Milika i Grosickiego nie wolno skreślać z kadry Brzęczka. Przed Euro będą podwójnie zmotywowani

Milika i Grosickiego nie wolno skreślać z kadry Brzęczka. Przed Euro będą podwójnie zmotywowani
Press Focus
Kamil Grosicki zostaje w West Bromwich Albion. A to oznacza poważne problemy z jego regularną grą. Co czeka 32-latka i jak jego sytuacja może odbić się na reprezentacji Polski? Niektórzy skreślają skrzydłowego i Arkadiusz Milika, który też ma swoje problemy. Grzmią, aby nie wysyłać im powołań do reprezentacji. Jestem daleki od takiego ostracyzmu i wręcz przeciwnie. Mam przeczucie, że obaj będą podwójnie zmotywowani, co przed EURO wcale nie musi im wyjść na złe.
Oczywiście nie jestem ślepy. Delikatnie mówiąc, sytuacja nie jest komfortowa ani dla piłkarzy, ani dla Jerzego Brzęczka. Grosicki to świeży, ale już drugi poważny problem personalny, z którym będzie musiał zmierzyć się selekcjoner i sami zainteresowani.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kontrakt Milika czeka w szafie?

O Arkadiuszu Miliku i jego sytuacji w Napoli napisano niemal wszystko, ale dołożę szybko swoje pięć groszy. Do zimowego okienka nie ma szans na grę. Wylądował na bocznicy. Moim zdaniem ma już dogadany nowy klub i kontrakt leży w szafie. Teraz tylko zorganizować atrakcyjne pieniądze (10-15 milionów euro?) dla Aurelio De Laurentiisa, aby zgodził się na transfer w połowie sezonu.
Milik paradoksalnie nie jest w tak złej sytuacji, jak wielu stara się ją malować. Sportowo wiadomo - pół roku z głowy. Natomiast podchodząc pragmatycznie, najprawdopodobniej skasuje potężną, wielomilionową prowizję za podpisanie umowy plus wysoką pensję w bardzo dobrym klubie, co ustawia jego rodzinę na kilka pokoleń.
Powiecie, że to nie najważniejsza sprawa w karierze sportowca? Ładny slogan. Co, gdy wywodzisz się z biedy, śląskiej szarzyzny i dorastałeś bez ojca? Zabezpieczenie rodziny na... właściwie na zawsze nie wydaje się najgłupszym pomysłem.

Twarde negocjacje i tyłek De Laurentiisa

Ale wracając do De Laurentiisa. Negocjowanie z nim szybszego odejścia nie będzie łatwe, bo Włoch jest jednym z najtwardszych negocjatorów na rynku. Szalony i uparty, o czym przekonało się już wielu piłkarzy i agentów. Także polskich.
Oto scenka sprzed dobrych paru lat, kiedy jeden z naszych zawodników mógł, ale ostatecznie nie trafił do klubu spod Wezuwiusza:
De Laurentiis zaprosił przedstawicieli zawodnika do swojej rzymskiej rezydencji. Na co dzień mieszka w stolicy, gdzie prowadzi wielkie interesy. W tym swój biznes filmowy. Piękna posiadłość położona jest tuż przy Watykanie, z tarasem i widokiem na Plac św. Piotra, ale wystrojem nie koresponduje z podniosłym otoczeniem i wiekowymi murami. Jest po prostu przaśnie, o czym świadczą ustawione wszędzie kartonowe postaci bohaterów z jego filmów.
De Laurentiis bardzo chciał wspomnianego zawodnika. Obiecywał złote góry. Wysoki kontrakt oraz potężną rekompensatę za zrzeknięcie się praw do wizerunku, co w Neapolu jest obligatoryjne. Agenci negocjowali twardo. Biznesmen stawał na głowie, aby ich przekonać, aż wreszcie zagrał va banque:
- Czego jeszcze chcecie? Daję wam wszystko! Stoję tu przed wami i daję świetne warunki. Co mam jeszcze zrobić? Rozebrać się? Proszę bardzo!
I ściągnął spodnie.
Tak, De Laurentiis rozebrał się na dowód, że bardzo zależy mu na pozyskaniu piłkarza. Ale mimo tych „ekstremalnych” wysiłków do transferu nie doszło. Została tylko smaczna anegdota, która udowadnia, że Milik ma do czynienia z człowiekiem o, ekhem, gorącym temperamencie.

Badania i telefony. Dlaczego Milik nie trafił do Romy i Fiorentiny?

