Griezmann znów będzie wielki, a FC Barcelona i tak skorzysta na jego odejściu. "Dyrektor zasłużył na podwyżkę"

Griezmann znów będzie wielki, a Barcelona i tak skorzysta na jego odejściu. "Dyrektor zasłużył na podwyżkę"
Atletico de Madrid official Twitter
Wydawałoby się, że na powrocie Antoine’a Griezmanna do Atletico i przejściu Luuka de Jonga do Barcelony mogą zyskać jedynie mistrzowie Hiszpanii. Niekoniecznie. Te transfery zadowolą każdą ze stron.
Chociaż w ostatnich godzinach okienka transferowego Barcelona i Atletico działały w popłochu, każdy z zainteresowanych podjął najlepszą możliwą decyzję. Od samych piłkarzy, w tym debiutującego dziś w nowych-starych barwach Griezmanna, po władze obu klubów.
Dalsza część tekstu pod wideo

Antoine Griezmann - znów będzie wielki

- Chciałem wrócić do Atletico. Podjęcie tej decyzji było bardzo łatwe, kiedy już wiedziałem, że w Madrycie chcą mnie z powrotem. Ten powrót to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała w ciągu ostatnich dwóch lat - bez ogródek wypalił Griezmann na powitalnej konferencji prasowej.
Te słowa właściwie zamykają wszelką dyskusję na temat tego, czy Barcelona postąpiła słusznie, pozbywając się 30-latka na nie do końca optymalnych warunkach. Oczywiście, że z perspektywy czasu śmiesznie wygląda sytuacja, w której Katalończycy najpierw płacą Atletico 120 mln euro, żeby po dwóch sezonach odesłać Griezmanna na wypożyczenie z trzy razy mniejszą opcją wykupu. Ale to nie oddanie mistrza świata, a sprowadzenie go na Camp Nou trzeba traktować jako największy błąd.
- Zaangażowanie Antoine’a zawsze było wzorowe. Ale wszyscy wiemy, jaki to typ zawodnika. To piłkarz, który nie pasuje do naszego systemu - stwierdził Joan Laporta.
W Barcelonie Griezmann przez dwa lata po prostu się dusił. Nie pokazał nawet ułamka umiejętności, którymi brylował w czasie poprzedniego pobytu w Atletico. Najpierw pojawiały się głosy, że Francuz nie może funkcjonować w jednym składzie z Leo Messim, ponieważ są do siebie zbyt podobni pod względem charakterystyki i stylu gry. Argentyńczyk odszedł, a Griezmann nadal cieniował. W pierwszych trzech kolejkach La Liga nie strzelił żadnej bramki, nie zanotował ani jednej asysty. Nawet nie oddał celnego strzału na bramkę rywali. Chociaż brzmi to absurdalnie, dawał drużynie mniej niż Martin Braithwaite. Był ciałem obcym, które szukało ucieczki i w końcu ją znalazło.
Już pierwsze kroki Griezmanna po przybyciu do Madrytu pokazują, że wreszcie odetchnął z ulgą. Wyrwał się ze środowiska, do którego nie pasował nie ze względu na Messiego, Ronalda Koemana czy kogokolwiek innego. Camp Nou nie było mu pisane, a każdy kolejny mierny występ potęgował frustracje. W ostatnim meczu reprezentacji strzelił dwa gole, co nie przydarzyło mu się od 2018 roku, kiedy był jeszcze zawodnikiem… Atletico. Zresztą pierwszym krokiem napastnika po przybyciu do Madrytu było ścięcie włosów, powrót do starego wizerunku. Nowy Griezmann, nowy rozdział w historii piłkarza, który przez dwa lata stał na zakręcie.

Atletico - lider w promocyjnej cenie

Odrodzenie barcelońskiego niewypału wydaje się bardzo prawdopodobną opcją. Trudno wyobrazić sobie, aby w barwach “Los Colchoneros” 30-latek zawodził tak mocno, jak miało to miejsce w Barcelonie. Trafia on pod skrzydła trenera, który zawsze wiedział nie w jaki sposób wkomponować Griezmanna do drużyny, ale jak ustawić cały zespół, aby wydobyć z Francuza pełnię potencjału.
- Gdy Antoine jest w odpowiedniej formie, uważam, że nie ma na świecie piłkarza, który lepiej rozumiałby grę - przyznał kiedyś Diego Simeone na łamach “El Pais”.
Atletico wykorzystało okazję i za drobne sprowadziło zawodnika gotowego do natychmiastowego wejścia do układanki “Cholo”. Zwłaszcza, że kadra wydaje się zbudowana idealnie pod wszystko, czego potrzebuje Griezmann. On musi występować u boku rosłego środkowego napastnika z umiejętnością gry kombinacyjnej, co doskonale sprawdzało się, kiedy razem z Diego Costą maltretowali rywali “Atleti”. Na papierze Luis Suarez zdaje się być idealnym partnerem reprezentanta “Trójkolorowych” w piłkarskiej zbrodni. I przywoływanie ich współpracy, a raczej jej braku w Barcelonie, nie ma większego sensu. Kiedy Urugwajczyk i Francuz grali razem na Camp Nou, Griezmann był odsyłany na lewe skrzydło, gdzie skutecznie zabijano jego wszelkie atuty. Simeone z pewnością nie popełni tego błędu.
Po transferze nowej “ósemki” Atletico wyrasta na faworyta w walce o kolejnym tytuł mistrzowski. Pod względem szerokości i siły kadry zarówno Barcelona, jak i Real muszą ustąpić “Rojiblancos”. Można nawet zastanawiać się, czy Griezmann na pewno był potrzebny przy tylu opcjach w ofensywie mistrzów Hiszpanii. Ale nie odrzuca się zawodnika, który w Madrycie przez pięć lat strzelał zawsze powyżej 20 goli na sezon. Na Camp Nou nie udało mu się to ani razu.

