Jego przykład ważnym ostrzeżeniem dla świata futbolu. "To było szkodliwe. Chciałbym przestrzec innych"

Jego przykład ważnym ostrzeżeniem dla świata futbolu. "To było szkodliwe. Chciałbym przestrzec innych"
PressFocus
Jest 8 marca 2015 roku, leżysz na kozetce w szatni Broendby IF, trzęsąc się, lecz nie czując bólu. Ledwo kontaktujesz, nie pamiętasz jak się tu znalazłeś. Nazywasz się Daniel Agger i kilka chwil temu, w 29. minucie spotkania z FC Kopenhagą, musiałeś zejść z boiska, by się na nim nie przewrócić.
Co się stało? Dopadły Cię demony, które karmiłeś od dawna - Twoje ciało powiedziało dość.
Dalsza część tekstu pod wideo
Daniel Agger, długoletni stoper Liverpoolu, w ogóle nie powinien wychodzić tego dnia na murawę. Wtedy, jak wiele razy w karierze, zażył leki przeciwzapalne - o dużo więcej niż przewiduje dopuszczalna dawka. To, co wydarzyło się tamtego dnia, było ostatnim ostrzeżeniem, które Duńczyk na szczęście wziął na poważnie. Karierę zakończył jako 31-latek, a nieco później, na łamach dziennika “Jyllands-Posten”, opisał swój przypadek - jako przestrogę dla innych sportowców.

Niepozorne początki

Daniel Agger ma na koncie 384 występy w profesjonalnej piłce - 232 dla Liverpoolu, 77 dla Broendby oraz 75 dla rodzimej reprezentacji Danii. Typ walczaka, którego wszędzie było pełno. Tyle że jego ogromna ruchliwość stanowiła przyczynę praktycznie ciągłego nadwyrężenia stawów. Co więcej, w 2007 roku nabawił się kontuzji pleców, która pogłębiła się rok później w skutek upadku. To właśnie wtedy zaczął zażywać leki przeciwzapalne, głównie Celebrex - środek stosowany do leczenia reumatyzmu.
- W swojej karierze zażyłem zdecydowanie za dużo leków przeciwzapalnych - wyznał na łamach “Jyllands-Posten”. - Teraz mam tego pełną świadomość. To było bardzo szkodliwe, na szczęście już przestałam je przyjmować. Nic przez to nie zyskam, ale chciałbym przestrzec innych sportowców przed popełnianiem moich błędów. Być może to kogoś przekona, by zażyć pigułkę czy dwie mniej.

Kurs na zderzenie czołowe

Tydzień przed feralnym meczem przeciwko Kopenhadze, Agger nabawił się urazu i jego występ stał pod znakiem zapytania. Wielka ambicja, zmieszana najwyraźniej z lekkim brakiem instynktu samozachowawczego, nakazała mu, przez cały tydzień, przyjmować maksymalną dawkę pigułek. Wszystko to mimo ostrzeżeń lekarzy, że tak dużą porcję leków można stosować maksymalnie trzy dni z rzędu.
Przyjmowane tabletki miały skutek uboczny - zawodnik bywał po nich senny i ociężały, co często kontrował szotem kofeinowym lub energy drinkiem. Brzmi to jak przepis na katastrofę, do której to o mały włos nie doszło właśnie 8 marca 2015 roku. Tego dnia poranek obrońcy rozpoczął się od połknięcia dwóch pastylek, do których dorzucił dwie kolejne zaraz po odprawie na stadionie Broendby. Odurzony lekami przespał całą, 15-minutową podróż autokarem do Kopenhagi, gdzie obudził go kolega z zespołu. Aby wyjść z letargu, Agger wypił wspomnianego energy drinka oraz kofeinowego szota. To sprawiło, że poczuł się tak koszmarnie, że nie chciał nawet wychodzić na murawę.
- W głowie miałem tylko jedną myśl - zostać w szatni. Jednak zdecydowałem się ubrać koszulkę i wyjść na boisko.
Duńczyk wyszedł na murawę, ale nie był sobą. Jego przedmeczowa mowa nie miała sensu, poruszanie się sprawiało mu trudność, a wzrok nie przyswajał otoczenia. Już w pierwszych minutach źle odczytał ruch piłki i upadł. Do 29. minuty praktycznie dreptał w miejscu - miał po prostu dosyć, jego organizm miał dosyć. Został zmieniony i usiadł na chwilę na ławce rezerwowych, lecz niedługo później eskortowano go do gabinetu fizjoterpeuty. Jak sam mówi, nic z tego nie pamięta.

