"Ja go zabiję pierwszy". Nienawidził i kochał wielkich piłkarzy, wulgarnego fana... wpuścił na boisko

"Ja go zabiję pierwszy". Nienawidził i kochał wielkich piłkarzy, wulgarnego fana... wpuścił na boisko
youtube
Kibica, który mu ubliżał, potrafił… wpuścić na boisko. Paolo Di Canio miał ochotę zabić. Paulowi Mersonowi przez dwa lata pozwolił myśleć, że nie wie o jego kłamstwie. Nwankwo Kanu nie musiał u niego trenować. Garethowi Bale’owi pomógł przełamać prawdziwą klątwę. Harry Redknapp wcale nie był jednak wariatem. Przeciwnie. Niewielu umiało zarządzać piłkarzami tak jak on.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto zna trenera, który przeżył w swojej karierze tyle niesamowitych historii co Harry Redknapp. A teraz niech rzuci raz jeszcze, jeżeli zna również takiego, który potrafi równie zabawnie je opowiadać.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nawet jeżeli doświadczony szkoleniowiec niektóre fakty trochę podkoloryzował, przygotujcie się na solidną porcję śmiechu. A wybraliśmy tylko kilka spośród niezliczonych anegdot z menedżerskiego życia niedoszłego selekcjonera reprezentacji Anglii.

“Wkładaj strój!”

Nowy menedżer West Hamu nieoczekiwanie odwrócił się w stronę zajmujących miejsca obok ławki rezerwowych kibiców. Podszedł do jednego z nich. Steve Davies mógł spodziewać się wszystkiego. Poza jednym pytaniem. - Potrafisz grać tak dobrze, jak gadać? - zapytał go Harry Redknapp.
Dla Daviesa West Ham, jego West Ham, stanowił sens życia. Przywiązanie do ukochanego klubu podkreślały kolczyki i tatuaże w charakterystycznych barwach na całym jego ciele. Davies był jednym z tych fanów, którzy mieli swoje zdanie na każdy temat. I czuli ciągłą, niemożliwą do pohamowania potrzebę dzielenia się swoimi opiniami z otoczeniem.
Podczas przygotowań do sezonu 1994/95 młody Anglik nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego drużyna nie ma żadnego “porządnego” napastnika. Lee Chapman swoje najlepsze lata miał już przecież dawno za sobą. Jako, że podczas przedsezonowego sparingu z Oxfordem City Davies znalazł się blisko ławki rezerwowych, skorzystał z okazji. Od samego początku meczu niemal bez przerwy dręczył Redknappa w niewybredny sposób pytaniami dotyczącymi napastnika.
- Jestem lepszy od tego całego Chapmana! - odpowiedział buńczucznie, gdy menedżer w końcu skupił na nim swoją uwagę. - Wkładaj strój - błyskawicznie zareagował Redknapp. - Przekonamy się!
- Wysłał mnie do szatni, żebym się przebrał, ale nawet wtedy nie wierzyłem, że wejdę na boisko - wspominał po latach Davies. - Gdy pojawiłem się przy linii bocznej, musiał jednak dostrzec we mnie jakiś potencjał, bo faktycznie mnie wpuścił!
Redknapp naprawdę nie żartował. Cokolwiek siedziało w jego głowie, to był tylko przedsezonowy sparing. A kontuzja jednego z zawodników sprawiła, że… skończyli mu się rezerwowi. Davies sam wybrał sobie pozycję. Zagrał, jakżeby inaczej, jako napastnik. I strzelił gola! - Okazało się, że faktycznie był lepszy od Chapmana! - żartował potem menedżer West Hamu.
Żeby było jeszcze śmieszniej, chwilę po dokonaniu zmiany, do Redknappa zszedł na chwilę stadionowy spiker. - Harry, co to za rezerwowy? - zapytał. - Co to za rezerwowy?! - Redknapp udał zdziwionego. - Nie oglądałeś Mistrzostw Świata? To bułgarski napastnik Titiszajew!. - Tak myślałem, że to on! - dziennikarz też udał, że nie dał się zbić z tropu!
Obaj panowie - Redknapp i Davies - spotkali się ponownie. Blisko dwie dekady później w studiu telewizyjnym.

Kto zabije Di Canio?

