Konkrety, a nie bajki o DNA. Ole Gunnar Solskjaer został przy wuefie, Frank Lampard idzie w górę

Konkrety, a nie bajki o DNA. Solskjaer został przy wuefie, Lampard idzie w górę
Cosmin Iftode, Vlad1988/shutterstock.com
Gdy na inaugurację rozgrywek Premier League Chelsea opuszczała Old Trafford z bagażem czterech goli, mało kto spodziewał się, że dziś będziemy szykować się do rewanżu, stawiając “The Blues” w roli drużyny znajdującej się w lepszej sytuacji. To jednak pokazuje różnicę w pracy trenerów obu klubów. Frank Lampard przy Ole Gunnarze Solskjærze wygląda niczym profesor, chociaż sam ideałem nie jest.
Wspomniane przewidywania nie wynikały z tego, że Manchester United miał walczyć o miejsca na samym szczycie tabeli. Przewidywano raczej, że "The Blues" będą w trakcie sezonu kryzysowego, obnażającego niedoskonałości warsztatu trenerskiego Lamparda i kadry londyńczyków, zależnej przez długi czas od sprzedanego Edena Hazarda. Tymczasem Anglik zdołał ustabilizować zespół, oprzeć ją na młodzieży i pokazać swoją wyższość nad Solskjærem.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na Stamford Bridge spotkają się drużyny, które przed rozpoczęciem kolejki zajmowały czwartą i siódmą lokatę w tabeli Premier League. Różnica między nimi to sześć oczek - niedużo. Jeśli jednak chodzi o grę i to, jakie pozostawia wrażenia, to odczucia są diametralnie inne. Ekipa „Lampsa” pod jego wodzą daje kibicom powody do optymizmu, próbując wydostać się z dołka, w który została wkopana. Norweg za to zbiera gorzkie owoce swoich złych wyborów i braku pomysłu na drużynę.

Dwa światy

Przed startem kampanii obie ekipy znajdowały się w kompletnie innych wymiarach. Co prawda, Chelsea wywalczyła miejsce w Lidze Mistrzów, ale jej stery objął nieopierzony szkoleniowiec, który miał jedynie doświadczenie z Championship. Na klub ze Stamford Bridge nałożono zakaz transferowy. Nowy menedżer nie mógł więc wzmocnić swojego zespołu, osłabionego odejściem Hazarda, na którym opierała się cała gra.
A jak było w United? Po połowie kampanii pod wodzą Solskjæra, rozpoczętej od świetnej passy z kulminacją w Paryżu, a zakończonej serią kompromitujących wpadek, w końcu miał nadejść okres stabilizacji. Mówiono „teraz można go zacząć oceniać, bo dostanie swoich piłkarzy”. Zwolennicy Norwega wciąż jednak muszą szukać argumentów na jego obronę. „Czerwone Diabły” zaliczyły najgorszy start sezonu w erze Premier League.
Porównanie obu trenerów nasuwa się samo. Obaj mają przeprowadzić swoje drużyny przez trudny okres, stawiając na młodzież. Obaj dostali na starcie łatkę "wuefistów". Obaj to legendy, które kochają kibice. I obaj, jak się wydaje, dostali posady przede wszystkim z tego powodu. Mieli być "gołąbkami pokoju", pozwalającymi na uspokojenie poirytowanych fanów, manifestem ze strony władz.
Podobieństwa nie przysłoniły jednak różnic. Lampard musiał liczyć na kadrę, którą dostał oraz zawodników wracających z wypożyczeń. O wzmocnieniach mógł zapomnieć. Solskjær zaś przed startem rozgrywek na transfery wydał 160 milionów euro, pobijając przy okazji rekord sumy wydanej za obrońcę.
Obaj mieli przed sobą trudne zadanie, ale legenda Chelsea trafiła na niesamowicie wymagający scenariusz. Mało kto wierzył, że Lampard wyjdzie z niego z twarzą. Dziś jednak można powiedzieć, że radzi sobie nieźle. Jego oponent z kolei prowadzi swój klub po równi pochyłej, co z bólem obserwują zagorzali fani United.

