Kłopoty Legii Warszawa z młodymi talentami. "Coś szwankuje. Tu nie ma miejsca na błędy"

Kłopoty Legii Warszawa z młodymi talentami. "Coś szwankuje. Tu nie ma miejsca na błędy"
Wojciech Dobrzynski/Legionisci.com/PressFocus
W ostatnich tygodniach gorącym tematem wśród kibiców Legii są oczywiście klubowe ruchy transferowe, ale równie żywe zainteresowanie wzbudziła kwestia (nie)przechodzenia juniorów z Akademii Legii do pierwszej drużyny. I nie da się nie zauważyć, że mistrzowi Polski coś w tym zakresie szwankuje.
A szwankuje na tyle mocno, że kolejni uzdolnieni młodzi piłkarze opuszczają klub i problemem będzie spełnienie wymogu Ekstraklasy o wystawianiu przynajmniej jednego młodzieżowca w podstawowym składzie. Sprawdziliśmy, jak mają się sprawy w tym temacie, a przy okazji dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy zza kulis.
Dalsza część tekstu pod wideo

Młodzież w odwrocie?

- Młodzi zawodnicy przyjechali na zgrupowanie, żeby zobaczyć, jak wygląda profesjonalna pierwsza drużyna i przekonać się, ile im brakuje. Nikt nie powie, że to są już gotowi piłkarze. Ci, którzy trenowali z nami dłużej, zrobili już postępy i to widać. Oni potrzebują czasu, a my ten czas mamy, ale to nie jest tak, że oni wejdą i będą tu dojrzewać, popełniać błędy. W Legii nie ma na to miejsca. Oni muszą już być przygotowani na inne obciążenia, pracować nad sylwetką - mówił Czesław Michniewicz w rozmowie z portalem “Legioniści.com”.
Trener więc po raz kolejny dał wyraz niezadowoleniu z jakości, jaką prezentują wychowankowie. Podobne zdanie mają kibice w Internecie, którzy zarzucają, że młodzież nie jest przygotowana do rywalizacji z seniorami. Czy słusznie? O zdanie zapytaliśmy Kamila Dumałę z “Legioniści.com”, który od lat bacznie przygląda się rozwojowi młodych graczy w Legii:
- W zespole z Warszawy przede wszystkim najważniejszy jest wynik. Tutaj pojawia się kłopot dla młodych zawodników, którzy nie zawsze będą prezentowali odpowiedni poziom, by przez większą część sezonu utrzymywać dobrą formę. Młodzi zawodnicy potrzebują zaufania i wiadome jest, że będą popełniali błędy w meczach. W Legii, jak to stwierdził trener Michniewicz, nie ma na to czasu - powiedział nam Dumała.
I zgadza się z trenerem, że nie ma obecnie zawodnika gotowego na pierwszy zespół, a przy tym zawodnikom brakuje określenia ścieżek rozwoju i perspektyw gry na poziomie Ekstraklasy.
Porozmawialiśmy również z jednym z pracowników Akademii:
- Robimy wszystko, co możemy. Spójrzmy na sytuację z ubiegłego sezonu. Tylko z rocznika 2003 mieliśmy trzech piłkarzy mających za sobą debiuty w pierwszej drużynie na poziomie Ekstraklasy: Mosór, Cielemęcki i Włodarczyk. Z naszego punktu widzenia, to piłkarze gotowi przynajmniej na łapanie minut w Legii. Ostateczna decyzja należy jednak do trenera i dwóch z nich już u nas nie ma.
Podobne zdanie mają osoby specjalizujące się w piłce młodzieżowej na Mazowszu:
- Obecnie w procesie szkolenia młodzieży trudno dopatrzyć się błędów, choćby takich które zdarzały się w przeszłości. Wydaje się, że zawodnicy są właściwie prowadzeni - słyszymy.
Jednocześnie w Akademii uważają wypowiedzi Michniewicza o juniorach za niefortunne, szczególnie tę z grudnia, gdy wprost zasugerował, że Ariel Mosór jest za niski. Słyszymy, że takie słowa nie powinny były paść, bo nie tylko nie pomagają w pracy, ale wręcz szkodzą. Tymczasem młodzież szuka sobie innych dróg rozwoju. Tylko w czerwcu Mosór odszedł do Gliwic, Cielemęcki do Płocka. Mówił o tym także Piotr Mosór w rozmowie z portalem “Legia.net”:
- Uważam, że Ariel był dla Legii ciekawą opcją. Tylko zabrakło tego planu. A taki musi być na każdego - obojętnie jak się nazywa i skąd pochodzi. Trzeba przyjąć jakiś plan i iść obraną ścieżką. Fakt jest taki, że Ariel w Gliwicach dostał kredyt zaufania, dostrzeżono w nim potencjał. W Legii spotkał się z krytyką, gdyż jest za niski, usłyszał sporo nieprzyjemnych uwag.
Co ciekawe, Mosór ma 184 cm, czyli dokładnie tyle, co nowo pozyskany stoper Lindsay Rose.

