Gigantyczny błąd Manchesteru United? Powinien być filarem składu, znów odesłano go poza Old Trafford

Gigantyczny błąd Manchesteru United? Powinien być filarem składu, znów odesłano go poza Old Trafford
warasit phothisuk
Manchester United powoli rozkręca się na rynku transferowym i przebudowuje kadrę. Nie zawsze zrozumiale. Jedną z kuriozalnych decyzji jest odesłanie Deana Hendersona na kolejne wypożyczenie. Anglik powinien być filarem składu na Old Trafford, jednak znów “przegrał” rywalizację z przepłaconym i przereklamowanym Davidem de Geą.
Kilka dni temu Dean Henderson został wypożyczony z Manchesteru United do Nottingham Forest. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że tym jednym ruchem beniaminek zapewnił sobie utrzymanie w Premier League. 25-letni golkiper jest gwarantem spokoju, pewności w tyłach, czystych kont i heroicznie wybronionych punktów. O piłkarza z takim pakietem cech walczyłby niemal każdy klub. A Manchester United postanowił bez żalu go oddać.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pudrowanie trupa

Media od tygodni żyją ewentualnymi transferami Manchesteru United. Klub, który niedawno zatrudnił Erika ten Haga, interesuje się nowym prawoskrzydłowym, szuka kolejnego napastnika, szykuje wzmocnienia w linii pomocy, ale jakby każdy zapomniał o problemie, jakim pozostaje pozycja golkipera. W ubiegłym sezonie ligowym “Czerwone Diabły” straciły 57 goli, co jest wynikiem absolutnie tragicznym. Pobiły własny, niechlubny rekord wpuszczonych bramek w erze Premier League. Winowajców nie trzeba daleko szukać.
- David jest bardzo miękkim bramkarzem, boi się ubrudzić. Posiadanie golkipera, któremu brakuje pewności siebie, staje się poważnym problemem Manchesteru United. Liczba czystych kont nie jest wystarczająca. To jedna z największych słabości tej drużyny - grzmiał Paul Scholes na antenie "BT Sport" w trakcie ubiegłego sezonu.
Spośród angielskich drużyn w czołowej dziesiątce ubiegłych rozgrywek tylko Leicester mogło się pochwalić gorszą defensywą, tracąc 59 bramek. Aby jednak podkreślić skalę degrengolady w tyłach Manchesteru, wystarczy przytoczyć, że nawet Burnley miało szczelniejszą linię obrony w Premier League. Nie trzeba nikomu przypominać, że dzielna ekipa z Turf Moor finalnie zleciała do Championship.
United dobrnęli zatem do poziomu, w którym ustępują drugoligowcom, a nadal nikomu na Old Trafford nie przyszło do głowy, że przydałaby się jakakolwiek zmiana na bramce. Władze klubu mogą zaraz rozbić bank na Antony’ego, dołożyć do tego Frenkiego de Jonga, Lisandro Martineza i pół składu Ajaksu Amsterdam, ale to nie zmieni faktu, że podjęto już jedną z najgłupszych możliwych decyzji, pozbywając się na własne życzenie Deana Hendersona. Anglik wielokrotnie udowadniał, że ma papiery na bycie numerem jeden w drużynie walczącej o najwyższe cele. W ostatnich latach tego samego nie można powiedzieć o Davidzie de Gei.

David de strukcja

- Czasami myślę, że ktoś rzucił na nasz zespół klątwę. Naprawdę nie wiem, co się dzieje z Manchesterem United. Ludzie mnie o to pytają, rozmawiamy o tym w szatni, ale nie wiemy, dlaczego jest, jak jest - stwierdził de Gea w niedawnym wywiadzie dla “El Pais”.
Jedyną klątwą można nazwać ciągłe stawianie przez trenerów Manchesteru United na bramkarza, który od minimum trzech lat bezskutecznie szuka formy. Powszechnie wiadomo, że szaleństwem jest robić wciąż to samo, oczekując innych rezultatów. A na Old Trafford jakby każdy spodziewał się, że de Gea zaraz wróci do formy i znów będzie tym zawodnikiem, który w przeszłości stanowił o sile defensywy United. Sęk w tym, że te czasy minęły i to najprawdopodobniej bezpowrotnie.
Tylko w minionym sezonie Hiszpan wpuścił 66 bramek we wszystkich rozgrywkach. Dla porównania, Henderson stracił osiem goli więcej, ale podczas swojej dwuletniej przygody w Sheffield United. A raczej trudniej śrubować statystyki z pomocą Johna Eagana, Chrisa Bashama czy Endy Stevensa niż Raphaela Varane’a, Victora Lindelofa lub Aarona Wan-Bissaki. Przypomnijmy, że w 2020 roku z Hendersonem na bramce ówczesny beniaminek utrzymał się w górnej połowie tabeli, przez moment nawiązując nawet walkę o europejskie puchary. Manchester United z de Geą ostatnimi czasy znalazł się w podobnej sytuacji, co już świadczy o przepaści dzielącej Hiszpana i Anglika.
Wszelkiego rodzaju statystyki potwierdzają, że de Gea powinien być jednym z pierwszych zawodników, który zasługuje na odsunięcie od pierwszego składu United. Oczywiście, przy założeniu, że klub pragnie wydostać się z marazmu, a nie nadal w nim tkwić. DDG zakończył sezon ligowy jako bramkarz z najmniejszą liczbą celnych podań, zatrzymanych wrzutek oraz interwencji poza polem karnym spośród wszystkich golkiperów w Premier League. Ktoś powie, że to niuanse i 31-latka powinno się rozliczać jedynie z obronionych strzałów. Otóż od początku roku de Gea wpuścił 25 goli, chociaż rywale według modelu expected goals wykreowali sobie szanse na strzelenie jedynie 22 bramek. Podsumowując, pierwszy bramkarz Manchesteru United nie broni, nie gra dobrze w powietrzu, jest fatalny na przedpolu, a kiedy składa się do podania, można w ciemno zakładać, że pośle świecę w trybuny.
- Myślę, że de Gea dostał pakiet zaufania za to, co robił w poprzednich sezonach. Gra ze względu na swoje występy w przeszłości, a nie obecne. Myślę, że Henderson udowodnił wszystkim, że może powalczyć o bycie numerem jeden w Manchesterze United - mówił na antenie "Sky Sports" Andy Cole.
- De Gea boi się wychodzić do piłki. Bramkarz powinien być odważny i przygotowany do takich sytuacji - oceniał z kolei Jamie Redknapp po jednym z meczów, w którym DDG znów się nie popisał.

