Grał z Lewandowskim i był królem strzelców, teraz chce zostać królem disco-polo. "Charlie" bawi się świetnie

Grał z Lewandowskim i był królem strzelców, teraz chce zostać królem disco-polo. "Charlie" bawi się świetnie
youtube.com/KingKarol9
Pamiętacie Charlesa Nwaogu? Mija dziewięć lat od chwili, gdy młody Nigeryjczyk zrobił furorę na zapleczu Ekstraklasy i zgarnął koronę króla strzelców w barwach Floty Świnoujście. Wtedy razem ze swoim zespołem o mały włos nie awansował na najwyższy szczebel rozgrywek. Dziś dalej kopie piłkę w IV lidze, ale jego ambicje dawno wyszły poza świat futbolu. Zabrał się za tworzenie muzyki… disco-polo i wypuścił pierwszy hit.
Połowa ubiegłej dekady to czas, gdy młodzi Afrykanie tłumnie przylatywali do Polski w celu poprawienia jakości swojego życia, rozpoczęcia nowego rozdziału, sposobu na zrealizowanie marzeń i pasji, która rosła z każdą piłką kopaną na ulicach miast, miasteczek i wiosek. Jednym z nich był Charles “Charlie” Nwaogu.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Charlie” do “Lewego”

Nie miał ukończonych szesnastu lat, gdy trafił do juniorów Polonii Warszawa. - Dostałem zaproszenie od Polonii z trzema innymi zawodnikami. Razem przylecieliśmy do Polski - wspomina dziś niespełna 30-letni zawodnik.
W tamtym czasie mniejsze kluby z Mazowsza pilnie obserwowały sytuację na zapleczu najsilniejszych drużyn ze stolicy i wyławiały zawodników, którzy nie mieścili się w ich kadrach lub byli za młodzi, by grać na najwyższym poziomie. W ten sposób z Legii do Znicza Pruszków trafił Robert Lewandowski, a z Polonii przyszedł właśnie Nwaogu.
Obecny snajper Bayernu zmienił barwy przed sezonem 2006/2007, Nigeryjczyk pojawił się pod skrzydłami trenera Leszka Ojrzyńskiego pół roku później. Po zakontraktowaniu Nwaogu… przebudził się “Lewy”. Przyszły kapitan reprezentacji Polski do trzech goli jesienią dołożył aż dwanaście na wiosnę i został najlepszym strzelcem ówczesnej III ligi. A “Charlie” debiutanckiego gola zdobył w Grójcu, gdzie 14 kwietnia 2007 r. Znicz zdemolował Mazowsze 5:1. Niespełna miesiąc później dołożył klasycznego hat-tricka w dwadzieścia minut w meczu ze Stalą Głowno. Drużyna, w której grali też m.in. Igor Lewczuk i Radosław Majewski, rozniosła rywali w rundzie wiosennej i bez problemu awansowała do II ligi. Nwaogu zdołał jeszcze pokonać golkipera Wigier Suwałki.
Beniaminek z Pruszkowa nie miał zamiaru spuszczać z tonu na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej i był rewelacją sezonu 2007/2008. Znicz, prowadzony do boju przez fenomenalnego Lewandowskiego, do 82. minuty ostatniej kolejki znajdował się na miejscu dającym awans do nowo tworzonej Ekstraklasy. Rzut karny wykorzystany przez piłkarza Podbeskidzia pozbawił ich promocji. “Lewy” odszedł do Poznania, a “Charlie” do Odry Opole.
- Wspominam Roberta Lewandowskiego jako normalnego zawodnika - mówi nam Nwaogu, pytany o to, czy po “Lewym” było widać, że może zrobić wielką karierę. - Nikt przecież nie zna swojej przyszłości. Cieszę się jego szczęściem - zapewnia napastnik.
Pierwszy pełny sezon w barwach podwarszawskiej drużyny bohater tekstu zakończył tylko z jednym trafieniem. Nie było łatwo z takim konkurentem jak Lewandowski. Przypomnijmy jednak, że Nwaogu dopiero szykował się do osiemnastych urodzin.