Konflikt w Akademii?

Legii nie pomaga też sytuacja w Akademii. Ośrodek szkoleniowy Legii w Książenicach powstał dopiero rok temu, ale “Wojskowi” pracują z juniorami już od wielu lat. Klub tylko w poprzedniej dekadzie wychował kilku reprezentantów Polski, uczestników Ligi Mistrzów, a także bohaterów wielomilionowych zagranicznych transferów. Promowanie młodzieży na Łazienkowskiej stało się idée fixe, gdy rozpoczęły się samodzielne rządy Dariusza Mioduskiego. Najpierw zachwycony drogą obraną przez Dinamo Zagrzeb oddał Legię w ręce Chorwatów, a przy tym rozpoczął budowę godnego centrum treningowego. Niedługo potem zatrudnił Richarda Grootscholtena, uznanego fachowca od szkolenia młodzieży, w charakterze dyrektora wykonawczego. W marcu 2021 r. Holender zastąpił Jacka Zielińskiego na stanowisku dyrektora generalnego. Ten ostatni objął funkcję szefa karier indywidualnych i wypożyczeń.
Jak słyszymy, Jacek Zieliński nie przyjął entuzjastycznie pozbawienia go funkcji. Ale: - Jacek nie nadawał się na dyrektora głównego - twierdzi nasz rozmówca z Akademii - Można natomiast powiedzieć, że obecna funkcja właściwie oddaje to, w czym się rzeczywiście specjalizuje i faktycznie zajmował: dba o rozwój poszczególnych piłkarzy.
Dowiedzieliśmy się przy tym, że Zielińskiemu nie podobają się również zmiany jakie wprowadził Grootscholten, przede wszystkim w podejściu do gry. Mówi się, że nowy dyrektor wręcz wywrócił dotychczasowy program do góry nogami, a to miało spotkać się z krytyką byłego kapitana Legii.
- Owszem, zmieniło się podejście do meczów. Za czasów Jacka mieliśmy grać bardziej bezpośrednio, teraz mamy dłużej utrzymywać się przy piłce. Czy to lepiej? Nie wiem, dopiero się okaże - komentuje nasz rozmówca.
Od innej osoby będącej blisko Akademii dowiedzieliśmy się, że:
- Holenderski dyrektor jest stanowczy i apodyktyczny, przez co nie jest kochany, ale nie wiem, czy to źle. Niewykluczone, że właśnie kogoś takiego potrzeba na tym stanowisku.
Żadnych wątpliwości w tym względnie wydaje się nie mieć Dariusz Mioduski. Grootscholten należy do jego ulubieńców i jeśli zasięgnąć w klubie języka, to można usłyszeć, że to właśnie on ma obecnie największy wpływ na prezesa. Co ciekawe, miał mu powiedzieć, że za dwa lata Legia zagra w grupie Ligi Europy z 2-3 wychowankami w wyjściowym składzie.
Czy zatem można mówić o konflikcie między dyrektorami? Nie, ale niechęć jest wyczuwalna i nie trzeba wyjaśniać, że taki stan rzeczy nie sprzyja współpracy.

