Kiedyś byli Cristiano Ronaldo i David Beckham, dziś Premier League ma jego. James Ward-Prowse pędzi po rekordy

Kiedyś byli Ronaldo i Beckham, dziś Premier League ma jego. Niesamowity Anglik pędzi po kolejne rekordy
screen youtube
David Beckham, Cristiano Ronaldo, Frank Lampard. Przez lata w Premier League grało wielu ekspertów od pięknych bramek z rzutów wolnych. Ale dziś Anglia ma nowego władcę w tym zakresie. Prawdziwie “Świętego”.
W 33. minucie spotkania Southamptonu z Manchesterem United do piłki podszedł James Ward-Prowse. Zaraz miał wykonać rzut wolny. I strzelił. Po swojemu. Idealnie. Golkiper rywali David de Gea popełnił błąd. Ustawił się zbyt blisko środka bramki, sądząc, że pomocnik “Świętych” będzie uderzał po długim roku. Tymczasem piłka zmierzała przy krótkim słupku i Hiszpan nie zdołał jej sparować za linię końcową. Strzał “przełamał” mu ręce. Silny, konkretny, w to miejsce, gdzie piłkarz z góry sobie upatrzył. Znowu ktoś się na niego nabrał.
Dalsza część tekstu pod wideo

Radocha ze strzelania

1 listopada, w dniu swoich 26. urodzin, Ward-Prowse wyrzeźbił dwa dzieła sztuki. Od chwili, gdy piłka “opuściła” jego stopę na Villa Park, koledzy z drużyny wiedzieli, dokąd zmierza. Futbolówka jeszcze nie przeleciała nad murem, kiedy za plecami kapitana “Soton” wybuchła radość. “Yes!” - rozległ się głośny krzyk jednego z graczy w białej koszulce, do którego później dołączyła reszta ekipy, gdy piłka po ułamku sekundy zatrzepotała w górnym rogu bramki Aston Villi.
Podczas tego pierwszego wolnego widzowie mogli zbierać szczękę z podłogi. W przypadku drugiego, również celnego, który nastąpił po dwunastu kolejnych minutach, reakcja przypominała raczej milczące niedowierzanie. 21 zawodników stało jak wrytych w ziemię. Dopiero po sekundach Theo Walcott podniósł ręce, by oddać szacunek autorowi fenomenalnego gola. Kiedy trybuny świeciły pustkami, te krótkie “słiszszsz”, to najpiękniejszy dźwięk wydobywający się z wnętrza każdego stadionu. Gdy do stałego fragmentu gry podchodzi 26-latek z Portsmouth, jeszcze bardziej przykłada się ucho do tego zjawiska.
Dublet strzelecki z rzutów wolnych uczynił go dziewiątym graczem w historii Premier League, który dokonał tej sztuki. Ostatnim był Christian Eriksen z Tottenhamu. W październiku 2015 r. Duńczyk podwójnie zaskoczył bramkarza Swansea. Na kartach rekordów Southampton Ward-Prowse wyprzedził klubową legendę, Matta Le Tissiera, który strzelił z wolnych siedem razy w Premier League, podczas gdy James ma już dziewięć trafień. I bynajmniej nie zamierza na tym poprzestawać.

Dumni ze “Świętego”

Jego ojciec John Ward-Prowse, prawnik, był równie wielkim fanem Portsmouth FC, jak reszta rodziny, która pochodzi z portowego miasta na południowym wybrzeżu Anglii. Dwa lata temu na ścianie jednym z budynków należącego do klubu namalowano duży portret Jamesa, chociaż nasz bohater nigdy nie wystąpił dla „Pompey”. Ale kiedy miał trzy lata, po raz pierwszy poszedł na mecz na Fratton Park. A jako młody chłopak otrzymał sezonowy karnet.
Szczególną cechą tego małego muralu jest to, że James ma na sobie białą koszulkę. To dlatego, że między sympatykami Portsmouth i Southampton panuje głęboka wrogość. Chociaż wielu mieszkańców tego miasta cieszy się z kariery tutejszego talentu, obraz nie przetrwałby wielu dni, gdyby artysta przedstawił gracza w bieli i czerwieni. Ward-Prowse jako 9-latek zdecydował się pojechać do miasta, z którego wypłynął w pierwszy i ostatni rejs Titanic. I on rzucił się na głębokie wody. W wieku 16 lat zadebiutował w pierwszej drużynie. Jak dotąd, na szczęście, katastrofy nie ma. Przeciwnie.
W tym czasie rodzina zadecydowała, że zwróci swoje karnety na Portsmouth i będzie podążała za Jamesem. Co najmniej dwa inne szczegóły jego wczesnej kariery są godne uwagi. To prawda, że wielkim idolem 26-latka był David Beckham. Jako dziecko Ward-Prowse kładł piłkę na trawniku, robił kilka kroków i próbował strzałem zmieścić ją w szparze między szopą a ścianą domu. “Wkręcić” ją tak, jak niesamowitą rotację nadawał futbolówce “Becks”.
No i jeszcze nazwisko. Podwójne. W czasach Beckhama nazwiska składające się z dwóch członów praktycznie nie istniały w szatniach profesjonalnych klubów. W Anglii, państwie o dużej świadomości klasowej, to nie błahostka. Podwójne nazwiska do niedawna wskazywały, że ich nosiciel pochodzi z klasy wyższej, z arystokracji. Obecnie futbol na Wyspach coraz częściej reprezentowany jest przez potomków z tzw. dobrych domów, nie ze stanu robotniczego. W ostatnich latach liczba piłkarzy z dwoma godnościami w Premier League wzrosła do ponad 20: od bramkarza Baileya Peacocka-Farrella, poprzez obrońcę Trenta Alexandra-Arnolda aż po napastnika Dominica Calverta-Lewina. James-Prowse należycie reprezentuje tę “elitę”.

