Jako nastolatek wygrał Złotą Piłkę, przed trzydziestką ledwo biegał. Dwie kariery Michaela Owena

Jako nastolatek wygrał Złotą Piłkę, przed trzydziestką ledwo biegał. Dwie kariery Michaela Owena
Mitch Gunn/Shutterstock
Jako nastolatek był dwukrotnym królem strzelców i najlepszym zawodnikiem Premier League. Niedługo później nagrodzono go “Złotą Piłką”. Roberto Ayalę i Tony’ego Adamsa mijał, jakby w ogóle nie było ich obok. W drugiej połowie swojej kariery Michael Owen nie mógł już się jednak doczekać dnia, w którym wreszcie… zawiesi buty na kołku. Okazuje się, że przez kilka ostatnich lat gry w piłkę nożną na najwyższym poziomie byłemu napastnikowi reprezentacji Anglii zwyczajnie nie wolno było już szybko biegać.
- To byłem ja - Michael Owen nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który nagle zagościł na jego twarzy. - Strzelałem takie gole jak przeciwko Argentynie. Mijałem obrońców, byłem szybki, wybiegałem na wolne pole, dośrodkowywałem. Taki byłem.
Dalsza część tekstu pod wideo
Najlepszy do niedawna strzelec w historii reprezentacji Anglii w meczach o stawkę szybko jednak znowu spoważniał.
- Przez ostatnich sześć, siedem lat mojej kariery zmieniłem się w jedyne, czym mogłem się stać. Byłem sparaliżowany strachem, kiedy miałem wykonać sprint. Po prostu wiedziałem, że zerwę mięsień. A najgorsze było to, że mój instynkt ciągle podpowiadał mi, bym wybiegł na wolne pole. Musiałem powiedzieć sobie: “nie, nie możesz, nie rób. Cofnij się do podania do nogi.” Straciłem wszystko i nienawidziłem wszystkiego, co robiłem przez sześć, siedem ostatnich lat mojej kariery. Przez większość tego okresu nie mogłem się doczekać, aż przejdę na piłkarską emeryturę. Nie byłem sobą.

Meteoryt

Żaden zawodnik urodzony w 2002 roku nie zdobył jeszcze bramki w Premier League. Ansu Fati i Nianzou Kouassi są jedynymi graczami z tego rocznika, którzy - obaj po dwa razy - wpisali się na listę strzelców w pięciu największych, europejskich ligach w 2020 roku. Michael Owen został w wieku 18 lat królem strzelców (wyczyn ten powtórzył też zresztą w kolejnym sezonie) i najlepszym zawodnikiem Premier League. Po czym minął jak tyczkę Roberto Ayalę w pamiętnym meczu 1/8 finału Mistrzostw Świata we Francji. Można by spierać się bez końca, który nastolatek zanotował bardziej elektryzujące wejście do zawodowego futbolu: Kylian Mbappe czy właśnie Owen.
- Widziałem parę lat temu zestawienie statystyczne, w którym ujęto mnie, Rooneya, Giggsa, Scholesa czy Gerrarda - przywoływał wychowanek Liverpoolu kilka lat po zakończeniu kariery. - Do około 22. roku życia rozegrałem dwa razy więcej meczów niż każdy z nich (na tym etapie kariery). A mimo to ludzie mówią, że zawsze byłem kontuzjowany!
Jako 22-latek Michael Owen odebrał już “Złotą Piłkę” magazynu “France Football” dla najlepszego zawodnika w Europie. W 2001 roku wygrał wraz z Liverpoolem wszystkie pucharowe rozgrywki, w których wziął udział. Od Pucharu Ligi, przez Puchar Anglii, aż po Puchar UEFA, Tarczę Dobroczynności i Superpuchar Europy. W pięciu decydujących meczach strzelił cztery gole, zaliczył dwie asysty i wywalczył jeden rzut karny. Lee Dixon, Tony Adams oraz David Seaman ciągle nie mogą uwierzyć, co zrobił z nimi Owen w końcówce finału FA Cup.

Genetyczne mięśnie

Do 2004 roku, kiedy przeprowadził się z Merseyside do Realu Madryt, Michael Owen zdążył rozegrać w barwach Liverpoolu 297 meczów i zdobyć 158 bramek. Od 18. do 25. roku życia tylko raz zanotował mniej niż 40 klubowych występów w sezonie. A przecież regularnie grał też w reprezentacji Anglii. Jest jedynym zawodnikiem w historii, który strzelał dla niej gole na czterech turniejach mistrzowskich z rzędu. Od mistrzostw świata w 1998 roku aż po Euro 2004.
Czy młody Owen grał za dużo?
- To uczciwe pytanie - przyznał sam były napastnik. - Naprawdę nie znam odpowiedzi, choć podejrzewam, że to możliwe. Z drugiej strony, mój tato, który był profesjonalnym piłkarzem przez ponad 20 lat, miewał problemy z mięśniami pachwiny, dwugłowymi czy uda. Moi bracia, którzy są bardzo dobrymi piłkarzami i lekkoatletami, też zmagają się z okropnymi kontuzjami mięśniowymi.
Kłopoty zdrowotne Michaela Owena mogą mieć zatem również podłoże genetyczne. - Urodziłem się szybki. Nie wiem, czy to dobrze czy źle. W mojej opinii po prostu zawsze byłem podatny na kontuzje mięśniowe. Z powodu mojej szybkości.
Swojej pierwszej, poważnej kontuzji Owen nabawił się jeszcze jako nastolatek. W wyjazdowym meczu Liverpoolu przeciwko Leeds United na Elland Road odezwał się mięsień dwugłowy. Podobnie jak kilkanaście lat później w przypadku Jacka Wilshere’a, tamta kontuzja tak naprawdę nigdy nie została wyleczona.
- W tamtych czasach nie wykonywało się zabiegów chirurgicznych na mięśniach - wspominał Owen. - Bardzo upraszczając, są trzy tylne mięśnie uda w każdej nodze. U mnie jeden z nich został całkowicie rozerwany. Od 19. roku życia biegałem z dwoma tylnymi mięśniami uda w prawej i trzema tylnymi mięśniami uda w lewej nodze.

