Kiedyś odrzucił go Real, dziś przyćmiewa Messiego i jest liderem Barcelony. Ansu Fati u progu wielkiej kariery

Kiedyś odrzucił go Real, dziś przyćmiewa Messiego i jest liderem Barcelony. Ansu Fati u progu wielkiej kariery
Christian Bertrand / Shutterstock.com
W wieku 6 lat wyemigrował z Afryki i przybył do Hiszpanii w łódce. Gdyby ktoś mu wtedy powiedział, że przed 18. urodzinami będzie miał Camp Nou u stóp, chłopiec zapewne popukałby się w czoło. Dziś Ansu Fati to jeden z najbardziej ekscytujących nastolatków w świecie wielkiej piłki. A dopiero za kilka dni będzie mógł legalnie kupić alkohol w sklepie.
Ostatnie El Clasico pokazało niewyobrażalną skalę talentu cudownego dziecka La Masii. To on zdobył bramkę, która przez długi czas dawała “Dumie Katalonii” nadzieję na korzystny rezultat. To on mógł, a nawet powinien skończyć mecz z dorobkiem dwóch asyst. Grał fenomenalnie. Nie przestraszył się nawet Sergio Ramosa. Udowodnił, że szereg pochwał tylko go napędza. Na naszych oczach rodzi się piłkarz z absolutnie najwyższej półki.
Dalsza część tekstu pod wideo

Od Bernabeu do Camp Nou jeden krok

Historia Fatiego wpisuje się w popularne ostatnio hasło: “Kiedyś nie miał, teraz ma”. Wystarczy spojrzeć na losy jego ojca, który najpierw sam przyjechał na Półwysep Iberyjski i podejmował się każdego rzemiosła, aby stworzyć warunki do życia dla całej rodziny. Bori Fati pracował na dworcu, pomagał w zbieraniu oliwek, a weekendami dorabiał, sprzątając w nocnych klubach. Próbował też swoich sił w futbolu, jednak nigdy nie udało mu się wyjść ponad poziom amatorski. Marzenia o wielkiej karierze spełniły się dopiero, gdy syn znalazł się w Hiszpanii. Pierwsze doświadczenie z piłką Ansu zbierał na ulicach Gwinei Bissau. Jak większość miejscowych dzieciaków grał na bosaka albo w samych skarpetkach. Wynikało to z biedy, ale dziś procentuje, bo zawodnik przyznaje, że dzięki temu lepiej czuje futbolówkę.
Gdy skończył 6 lat, klan Fatich wyemigrował i osiedlił się w małym andaluzyjskim miasteczku. Początkowo zaczynał w młodzieżowych drużynach Sevilli, a legenda głosi, że jako pierwszy zwrócił na niego uwagę sam Monchi - ekspert od znajdowania perełek. Na jednym z turniejów towarzyskich Sevilla zmierzyła się z Realem Madryt. W Hiszpanii na porządku dziennym są sytuacje, gdy juniorskie sekcje topowych klubów pozyskują na tego typu imprezach przyszłe gwiazdy. Przecież kilkanaście lat wcześniej ekipa madryckiej “La Fabriki” przyjechała na zawody, a jeden z trenerów zachwycił się niskim blondwłosym pomocnikiem, brylującym w szeregach rywali. Podszedł do drugiego szkoleniowca i poprosił, żeby chłopak w drugiej połowie zagrał w zespole “Los Blancos”. Tak zaczęła się historia Gutiego. I w jego ślady mógł również pójść Ansu Fati.
“Królewscy” jednak nie dostrzegli potencjału w 9-latku i nie zaproponowali mu miejsca w akademii. Teraz mogą sobie pluć w brodę. Rok później Hiszpan z gwinejskimi korzeniami wylądował w szeregach “wrogów”, wstąpił do La Masii. I tak zaczęła się jedna z najbardziej zwariowanych przygód ostatnich lat w szkółce FC Barcelony.