Myślę, że na koniec wygra jednak rozsądek i biznesmen będzie chciał zarobić. Nie tak dużo jak chciał, ale jednak odzyskać część pieniędzy. Dlatego uwolni Milika zimą, który na razie musi znosić warunki włoskiego Klubu Kokosa.
Napastnik sam nie wie, dlaczego transfer do AS Romy nie doszedł do skutku, skoro był już na testach medycznych w Szwajcarii i przeszedł je pozytywnie? Czy lekarze wykryli coś niepokojącego, jak pisała włoska prasa, czy to tylko plotki mające pogorszyć jego wizerunek w oczach potencjalnego, przyszłego pracodawcy? Stawiam na to drugie, bo akurat do Polaka łatwo jest przykleić taki brud - znając jego problemy zdrowotne sprzed lat.
Do Fiorentiny natomiast nie poszedł dlatego, że nie chciał. Piłkarz w końcu nie jest niewolnikiem. Nie musi zgadzać się na każdą ofertę, którą podsunie mu się pod nos. Ma święte prawo wyboru. Milik zdecydował więc, że woli zostać i wybrać rozsądnie. Może dlatego, że na horyzoncie miał już lepszą propozycję, którą przyjmie właśnie zimą?
Nie pomogły desperackie telefony z Neapolu w ostatnim dniu okienka transferowego, gdy napastnik był już na październikowym zgrupowaniu kadry. Status quo utrzymał się do końca i jedna z najdłuższych letnich sag transferowych dobiegła końca.

Grosicki - ekspert od transferów last-minute

Milika postanowił jednak przebić Kamil Grosicki. Ekspert od transferów last minute. Z pewnością większość z Was śledziła przez ostatnie dwa tygodnie zwroty akcji w sprawie jego przenosin do Nottingham Forest. 21 sekund spóźnienia, które po odwołaniu do Komisji Arbitrażowej przesądziło, że tym razem happy endu nie było i Kamil zostaje w WBA.
Sam doskonale wiem, jak dużo nerwów przysparza strategia zmiany klubów „Grosika”, bo stałem się jej ofiarą. Gdy w 2016 roku właściwie wszystko było już dogadane z Burnley i Kamil miał przenieść się na Wyspy z Rennes, przed północą dostałem wiadomość: „Z transferu nici”.
Na początku myślałem, że to żart. Jednak nie. Pomocnik nie ruszył się z Francji, a ja i „Przegląd Sportowy”, w którym wtedy pracowałem, zostaliśmy, jak Himmilsbach z angielskim, z tytułem „YES!”, krzyczącym z okładki ogłaszającej wymarzone przenosiny Grosickiego do Premier League.
Trudno było wytłumaczyć czytelnikom i Twitterowi, jak wyglądała sprawa od środka. Transfer wydawał się pewny. Testy medyczne (wykonane na hotelowym korytarzu) pozytywne, dlatego przecież nic nie mogło się stać, prawda? Ale jak to z Grosickim - musiało być ciekawie. Następnego dnia daliśmy pierwszą stronę z tytułem „NO!”.
Wtedy poszło o rozliczenia finansowe. Nerwowe negocjacje przerodziły się w gorącą pyskówkę i Anglicy ostatecznie się wycofali. Grosicki do Premier League w końcu trafił. Rok później, ale w podobnym stylu - też po sporej nerwówce i z dokumentami wysyłanymi na ostatnią chwilę. Dzięki przedłużonemu o dwie godziny deadline'owi udało się podpisać umowę z Hull City.

21 sekund i łatwa szydera

W transferowych przygodach Kamila były jeszcze nieudane przenosiny do Sportingu Lizbona, kiedy będąc już na podpisaniu umowy w Turcji, zdecydował się zwiać taksówką na lotnisko i postarać o przenosiny do wielkiego, portugalskiego klubu.
W tym wypadku istnieją podejrzenia, że w konia zrobił go jego były, zagraniczny menedżer, któremu nie w smak był wyjazd piłkarza nad Bosfor, ani nigdzie indziej poza Hull, bo czerpał prowizję za pozostanie zawodnika w ekipie „Tygrysów”...
Dlatego wiem, że teraz łatwo strzelać w Grosickiego, że znów zrobił głupotę, decydując się na zmianę klubu w ostatniej chwili. Ale przecież nie tylko on siedzi przy negocjacyjnym stole. Odpowiedzialnych jest wiele innych osób - agenci czy kluby - i tym razem to właśnie drużyny bardziej dały ciała niż zawodnik.
Skoro władze WBA dały piłkarzowi znać w piątek po południu, że nie będzie już potrzebny na The Hawthorns, stało się jasne, że przenosiny gdzie indziej na pięć godzin przed zamknięciem okna będą graniczyły z cudem. Grosicki był na szczęście po słowie z Nottingham Forest i negocjacje w jego wypadku poszły sprawnie. Ale zabrakło słynnych już 21 sekund, aby dogadali się dyrektorzy sportowi. I ostatecznie, po dwóch tygodniach przeciągania liny i wyjaśnień, transfer ostatecznie upadł.