“Minimum olimpijskie”

W Akademii mają zastrzeżenia także do działań Radosława Kucharskiego, dyrektora sportowego Legii. Nie od dziś wiadomo, że to introwertyk, co oczywiście nie jest zarzutem, ale może mieć wpływ na sposób, w jaki jest odbierany i na relacje interpersonalne, a w Legii, klubie z ograniczonym polem finansowego manewru, to właśnie te aspekty odgrywają ważną rolę. Według naszych informacji Kucharski ma trudności z budowaniem pomostu pomiędzy Akademią i pierwszym zespołem.
Potwierdzenie tych słów uzyskaliśmy w sztabie i usłyszeliśmy: - Bardzo byśmy chcieli w większym stopniu stawiać na swoich, ale nie są jeszcze gotowi. W planie mamy osiągnąć minimum olimpijskie w skoku wzwyż. Potrzebujemy skakać 2,20 m., a dostajemy zawodników, co skaczą 1,90 m.
Co więc robić? Rozwiązaniem, które promują trenerzy, wydają się być wypożyczenia do klubów ze szczebla centralnego.
Tak samo uważa Kamil Dumała: - Pewnym rozwiązaniem obecnej sytuacji z pewnością byłby awans rezerw do II ligi, bądź poszukanie klubu satelickiego, do którego moglibyśmy wypożyczać młodych graczy.
Zdaniem naszych rozmówców spoza Akademii, obecnie najbliżej pierwszej jedenastki są Cezary Miszta i Kacper Skibicki, ale bardziej wynika to z konieczności wystawiania młodzieżowca niż z faktu, że wygrywają oni rywalizację na swoich pozycjach. Dalej to już posucha.

Jakie rozwiązanie?

W Legii wszystko determinuje wynik i trudno dziwić się szkoleniowcowi, że nie chce nadstawiać głowy dla promowania młodych. Może to nie współgrać z wizją Mioduskiego. Ten chciałby, by w Legii występowało, jak najwięcej wychowanków bądź młodych graczy, których będzie można potem korzystnie spieniężyć, a jednocześnie szły za tym sukcesy sportowe. Nie jest zresztą tajemnicą, że prezes wywiera presję na szkoleniowcu, by częściej wystawiał młodzieżowców. Z naszych informacji wynika, że domaga się tego nawet po sparingach.
Jak to wszystko pogodzić? Wiadomo, że Legia powinna wyznaczyć pewną ścieżkę rozwoju dla młodych graczy, którzy jeśli nie mieliby szans na grę w “jedynce”, mogliby odchodzić do innych klubów na wypożyczenia albo transfery definitywny z opcją pierwokupu. Muszą bowiem grać wyżej. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić - taką ścieżkę trzeba by wyznaczyć właściwie każdemu juniorowi, to kwestie bardzo indywidualne, wymagające ogromnego nakładu pracy, a tym samym zaangażowania dużej liczby pracowników. Nasz rozmówca z Akademii przekonuje jednak, że to możliwe:
- Ajax budował swą akademię przez kilkadziesiąt lat. To jest proces, w którym chodzi nie tylko o stworzenie systemu szkolenia, siatki skautów i kontaktów. Trzeba też wypracować pewne schematy działania, zbudować relacje wewnątrzklubowe, pomosty strukturalne, współpracę na wielu szczeblach. Pracujemy nad know-how, które jest nam niezbędne, ale jakże trudne do osiągnięcia przy częstych roszadach w klubie.
Wygląda więc na to, że kibicom mistrzów Polski pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość. Przyda się ona także władzom klubu, podobnie jak spokój i konsekwencja w podejmowanych działaniach. Jak bowiem słyszymy, tego w Akademii najbardziej brakuje, by podążyć drogą Ajaksu. Niewykluczone jednak, że w Legii nie da się pogodzić promocji młodzieży z wynikami i powinna odnaleźć swoją ścieżkę ku sukcesom, a nie naśladować czyjąś.

Przeczytaj również