Kiedyś krytykowani, dziś silne filary reprezentacji. Bez tego duetu nie mamy czego szukać na mundialu

Kiedyś krytykowani, dziś silne filary reprezentacji. Bez tego duetu nie mamy czego szukać na mundialu
PRESSFOCUS
Wojciech Szczęsny i Piotr Zieliński dzielący kibiców i rozczarowujący w reprezentacji? To już przeszłość. Duet, od którego zawsze oczekiwaliśmy, że będzie decydował o wynikach reprezentacji, wreszcie to robi. Oby tak zostało.
W końcu nie obrywają za wszystko. W końcu ich dobre występy to nie są pojedyncze strzały. W końcu możemy nazywać ich liderami pełną gębą. A Łukasz Wiśniowski, czyli pierwszy adwokat Szczęsnego i pierwszy ministrant w kościele Zielińskiego, w końcu może uśmiechać się z satysfakcją.
Dalsza część tekstu pod wideo
W Cardiff bramkarz Juventusu rozegrał 66. mecz w reprezentacji, czym pobił rekord liczby występów wśród golkiperów, który wcześniej należał do Artura Boruca. Może też chyba powiedzieć, że ma już w kadrze więcej spotkań, w których uratował nam wynik, od starszego kolegi. To już nie tylko 2:0 z Niemcami osiem lat temu, ale też dwa mecze w tym roku: 2:0 ze Szwecją w marcowym barażu i teraz 1:0 z Walią. Dwa starcia o dużą stawkę i jedyne dwa "na zero z tyłu" za kadencji Czesława Michniewicza.
Tamto spotkanie ze Szwedami było w jego wykonaniu nawet lepsze. Według oficjalnych statystyk, zaliczył w nim sześć interwencji. Z Walią tylko cztery. Nie były one też aż tak trudne. Najbardziej musiał się chyba wysilić przy strzale po ziemi Brennana Johnsona z 60. minuty, gdzie jeszcze piłkę zasłaniał Jakub Kiwior.

Rachunki do wyrównania

Umówmy się - możemy chwalić obronę, ale gdyby nie Szczęsny, to nie wygralibyśmy tego meczu. Tak jak w 32. minucie, gdy dwa razy bronił strzały Daniela Jamesa po kontrze Walijczyków. Dobrze pracował też na przedpolu, wszystkie jego wyjścia do piłki były dobrze wyczute i pewne. A w przeszłości bywało z tym różnie.
- Nie dawałem dużo reprezentacji w ostatnim czasie. Trochę zeszło ze mnie napięcie. Bo ja jestem wyluzowany i tego nie widać, ale czasami siedzi w środku jak nie idzie, a zależy. A mi zależy bardzo na reprezentacji, a ostatnio nie szło - przyznawał w marcu, po meczu ze Szwecją, w rozmowie z TVP.
Oby to był przełom. Oby już zawsze Wojtek był naszą ostoją. Szczególnie na mundialu. Bo z tymi wielkimi imprezami ma pewne rachunki do wyrównania, co sam doskonale wie i podkreśla. A gdy ma swój dzień to jest praktycznie nie do zatrzymania. W niedzielę znów to pokazał.

Mogą nam zazdrościć

Jeszcze niedawno Szczęsny i Piotr Zieliński byli w sytuacji, w której dzisiaj jest Grzegorz Krychowiak - opinia publiczna, a szczególnie twitterowa bańka, winiła ich za wszystkie grzechy reprezentacji. Jak nie szło, to wiadomo było w kogo walić. Ale też trzeba podkreślić, że w dużym stopniu - podobnie jak Krychowiak - na tę krytykę zapracowali, bo bezbarwnych albo wręcz słabych występów było po prostu za dużo.
"Zielek" jest bardziej oszczędny w słowach i głośno tego nie przyznał, ale docierała do niego ta narodowa dyskusja o jego pozycji, niewykorzystanym potencjale i niespełnionych oczekiwaniach w narodowych barwach.
Wydaje się, że w końcu nadszedł ten czas. Że to właśni dziś wszyscy mogą nam zazdrościć takiego pomocnika. No może poza Belgią, która ma swojego Kevina de Bruyne. Ale już Louis van Gaal na pewno chciałby i umiał skorzystać z Polaka. W końcu Zieliński jako jedyny z biało-czerwonych nie musiał się wstydzić swojego występu z Oranje na Narodowym. I to zarówno w pierwszej połowie, gdy grał jako jedna z dwóch "dziesiątek", jak i w drugiej, gdy został przesunięty niżej.
Trzy dni później potwierdził, że jest w świetnej formie. W Cardiff zaliczył 66 kontaktów z piłką (więcej tylko Krychowiak - 70), wykonał 48 podań (więcej tylko Krychowiak - 55) z drugą najlepszą celnością - 89,6% (lepszą miał tylko... Krychowiak - 92,7).
Jak widać, suche statystyki nie oddają obrazu gry, bo jednak oglądanie Zielińskiego w akcji to nieco przyjemniejsze doznanie estetyczne niż oglądanie jego kolegi z numerem 10. Jego podania są idealnie wymierzone i silne, piłka nie "płacze" po jego kopnięciach, gra po ziemi, na jeden kontakt. Do tego ten kapitalny balans ciała, którym zwodzi kolejnych rywali. Ech, gdybyśmy tylko mieli więcej takich Zielińskich...
Nawet jeśli kończy mecze bez goli i asyst, to jest głównym reżyserem naszej gry ofensywnej. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że on nie przebudził się dopiero teraz. Już na Euro 2020 był jednym z najlepszych polskich piłkarzy, a kapitalny okres miał też w 2017 roku, w eliminacjach ostatniego mundialu, gdy w sześciu meczach zaliczył sześć asyst.

Jedyny taki piłkarz

Potem jego forma falowała, czekaliśmy na ten zwiastowany przez Jerzego Brzęczka dzień i wydaje się, że teraz on nastał. Wynika on też na pewno w dużej mierze ze świetnej sytuacji Piotra w klubie. Jest jednym z liderów Napoli, które zachwyca od początku tego sezonu. Trzymajmy kciuki, by do mundialu się to nie zmieniło. Bez dobrze dysponowanego Zielińskiego nasza druga linia traci 95 procent kreatywności i polotu.
Widzi to Michniewicz. 28-latek jest jedynym piłkarzem, który zagrał u niego we wszystkich meczach w pierwszym składzie. I odwdzięczył się dwoma ważnymi golami - na 2:0 ze Szwecją w marcu i na 2:0 z Holandią w czerwcu. Oba strzelił po kontratakach, co też pokazuje, jak kompletnym jest pomocnikiem. Patrząc na naszą miezerię w pomocy trzeba dziękować losowi za to i że go mamy, że jest w dobrej formie. To samo tyczy się Szczęsnego. W końcu.

Przeczytaj również