Do stycznia tylko dwa miesiące

Co dalej? Może jestem niepoprawnym optymistą, ale uważam, że akurat w przypadku Grosickiego nie ma wielkiej tragedii:

Opcja numer 1 - otrzyma szansę od Slavena Bilicia. Trener, który ponoć nie był zwolennikiem pozbywania się Polaka, w kilku rozmowach powiedział mu, że włączy go do 25-osobowej kadry i jeśli udowodni swoją wartość na treningach, da mu szansę.
Opcja numer 2 - jeśli nie będzie grał, mimo obietnic Chorwata, jestem przekonany, że trafi do Nottingham Forest zimą. Lub do innego klubu The Championship, gdzie ma świetną markę. Z Jarrodem Bowenem (dziś West Ham United) tworzył najgroźniejszy duet skrzydłowych ligi. Wielu będzie chciało skorzystać z jego atutów. W najgorszym wypadku pójdzie na półroczne wypożyczenie.
Do stycznia zostały tylko dwa miesiące. To niewiele. Jest listopadowa przerwa reprezentacyjna i trzy mecze do rozegrania - z Ukrainą, Włochami oraz Holandią. Grosicki i Milik na pewno dostaną szanse od Brzęczka.
Obaj byli w niewiele lepszej sytuacji w październiku, a udowodnili swoją wartość. Grosicki szalał w spotkaniu z Finlandią i nie deprecjonowałbym jego hattricka mimo że goście nie grali w najmocniejszym składzie. My też nie, a podobnie jak biało-czerwoni, rywal jest finalistą EURO.

Grosicki nie daje się skreślić

Kamila skreślano w życiu wielokrotnie. Nie jest to może najlepiej poprowadzona kariera, ale nie można mu absolutnie odbierać zaangażowania i liczb, które prezentuje w kadrze. To kawał fajnej historii ostatnich lat, gdy wreszcie wyszliśmy z ciemnych czasów, w których turnieje finałowe omijały nas szerokim łukiem.
Grosicki to wciąż wartościowy skrzydłowy, na którego napiera młoda gwardia, ale ten nie odpuszcza. I pokazał ostatnio, że wciąż może dać zespołowi dużo. Jeśli nie jako podstawowy zawodnik, to przynajmniej wartościowy zmiennik.
Pamiętam jak przed EURO 2016 walczył z kontuzją stopy. Groziła mu długa przerwa. Może wykluczenie z całej fazy grupowej. Piłkarz i fizjoterapeuci stanęli wtedy na głowie, aby doprowadzić ciało do stanu używalności. Nie chcieli odpuścić. I dopięli swego. Grosicki był we Francji jednym z najlepszych na boisku w polskim zespole.
Minęły cztery lata. Metryka nikogo nie oszuka. Zwłaszcza, że to piłkarz polegający na szybkości. Przyszłoroczne mistrzostwa Europy mogą być jego ostatnim wielkim turniejem. Nie zdziwię się, jeśli mocno się na nim zaznaczy. Zejdzie z dużej sceny z przytupem.
Motywacji na pewno mu nie zabraknie. Mogę się założyć, że jest teraz podwójnie wściekły. Pewnie sam nie wie dokładnie na czym stoi. Ale będzie podwójnie walczył o swoje. Trzeba mu tylko dać szansę i tu jest największy problem na najbliższe dwa miesiące.
W WBA nie będzie grał pierwszych skrzypiec. Można o tym zapomnieć skoro ma kilka miesięcy ważnego kontraktu. To nieopłacalna inwestycja. Ostatni raz w ligowym meczu w barwach West Brom wystąpił 3,5 miesiąca temu. Po awansie zszedł na trzeci plan. Miał też przewlekłe problemy ze zdrowiem po wrześniowym zgrupowaniu, następnie wyjechał na październikowe mecze kadry, a potem zaczęło się zamieszanie transferowe. I nagle zrobił się listopad.

Sytuacja jest trudna, ale nie bez wyjścia. Grosicki jeszcze nie utonął. Milik też nie. Moim zdaniem Brzęczek z nich nie zrezygnuje. I słusznie. Moim zdaniem nie powinien.

Przeczytaj również