Kandydaci na „czarnego konia” mundialu. Kto wróci z Rosji na białym rumaku?

Kandydaci na „czarnego konia” mundialu. Kto wróci z Rosji na białym rumaku?
Marco Iacobucci EPP / shutterstock.com
Do rozpoczęcia Mistrzostw Świata w Rosji pozostało już niewiele czasu, więc kibice bawią się w spekulacje, która z faworyzowanych drużyn ma największe szanse na złoty medal. Przy okazji warto się również pochylić nad zespołami, które mogą w stawce sporo namieszać, a nawet nie są wymieniani w gronie kandydatów do wyjścia z grupy. Historia pokazuje, że mundial pełen jest niespodzianek.
Wystarczy przytoczyć przypadek ostatniego czempionatu, gdzie nikomu bliżej nieznana reprezentacja Kostaryki nie dość że wygrała „grupę śmierci”, wyprzedzając Anglię, Włochy i Urugwaj, to na dodatek o mały włos nie awansowałaby do półfinału (ćwierćfinał przegrała dopiero po karnych z Holandią). Gwiazdą drużyny był wówczas zawodnik przeciętnego Fulham - Bryan Ruiz.
Dalsza część tekstu pod wideo

Sensacja wisi w powietrzu

Podobnie sytuacja miała się cztery lata wcześniej, kiedy to Ghana była o krok od najlepszej czwórki, marnując rzut karny w 121. minucie spotkania z Urugwajem. Wówczas o losie tego meczu znów zadecydowała loteria w postaci konkursu „jedenastek”, a przedstawiciel kontynentu afrykańskiego zmarnował szansę, by wreszcie zameldować się w półfinale Mistrzostw Świata.
Pamiętamy również turniej z roku 2002, w którym dochodziło do sporych sensacji. Najpierw Senegal wyeliminował z grupy obrońców tytułu, czyli ekipę Francji, by potem pechowo odpaść w ćwierćfinale po dogrywce z Turcją. Po mistrzostwach nieznane dotąd nazwiska piłkarzy Senegalu padały łupem czołowych europejskich klubów (m.in. El Hadji Diouf trafił wówczas do Liverpoolu).
Nie wypada także zapomnieć o największej niespodziance tych rozgrywek – zespole Korei Południowej, który eliminując po drodze Włochy i Hiszpanię, dotarł do najlepszej „czwórki” czy oczywiście Bułgarię z legendarnym Christo Stoiczkowem na czele, która „wyautowała” z 1/4 finału Niemców w 1994 roku.
Czy w Rosji możemy liczyć na podobne scenariusze? Czy znajdzie się reprezentacja, która pójdzie w ślady poprzedników i rozbije bank u bukmacherów? Pamiętajmy, że nie zawsze głośne nazwiska czy naszpikowani gwiazdami faworyci trafiają z formą na Mistrzostwa Świata.

Zbawiciel Salah

Zaglądając do grupy A bardzo ciekawie zapowiada się występ Egiptu, która zagra na mundialu pierwszy raz od 1990 roku. Jest to finalista ostatniego Pucharu Narodów Afryki oraz jego 3-krotny zwycięzca w latach 2006-2010, a więc drużyna typowo „turniejowa”, która znakomicie rozkłada siły i stawia na futbol zespołowy.
Na dodatek ma w swych szeregach Mohameda Salaha – gwiazdę Liverpoolu, piłkarza nietuzinkowego i prawdziwego przywódcę drużyny, który swoim golem w ostatniej minucie batalii z Kongo zapewnił „Faraonom” przepustkę do Rosji.
Z pomocą gracza Arsenalu Mohameda Elneny'ego oraz reszty solidnych wyrobników ma szansę poprowadzić swój kraj do wyjścia z grupy i kto wie czy nie sprawić kolejnych niespodzianek w fazie pucharowej.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