Miałeś, chamie, złoty róg

Po tak fatalnym sezonie zmiana bramkarza byłaby priorytetem dla każdego zdroworozsądkowego klubu. Zwłaszcza, że odpowiedź na dramatyczny regres de Gei znajdowała się tuż pod nosem. Dean Henderson w przeszłości pokazał, że może być topowym bramkarzem w lidze angielskiej. Wystarczy, że dostanie szansę na pokazanie swoich wysokich umiejętności.
W poprzednim sezonie Henderson wystąpił w zaledwie pięciu spotkaniach Manchesteru United. Nie dostał ani jednej szansy w Premier League, chociaż wystawianie de Gei w każdym kolejnym spotkaniu było strzałem w kolano i jawnym działaniem na szkodę drużyny. Pomijanie swojego wychowanka było niezrozumiałe, patrząc na to, jak znakomicie radził sobie w Sheffield United. Z tą drużyną wywalczył awans do angielskiej elity, by później pomóc jej w zajęciu dziewiątego miejsca. Zaś po odejściu Hendersona “The Blades” z hukiem zlecieli do Championship.
- Lubię Deana Hendersona od momentu, kiedy pierwszy raz zobaczyłem, jak gra. Myślę, że będzie topowym bramkarzem - komplementował go Graeme Souness, były pomocnik Liverpoolu, cytowany przez "Daily Mail".
- Angielscy bramkarze są dobrzy, ale nie fenomenalni, w przypadku Deana Hendersona mogę powiedzieć, że jeszcze nie jest fenomenalny. Mówię jeszcze, bo stanie się taki. Jestem jego fanem. Spotkałem go w United, kiedy był dzieciakiem, czwartym w hierarchii do gry. Już wtedy poprosił o wypożyczenie i mówił, że po powrocie będzie "jedynką" w bramce. On ma niesamowitą pewność siebie - przyznał Jose Mourinho w rozmowie z "The Times".
Henderson jest ambitnym bramkarzem, który ewidentnie nie zamierza marnować kariery na rozgrzewaniu słabszego konkurenta. Wystarczy przypomnieć sezon 2020/21, kiedy Anglik po raz pierwszy miał okazję przez kilka tygodni być pierwszym wyborem w ekipie “Czerwonych Diabłów”. Wtedy w 26 spotkaniach zachował 13 czystych kont, zatrzymując AC Milan czy Manchester City. De Gea w tym samym sezonie rozegrał aż 36 meczów, z czego tylko 12 z nich skończył na zero z tyłu.

Organizacyjnie Manchester United

Można jedynie przypuszczać, dlaczego David de Gea wciąż cieszy się uznaniem w Manchesterze United, chociaż prezentowany przez niego poziom odbiega od jakichkolwiek standardów. Hiszpan wciąż dysponuje nazwiskiem, które może elektryzować niedzielnego fana żyjącego wydarzeniami sprzed lat. 31-latka zna każdy kibic, wiadomo, że w przeszłości należał on do światowej czołówki. Z kolei Dean Henderson nadal nie wyrobił sobie odpowiedniej marki w świadomości tłumów. Nie wystarczyło, że w Sheffield United osiągał lepsze liczby niż de Gea w Manchesterze.
Kolejny powód kurczowego stawiania na de Geę może wynikać z aspektu finansowego. Chociaż brzmi to abstrakcyjnie, golkiper Manchesteru jest trzecim najlepiej zarabiającym piłkarzem w Premier League. Lepiej opłacani od niego są jedynie Cristiano Ronaldo i Kevin de Bruyne. Mohamed Salah od kilku miesięcy walczył o lepsze warunki kontraktowe w Liverpoolu i po długiej batalii otrzymał tygodniówkę na poziomie 350 tys. funtów. De Gea ot tak zarabia sobie 375 tysięcy tygodniowo.
Przy takich zarobkach wiadomo, że nikt nie zdecydowałby się na kupno reprezentanta Hiszpanii. Z drugiej strony odesłanie go na ławkę rezerwowych byłoby przyznaniem się do błędu włodarzy “Czerwonych Diabłów”. Wszystko wskazuje zatem na to, że de Gea nadal będzie notował regres, zarabiając krocie, a Dean Henderson poczeka aż rywalowi znudzi się puszczanie większej liczby bramek niż spadkowicz z Premier League.
Stwierdzenie, że Nottingham Forest przystąpi do ligowych zmagań z lepiej obsadzoną bramką niż Manchester United nie jest żadną przesadą. Henderson zarówno w Sheffield, jak i okazjonalnie na Old Trafford górował nad Davidem de Geą. Niestety, Anglik znów został zepchnięty na boczny tor przez swój macierzysty klub. Można być jednak pewnym, że golkiper po raz kolejny udowodni wyższość nad rywalem. Każdy na Wyspach zdaje sobie sprawę z tego, jak uzdolnionym bramkarzem jest Henderson. Każdy… poza Manchesterem United.

Przeczytaj również