Walkowery i królestwo we Flocie

Nigeryjczyk nie miał udanego startu w Opolu. Zadebiutował w piątej kolejce w Katowicach, wyszedł w podstawowym składzie, rozegrał osiemdziesiąt kilka minut, Odra zremisowała. Na pierwszy rzut oka, całkiem przyzwoicie, choć bramki nie zdobył. Szybko jednak zrobiło się o nim głośno. Okazało się, że nie był uprawniony do gry w spotkaniu z “GieKSą”, przez co jego nowy zespół przegrał walkowerem.
Sytuacja powtórzyła się w meczu przeciwko… Zniczowi Pruszków. “Charlie” zagrał prawie 90 minut, Odra wygrała 1:0, ale po czasie na jaw wyszła pomyłka działaczy klubu. Weryfikacja dokumentów w związku, walkower dla rywali, 0-3. Fatalny, pechowy początek przygody z Odrą nakreślił kierunek całego pobytu w Opolu. Nwaogu odchodził po roku z zaledwie jednym golem na koncie.
Utalentowanemu Nigeryjczykowi szansę dała Flota Świnoujście. Jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę. Charles rozpoczął wyśmienicie, bo od bramki w derbach z Pogonią Szczecin. Powoli nabierał regularności, kończąc pierwszy sezon na Pomorzu Zachodnim z dorobkiem ośmiu trafień. Na dobre rozkręcił się w rozgrywkach 2010/2011. Strzelał jak najęty. Robił w polu karnym rywala co mu się podobało. Przeciwnicy nie mieli sposobu na silnego napastnika, a ten osiągnął życiową formę.
“Charlie” uzbierał aż dwadzieścia goli i ze sporą przewagą zgarnął koronę króla strzelców. Na tron wszedł z przytupem - hat-trickiem w ostatnim meczu sezonu z ŁKS-em. Flocie do awansu zabrakło zaledwie trzech punktów. Nwaogu znów miał najwyższą ligę na wyciągnięcie ręki. Stało się też jasne, że przerastał Flotę o kilka klas.