- Wchodzę do szatni - relacjonował Harry Redknapp, zupełnie jakby mecz pomiędzy Evertonem i West Hamem z grudnia 2000 roku wydarzył się dzień wcześniej. - Stuart Pearce mówi do mnie: “gdzie on jest?! Zabiję go! Muszę go zabić!” Odpowiadam: “Nie, ja zabiję go pierwszy!”
Paulo Di Canio najwidoczniej nie spieszył się z zejściem z murawy Goodison Park. Być może wciąż był przejęty stanem zdrowia bramkarza rywali, Paula Gerrarda. Niespełna rok później niezwykle kontrowersyjny włoski napastnik, któremu w przeszłości zdarzyło się zostać zawieszonym za… powalenie na murawę sędziego, otrzyma od FIFA nagrodę fair play.
- Di Canio był maniakiem - zdawał sobie sprawę ówczesny menedżer West Hamu jeszcze wtedy, gdy wszyscy wokół odradzali mu sprowadzenie na Upton Park doświadczonego atakującego. - Był szalony. Ale był [też] fantastycznym piłkarzem. Przez cztery lata gry w koszulce klubu ze wschodniej części Londynu Włoch zdobył 47 ligowych bramek. Więcej niż dla jakiegokolwiek zespołu w swojej bogatej karierze. Kibice West Hamu po prostu go uwielbiali.
- Później idę do dziennikarzy telewizyjnych - kontynuował swoją opowieść Redknapp. - Mówią: “Harry, musisz być tak bardzo dumny z Paulo Di Canio”. Odpowiadam: “To było fantastyczne!”
Redknapp wytrzymał przed kamerą i - najwyraźniej - w szatni. Zarówno jemu, jak i Pearce’owi trudno było się jednak dziwić. Wspomniane zdarzenie miało miejsce w samej końcówce meczu. Kilka minut wcześniej Frederic Kanoute, z podania Di Canio, doprowadził do wyrównania. Gdyby Włoch zignorował leżącego na boisku, zwijającego się z bólu Paula Gerrarda i po prostu - po dośrodkowaniu Trevora Sinclaira - skierował piłkę do siatki, West Ham passę sześciu porażek z rzędu przerwałby zwycięstwem. Di Canio postanowił jednak… złapać piłkę w ręce. Bramkarzowi Evertonu należało przecież udzielić pomocy.
Di Canio pozostały oklaski trybun. A później nagroda. Redknapp - chcąc nie chcąc - musiał zadowolić się dumą.

Wakacje na Barbadosie

- Jeden z moich zawodników? - z nieukrywanym zdziwieniem zapytał Harry Redknapp. - Niemożliwe. Ale co, z Portsmouth?
- Tak, Paul Merson - odpowiedział z przekonaniem wieloletni znajomy menedżera.
- Nie, to nie może być Paul Merson - na chwilę uspokoił się Redknapp. - On jest teraz w klinice Tony’ego Adamsa.
- Nie jest! Siedzi właśnie na plaży na Barbadosie - życzliwie poinformował swojego starego kolegę człowiek, który chwilę wcześniej uciął sobie nawet pogawędkę ze znanym piłkarzem na karaibskiej wyspie.
Można sobie tylko wyobrazić wściekłość, w jaką zimą 2003 roku wpadł ówczesny menedżer Portsmouth. Jego kluczowy zawodnik - doświadczony Paul Merson, znany z różnych wyskoków - zwyczajnie go okłamał.
- Powiedział: “mam pewne problemy” - relacjonował Redknapp, gdy były reprezentant Anglii odwiedził go w jego biurze pod koniec stycznia wspomnianego roku. - Zapytałem: “o co chodzi, Merse?” Odpowiedział: “Mam problem z alkoholem i hazardem. Moja żona przyłapała mnie z inną kobietą. Brałem też ostatnio narkotyki.” Ja na to: “Miło słyszeć, że cieszysz się życiem, Merse!”
Merson poprosił Redknappa o kilka dni urlopu. Portsmouth odpadło już z rozgrywek Pucharu Anglii, więc drużynę i tak czekała dwutygodniowa przerwa między kolejnymi meczami. Ofensywny pomocnik miał wykorzystać ten czas na wizytę w klinice swojego byłego klubowego kolegi z Arsenalu, Tony’ego Adamsa. Tam już wcześniej skutecznie pomagano mu przezwyciężyć towarzyszące mu od lat nałogi. Redknapp oczywiście się zgodził. Z zastrzeżeniem, że oczekuje Mersona z powrotem na treningach od następnego poniedziałku. Piłkarz nie potrafił ukryć swojej wdzięczności dla menedżera.
- W tamten poniedziałek Merse wrócił - kontynuował Redknapp. - Był środek zimy, mroźna pogoda. Nigdy nie widziałem kogoś tak opalonego jak on!

Co zrobił angielski menedżer?

