"Messi był demolowany przez rywali". Jedna akcja może być symbolem. "Zawiódł. On i wszyscy inni"

"Messi był demolowany przez rywali". Jedna akcja może być symbolem. "Zawiódł. On i wszyscy inni"
Paweł Andrachiewicz/Pressfocus
Na tegorocznym mundialu nie trzeba było czekać długo na sensację, którą będziemy wspominać latami. Arabia Saudyjska pokonała Argentynę 2:1, czego nie spodziewali się zapewne nawet najwięksi optymiści wśród fanów ekipy Herve Renarde’a. I co najbardziej szokujące, “Albicelestes” ponieśli całkowicie zasłużoną porażkę.
Spotkanie rozgrywane od godziny 11:00 miało być tylko przystawką przed prawdziwym daniem głównym w grupie C. Chyba każdy kibic spodziewał się, że Argentyna powinna spokojnie rozpocząć turniej od zwycięstwa, łatwego dopisania sobie trzech punktów przed teoretycznie trudniejszymi wyzwaniami. Szybko jednak do śmietnika można było wrzucić wszelkie założenia o wielkości mistrzów Ameryki Południowej i o tym, że Arabia będzie chłopcem do bicia. Co to, to nie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Idealny plan

Arabia wygrała, ponieważ była dziś doskonale przygotowana do meczu. Brzmi to banalnie, ale naprawdę trzeba mnożyć pochwały dla drużyny, która pod względem indywidualności nie stoi nawet blisko ławki rezerwowych Argentyny. Cała jedenastka Saudyjczyków na co dzień gra przecież w rodzimej lidze, której poziomowi daleko do czołowych rozgrywek europejskich.
Herve Renard idealnie wyczuł, gdzie można znaleźć mankamenty teoretycznie nieskazitelnej Argentyny. Warto przypomnieć, że przed dzisiejszym meczem “Albicelestes” mogli się pochwalić passą ponad trzech lat bez porażki. Po drodze Leo Messi i spółka wygrali Copa America, rozbili Włochy 3:0, a do Kataru przyjechali z łatką faworytów nie tylko tego starcia, ale całego turnieju.
Arabia wiedziała zatem, że nie może wyjść z otwartą przyłbicą na argentyńską ofensywę, ale jednocześnie nie zamierzała postawić klasycznego autobusu. Saudyjczycy bardzo mądrze ustawiali się wysoko, prowokując wręcz Argentynę do gry prostopadłymi podaniami. Perfekcyjne wyczucie defensorów w połączeniu z czujnością bramkarza sprawiły, że ekipa Lionela Scaloniego raz po raz wpadała w pułapki ofsajdowe, konała w sidłach zastawionych przez sprytnych rywali.

Odwaga popłaca

Arabia w pierwszej połowie nie oddała ani jednego celnego strzału, jednak już wtedy jej gra mogła się podobać. Czuć było, że potencjalny outsider faktycznie może napsuć krwi rywalom ze znacznie wyższej półki. Przede wszystkim wynikało to z odważnego ustawienia podopiecznych Renarda, którzy nie zamierzali postawić okopów przed swoją bramką w modlitwie o najniższy wymiar kary.
Saudyjczycy bardzo mądrze się bronili, a ich ofensywny zryw po przerwie przeszedł już do historii mistrzostw świata. Tu znów trzeba docenić charakter tego zespołu, ponieważ po golu na 1:1 nikt w Arabii nie pomyślał nawet przez sekundę o tym, aby się cofnąć, mając w miarę korzystny wynik. “Zielone Sokoły” rzuciły się na Argentynę i rozszarpały ją.
Nawet po drugim golu Arabia nadal prezentowała swoje, konsekwentnie ustawiając się wysoko przed polem karnym, żeby jak najmocniej skrócić pole gry. W efekcie Argentyna była całkowicie zduszona, przytłoczona, poza pojedynczymi sytuacjami po centrach mistrzowie Copa America właściwie nie stwarzali zagrożenia pod bramką Mohammeda Al Owaisa. Golkiper popisał się dwoma efektownymi interwencjami, ale na największe uznanie zasługują jednak obrońcy, którzy w miarę możliwości nie dopuszczali Argentyńczyków do wykreowania jakiejkolwiek sytuacji.

Gwiazdy zgasły

Arabia zagrała prawdopodobnie najlepszy mecz w swojej historii, a w argentyńskiej ekipie trudno wskazać jakiekolwiek pozytywy. Leo Messi zaczął mecz od rzutu karnego, jednak później był boiskowo demolowany przez rywali. Jednym z symbolicznych obrazków tego meczu była akcja, w której jeden ze stoperów Arabii heroicznie wyłuskał piłkę wślizgiem spod nóg “La Pulgi”. To był pokaz odwagi, heroizmu i wiary Saudyjczyków we własne umiejętności.
Zawiódł Messi i zawiedli także jego pozostali koledzy. Angel Di Maria wykonywał dziś jedynie zagrania złe, bardzo złe albo fatalne. Lautaro Martinez poza bramkami ze spalonych nie wyróżnił się żadną ciekawą akcją. Środek pola Paredes - De Paul miał siać postrach w szeregach rywali, jednak najwięcej chaosu pomocnicy wywołali we własnej ekipie. Cristian Romero przy pierwszym golu dla Arabii zachował się w kompromitujący sposób. Zmiennicy również nie wnieśli wiele do gry. Nie można powiedzieć, że w Argentynie były niedociągnięcia, bo brakowało jakichkolwiek "dociągnięć".

Co to znaczy dla Polski?

Ten mecz potwierdził futbolowy banał o tym, że każdy może wygrać z każdym i żadna rywalizacja nie jest rozstrzygnięta przed pierwszym gwizdkiem. Warto przy tej okazji przypomnieć kontrowersyjne słowa Wojciecha Szczęsnego z poniedziałkowej konferencji prasowej, który stwierdził, że Polska zakłada zero punktów z Argentyną. Oczywiście, można tłumaczyć punkt widzenia bramkarza tym, że w ten sposób niweluje się presję, zmniejsza oczekiwania i sprawia, że możliwe jest tylko pozytywne zaskoczenie.
Trudno jednak przypuszczać, aby dziś Arabia wyszła na murawę z przekonaniem, że w sumie to już przegrała i ewentualnie cudem powalczy o jakikolwiek punkt. Saudyjczycy udowodnili, że nawet z mocniejszymi rywalami warto grać po swojemu. Oczywiście, to może oznaczać defensywny styl, ale jest różnica między kompaktową linią obrony, a zakopaniem się w polu karnym i liczeniem na cud.
“Polska” grupa zaczęła się od sensacji, której nikt się nie spodziewał. Należało wyrzucić z głowy plany o tym, że Argentyna jest niesamowita, wygra dwa mecze i z Polską zagra na pół gwizdka, a Arabia będzie dostarczycielem punktów. Za nami dopiero jedno spotkanie, które wywróciło sytuację do góry nogami i niemożliwym jest obecnie przewidzieć, kto wyjdzie z tej grupy, a kto zajmie ostatnie miejsce. Niech postawa pustynnych "Sokołów" będzie jednak lekcją dla każdej drużyny, która na własne życzenie chce przegrać jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Dziś czekamy wszyscy na mecz Polski, ale ten dzień na mundialu przejdzie do historii za sprawą pięknej postawy Saudyjczyków. Arabia jest dziś wielka, Herve Renard gargantuiczny.

Przeczytaj również