W wieku 18 lat trafiał do Arsenalu, który na piłkarskiej mapie Anglii i Europy znaczył wtedy o wiele więcej niż dziś. Po murawie biegał u boku Thierry’ego Henry’ego, Cesca Fabregasa, Freddiego Ljungberga czy Gilberto Silvy. Zapowiadał się świetnie, podglądała go Barcelona, a później czar prysł. Denilson zniknął z wielkiego świata futbolu. Dziś jest zawodnikiem maltańskiej Sliemy Wanderers.
W sierpniu 2006 roku “The Gunners” zapłacili brazylijskiemu FC Sao Paulo 5 mln euro, pozyskując perspektywicznego pomocnika rodem z Kraju Kawy. Chociaż w środku pola Arsene Wenger miał wtedy do dyspozycji kilku znakomitych piłkarzy, Denilson wcale nie zamierzał im się wyłącznie przyglądać. Zadebiutował jeszcze w Pucharze Ligi Angielskiej, ale chwilę później mógł dopisać do swojego CV pierwsze występy na arenie Premier League. Kiedy dostał w końcu szansę od pierwszej minuty, od razu zaliczył asystę przy bramce Julio Baptisty. Wszystko zaczynało się całkiem obiecująco…
Konkurencja w zespole była spora. Wywalczenie na stałe miejsca w podstawowej jedenastce nie należało do zadań najprostszych. Ta sztuka udała się Brazylijczykowi dopiero w jego trzecim sezonie na Emirates Stadium. Rozegrał wówczas 37 spotkań w lidze angielskiej, dołożył dziesięć występów w Lidze Mistrzów. Był absolutnie podstawowym piłkarzem w układance Wengera. Strzelił wtedy trzy gole i zaliczył siedem asyst. Gdy kończył - wydawałoby się - przełomowe rozgrywki 2008/09, miał na karku dopiero 21 lat.
Denilson sam w Londynie
Życie Denilsona dzieliło się wtedy na dwie główne części, jakże od siebie odmienne. Na murawie radził sobie nieźle, chętnie przyjeżdżał na treningi, napawał się atmosferą meczów przy wielotysięcznej publiczności. Wszystko zmieniało się jednak, gdy wracał do swojego mieszkania. Z daleka od rodziny, przyjaciół i brazylijskiej pogody, tak przecież różniącej się od tej, która zazwyczaj panuje na Wyspach.
- Wziąłem prysznic na stadionie i szedłem do domu, ale kiedy tam docierałem, byłem sam. Miałem nadzieję, że z kimś porozmawiam, żeby zobaczyć, czy oglądał moją grę, ale nikogo nie było nawet online - wspomina Brazylijczyk w rozmowie z “FourFourTwo”.
Denilson mógł liczyć wtedy na swojego rodaka, Gilberto Silvę. Jak sam podkreśla, starszy kolega był dla niego wielkim wzorem do naśladowania. Młodzian nie chciał jednak nadużywać życzliwości mistrza świata z 2002 roku. Zamykał się więc w sobie.
- Zmagałem się z tym, ale nikomu nie powiedziałem. Nawet Gilberto Silvie. Często zapraszał mnie do swojego domu, ale nigdy nie czułem się komfortowo. Pomyślałem: “On ma własne życie. Swoją żonę i dzieci. Nie chcę go niepokoić” - opowiada Denilson.
Edu, Gilberto Silva and Denilson are the only three Brazilians to make 100 appearances for Arsenal 🔴 pic.twitter.com/5zTCEp6tQX
Z czasem jego samopoczucie wyraźnie zaczęło odbijać się też na sportowej dyspozycji. W kolejnym sezonie - gdy tylko zdrowie dopisywało - był jeszcze istotnym żołnierzem Wengera. W kampanii 2010/11 stracił już jednak miejsce w podstawowym składzie. Przegrywał rywalizację z Fabregasem, Jackiem Wilsherem i Alexem Songiem. Rozegrał co prawda kilkanaście spotkań, ale większość z nich w niedużym wymiarze czasowym.
Rękę chciała wtedy wyciągnąć po niego FC Barcelona, która mocno ceniła umiejętności młodego Brazylijczyka. Priorytetem dla “Dumy Katalonii” był co prawda Fabregas, ale w tamtym momencie negocjacje w jego sprawie spaliły na panewce.