Barcelona - ratunek przyszłości klubu

Skoro Griezmann prawdopodobnie odrodzi się w Madrycie, a Atletico zyskało kolejnego asa, można zatem zastanowić się, gdzie w tym wszystkim pozytywy dla Barcelony. Pozycja klubu z Katalonii jest jednak tak trudna, że kibice muszą spojrzeć na całą sytuację z szerszej perspektywy. W ostatnich tygodniach włodarze nie troszczyli się o jakość składu na nadchodzący sezon. Oni zadbali o to, żeby klub w ogóle przetrwał.
Spuścizna zarządu Josepa Marii Bartomeu wynosi ponad miliard euro długu. Joan Laporta zostanie zapamiętany jako prezes, który pozwolił na odejście Leo Messiego, oddał Griezmanna w promocji, lecz wszystkie te ruchy były wynikiem zaniedbań z minionych lat. Już przed startem okienka transferowego media donosiły, że “Barca” musi znaleźć w budżecie przeznaczonym na pensje około 200 mln euro, żeby zmieścić się w limitach rozgrywek. Po długiej walce, która zakończyła się 31 sierpnia o godzinie 23:59, misję zakończono sukcesem.
Sama utrata Griezmanna może nie być odczuwalna. Nikt nie zapłacze po piłkarzu zarabiającym ponad 30 mln euro rocznie, jeśli ten w większości spotkań zakładał pelerynę niewidkę. Jedynym problemem “Dumy Katalonii” pozostaje fakt, że Francuz będzie groźną bronią w arsenale ligowego rywala. Gdyby napastnik odszedł do klubu z Premier League, Barcelona mogłaby odtrąbić wielki sukces. Teraz można mówić o małym zwycięstwie. Uśmiech Mateu Alemany’ego po zakończeniu okienka transferowego jest jak najbardziej zrozumiały. Dyrektor sportowy “Barcy” zasłużył na podwyżkę, a raczej mniejsze cięcia pensji w procesie dalszego łatania dziur budżetowych.

Luuk de Jong - napastnik pożądany

Wybór swoistego następcy Griezmanna również można wytłumaczyć. Luuk de Jong nigdy nie stał przy Francuzie i bezpośrednie porównanie ich umiejętności stanowi obrazę dla nowego nabytku Atletico. Ale Holender to zawodnik pożądany przez Ronalda Koemana. Jeśli już klub zdecydował się pozostawić trenera na stanowisku, to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Szkoleniowiec przyznał niedawno, że od tygodni kontaktował się z de Jongiem, chciał tego transferu. Wskazał napastnika, z którym miał już okazję współpracować w reprezentacji Holandii.
31-latek jest spełnieniem życzenia Koemana, o czym świadczy fakt, że napastnika Sevilli tylko wypożyczono. Za rok de Jong może wrócić do Andaluzji, bowiem po zakończeniu sezonu wygasa także kontrakt menedżera Barcelony. Holendrzy już tak mają, że do stolicy Katalonii przybywają falami. Johan Cruyff miał swoich Michaela Reizigera i Winstona Bogarde’a. Koeman dostał gwiazdora Memphisa Depaya i Luuka de Jonga, po którym mało kto czegoś oczekuje, więc ma szansę jedynie pozytywnie zaskoczyć.
Rosły napastnik pewnie nie podbije serc kibiców, ale w pewnym momencie sezonu jego wzrost i siła mogą się przydać. Media zasypują teraz rozpiski ataku Barcelony z Martinem Braithwaite’m i de Jongiem, ale pewnie obaj będą grać razem sporadycznie. Luuk ma predyspozycje, aby wkomponować się do ofensywy “Blaugrany”, gdzie brakowało klasycznej “dziewiątki”, tura pracującego na Memphisa Depaya, w niedalekiej przyszłości również Ansu Fatiego i Ousmane’a Dembele.
Podobno najlepsze biznesy to takie, po którym obie strony nie są do końca zadowolone. W tym przypadku zarówno włodarze Atletico, jak i Barcelony mogli dobić targu z uśmiechem. “Duma Katalonii” pozbyła się balastu, ratując klubowe finanse. Luuk de Jong dostał życiową szansę na pokazanie swoich umiejętności. Do Atletico święty Mikołaj zawitał cztery miesiące wcześniej. Antoine Griezmann zwinnym cięciem nożyczek odciął się od ostatnich dwóch lat. Zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe? A jednak.

Przeczytaj również