Spadek i mistrzostwo

W odróżnieniu od wspomnianego Wilshere’a, problemy zdrowotne na dobre zahamowały jednak karierę Michaela Owena dobrych kilka lat później, dopiero po jego powrocie z Realu Madryt do Premier League. Podczas swoich pierwszych dwóch sezonów gry dla Newcastle United - przedzielonych finałami Mistrzostw Świata w Niemczech, na których nabawił się poważnej kontuzji na samym początku spotkania fazy grupowej ze Szwecją - rozegrał ledwie 14 ligowych meczów. Czyli o dwa więcej niż w swoich… dwóch ostatnich sezonach gry w Manchesterze United. W swoim ostatnim klubie - Stoke City - zdołał pojawić się na murawie dziewięć razy we wszystkich rozgrywkach.
W drugiej połowie swojej kariery Michael Owen rzeczywiście nie był już sobą. Nie był już szybkim jak błyskawica napastnikiem, który obrońcom pokroju Ayali i Adamsa wymykał się z dziecinną łatwością. Stał się mało przydatnym w grze snajperem, który nie zajmował nawet odpowiednich pozycji na boisku. Po co miał rozciągać obronę przeciwnika, skoro i tak nie mógłby ruszyć do prostopadłego podania? Tylko w polu karnym ciągle wiedział, jak się ustawić.
Czteroletni pobyt w Newcastle zakończył z dorobkiem 30 goli i spadkiem z ligi, o którego okoliczności nadal sprzecza się na łamach mediów ze swoim partnerem z ataku z tamtych Mistrzostw Świata w 1998 roku i późniejszym, tymczasowym menedżerem klubu z St James’ Park, Alanem Shearerem.
W końcówce sezonu 2008/09 Owen zmagał się oczywiście z kontuzją. Biorąc pod uwagę, że i tak wygasał mu kontrakt ze “Srokami”, zapewne niekoniecznie chciał ryzykować stan swojej pachwiny. Z drugiej strony, Newcastle potrzebowało tylko remisu w ostatnim meczu sezonu na Villa Park z Aston Villą, żeby utrzymać się w Premier League. Ostatecznie Owen wszedł z ławki. Jego drużyna przegrała jednak 0:1. Shearer nie okazał się zbawcą. Menedżerem zapewne nie zostanie już nigdy.
Jako gracz Manchesteru United były napastnik Liverpoolu wywalczył jedyne krajowe trofeum, jakiego brakowało w jego kolekcji. Nawet jeżeli do rekordowego dla klubu z Old Trafford tytułu mistrza Anglii przyczynił się zaledwie 11 występami i dwoma zdobytymi bramkami. W koszulce “Czerwonych Diabłów” miał swoje ostatnie wielkie momenty. Zwycięskiego gola strzelonego w doliczonym czasie gry szalonych derbów miasta. Hat-tricka w wyjazdowym spotkaniu Ligi Mistrzów z Wolfsburgiem.
- Moim marzeniem nigdy nie była gra dla Stoke, Manchesteru United ani Newcastle - wyjawił jednak po latach.

Koniec ze sprintami

- Myślę, że w piłce nożnej wszystko jest często kwestią punktu widzenia - podsumowywał swoje dokonania Michael Owen pięć lat po zawieszeniu butów na kołku na antenie “BT Sport”. - Oczywiście, że miałem kontuzje. Nadal rozegrałem jednak mnóstwo meczów. Mój problem polega na tym, że w późniejszej części mojej kariery zmagałem się z wieloma kontuzjami i byłem przeciętnym zawodnikiem. A ludzie zazwyczaj lepiej pamiętają to, co wydarzyło się w mniej odległej przeszłości.
Michael Owen rozpoczął swoją piłkarską karierę w tak niesamowitym stylu, że nawet w pełni zdrowia miałby niełatwo dorównać swoim osiągnięciom z przełomu tysiącleci w kolejnych latach. Okoliczności, w jakich zaledwie 32-letni wówczas wychowanek Liverpoolu wywiesił w końcu białą flagę w 2013 roku, mogą jednak ściskać za serce.
- Kilka ostatnich lat mojej kariery pod wieloma względami stanowiło dla mnie frustrację. Nie mogłem robić tego, do czego byłem przyzwyczajony i co sugerował mi mój mózg. Po prostu nie mogłem już wykonywać sprintów.
Nic tylko pozazdrościć tym, którzy mieli przyjemność oglądać Michaela Owena w pełnej krasie jego piłkarskich, i sprinterskich, możliwości. Nawet Ayali i Adamsowi.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również