Kiedyś ogromna siła FC Barcelony, teraz pięta achillesowa. "Lewandowski musi dołożyć coś od siebie"

Kiedyś ogromna siła Barcelony, teraz pięta achillesowa. "Lewandowski musi dołożyć coś od siebie"
pressinphoto/SIPA USA/PressFocus
Odejście Leo Messiego wywarło ogromny wpływ na funkcjonowanie Barcelony w niemal każdym aspekcie. Jednym z nich niewątpliwie jest skuteczność drużyny z rzutów wolnych. Kiedyś były one jedną z największych broni w arsenale “Blaugrany”. Teraz stałe fragmenty stały się piętą achillesową piłkarzy z Camp Nou.
Rzuty wolne to element gry, którego nie można deprecjonować. Wielokrotnie w historii futbolu zdarzały się wyrównane spotkania, gdzie o zwycięstwie decydowała jedna bramka zdobyta właśnie w ten sposób. Kiedy drużynie ewidentnie nie idzie kreowanie sytuacji z otwartej gry, ma problem ze sforsowaniem zasieków rywali, szansa na uderzenie sprzed pola karnego może być prawdziwym darem od losu. Przekonała się o tym Barcelona, która przez lata miała w składzie jednego z czołowych specjalistów w tym aspekcie. Chociaż brzmi to abstrakcyjnie, właśnie Leo Messi jest ostatnim zawodnikiem “Blaugrany”, który zdobył bramkę bezpośrednio po uderzeniu z wolnego. Od tego czasu minęły prawie dwa lata i nadal nikt nie poszedł w ślady “La Pulgi”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Lata tłuste

Barcelona przez lata zagrażała rywalom z rzutów wolnych. Katalończycy niemal zawsze mieli w składzie przynajmniej jednego egzekutora, który tylko czekał na możliwość uderzenia sprzed szesnastki. W latach 90. numerem jeden pod tym względem był Ronald Koeman, autor 26 bramek z wolnych w barwach “Blaugrany”. Później schedę po legendarnym Holendrze przejął Ronaldinho, następnie Xavi Hernandez, a w końcu Leo Messi. Argentyńczyk przez kilka lat zwlekał z dodaniem tego elementu do swojego repertuaru, jednak gdy już to zrobił, osiągnął perfekcję.
- Kiedy Messi trafił do pierwszej drużyny, byli tam Ronaldinho, Deco czy Rafa Marquez. Wszyscy potrafili kapitalnie uderzać z rzutów wolnych. Po treningach zostawali, aby ćwiczyć strzały, a Messi często siedział obok i ich obserwował. Kiedyś podszedłem i spytałem, dlaczego sam nie spróbuje postrzelać, ale odpowiedział, że to jeszcze nie jego moment. W wieku 16 lat znał swoje miejsce w hierarchii - wspominał Juan Carlos Unzue, były trener bramkarzy na Camp Nou.
Messi w końcu wskoczył na szczyt hierarchii i z szaloną regularnością zaczął dostarczać Barcelonie bramki z rzutów wolnych. Łącznie zanotował w ten sposób 50 trafień dla klubu, z czego aż 39 w samej lidze hiszpańskiej. Argentyńczyk w niemal każdym sezonie notował po kilka trafień, utrzymując czasem mechaniczną skuteczność. Wystarczy przypomnieć rozgrywki 2017/18, kiedy napastnik w trzech kolejnych meczach ligowych trafiał do siatki po uderzeniach z wolnych. Robił to z naturalną lekkością, finezją. Tak, jakby minięcie muru i pokonanie bramkarza z odległości 20-25 metrów, nie było żadnym wyzwaniem.

Zapaść

Wraz z odejściem Messiego Barcelona straciła nie tylko czołowego strzelca, asystenta i dryblera. Klub pożegnał jednocześnie jednego z najlepszych wykonawców rzutów wolnych na świecie. Warto przytoczyć, że od sezonu 2017/18 zdobył tak aż 22 bramki. Żaden zawodnik w pięciu najlepszych ligach europejskich nie jest tak skuteczny. Drugi w tej klasyfikacji James Ward-Prowse strzelił w tym czasie “tylko” 16 goli z rzutów wolnych. Mistrz świata tak zdystansował konkurencję, że rywalizuje praktycznie sam ze sobą.
Messi na przestrzeni całej kariery w Barcelonie wykonywał wolne ze skutecznością 9%. Po utracie Argentyńczyka średnia goli strzelonych przez Katalończyków z tego stałego fragmentu spadła do okrągłego zera. Od maja 2021 roku “Blaugrana” nie potrafi zamienić takiej okazji na bramkę. Niedawno na łamach portalu “Relevo” ukazały się dane pokazujące, że “Barca” nie wykorzystała żadnego z 33 ostatnich rzutów wolnych. Aż 31 z nieudanych prób miało miejsce już po odejściu “La Pulgi”. Najczęściej, bowiem aż osiem razy nieskutecznie strzelał Memphis Depay. Pięciokrotnie do piłki podchodził Robert Lewandowski, a swoich sił próbowali też Ferran Torres, Raphinha czy Ousmane Dembele. Wszystko na marne. O skali słabości w tym elemencie świadczy fakt, że do strzałów dopuszczono nawet Gerarda Pique i Jordiego Albę. Zawodników, którzy raczej nie zasłynęli dzięki instynktowi snajpera i idealnie ułożonej stopie.

