdradził pomocnik, Pablo Hernandez.
Już w dniu objęcia posady Bielsa pokazał swoim podopiecznym, że nie jest zwykłym trenerem. Pierwszym poleceniem skierowanym do grupy było… posprzątanie klubowego ośrodka. Gracze mieli odczuć, że są tylko pracownikami, ludźmi, którzy muszą wydobyć z głębi siebie pokłady ambicji.
Plotka głosi, że jeszcze przed podpisaniem kontraktu menedżer zaszył się w rodzinnej wiosce, Maximo Paz, gdzie przez kilka dni non stop oglądał wszystkie spotkania "Pawi". Przed pierwszym treningiem wiedział o drużynie praktycznie wszystko. Ba! On znał każdy detal dotyczący jakiegokolwiek zawodnika Championship.
Rok temu światło dzienne ujrzała przecież afera podglądacza, którego Bielsa wysłał do ośrodka treningowego Derby, aby podejrzeć metody pracy rywali. Argentyńczyk na specjalnie zwołanej konferencji do wszystkiego się przyznał, zaznaczając jednocześnie, że nie musiał tego robić, ponieważ zna szczegóły każdej drużyny.
Przez kilka godzin bez krępacji omawiał prezentację, w której zawarte były wszelkie możliwe aspekty pozostałych ekip z zaplecza Premier League. Dokładnie wiedział w jakim ustawieniu lubi grać Leeds, którą flanką częściej atakuje Aston Villa, w jaki sposób rzuty rożne rozgrywa Swansea i co na śniadanie jada lewy wahadłowy Norwich. Czyste szaleństwo, czyli Bielsa w najlepszym możliwym wydaniu.

Wzór

Prawdziwym dziedzictwem szkoleniowca Leeds nie zostaną trofea (ponieważ ich po prostu nie ma), ale myśl, którą zaszczepił wśród najlepszych szkoleniowców globu. Gablota może i świeci pustkami, lecz jego zwolennikami są trenerzy z topu.
Za dowód posłużyć może finał Pucharu Króla z 2012 r., gdy Athletic prowadzony przez Bielsę stanął naprzeciw wielkiej Barcelony. Podopieczni Guardioli gładko wygrali 3:0. Po spotkaniu Katalończyk poszedł pogratulować dobrego spotkania, panowie wymieniali się uwagami, aż Bielsa pokazał swoje notatki na temat "Dumy Katalonii". Pep był zdruzgotany. Ówczesny trener Basków miał rozpisany każdy schemat akcji "Blaugrany", wiedział w jakich strefach operują poszczególni piłkarze, przewidywał ruchy Xaviego, Iniesty czy Messiego.
- Znasz Barcelonę lepiej ode mnie - powiedział starszemu koledze Guardiola.
Jorge Sampaoli, który poprowadził Chile do dwóch tytułów Copa America z rzędu, zdradził, że… wspinał się na drzewo, aby ukradkiem podglądać treningi prowadzone przez Bielsę. Zaznaczył jednak, że nigdy nie chciałby się spotkać ze swoim idolem twarzą w twarz, ponieważ wtedy zniknęłaby ta magiczna otoczka. Dla Sampaoliego trener Leeds jest postacią wręcz mityczną, boską.
"Pawie" są obecnie na najlepszej drodze do awansu z Championship, chociaż argentyński szkoleniowiec pewnie ani przez moment nie myślał o ewentualnej fecie mistrzowskiej. Poświęca całe swoje życie piłce, nie troszcząc się o zwycięskie laury. Dla niego triumf stanowi zaszczepienie idei ofensywnego futbolu u swoich graczy oraz pozostałych zwolenników. Podobno historia pamięta tylko zwycięzców, lecz z pewnością o Bielsie również nie zapomni.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również