Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Tego nie wie chyba nawet Michniewicz. "Ten mecz obnażył reprezentację Polski"

Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Tego nie wie chyba nawet Michniewicz. "Ten mecz obnażył reprezentację Polski"
fot. Rafal Oleksiewicz/Pressfocus.pl
Przed meczem z reprezentacją Polski Louis van Gaal zapowiedział, że drużyna Holandii, która wyjdzie na boisko w czwartek, będzie drużyną, która najprawdopodobniej rozpocznie bój w mistrzostwach świata 2022. My tego komfortu nie mamy, ale, na nasze nieszczęście, brakuje nie tylko tego. W starciu z "Oranje" szwankowało tyle kwestii, że trudno oprzeć się wrażeniu, iż nasza kadra przypomina plac budowy.
Do rozpoczęcia katarskiego mundialu pozostały niespełna dwa miesiące. W gruncie rzeczy mistrzostwa świata są tuż, tuż, co oznacza, że czas na jakiekolwiek testowanie jest ograniczony do minimum. W gruncie rzeczy selekcjonerzy większości reprezentacji wykorzystują te okazje do nadania ostatnich szlifów. Niepewna jest obsada dwóch, może trzech pozycji lub wyjściowa formacja. W wypadku kadry Polski wszystko jest rozkopane niczym, nie przymierzając, Poznań.
Dalsza część tekstu pod wideo
Mecz z Holandią brutalnie obnażył nasze niedoskonałości. Oczywiście, wiedzieliśmy o tym, że będzie trudno, wszak mierzyliśmy się z rywalem, który wyjściowo jest od nas półkę wyżej. Szkopuł w tym, że przez większość czwartkowego spotkania pokazaliśmy zadziwiająco mało zaangażowania, a przede wszystkim pomysłu taktycznego, mogącego w rzeczywistości zaskoczyć "Oranje".
Czy jednak wypada się w ogóle dziwić takiemu obrazowi minionego już meczu? Przecież w naszej kadrze kontrolki alarmowe świecą się niczym w wiekowej Skodzie. Nie mamy żelaznego szkieletu wyjściowej jedenastki, nasza gra jest nieprzekonująca, natomiast wybory Czesława Michniewicza w wielu wypadkach są po prostu kwestionowane. Uwagi zgłaszają nie tylko kibice, ale, o zgrozo, piłkarze.

Wymowne gesty Lewandowskiego

W pierwszej połowie zagraliśmy zawstydzająco słabo. Holandia nie musiała się szczególnie wysilać, bo bardzo często oddawaliśmy jej piłkę na tacy. Środek pola złożony z Grzegorza Krychowiaka i Karola Linettyego zaliczył występ skrajnie anonimowy. Żaden z nich nie dał pół pretekstu ku temu, by bronić ich obecności w wyjściowym składzie reprezentacji Polski. Nawet gdy piłka trafiła pod nich nogi, to żaden nie dysponował dobrym pomysłem, co z tą futbolówką zrobić. Zazwyczaj kończyło się na wycofaniu jej do linii obrony.
A nasi defensorzy, nie ma co kryć, nie potrafią wyprowadzać akcji ofensywnych. Kamil Glik, nieodzowny bohater meczu ze Szwecją, wyglądał tak, jakby myślami wciąż był pogrążony w tamtym meczu eliminacyjnym. Jego podania kończyły w przepastnej przestrzeni nad głowami naszych kadrowiczów lub trafiały pod nogi Holendrów. A mimo tego piłkarz Benevento próbował cały czas, podobnie jak kilku innych jego kolegów z boiska. Próbowaliśmy jednak głównie jednego schematu - czterech podań i lagi do przodu. Jak w taktycznym średniowieczu.
Nic więc dziwnego, że taki sposób gry zwyczajnie rozsierdził Roberta Lewandowskiego. Kapitan "Biało-Czerwonych" też nie jest bez winy, bo zawalił jedną akcję, gdzie mógł zdecydowanie lepiej obsłużyć boiskowego partnera. Niemniej niezwykle wymowne były gesty zawodnika FC Barcelony - nie te, w których złościł się na swoich kolegów, lecz te, w których... korygował ich pozycję na boisku.
Te sytuacje nie mogły przejść niezauważone i nie przechodziły. Długimi momentami Polska, która musiała przecież gonić wynik, była schowana za głęboką, ale nieszczególnie szczelną gardą. W taki sposób nie dało się Holendrów przechytrzyć. Co więcej, istnieje zasadne podejrzenie, że na podobne sztuczki nie nabiorą się ani Meksykanie, ani Argentyńczycy.