Szansa dla Lewandowskiego

- Nie mamy jednego zawodnika wyznaczonego do rzutów wolnych. W trakcie meczu wszystko zależy od tego, jak czują się poszczególni piłkarze. Na tej podstawie jest wybierany wykonawca. Codziennie trenujemy wolne i teraz mamy kilku specjalistów, jak Raphinha, Marcos Alonso czy Robert - mówił Xavi jeszcze przed startem tego sezonu.
Trzeba zauważyć, że latem Barcelona mniej lub bardziej świadomie spróbowała rozwiązać ten problem. Do klubu trafiło kilku zawodników, którzy w przeszłości potrafili zdobywać piękne bramki ze stałych fragmentów gry. Raphinha jako piłkarz Leeds United strzelił tak dwa gole, Marcos Alonso w Chelsea zanotował pięć trafień, a Robert Lewandowski w całej karierze wykorzystał dziewięć rzutów wolnych. Nie są to liczby na miarę Messiego, ale od czegoś trzeba zacząć.
W Lewandowskim można pokładać zdecydowanie największe nadzieje na odwrócenie negatywnego trendu. Przede wszystkim Polak w przeciwieństwie do Alonso czy Raphinhi ma pewniejsze miejsce w składzie. Do tego jako piłkarz Bayernu potrafił on strzelać z wolnych w prestiżowych rywalizacjach z Borussią Dortmund, Atletico Madryt czy Schalke. Jeśli ktoś na Camp Nou ma udźwignąć presję i przełamać rosnącą klątwę, to właśnie 34-letni snajper. “Lewy” musi dołożyć coś od siebie, aby pomóc drużynie w ogromnej potrzebie.

Konkurencja nie śpi

Oczywiście, rzuty wolne nie są i nigdy nie będą najważniejszym aspektem piłkarskiego rzemiosła. Pozostają one jednak idealnym sposobem na to, aby zapewnić sobie cenne zwycięstwa w dwóch czy trzech meczach, które mogą zdefiniować losy całego sezonu. Z tego powodu Barcelona nie może dłużej akceptować prawie dwuletniej posuchy. Szczególnie, że konkurencja nie śpi. Tylko w bieżących rozgrywkach ligi hiszpańskiej padło już 10 bramek z wolnych.
W poprzedniej kolejce było bardzo blisko, aby Karim Benzema dopisał się do tej listy. Po jego uderzeniu piłka wpadła do siatki, jednak wcześniej odbiła się od ręki Antonio Ruedigera, przez co gol z Betisem nie został uznany. Mimo wszystko widać, że “Królewscy” przewyższają “Blaugranę” w tym elemencie gry. I nie bierze się to z przypadku, ponieważ rok temu stołeczny klub nawiązał współpracę z firmą FreeKickPro. Dostarczyła ona specjalny mur oraz system, który jest niemal doskonałą imitacją warunków meczowych. Przy użyciu tak wysokiej technologii raczej nikogo nie zdziwi, jeśli w najbliższych miesiącach Benzema lub inny podopieczny Carlo Ancelottiego wykorzysta rzut wolny.
- W wieku 21 lat Messi nie wykonywał rzutów wolnych, ale później stał się w nich prawdziwym specjalistą. My też pracujemy nad tym aspektem, musimy szukać szans w meczu, bo mamy odpowiednich zawodników do wykonywania wolnych, wkrótce zdobędziemy w ten sposób bramkę, jestem o tym przekonany - podkreślał niedawno Xavi.
Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że na tę chwilę to sam trener byłby najbardziej odpowiednim kandydatem do przerwania fatalnej passy. W trakcie piłkarskiej kariery 43-latek zdobył aż 16 bramek z rzutów wolnych, z czego 10 w samej Barcelonie. Lata już nie te, ale być może były pomocnik nadal ma najlepiej ułożoną nogę w stolicy Katalonii.

Przeczytaj również