Gnębi obrońców, ratuje zespół, oślepia bielą zębów. Tak wygląda napastnik (piłkarz?) doskonały

Gnębi obrońców, ratuje zespół, oślepia bielą zębów. Tak wygląda napastnik (piłkarz?) doskonały
Oleksandr Osipov / shutterstock.com
Jest jak enigma. Łamie zabezpieczenia każdej defensywy, potrzebuje do tego tylko czasu. Może to zrobić, jak w klasycznym dreszczowcu, w ostatniej chwili, w 90 minucie, rozłupując tym samym serca rywali mających nadzieję na kradzież punktów Liverpoolowi. Ludzie wciąż nie rozumieją jego roli. Wielu chciałoby go ulepszyć. Ale po co poprawiać produkt idealny?
W pewien zwykły poniedziałek w 2001 roku Adriana Leite, nauczycielka klas podstawowych w prawie milionowym mieście Maceio na północno-wschodnim wybrzeżu Brazylii, jak co dzień zobaczyła przy swoim biurku nieśmiałego, ale miłego chłopca o imieniu Roberto. Zagaiła, jak mu minął weekend. Kiedy dowiedziała się, że prąd w jego domu był wyłączony przez kilka dni, zmartwiła się i zapytała, co się stało z jedzeniem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kariera od trafienia w “okienko”

Uśmiechając się, jakby to było normalne, wzruszył ramionami i stwierdził, że w lodówce nic nie ma od kilku dni, więc też nic nie mogło się zepsuć. Leite, która wciąż uczy w tym samym miejscu, nie miała pojęcia, że opowie tę historię prawie dwadzieścia lat później. Do jej obowiązków należało rozmawianie z tym chudym chłopcem, proszenie, by skupił się na edukacji, ale nieposłuszeństwo częściej brało górę i dzieciak uciekał z lekcji na rzecz gry w piłkę, gdzieś tam na małych polach w okolicy Trapiche. Wagarowanie nieoczekiwanie przyniosło efekty.
W wieku 13 lat dołączył do drużyny młodzieżowej jednego z dwóch lokalnych klubów, gdzie nakładał na siebie koszulkę z numerem 5, w Brazylii zarezerwowanej dla defensywnego pomocnika. Gdy była taka potrzeba, grał nawet jako obrońca. „Bobby” podróżował po swoim regionie, grając w międzystanowych mistrzostwach. Jest jedna anegdota, którą bardzo lubi opowiadać ówczesny trener Firmino.
- W hotelu chłopcy też kopali piłkę i urządzali sobie zawody w żonglowaniu. W pewnym momencie Roberto skiksował i futbolówka wybiła szybę w oknie. Chłopak niczego się nie wyparł, stwierdził, że odkupi szybę i ją wstawi. Przekazuję tę ciekawostkę innym podopiecznym. Jeśli popełnisz błąd, napraw go – podkreśla.
Typowa historia utalentowanego Brazylijczyka ze slumsów przyspieszyła jeszcze bardziej od momentu jego przybycia na Merseyside w 2015 roku. Stało się jasne, że Christian Benteke nie wypełnia wszystkich zobowiązań, jakie nałożył na niego Jürgen Klopp i trzeba szukać nowej wizji, nowej osobowości na pozycję fałszywej "dziewiątki". Większość fanów Liverpoolu przyznawała, że do ich klubu przychodzi dość anonimowy piłkarz. 28-latek nie podbił Bundesligi. Wręcz przeciwnie. Dołączył do „The Reds” po strzeleniu dla “Wieśniaków” zaledwie siedmiu goli w 33 meczach. Swoje zrobiły jednak filmy z jego zagraniami i dobre opinie w środowisku. Ot, piłkarz z Youtube’a.

“Bezczelny gość”