Konkrety kontra ideały

Dlaczego moje oceny pracy obu trenerów różnią się aż tak diametralnie? Odpowiedź jest prosta. Jeden ma jasną koncepcję i ją realizuje. Drugi chyba do tej pory nie wie, jak swoje plany wcielić w życie, a za jedyny plus można uznać szanse dla Masona Greenwooda i Brandona Williamsa.
Lampard, obejmując swoje stanowisko, zapowiedział, co zamierza zmienić. Przede wszystkim chciał skorzystać z klubowej szkółki, produkującej liczne, niedoceniane wcześniej talenty. Po drugie, jego drużyna miała grać ofensywnie, ładnie dla oka. Oba elementy są spełniane.
Pomimo lepszych i gorszych okresów gry, widać rękę legendy „The Blues”. Wychowankowie, których wprowadza do zespołu, zagrali aż 28% możliwych minut. Dla porównania, w United młodzikowie uzbierali ich zaledwie 12%. Nawet biorąc pod uwagę doświadczenia uzbierane przez chłopaków z Londynu na wypożyczeniach, różnica jest kolosalna.
Obraz gry Chelsea ewoluował w trakcie sezonu. Na początku często zaczynali szaleńczym wysokim pressingiem, aby w drugiej połowie podupaść na siłach. Z czasem jednak „opanowali się” i przestali przesadnie szarżować. Widać już wypracowane schematy, można zauważyć że zawodnicy coraz bardziej instynktownie szukają gry kombinacyjnej, na którą kładzie nacisk trener. Co najważniejsze – przekłada się to na kreowanie szans.
Solskjær zapowiadał za to przywrócenie „ducha United” - ofensywną, intensywną piłkę, mającą cieszyć kibiców. Oferuje za to... nudy, brak pomysłu i uporczywe granie futbolówek za plecy obrońców. A jeśli defensywa ustawia się nisko? Innej koncepcji nie ma. Ale jest „zaangażowanie” i „wola walki”, czyli dwa priorytety norweskiego menedżera. Nienamacalne, jak zresztą progres jego drużyny, o którym bardzo lubi powtarzać.
„Lamps” proponuje konkrety: konsekwentną pracę i progres. Widać u niego również umiejętność odpowiedniego reagowania na boiskowe wydarzenia, jak chociażby w spotkaniu z Arsenalem, kiedy to po zaledwie 35. minutach zrezygnował z ustawienia z trójką obrońców, dzięki czemu “The Blues” zdobyli kontrolę nad meczem i finalnie komplet punktów.
Jego dzisiejszy oponent wierzy raczej w to, że „serducho” podopiecznych pozwoli na złamanie rywala. I, co ciekawe, w meczach z czołówką, gdy można grać prostą, bezpośrednią piłkę, nawet zdaje to egzamin. Gdy jednak trzeba mieć pomysł na złamanie zespołu, który nie zamierza iść na wymianę ciosów – już nie.

Plan na przyszłość i opcja awaryjna

Chociaż na początku rozgrywek mówiliśmy żartobliwie o pojedynku „wuefistów”, to dziś już raczej zalecamy ostrożność w tej kwestii. Pod batutą Lamparda, Chelsea staje się coraz lepszą, coraz bardziej poukładaną drużyną.
To imponuje, zwłaszcza że od początku kadencji Anglika dopięto jedynie transfer Hakima Ziyecha, który do Londynu trafi latem. Menedżer musiał po prostu lepić z tego, co miał i przy okazji dosyć mocno zmienił klubową hierarchię, odsuwając w cień wielu doświadczonych piłkarzy, w ich miejsce wprowadzając młodzież.
Okres pracy Solskjæra to z kolei konsekwentny regres. W zeszłym miesiącu United ściągnęło już czwartego i piątego piłkarza za jego kadencji. Wydatki przekroczyły 200 milionów funtów. Czy widać efekty w porównaniu do zeszłego sezonu? Nie. Problemy wciąż te same, gra coraz bardziej przypomina późnego, zmierzającego ku zwolnieniu Mourinho, coraz więcej zawodników przejawia oznaki frustracji, a wręcz rezygnacji.
„The Blues” zatrudnili swojego byłego zawodnika, bo proponował plan na przyszłość. Plan adekwatny do potrzeb związanych z bardzo nietypową sytuacją. „Czerwone Diabły” postawiły na Ole jako opcję awaryjną. Dziś można powiedzieć, że przedłużenie jego pobytu na Old Trafford nie okazało dobrą decyzją. Zamiast postępu przyniosło jedynie stagnację.
Być może trzeba było po prostu poczekać na zakończenie sezonu. Znamienne jest również to, że za klucz do zaoferowania kontraktu posłużył słynny mecz w Paryżu, w którym United miało furę szczęścia.
Stają więc naprzeciw siebie dwaj trenerzy, których należy postawić na dwóch przeciwnych biegunach. Dostali ambitne, wymagające zadania. Czy im podołają? Na to pytanie nie można teraz odpowiedzieć. Trzeba zwyczajnie poczekać. A choć obie drużyny dzieli przed dzisiejszym meczem zaledwie sześć oczek, a United wygrało z Chelsea już dwukrotnie w tym sezonie, to zdecydowanie lepiej wypada Lampard.
Niech najlepszym dowodem tego będzie fakt, że prasa nie widzi dla niego żadnego potencjalnego następcy. Do posady na Old Trafford przymierzani są za to ciągle nowi menedżerowie. Ostatnio mówi się nawet o tym, że wraz z końcem sezonu przyjdzie Mauricio Pochettino. Jak się wydaje, najbliższy czas zadecyduje o przetrwaniu Solskjæra. W futbolu nie liczą się bowiem piękne ideały, a efekty na boisku. A te, bez dwóch zdań, przemawiają za menedżerem Chelsea.
Tak, Norweg przejął klub w słabej formie, ale w dalszym ciągu była to ekipa wicemistrzów kraju. Piłkarze potrafili zapewnić mu start lepszy, niż jakiemukolwiek menedżerowi w historii Premier League (25 punktów w dziewięciu meczach). Już podczas świetnego okresu początkowego, gra zespołu stawała się coraz gorsza. Potem to postępowało z każdym kolejnym miesiącem. Dziś, po ponad roku, ta tendencja wciąż się utrzymuje. Wydaje się więc, że jest to właśnie efekt jego pracy.
Można krytykować zarząd, zawodników, ale to trener odpowiada za postawę podopiecznych na boisku. Wszyscy wiemy, że odbudowa to długotrwały proces. Aby w niego uwierzyć potrzeba jednak efektów. Takie widać na Stamford Bridge. Nad Old Trafford za to zbierają się coraz ciemniejsze chmury.
Kacper Klasiński
***
Relację na żywo z hitu Chelsea - Manchester United będziecie mogli na bieżąco śledzić na naszej stronie od 20:30. Pierwszy gwizdek o 21:00. Bądźcie z nami!

Przeczytaj również