Konflikt w Cottbus i dwie twarze trenera

Po 21-latka zgłosili się sąsiedzi zza zachodniej granicy. Flota sprzedała swojego najlepszego piłkarza do Energie Cottbus. Wyjazd do solidnej drużyny 2. Bundesligi wydawał się być rozsądnym sprawdzianem i weryfikacją formy “Charliego”. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. Przez kilka miesięcy Nwaogu nie zagrał w barwach Energie ani minuty i wyjechał z Niemiec. Według samego zainteresowanego nie było to jednak spowodowane problemami natury sportowej, a wewnętrznymi tarciami w klubie.
- Trener i dyrektor Energie mieli konflikt, który odbił się na mojej osobie - opowiada “Charlie”. - Pierwszy z nich od pierwszego dnia nie pozwolił mi nawet na trenowanie. W ostatni dzień okienka transferowego do mojego agenta zadzwonił dyrektor sportowy Dynama Drezno. Chcieli mnie wypożyczyć na rok. Pojechałem do Drezna i dostałem do podpisania kontrakt, jednak nic z tego nie wyszło. Trener Energie nie zgodził się na moje wypożyczenie do Dynama, pomimo tego, że sam nie chciał mi dać szansy gry w swojej drużynie, a wcześniej nie wiedział, kto chce mnie wypożyczyć - wspomina.
Ziemią obiecaną po powrocie do Polski miała być Gdynia. Arkę prowadził Petr Nemec, który poprzednie lata spędził razem z Nwaogu w Świnoujściu. Czeski szkoleniowiec bardzo zabiegał o zakontraktowanie swojego ulubieńca i wielokrotnie namawiał go, by przeniósł się do Trójmiasta.
- Przyjechałem do Gdyni, bo podczas mojego pobytu w Energie trener często do mnie wydzwaniał z propozycją gry w Arce. Kilka razy dziennie - mówi 29-latek.
W rundzie wiosennej sezonu 2011/2012 “Charlie” zagrał od początku w jedenastu na trzynaście meczów. Do siatki rywali trafił dwukrotnie. W Gdyni oczekiwano, że od początku kolejnej kampanii kibice i trener Nemec zobaczą bramkostrzelnego Nwaogu znanego z Floty. W końcu podpisano z nim kontrakt na dwa i pół roku.
Nic bardziej mylnego. Miesiąc po pierwszej kolejce ligowej, Nigeryjczyka już w klubie nie było. 1 września “Żółto-Niebiescy” mierzyli się u siebie z Zawiszą Bydgoszcz. Przyjezdni prowadzili po golu zdobytym tuż po rozpoczęciu drugiej połowy i wydawało się, że wywiozą z Gdyni komplet punktów. W ostatniej minucie spotkania sędzia przyznał jednak gospodarzom rzut karny po faulu na “Charliem”. Poszkodowany postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, przechwycił piłkę i szykował się do uderzenia z jedenastu metrów, choć wściekły trener krzyczał, że strzelać ma Marcus da Silva. Nigeryjczyk zaryzykował i… po długim rozbiegu spudłował. Zabrakło kilku centymetrów.
- Wziął los w swoje ręce. Gdyby strzelił, byłby gierojem. Nie zdobył bramki, muszą być konsekwencje, bo nie może każdy robić tego, co chce. Tym bardziej, że trener krzyczy, daje jasny sygnał, czego oczekuje. Wiedziałem, że muszę mu dać czas, aby się odbudował. Dawałem mu ostrzeżenia, pomagałem, mobilizowałem. Każda cierpliwość się kiedyś kończy - mówił po meczu Petr Nemec dla “Przeglądu Sportowego”
- W Arce nie było wyznaczonych konkretnych zawodników do rzutów karnych. Wszyscy napastnicy byli pod presją trenera, że strzelamy mało goli - opisuje dziś tamtą sytuację Nwaogu.
Charles więcej w Arce nie zagrał. Klub rozwiązał z nim kontrakt za porozumieniem stron.
- Nie możemy wszystkiego sprowadzać do 10 centymetrów, czy piłka wpadła do siatki, czy nie. To było kolejne rozczarowanie, którego dopełniło niezbyt ciekawej całości w wykonaniu tego piłkarza - komentował dla “Przeglądu” rozstanie ze snajperem Wojciech Pertkiewicz, prezes gdynian.
Nwaogu doskonale dziś pamięta moment odejścia z Arki.
- Dzień po meczu byłem na rozmowie z zarządem. Trener się nie pojawił. Na samym początku rozmowy zapytałem, gdzie on jest. Dostałem odpowiedź, że trener nie chce widzieć mojej twarzy. W tym momencie powiedziałem, że jak trener nie ma ochoty mnie widzieć, to nie mam po co dalej tu być - mówi “Charlie”. - Prezes próbował mnie przekonać, bym został, bo nie wiadomo, czy trener będzie prowadził drużynę w ciągu najbliższego miesiąca... Ustaliliśmy z zarządem warunki finansowe odejścia i na moją prośbę kontrakt został rozwiązany. Wyjechałem z Gdyni - dodaje.
Petr Nemec też wyjechał z Gdyni. Został zwolniony dwa miesiące później.

Powroty do Floty i Ekstraklasa

“Charlie” zaś wrócił tam, gdzie czuł się najlepiej. Do domu. Do Świnoujścia. Kontrakt podpisał w grudniu, przepracował zimowy okres przygotowawczy i znów był gotowy do gry. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego rywala, któremu strzelił pierwszego gola po powrocie. Arka wyjechała ze Świnoujścia z bagażem trzech bramek, w tym jednej autorstwa Nwaogu. Napastnik trzeci raz w karierze otarł się o awans do Ekstraklasy. Liderująca przez większość sezonu Flota skończyła punkt za miejscem dającym upragnioną promocję. Kluczowa okazała się porażka domowa z… Kolejarzem Stróże w 32. kolejce.
Były król strzelców I ligi w końcu trafił na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Po kolejnej rundzie w barwach Floty, okraszonej zdobyciem trzech goli, do Podbeskidzia ściągnął go Leszek Ojrzyński. Ten sam, u którego “Charlie” debiutował w Zniczu Pruszków.
Pół roku w Bielsku-Białej nie przebiegło po myśli snajpera. Zagrał zaledwie trzykrotnie, dołożył do tego 150 minut w rezerwach i... po raz kolejny, jak bumerang, pojawił się w Świnoujściu. Finalny stempel w barwach Floty postawił w sezonie 2014/2015, jej ostatnim przed upadkiem klubu. Symboliczne. Grał regularnie do kolejki numer 28., na której zespół zakończył udział w rozgrywkach. Problemy finansowe okazały się przeszkodą nie do pokonania.