Niemiecki geniusz taktyczny nie tylko mu zaufał, ale przede wszystkim zbudował wokół niego atak, obecnie uważany za najlepszy na świecie. Wykorzystanie danych pionu sportowego Liverpoolu dowiodło, że Brazylijczyk stanowiłby idealny „cień” dla kolejnego napastnika, na którego czaili się działacze „The Reds” - Mohameda Salaha. Można powiedzieć, że trafili w sam środek tarczy. Egipska „11” ma na koncie 86 goli w 134 występach od czasu przyjścia na Anfield, a wkład Firmino w ten dorobek jest niebagatelny. Nawet jeśli nie zawsze bezpośredni.
Dla niektórych brak solidnej porcji bramek był jakimś problemem. No bo, jak to? „Dziewiątka”, która nie łupie gola za golem? Nie do pomyślenia. Jego 15 trafień z kampanii 2017/18 to max, na jaki było go stać. Nigdy nie walczył o nagrodę Złotego Buta dla najlepszego strzelca Premier League, ale można bezpiecznie założyć, że bez niego tej nagrody dwukrotnie nie odebrałby ani Salah, ani Mane w poprzednim sezonie.
Klopp powiedział to najlepiej przed rozpoczęciem rozgrywek. „Firmino jest moim bezczelnym gościem”. Miał sprawiać, że całe zamieszanie toczyło się w środku pola, gdzie operował „Bobby”, podczas gdy pozostała dwójka siała spustoszenie na skrzydłach. To działa do dziś. W perfekcyjny sposób.
Nie ma fioła na punkcie pokonywania bramkarzy. Tu nie chodzi o masowe trafianie, rzucanie rywala na kolana po błyskawicznym hattricku. Spójrzmy, co wyczynia w ostatnich miesiącach. Ma dziesięć goli we wszystkich rozgrywkach, ale pięć z nich decydowało o wygraniu ligowego meczu, a dwa przypieczętowały zdobycie Klubowych Mistrzostw Świata. Firmino to trofeum zdobył dla Liverpoolu niemal w pojedynkę.
Jak pokazują kolejne sezony, 28-latek należy do bardzo ograniczonego grona fałszywych "dziewiątek" z kompletnym pakietem zagrań. Schodzi głęboko, wstrzymuje grę, stwarza szanse, a gdy jest potrzeba, to również je wykańcza. Jak rasowy snajper, ale z plusem. Często oceniamy napastników po liczbie goli, co oznacza, że wielu fanów byłoby wyśmianych za umieszczanie go w tej samej lidze, co Roberta Lewandowskiego, Sergio Aguero czy Luisa Suareza. Cóż, w wielu aspektach ich przerasta.

Ekscentryk i pracuś

Nie może się go nachwalić choćby Gary Neville, kiedyś kapitalny gracz United, dziś ceniony ekspert “Sky Sports”. „Każdy trener na świecie chciałby mieć swojego głównego napastnika w osobie Firmino” – powiedział ostatnio. „Myślę, że jest absolutnie niesamowity. Bezinteresowny, genialny, zdobywa bramki, ale też je ustawia, wykonuje właściwie sprinty, pressuje i nęka obrońców. Wybitny piłkarz” – rozpływa się w komplementach Neville.
I właśnie w elemencie pressingu „Bobby’ego” ocenia się najwyżej. Ekipy Kloppa zawsze określano przez ich intensywność, agresję i chęć zamykania przeciwników wysoko, nawet na wysokości pola karnego. Firmino ucieleśnia takie podejście. Nie daje defensorom chwili spokoju. Łączy energię z inteligencją, często przejmując piłkę od środkowych obrońców lub środkowych pomocników, używając kombinacji głowy i siły mięśni.
Całkowicie nieuchwytny, ponieważ ciągle znajduje się w ruchu. Mistrz znajdowania przestrzeni między liniami. Niesamowite sztuczki i ruchy połączone z niezachwianą etyką pracy. Wieczną harówka. To czyni go napastnikiem idealnym, w „nawałkowym” punkcie widzenia, czyli zarówno w ofensywie, jak i defensywie.
Ale nawet mimo tylu pochwał, osiąganych sukcesów i uwielbienia wśród kibiców, czasami widać zamkniętego w nim małego Roberto. Tego wybijającego okno w hotelu. Trochę pociesznego, a trochę zawadiackiego. Kiedy zdecydował się na wybielenie zębów, zaoferowano mu odcienie od 4 do 1, gdzie jedynka była tym najbielszym. Piłkarz zobaczył wizualizację i zamiast tego poprosił o „maximo”, coś, jakby to powiedział Zygmunt Chajzer, co „bielsze nie będzie”. Prośbę zrealizowano.
To nie przypadek, że Firmino powoli staje się centralnym punktem zespołu, w kampanii, w której oczy całego piłkarskiego świata skierowane są na ekipę dumnie i pewnie kroczącą po upragnione, długo niewidziane w mieście mistrzostwo. Liverpool od dawna szczyci się jakością w ataku. Luis Suarez, a wcześniej Fernando Torres i Michael Owen. Piękne legendy. Ale dopiero ich najnowszy numer "9" pokazuje, że wyjście z roli klasycznego snajpera popycha cię do nowoczesnego futbolu. Firmino jest jego emanacją.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również