- Powiedział mi o tym [że wiedział] dwa lata później! - wyznał sam Merson, dziś znany ekspert telewizyjny stacji “Sky Sports”, już po zakończeniu kariery.
Redknapp nie zrobił nic. Portsmouth walczyło przecież o awans do Premier League, a Merson znajdował się w znakomitej formie. Na koniec sezonu cel został osiągnięty. A zawodnik i tak odszedł wtedy z klubu.
“On jest skończony!”
- Harry, jesteś szalony! - wprost powiedział Redknappowi latem 2006 roku jego nowy asystent, Tony Adams. - On jest skończony! Rozmawiałem z fizjoterapeutami z Arsenalu. On jest kaleką. Nie może już biegać, ma chyba z 48 lat!
W rzeczywistości Nwankwo Kanu - zdobywca Ligi Mistrzów z Ajaxem i dwukrotny mistrz Anglii z Arsenalem - był wtedy dopiero 30-latkiem, choć po odejściu z West Bromwich Albion pozostawał bez klubu. Tymczasem Portsmouth desperacko poszukiwało napastnika przed startem nowego sezonu Premier League.
- Mieliśmy we wtorek mecz [towarzyski] z Cardiff - wspominał Redknapp. - Powiedziałem mu, że podpiszemy kontrakt po meczu. Pomyślałem: “wystawię go i zobaczę, czy faktycznie się nadaje. Jeżeli nie, wymyślę jakieś problemy z dokumentami i odeślę go z powrotem do Nigerii!”
Kanu, delikatnie rzecz ujmując, jednak się nadawał. W sparingu zdobył dwie bramki. W pierwszej ligowej kolejce przeciwko Blackburn - kolejne dwie. W następnym spotkaniu z Middlesbrough - jeszcze raz dwie. Fizjoterapeuci Arsenalu doskonale… wiedzieli jednak, o czym mówią.
- Wracamy na lotnisko - opowiadał Redknapp o powrocie z wspomnianego, wyjazdowego meczu z Middlesbrough. - W pewnym momencie patrzę na Kanu, który siedzi w nieruchomej pozycji. Mówię: “wszystko w porządku, królu?” Odpowiada: “nie mogę się ruszyć, trenerze!” Musieliśmy go podnieść, wsadzić na wózek inwalidzki, a następnie do taksówki, żeby zawiozła go do domu!
Kanu zakończył tamten sezon z dorobkiem 10 ligowych bramek. W kolejnym sezonie sięgnął z Portsmouth po Puchar Anglii. Sześć lat po przepowiedni Adamsa nadal występował w koszulce klubu z Fratton Park. Mimo że regularnie nie był w stanie... trenować.
- Co niedzielę dzwonił do mnie o 23:15 - przywoływał Redknapp. - Wiedział, że jestem już wtedy w łóżku! Następnego poranka, gdy włączałem telefon, czekała na mnie wiadomość: “cześć, trenerze. Tu król. Boli mnie brzuch. Nie mogę jutro trenować. Zobaczymy się we wtorek!” Powiedziałem mu w końcu: “królu, nie wysyłaj mi co tydzień tej samej wiadomości. Po prostu zobaczmy się we wtorek!”

“Tego nawet Bale nie spartaczy!”

- Poczekałem, aż będziemy prowadzić 3:0 z West Bromwich Albion - Harry Redknapp wracał tym razem pamięcią do meczu z września 2009 roku, kiedy był już menedżerem Tottenhamu. - Na pięć minut przed końcem pomyślałem: “tego nie może spartaczyć!”
Tym razem Redknappowi na pewno pomyliły się spotkania. W rzeczywistości przywoływał końcówkę meczu pomiędzy Tottenhamem a Burnley, w którym gospodarze prowadzili na White Hart Lane różnicą nawet czterech goli. Po pojawieniu się na boisku Garetha Bale’a dołożyli zresztą jeszcze piąte trafienie. To był 25. występ Walijczyka w Premier League. I pierwszy, w którym jego drużyna wreszcie… wygrała mecz! Klątwa została zdjęta.
- Gareth Bale zostałby zapewne najlepszym lewym obrońcą na świecie - Redknapp uznał jednak, że utalentowany młodzian ma zbyt wiele do zaoferowania bliżej bramki przeciwnika. Podobnie jak Luka Modrić w środkowej strefie boiska.
- On nigdy nie będzie grać w środku - doradzał angielskiego menedżerowi jeden z jego asystentów w Tottenhamie, Clive Allen. - Jak on ma grać w środku? Ma 162 centrymetry wzrostu!
Redknapp wiedział jednak swoje. I to nie tylko dlatego, że chorwacki pomocnik jest tak naprawdę nieco wyższy. On po prostu zawsze kochał cieszyć oko grą najlepszych piłkarzy. I dlatego pozwalał im na więcej. Z korzyścią dla zespołu.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również