Mnóstwo znaków zapytania

Poza mocno wątpliwą jakością gry, martwi też inna kwestia. Nasz skład chwieje się w posadach. Nie przekonują nie tylko nazwiska, ale też gra poszczególnych reprezentantów. To spotkanie nie udzieliło odpowiedzi na nasze najbardziej palące pytania, a jeśli już to robiło to w sposób tak brutalny, że zdecydowanie chcielibyśmy tego uniknąć. Chociaż, z drugiej strony, może kubeł tak lodowatej wody był potrzebny?
Może już pora przestać romantyzować kilku reprezentantów Polski, którzy nieszczególnie wnoszą coś do gry naszej drużyny? Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak mają wielkie zasługi, ale zespół jadący na mistrzostwa świata to nie powinien być Klub Wybitnego Absolwenta. Żaden z nich nie daje powodu do temu, by ufać im w kontekście następnych tygodni. Dzisiaj podstawowego obrońcę "Biało-Czerwonych" boleśnie weryfikował nawet Vincent Janssen.
Podobnych problemów nastręcza Jan Bednarek. Wybór Aston Villi był fatalną decyzją z jego strony, a mimo tego Czesław Michniewicz jest spokojny o dyspozycję swojego zawodnika. Mogę jedynie podziwiać stoicki spokój naszego selekcjonera, gdyż ja powodów do optymizmu nie dostrzegam wcale. Piłkarz "The Villans" nie gra w swoim klubie, a sytuacja na pewno nie zmieni się do początku października. Jan Bednarek będzie miał zatem miesiąc na odbudowanie swojej formy i to przy założeniu, że Steven Gerrard będzie dawał mu regularne szanse. A na to się nie zanosi.
Takich przykładów można mnożyć, bo wątpliwej jakości występ zaliczyli też Przemysław Frankowski, wspomniany już Karol Linetty, czy Sebastian Szymański, który w lidze holenderskiej lśni, ale przeciwko Holandii zawiódł. Wszystko to składa się zaś na posępny obraz drużyny, która nie daje gwarancji tego, że na mistrzostwach świata naprawdę możemy powalczyć o przyjemny rezultat.
Przed startem meczu z Polską Louis van Gaal zapowiedział, że skład Holandii będzie tym, który selekcjoner chce wystawić na katarskim mundialu. Tymczasem Czesław Michniewicz wciąż buduje, wciąż szuka, ale rozwiązania naszych problemów nie znaleziono. Podczas bieżącej edycji Ligi Narodów nie wykonaliśmy pół kroku do przodu. Nie wykrystalizowała się skuteczna taktyka, ani jedenastka, na której można oprzeć nasze nadzieje.
Jasne, Robert Lewandowski jest pewniakiem. Piotr Zieliński, Nicola Zalewski, Jakub Kiwior też. Wojciech Szczęsny również zalicza się do tego grona. Problem w tym, że to nadal tylko czterech, pięciu piłkarzy, a o sukcesie w futbolu, zabrzmi to patetycznie, decyduje cała drużyna. Nie chodzi o to, aby była ona wypełniona największymi gwiazdami, lecz o to, by funkcjonowała jako całość. Nam tego kolektywu brakuje, co w perspektywie następnych miesięcy jest... smutne.

Przeczytaj również