Wpadki, Valdes i Messi

- Zobaczyłem go na jednym z turniejów i wiedziałem, że widzę wyjątkowego napastnika. W jednym z meczów strzelił siedem goli. Uważam, że w przyszłości Ansu może być liderem Barcelony - mówił jego pierwszy trener w Barcelonie, Marc Serra.
Wielu szkoleniowców, którzy pracowali z nim w drużynach młodzieżowych, zwraca uwagę na dojrzałość nastolatka. Chłopak zawsze dopytywał o najdrobniejsze detale, szukał nowych rozwiązań. Gdy raz przydarzyła mu się seria przestrzelonych rzutów karnych, obiecał, że przy następnej okazji trafi do siatki. Tak też zrobił. Przy okazji wyróżniała go skromność. Victor Valdes, prowadzący przez kilka miesięcy sekcję młodzieżową, przyznał, że na jednym z obozów Fati miał poranione stopy. Poprosił go o pokazanie butów, które znajdowały się w opłakanym stanie, kaleczyły mu nogi. I to właśnie były golkiper kupił podopiecznemu nową parę.
Za to dalszy tok wydarzeń z ubiegłego roku przypomina scenariusz niszowego filmu dla nastolatków, który oglądamy jednym okiem w niedzielę przy rosole. Nastolatek znikąd wywołuje furorę w debiucie i z miejsca trafia na pierwsze strony gazet. Brzmi tanio i niezbyt przekonująco? Tylko, że tym razem scenariusz napisało życie. Warto zaznaczyć, że Ansu nie był piłkarzem, o którym kibice Barcelony wiedzieli zbyt dużo. To zupełnie inna sytuacja niż w przypadku innego wychowanka, Riquiego Puiga, czekającego na szansę przez długie tygodnie.
Dość powiedzieć, że Fati pierwotnie miał w sezonie 2019/20 awansować, ale dopiero do rezerw Barcelony. Nikt nie przypuszczał, że zaraz trafi do seniorów, a jego nazwisko będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Miejsce w drużynie prowadzonej wówczas przez Ernesto Valverde znalazł jedynie za sprawą plagi kontuzji. Bori Fati przyznał wtedy, że może umrzeć, bo zobaczył swojego syna debiutującego na Camp Nou. Wystarczył jeden mecz, aby zakochał się w nim cały świat. Włącznie z Leo Messim.

Weteran w ciele dzieciaka

Pierwszy gol w La Liga, za chwilę pierwsza asysta, później premierowe trafienie w Lidze Mistrzów i powołanie do kadry. Na przestrzeni ostatnich miesięcy kariera adepta La Masii nabrała niesamowitego tempa. Z każdym kolejnym występem milkły głosy sceptyków, wróżących mu pójście zgubną ścieżką Sandro Ramireza czy Cristiana Tello. Nie oszukujmy się, w ostatnich latach przez stolicę Katalonii przewinęło się wielu nastolatków z potencjałem, którzy mieli zbawić Barcelonę, a skończyli w drużynach ze środka tabeli. Ale przypadek Fatiego jest wyjątkowy.
- Chciałbym pogratulować Ansu, bo jest bardzo młodym zawodnikiem, który gra z wielką ochotą. To wielka radość móc mieć w kadrze takich graczy - przyznał Sergio Ramos. Takie słowa z ust kapitana Realu Madryt potwierdzają klasę 17-latka. Gdy Luis Enrique po raz pierwszy wystawił go w wyjściowym składzie Hiszpanii, napastnik Barcelony po niespełna dwóch minutach przebojową akcją wywalczył jedenastkę. Spotkanie zakończył z debiutanckim golem. Jak zawsze.
U jeszcze niepełnoletniego snajpera imponuje konsekwencja. Od oficjalnego debiutu minął ponad rok, a trudno byłoby wskazać momenty, gdy barceloński wonderkid zawiódł. Oczywiście, zdarzały mu się słabsze mecze, ale z tygodnia na tydzień jest ich coraz mniej. W tym sezonie zanotował pięć trafień i asystę na przestrzeni zaledwie sześciu spotkań. Dla porównania, Leo Messi ma na koncie tylko dwa gole. Oba z rzutów karnych.
Nie mówimy tu o chwilowym wystrzale na miarę Munira El Haddadiego czy innych niespełnionych talentów. Ansu zdążył udowodnić, że presja go nie zjada, że jest przygotowany mentalnie na taki przeskok. Bojan Krkić przyznał, że siedząc w szatni Barcelony, bał się sięgnąć po butelkę, bo przytłaczała go obecność gwiazd światowego formatu. Fati nic sobie z tego nie robi. Na murawie charakteryzuje go naturalna bezczelność, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Podchodzi do rywali bez zbędnego respektu, wdaje się w pojedynki, bierze na siebie ogromną odpowiedzialność. Aktualnie to on pełni funkcję lidera ofensywy “Dumy Katalonii”.
Pozostaje uważnie obserwować karierę człowieka, który już tyle osiągnął, a dopiero w sobotę, w ostatni dzień października, będzie obchodził 18. urodziny. Gdy jego rówieśnicy rozwieszali w pokojach plakaty ze swoimi idolami, on zaczął grać z nimi w jednej drużynie. W dodatku dziś przyćmiewa ich swoim blaskiem.

Przeczytaj również