W grupie C z kolei pierwsze miejsce zarezerwowane jest teoretycznie dla Francji, która jako aktualny wicemistrz Europy wymieniana jest w gronie faworytów rosyjskiego czempionatu. O drugą pozycję walczyć będą prawdopodobnie Dania oraz Peru, bo przeciętnej Australii szans daje się bardzo niewiele.
Jak Duńczycy mają w swoich szeregach prawdziwą gwiazdę (Christian Eriksen) czy też zawodników uznanych w europejskich klubach (Kasper Schmeichel, Simon Kjaer, Pione Sisto, Yussuf Poulsen), tak znanych nazwisk w kadrze Peru można szukać niczym igły w stogu siana.
Ton grze „Los Incas” nadaje Cristian Cueva - ofensywny pomocnik Sao Paulo, który jest jednym z najbardziej doświadczonych piłkarzy, i który walnie przyczynił się do awansu na MŚ. Najlepszym strzelcem w eliminacjach strefy CONMEBOL był gracz duńskiego Aalborga Edison Flores, który jednak w klubie nie błyszczy. W tym sezonie zaliczył tylko 3 trafienia w 35 meczach.
Mimo to ekipa pod wodzą Ricardo Gareki zasłużenie zdobyła bilet na mundial kosztem faworyzowanego Chile, które sensacyjnie obejrzy go w telewizorach. Konsekwencja taktyczna oraz kondycja fizyczna na tak specyficznym turnieju często płata figle pozostałym rywalom i to może być spory atut Peruwiańczyków.

Dopingowa wojna Wikingów

Atutem Islandii są za to fani z całego świata. Ten maleńki kraj podbił serca kibiców podczas ostatnich Mistrzostw Europy, grając w najlepszej „ósemce” turnieju i eliminując pod drodze samą Anglię.
Wydawało się, że to tylko jeden turniej i Islandia w końcu opadnie z sił, natomiast „w cuglach” wygrała swoją grupę eliminacyjną, pokazując plecy Chorwacji, Turcji i Ukrainie!
Doskonałym przygotowaniem fizycznym oraz niespotykanym zaangażowaniem i determinacją podopieczni Heimira Hallgrímssona mogą znów namieszać w stawce. Chorwacja przecież już raz została ograna, Nigeria nie jest taka straszna, co pokazał choćby mecz z Polską, a „Albicelestes” też mają swoje problemy z formą i z pewnością na ich newralgiczne szyki defensywne można znaleźć sposób.

Bałkański czarny koń

Mało kto docenia też ekipę Serbii. To drużyna, która dopiero się „rodzi”, i która dość gładko wygrała swoją grupę eliminacyjną. Mieszanka doświadczenia i młodości, w tym piłkarze z czołowych klubów europejskich to załoga, która może nie tylko wyjść z grupy, ale nawet zaatakować samą grań.
Bezsprzecznie największą gwiazdą zespołu jest Sergiej Milinković-Savić, gracz Lazio Rzym, którym interesują się największe tuzy w Europie, a jego wartość wycenia się nawet na 150 mln euro.
Pomocnik zachwyca w tym sezonie i może być prawdziwym objawieniem mistrzostw, a w towarzystwie doświadczonych Matica, Ivanovica, Kolarova czy Tadica powinno być to jeszcze bardziej realne.
Serbia zmierzy się z Brazylią, Szwajcarią i Kostaryką. Ci ostatni nie są już tacy mocni jak przed czterema laty, a od Szwajcarów wydaje się zwyczajnie lepsza piłkarsko, tak więc największym wyzwaniem będą zapewne „Canarinhos”, którym może nie być łatwo z silnymi oraz dobrze wyszkolonymi technicznie Serbami.

Jak nie teraz, to... kiedy?

Czy reprezentację Adama Nawałki można zaliczyć do potencjalnego grona „czarnych koni”? Zdania zapewne są podzielone, tym bardziej że nasi grupowi przeciwnicy również aspirują do takiego miana, bo zarówno Senegal, jak i Kolumbia mają „solidne papiery” na wywrócenie turnieju do góry nogami.
Pierwsi: silni i szybcy z Kalidou Koulibaly oraz Sadio Mane na czele, drudzy świetnie wyszkoleni technicznie, mający w składzie Jamesa Rodrigueza czy Falcao – piłkarzy, których przedstawiać nie trzeba.
Dodatkowo reszta zawodników w obu przypadkach gra regularnie w czołowych klubach, więc taka mieszanka może nie tylko poważnie zagrozić „Biało-Czerwonym”, ale i stać się bardzo trudnym rywalem dla czołówki w fazie pucharowej.
Oby reprezentacja Polski, mimo swoich obecnych problemów, potrafiła się przygotować do turnieju tak dobrze jak przed dwoma laty do Euro, bo niewątpliwie ma ogromny potencjał na dobry wynik. Kiedy za kilka lat nasza wspaniała epoka obecnych trzydziestolatków przeminie, może nie być tak łatwo zastąpić Lewandowskiego, Piszczka czy Grosickiego.
Paweł Chudy

Przeczytaj również