- Rzeczywiście, dużo się mówi o zainteresowaniu moją osobą ze strony Barcelony. Żadnego scenariusza nie wykluczam, jednak dziś jestem piłkarzem Arsenalu - mówił wtedy sam Denilson.
Powrót do domu
Ostatecznie jednak po kilku miesiącach stęskniony za ojczyzną zawodnik postanowił odejść na wypożyczenie do swojego byłego klubu, FC Sao Paulo. Potrwało ono aż dwa lata, a po nim Denilson i Arsenal rozstali się definitywnie. Zawodnik miał rzekomo nie narzekać na brak ciekawych ofert.
- Mamy wiele propozycji. Nie chcę wymieniać konkretnych ofert, ale jest zainteresowanie z Rosji, Brazylii, Włoch, Niemiec i Turcji - mówił jego agent, Alexandre Soares. Wydawało się więc, że Denilson nie zniknie jeszcze z radarów i być może nawet wróci do Europy. Ostatecznie jednak podpisał stałą umowę z FC Sao Paulo.
Sensacyjny transfer
Później jego kariera nie była już usłana różami. Próbował swoich sił w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, grał dla brazylijskich Cruzeiro oraz Botafogo. Piłkarski świat - przynajmniej ten europejski - całkowicie o nim jednak zapomniał. Aż w końcu gruchnęła wyjątkowo ciekawa informacja. Denilson wraca do Europy! Będzie grał na Malcie. W ekipie Sliemy Wanderers.
Just seen that former Arsenal & Sao Paulo midfielder Denilson was unveiled as a Sliema Wanderers player yesterday 🇲🇹
Sliema have been crowned Maltese champions a record 26 times - along with Floriana.
Coś poszło ewidentnie nie tak. W momencie przenosin na tę jakże urokliwą wyspę Brazylijczyk miał 32 lata. Nie 36. Nie 38. Nie 40. To przecież rówieśnik Roberta Lewandowskiego! Chłopak z rocznika 1988. Jego nowy zespół w poprzednim sezonie zajął w lidze maltańskiej… 11. miejsce. Transfer ten trzeba chyba traktować więc bardziej w kategoriach przygody i podziwiania pięknych widoków. Można i tak. Co ciekawe, Denilson nie jest często nawet zawodnikiem podstawowego składu. W ostatnich dwóch spotkaniach uzbierał łącznie 46 minut.
Na pewno nie ma się co nad byłym “Kanonierem” znęcać. Przecież różnie toczą się losy piłkarzy. Nie każdy robi karierę na miarę swojego potencjału. Ale historia Denilsona mimo wszystko zaskakuje. Od gry z Henrym do łapania ogonów na Malcie. Futbol. Po prostu futbol.
Syndrom brazylijskiego piłkarza. Po 30 ciężko znaleźc Brazylijczyka który grałby na wysokim poziomie. Ostatnio kojarzy mi się tylko Thiago Silva i swego czasu Dani Alves w Juve.
Kake wyniszczyły kontuzje w Realu. Zresztą z tego powodu zakończył karierę. U niego nie było problemu z mentalem jak u większości brazylijczyków, bo pochodził z b.dobrego domu (rodzice jak kojarzę są lekarzami) tylko u niego problemem było to, że zanim zbudował formę, to zdążył złapać znowu kontuzje, przez co nie mógł grać na swoim odpowiednim poziomie, a w konsekwencji stracił satysfakcję z gry.
Dla mnie taki największy zjazd miał Adriano i Ronaldinho. Co do Robinho to taki wielki niespełniony talent (taki trochę Cassano) - wielki potencjał, który poza przebłyskami nie grał nigdy na wysokim poziomie.
Pato też zapowiadał się na niezłego gracza gdzie wyszły mu 2 wcale nie jakieś nie wiadomo jakie supersezony gdzie w Serie A w dwóch sezonach strzelił ledwie kilkanaście goli a później szybko zgasł.Dobry piłkarz szybki z dobrym dryblingiem oraz niezłym wykończeniem jedynie z czego go zapamiętam to to jak zrobił w konia w pierwszej minucie obronę Barcelony gdzie przeszedł Puyola jak chciał a później strzelił gola no i to tyle z jego strony, oczywiście były i też jego świetne mecze z Realem na Bernabeu gdzie strzelił 2 gole ale to były jego tylko chwilowo wysoka forma, chwilowo był kozakiem w futbolu i to tyle.Zdarzały mu w Milanie takie okresy gdzie przez kilka meczy potrafił grać na bardzo wysokim poziomie by później ponownie zgasnąć i to tyle.
jak dasz małpie w młodym wieku pieniądze to wszystko rozpierdzieli, ludzie z brazylii to jest inna kultura inny styl życia, u nich nie ma czegoś takiego jak rodzina czy zabezpieczenie się.
