Jeden parkiet, kilkudziesięciu geniuszy. Czas na Weekend Gwiazd NBA

Jeden parkiet, kilkudziesięciu geniuszy. Czas na Weekend Gwiazd NBA
nba.com
Dla zagorzałych sympatyków NBA mamy do przekazania dwie wiadomości dotyczące nadchodzącego weekendu. Ta zła jest taka, że w najbliższych dniach nie odbędzie się żaden mecz pomiędzy drużynami w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Za swoistą rekompensatę posłużą jednak konkursy wsadów, rzutów za trzy i najbardziej wyczekiwane wydarzenie, starcie tytanów - All Stars Game.
Weekend Gwiazd to już prawdziwa tradycja bez której trudno sobie wyobrazić świat NBA. W Chicago najlepsi zawodnicy zmierzą się w różnorakich zawodach po raz 69. w historii. I chociaż można ten okres potraktować jako małą przerwę w rozgrywkach, to na brak adrenaliny raczej żaden fan basketu nie będzie mógł narzekać.
Dalsza część tekstu pod wideo

Obronić tytuł

Sobotnie święto koszykówki rozpocznie się od zawodów, które na papierze wyglądają na banalne. Ośmiu zawodników dobranych w pary musi trafić za dwa, wykonać slalom przez cały parkiet, podać do specjalnego otworu, a następnie oddać celny rzut z dystansu.
Nie brzmi to szczególnie wymagająco, jednak konkurs ten wbrew pozorom dostarcza wielu emocji. Choćby rok temu o ostatecznym triumfie zadecydował heroiczny rzut Jasona Tatuma. Trae Young był szybszy od zawodnika Bostonu, jednak spryt "Celta" zaważył o zwycięstwie.
Ubiegłoroczny konkurs przeszedł również do historii ze względu na wypowiedź Nikoli Jokicia, który zapytany o najtrudniejszy element Skills Challenge, krótko odpowiedział: Bieganie. W tym roku lider Denver Nuggets nie będzie musiał "wypluwać płuc", pokonując dwie długości parkietu, jednak starych znajomych nie zabraknie.
O obronę tytułu powalczy Jayson Tatum, na którego czeka naprawdę pokaźna lista konkurentów. Pozostałymi uczestnikami będą Bam Adebayo, Patrick Beverley, Spencer Dinwiddie, Khris Middleton, ulubieniec publiczności - Derrick Rose, Domantas Sabonis i Pascal Siakam. To obok Perseusza i Wielkiej Niedźwiedzicy bez wątpienia jedna z najbardziej okazałych konstelacji gwiazd w naszym układzie słonecznym.

Specjalność zakładu

Następnie rozegrane zostanie to, co tygryski w postaci zawodników NBA lubią najbardziej, a mianowicie konkurs rzutów dystansowych. Chociaż tę konkurencję wprowadzono do weekendu gwiazd dopiero w 1984 roku, dziś nikt nie wyobraża sobie All Stars bez popisu najlepszych strzelców. Skład tego konkursu również obfituje w prawdziwych wirtuozów basketu.
Szczególną uwagę musi przykuwać obecność Joe Harrisa, który, podobnie jak Tatum, stanie przed szansą na drugie z rzędu zwycięstwo. Warto odnotować, że zawodnik Brooklyn Nets w tym sezonie trafia średnio najmniej trójek (2.4 na mecz) z całego zestawienia. Nikt jednak nie powinien lekceważyć Harrisa, mając w pamięci ubiegłoroczny konkurs, w którym 28-latek pokonał m.in. Stephena Curry'ego, Kembę Walkera i Devina Bookera.
Warto odnotować, że organizatorzy bieżącej edycji 3-point contest zdecydowali się na drobną innowację. Dotychczas uczestnicy mieli do dyspozycji pięć stacji, na każdej po pięć piłek, z czego te normalne były punktowane za jeden, a tak zwane "Moneyball" za dwa.
Tym razem zawodnicy nie oddadzą 25 rzutów, jak w poprzednich latach, ale aż 27. Dwa dodatkowe miejsca będą umieszczone w odległości niecałych dwóch metrów od… linii za trzy. Trafienie z tak okazałego dystansu będzie nagradzane aż trzema punktami. Wszystko to jest efektem dostosowania się do obecnych standardów NBA. Tylko w bieżącym sezonie zawodnicy oddali ponad 300 rzutów z odległości minimum dziewięciu metrów od kosza.
Na ten moment faworytem do zwycięstwa wydaje się być Damian Lillard, który średnio oddaje aż cztery celne rzuty dystansowe na mecz. Dame w ostatnich tygodniach zachwyca formą, notując spotkania z ponad 40-punktowymi zdobyczami. Nie można jednak przedwcześnie skreślać choćby młodziutkiego Trae Younga.
A być może najlepszych shooterów nieoczekiwanie wyprzedzi np. Duncan Robinson lub Davis Bertans. Wszak w konkursie trójek dochodziło już do wielu anomalii. Najgorszym wynikiem w historii może się "pochwalić"... Michael Jordan, który w 1990 roku trafił zaledwie pięć rzutów. Nawet najlepszym w historii ręka czasem potrafi drżeć.