Przestroga dla innych

Można spierać się, czy wyszło mu to na dobre. Z jednej strony doprowadził organizm do skrajnego wyczerpania, tracąc kontakt z rzeczywistością. Z drugiej jednak, sytuacja, do której doprowadził, na zawsze zmieniła jego postrzeganie w kwestii przyjmowania leków. O bardziej dosadny znak byłoby już ciężko.
- Ciało nie potrafiło już sobie z tym poradzić. Maksymalny czas podawania takiej dawki to trzy dni, ale mój organizm miał tylko jedno wyjście - reagować na to, co zostało mu podane. Tak dostałem bardzo czytelny znak, że tego już za wiele. Skoro moja głowa nie zdawała sobie z tego sprawy, ciało musiało przejąć stery.
Agger zdecydował o zakończeniu kariery w lecie 2016 roku, nieco ponad rok po pewnie jednym z najgorszych dni w życiu.
- Jestem w miejscu, gdzie czuję, że mam dość - psychicznie i fizycznie. Chcę zakończyć karierę, mając jeszcze nieco gotowości do gry na najwyższym poziomie. Oferty, które wciąż otrzymuję, to potwierdzają. Nie chcę jednak rozpocząć długiej spirali w dół. Zejdę ze sceny, wciąż trzymając jakiś poziom. To zawsze było dla mnie ważne - dlatego ten moment jest odpowiedni - mówił, ogłaszając decyzję o zawieszeniu butów na kołku.
Jak widać po jego wypowiedziach, Daniel Agger był bardzo ambitnym piłkarzem, który w pewnym miejscu postawił osiągnięcie sukcesu ponad własne zdrowie. Dziś z pokorą przyznaje, że sam zrobił sobie krzywdę, ignorując porady lekarzy i bliskich, którzy mogli jedynie przyglądać się powolnemu procesowi wyniszczania jego organizmu. Warto nieco pochylić się nad historią byłego stopera Liverpoolu, zwłaszcza w czasach, gdzie granice wytrzymałości fizycznej zawodników notorycznie są przesuwane. Zmienia się zarówno grafik spotkań, jak i intensywność gry - powoli brakuje miejsca na kontuzje.

Czubek góry lodowej

Przypadek duńskiego obrońcy jest oczywiście dość skrajny. Porusza jednak pewien problem, który przykuł uwagę kilku środowisk piłkarskich. Mówił o tym w 2017 roku choćby były szef departamentu medycznego FIFA Jiri Dvorak.
- Podczas każdej z trzech ostatnich edycji mistrzostw świata, prawie połowa zawodników regularnie zażywała leki przeciwzapalne i przeciwbólowe. To dość niepokojący trend - zaznaczał Dvorak.
W Niemczech tamtejsza federacja (DFB) zleciła nawet przeprowadzenie anonimowej ankiety na szczeblu amatorskim i wyniki wykazały, że ponad 40% ankietowanych przyznało się do regularnego zażywania leków, bez wskazań terapeutycznych. Co więcej, naukowcy odpowiedzialni za sprawę zaczęli zbierać dane od byłych oraz obecnych zawodników Bundesligi. Odzew był dość niepokojący. Spójrzcie na przykład na wypowiedź Nevena Subotica, dawnego obrońcy Borussi Dortmund.
- Przez ostatnie 14 lat zaobserwowałem, że ibuprofen użytkowany jest w piłce jak cukierki - podkreślił Serb. - Dostajesz go praktycznie na wszystko - to standard. W piłce istnieje presja, która sprawia, że piłkarze czują się winni, jeśli nie są zdolni do gry przez ból czy uraz. I koniec końców na największą presję wystawiony jest zawodnik. A jeśli nie weźmie środków przeciwbólowych, nie będzie w stanie zagrać.

Zdrowie nr 1

Historia Daniela Aggera to przykład, jak bardzo człowiek może zatracić się w pogoni za ambicjami i marzeniami, czasem nie zwracając nawet uwagi na koszty. I kierunek, w którym zmierza profesjonalna piłka, również może budzić obawy. Piłkarze ciągle muszą więcej, częściej i szybciej. A granica wytrzymałości konsekwentnie się przesuwa. Być może to nie przypadek, że incydenty związane z kłopotami z sercem zdarzają się ostatnio coraz częściej?

Przeczytaj również