To, że kiedyś grywał regularnie w barwach Arsenalu nie oznacza, że był mocnym punktem drużyny. Absolutnie nie był. Nigdy nie był. Potrafił dobrze uderzyć z daleka i... to w zasadzie tyle. Dzisiaj wielu kibiców Arsenalu wraca wspomnieniami do czasów, w których grał Denilson i mówią że nawet wtedy, z takim piłkarzem w składzie, Arsenal potrafił grać ładnie dla oka i regularnie występować w LM. Słowo klucz: "nawet". W tamtym okresie Denilson był bardzo krytykowany przez kibiców.
Nie ten typ piłkarzy. Fati i Haaland rozwijają się pod okiem zaufanych specjalistów. Ten drugi to profesjonalista dbający o zdrowie, niczym Lewandowski. W wywiadach nie jest wylewny. Mówi, że na noc wyłącza nawet router WiFi, żeby nie zakłócać snu - kto tak robi w dzisiejszych czasach. :) Pogra na pewno tyle, co Robert.
0
Nie ten typ piłkarzy. Fati i Haaland rozwijają się pod okiem zaufanych specjalistów. Fati ma ogromny talent i musi dostawać minuty, żeby dalej się rozwijać. Ten drugi to profesjonalista dbający o zdrowie, niczym Lewandowski. W wywiadach nie jest wylewny. Mówi, że na noc wyłącza nawet router WiFi, żeby nie zakłócać snu - kto tak robi w dzisiejszych czasach. :) Pogra na wysokim poziomie pewnie tyle, co Robert.
06 - 07 lata ktore kibice Arsenalu chcieli by wymazać najchętniej z kart historii.
Przegrana w finale LM i odejście kluczowych gwiazd które wygrywały lige w 02 i 04.
Praktycznie w dwa lata stracili prawie całą jedenastkę a w zamian dostali gó*no. Najpierw odszedł Vieria (2005), potem prawie cała linia defensywna bo Campbel, Cole, Lauren został tylko Toure. Do tego Pires, Bergkamp (wszyscy 2006). Na koniec odszedł Henry z Ljungbergiem (2007)
A w zamian przyszły takie gagatki jak: Bendtner, Hleb, Diaby, Song, Rosicki, Denilson, Gallas, Baptista, Eduardo, Diarra. No chyba nikt mi nie wmówi że Wenger chciał nimi zwojować lige
0
06 - 07 lata ktore kibice Arsenalu chcieli by wymazać najchętniej z kart historii.
Przegrana w finale LM i odejście kluczowych gwiazd które wygrywały lige w 02 i 04.
Praktycznie w dwa lata stracili prawie całą jedenastkę a w zamian dostali gó*no. Najpierw odszedł Vieria (2005), potem prawie cała linia defensywna bo Campbel, Cole, Lauren został tylko Toure. Do tego Pires, Bergkamp (wszyscy 2006). Na koniec odszedł Henry z Ljungbergiem (2007)
A w zamian przyszły takie gagatki jak: Bendtner, Hleb, Diaby, Song, Rosicki, Denilson, Gallas, Baptista, Eduardo, Diarra. No chyba nikt mi nie wmówi że Wenger chciał nimi zwojować lige.
Patrząc na poprzedni skład to kiepsko to wygląda
To wypożyczenie, więc automatycznie ONO a nie jakoś "po polskiemu" "one". Jak mnie to wkur....
Nauczcie się debile używać języka Polskiego. Szczególnie pisząc "artykuły"
Rodzaj żeński: Ta kobieta, ta gra (ona)
Rodzaj męski: Ten mężczyzna, ten piłkarz (on)
Rodzaj nijaki: TO dziecko, TO wypożyczenie. (ONO)
TE/ONE stosuje się TYLKO W LICZBIE MNOGIEJ do kuuur nędzy!!!
Nie mów tak o nim. Mimo wszystko to jednak jest nasza legenda i zrobił dużo na Stamford. W przeciwieństwie do Pinokia był profesjonalistą do ostatniej sekundy w barwach Chelsea. Zasłużył sobie na szacunek.