Kapitan i fachowiec

Od 2016 pozycja pomocnika w zespole z południa Anglii konsekwentnie rosła. Kiedy stało się jasne, że Pierre-Emile Hojbjerg wyjedzie do Tottenhamu pod koniec ubiegłego roku, trener Ralph Hasenhuettl pozbawił Duńczyka opaski kapitana i wręczył ją Anglikowi. To wybór, którego nie żałował ani razu. Ward-Prowse rozegrał prawie 250 meczów ligowych. Ustały wszelkie wątpliwości co do tego, czy Southampton będzie w stanie walczyć o wyższe cele bez Hojbjerga. Następca okazał się jeszcze lepszy.
W dużej mierze ich awans na pozycję uprawniającą do startu w Europie zawdzięczają występom środkowego pomocnika. Jego celność ze stałych fragmentów gry jest ogromna. Szczególnie jak na przedstawiciela ligowego średniaka. Wszystkie cztery asysty JWP pochodziły z rozegrania ze stojącej piłki, a trzy z jego czterech bramek - z rzutów wolnych. To połowa wszystkich trafień z wolnych w całym obecnym sezonie Premier League.
Jak dojść do takiej perfekcji? Cóż, jego rutyna prawie w ogóle się nie zmienia. Dwukrotnie odbija piłką o podłoże, po czym umieszcza ją na murawie ze znaczkiem “Nike’a” skierowanym do góry. Potem wykonuje cztery kroki do tyłu i ustawia się pod kątem 45 stopni w stosunku do położenia kulistego obiektu. Po gwizdku kilka kroczków w miejscu, dwa do przodu, prawa noga uderza w prawą dolną część futbolówki i robi coś, co sam nazywa “skipem”, skrzyżowaniem dwóch nóg w powietrzu. Wszystko w idealnym odstępie czasowym.
Rzuty wolne ćwiczy w czwartki. Przed meczami analizuje przeciwnika, sprawdzając, jaki zasięg może mieć jego mur, czy skacze, czy stoi nieruchomo, albo się przemieszcza. Podpatruje również bramkarzy, jakie przyjmują pozycję i w którą stronę łatwiej im się jest rzucać. Oraz z jakimi rotacjami sobie radzą sobie najgorzej. Umiejętności Warda-Prowse’a pozwalają mu wybrać jakiekolwiek miejsce w obrębie 30-33 metrów od bramki, aby móc uderzyć nie do obrony. Ale ma swoje ulubione. Nieco na lewo od środka. Na ok. 21. metrze. Dla niego to prawie jak karny.
Ostatnio prezentuje nową cieszynkę, stylizowaną na zamach kijem golfowym. Wraz z dziewiątą bramką z rzutu wolnego zrównał się ze stanem swoich rodaków: Franka Lamparda i Jamiego Redknappa. Wciąż brakuje mu jednego trafienia do Irlandczyka Iana Harte’a, prędzej czy później dopadnie Gianfranco Zolę oraz Thierry’ego Henry. A potem? Beckham z 18 golami wydaje się być bardzo daleko… Już wcześniej jednak udowadniał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Na razie tylko skopiował styl legendarnej siódemki Manchesteru United. Gdy stworzy własny, rekord może zostać złamany szybciej niż nam się wydaje.

Przeczytaj również