Okazja na rewanż

Sobotnie zmagania zakończy chyba najbardziej widowiskowa konkurencja podczas całego weekendu gwiazd, konkurs wsadów. Zaskoczyć widzów, konkurentów oraz przede wszystkim grono jury spróbują Pat Connaughton, Aaron Gordon, Dwight Howard i Derrick Jones Jr. Przygotowania do zawodów idą pełną parą.
Największym zaskoczeniem jest bez wątpienia udział zawodnika Lakers, który stanie się drugim najstarszym uczestnikiem slam dunk contest w historii. Bardziej leciwym graczem od Howarda był tylko Julius Erving w 1985 roku. 34-latek startował w tych zawodach już w 2007, ale upływ lat w żadnym wypadku nie odebrał Dwightowi umiejętności.
Pewne doświadczenie w tym konkursie ma także Aaron Gordon, który startował przed czterema laty. I był to występ z rozrzewnieniem wspominany do dnia dzisiejszego, ponieważ pojedynek skrzydłowego Orlando Magic z Zachiem LaVinem obfitował w akcje rodem z filmu “Kosmiczny Mecz”.
Wielu kibiców, w tym nieskromnie mówiąc moja osoba, miało nadzieję na wielki rewanż między Gordonem, a LaVinem, ale najlepszy punktujący Chicago Bulls zdecydował się wyłącznie na udział w konkursie trójek.

To dla Ciebie, Kobe

Niedzielny Mecz Gwiazd niestety będzie inny, niż wszystkie dotychczasowe. Tragiczna śmierć dziewięciu osób w wypadku helikoptera, w tym legendarnego Kobe'go Bryanta wpłynęła na tegoroczny obraz All Stars Game.
Każda z pierwszych trzech kwart zostanie liczona osobno, a ich zwycięzcy będą mogli przekazać 100 tys. dolarów na fundacje charytatywne. Z kolei ostatnia kwarta po raz pierwszy w historii nie potrwa 12 minut.
Zwycięzcą zostanie ten zespół, który jako pierwszy osiągnie wynik o 24 punkty większy, niż rezultat drużyny prowadzącej w pierwszych trzech kwartach. Brzmi to nieco skomplikowanie, więc posłużę się przykładem: po trzech kwartach drużyna LeBrona prowadzi z ekipą Giannisa 100-50. Wówczas wygrywa ten zespół, który jako pierwszy osiągnie 124 punkty. Wszystko oczywiście, aby upamiętnić Kobe'go Bryanta, który rozsławił numer 24.

Wschód vs Zachód

Przechodząc do aspektu czysto sportowego, trzeba wspomnieć, że dopiero drugi raz w historii Mecz Gwiazd przybrał format wyboru ekipy przez kapitanów, czyli dwóch najlepszych graczy z obu konferencji.
W trakcie ubiegłego All Stars Game skład prowadzony przez LeBrona Jamesa pokonał drużynę Giannisa Antetokounmpo 178:164. Wynik w tym roku będzie stanowić kwestię drugorzędną, jednak i tak to team gwiazdy Lakersów prezentuje się nieco bardziej okazale.
Obaj panowie mogli selekcjonować swoich partnerów nie zwracając uwagę na konferencje, jednak złożyło się tak, że Giannis wybrał pierwszą piątkę ze wschodu, a LeBron z zachodu. Ciężko nie posądzać kapitanów o swego rodzaju "ustawkę", biorąc pod uwagę, że Grek w pewnym momencie wytypował np. Kembę Walkera zamiast najlepszego punktującego w lidze, Jamesa Hardena.
Wybierając rezerwowych, James i Antetokounmpo już nie patrzyli na konferencje, jednak ponownie zawodnik Milwaukee Bucks kilka razy zszokował decyzjami. W pierwszych dwóch “pickach” na ławkę Giannis zdecydował się na Khrisa Middletona i Bama Adebayo.
Zespół LeBrona można uznać za faworytów tego starcia, jednak celem tegorocznego All Stars Game nie jest gloria i chwała. Najlepsi koszykarze świata powalczą o możliwość wsparcia fundacji charytatywnych oraz upamiętnienia jednego z najwybitniejszych graczy w dziejach NBA, tragicznie zmarłego Kobe Bryanta. 24 zawodników dla najlepszej "24" w historii.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również