Dalej gra i śpiewa

“Charlie” został na końcówkę tamtego sezonu zarejestrowany jako zawodnik… Żyrardowianki Żyrardów, ale na pierwszoligowym szczeblu dostał jeszcze jedną szansę. KIlka miesięcy później, w styczniu 2016 r. podpisał umowę z Bytovią Bytów. Nie zdołał jednak nawiązać do dawnej strzeleckiej formy, bo tylko raz wpisał się na listę strzelców. Licznik występów zatrzymał się na czterech.
Nwaogu uznał, że czas wracać na Pomorze Zachodnie. Najpierw rozegrał pół sezonu w barwach Gryfa Kamień Pomorski, a następnie dołączył do szczecińskiego Świtu Skolwin. W trzecioligowej drużynie grał dwa lata, z półroczną przerwą na przenosiny poziom niżej - do Hutnika Szczecin. W koszulce Świtu dawał się we znaki rywalom szczególnie w sezonie 2017/2018, gdy zdobył siedem goli. W marcu ubiegłego roku po raz ostatni trafił do siatki w III lidze.
Po zakończeniu rozgrywek znów pojawił się w Hutniku i zakończył rundę jesienną z wynikiem ośmiu bramek. Niedawno rozpoczął wiosnę w barwach zamykającej tabelę Sparty Węgorzyno. “Charlie” miał za zadanie wyciągnąć Spartę ze strefy spadkowej i pomóc utrzymać w lidze. Plany storpedował koronawirus. - Gram w Sparcie, ale wszystko zostało wstrzymane przez panującą pandemię i nikt nie wie, kiedy rozgrywki zostaną przywrócone - potwierdza Nwaogu. Czyli jak wszędzie.
I Hutnik Szczecin, i Sparta Węgorzyno i… Flota Świnoujście - wszystkie trzy zespoły rywalizują w IV Lidze Zachodniopomorskiej. Ostatnia z wymienionych drużyn krok po kroku stara się nawiązać do czasów świetności. Najprawdopodobniej uzyska awans, bo na tę chwilę jest liderem tabeli. Sam Charles nigdy nie zapomni bramek zdobytych w jej barwach. A dziś nie ogranicza się do futbolu. Realizuje się muzycznie. Niedawno wypuścił do sieci pierwszy hit, nagrany w rytmach disco-polo. Tytuł utworu to “Moja Laska”. Nie bez przyczyny.
- Lubię muzykę od zawsze, a piosenkę nagrałem z dedykacją dla mojej żony - wyjaśnia Nwaogu, który posiada już polski paszport i po kilkunastu latach w naszym kraju nienagannie posługuje się polszczyzną. - Pracujemy nad kolejnymi nagraniami. Gram w piłkę i oddaje się pasji muzycznej. To jest to, co uwielbiam - podkreśla.
Jego pseudonim muzyczny to “Król Karol9”. Karol, nie Charlie. A skoczny utwór ma ponad 30 tys. wyświetleń. Piłkarz-muzyk liczy, że nagraniami też spowoduje uśmiech na twarzy ludzi, niczym na boisku, gdy pokonywał kolejnych bramkarzy.
- Mogę podziękować swoim fanom za wsparcie i wiarę w moją osobę. Mam nadzieję, że muzyką też będę przynosił radość. Tak jak podczas strzelania bramek - zakończył sympatyczny napastnik.
I tego mu życzymy. A hitu pt. “Moja Laska” możecie odsłuchać poniżej.
Kwestia gustu, ale trzeba przyznać, że treść i rytm idealnie pasują do klimatu tego gatunku muzycznego.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również