Kreował grę równie łatwo, co kolejne konflikty. Krnąbrny geniusz, który mógł zostać jednym z najlepszych

Kreował grę równie łatwo, co kolejne konflikty. Krnąbrny geniusz, który mógł zostać jednym z najlepszych
Maxisport/shutterstock.com
Można założyć, że piłkarze dzielą się na dwie grupy - rzemieślników zajmujących się noszeniem "fortepianu" oraz wirtuozów, którzy mają za zadanie wprawić instrument w ruch. Bez wątpienia do tej drugiej kategorii trzeba zaliczyć żywą legendę Realu Madryt, Gutiego. Hiszpański pomocnik swoją grą wręcz przyciągał żądnych spektaklu widzów na trybuny Bernabeu. Jego podania były przeszywające, bramki zjawiskowe, asysty hipnotyzujące, a charakter, niestety, nieokiełznany.
Na przełomie tysiącleci w barwach "Los Blancos" występowało wielu prawdziwych artystów. W erze "Galacticos" Florentino Perez zebrał na Santiago Bernabeu istną aleję gwiazd, a Luisa Figo, Ronaldo Nazário, Fernando Morientesa czy Raula Gonzaleza nieustannie obsługiwał fenomenalny Guti. Wychowanek "Królewskich" dysponował spektakularnym przeglądem pola, jak gdyby obserwował boisko z lotu ptaka, a nie wysokości murawy. Hiszpan potrafił znaleźć uliczkę tam, gdzie inni dostrzegali jedynie ślepy zaułek.
Dalsza część tekstu pod wideo

Blondwłosy geniusz

Zanim Guti stał się Gutim, znany był jako Jose Maria Gutierrez Hernandez. Od małego nie rozstawał się z futbolówką, którą bezproblemowo prowadził wiodącą lewą nogą. Już w wieku dziewięciu lat zaimponował w rodzinnym Torrejon podczas jednego z turniejów młodzieżowych. Na zawody przyjechała drużyna La Fabrica złożona z juniorów Realu Madryt. Legenda głosi, że w przerwie spotkania trener “Królewskich” spytał, czy ten mały blondyn może zagrać drugą połowę w ich barwach. Tym wybrańcem był nie kto inny, ale właśnie Guti. Do Torrejon chłopak już nie wrócił, a po zakończonym turnieju przyjął ofertę z akademii "Los Blancos". W stolicy również wyróżniał się na tle pozostałych. I to zarówno w zakresie władania piłką, jak i ciętym językiem.
- Pewnego dnia powiedziano mi: "Chodź na trening juniorów, zobaczysz chłopaka, który podaje, jak nikt inny". Rzeczywiście, w ruchach tego młodzieńca widać było wielką jakość, boiskową dojrzałość. Po treningu podszedłem i powiedziałem mu, że ma wielki talent, ale mógłby trochę ściąć te swoje włosy. Odpowiedział krótko "Dobra, ale jak ty ogolisz wąsy" - z uśmiechem wspominał Vicente del Bosque w rozmowie z "El Pais".
Guti szturmem przebijał się przez kolejne drużyny młodzieżowe. Tam natknął się na jednego z najważniejszych trenerów w swojej karierze, Jorge Valdano. To Argentyńczyk umożliwił nastolatkowi także debiut w pierwszej drużynie Realu. Gdy młodziutki Hiszpan wchodził w meczu z Sevillą, zapewne nikt nie przypuszczał, że spędzi na Bernabeu ponad 15 lat. Przez wiele sezonów udowadniał, że jest zawodnikiem absolutnie wyjątkowym, obdarzonym naturalnym talentem. Miał oczy dookoła głowy, a niektórych jego zagrań po prostu nie da się wytłumaczyć. Po podaniu do Karima Benzemy "Marca" zatytułowała okładkę słowami "Pięta Boga". Gdyby asysty Gutiego widniały na liście propozycji nowych cudów świata, zapewne doszłoby do detronizacji Chichén Itzá.

Awanturnik

Jeżeli w świecie futbolu liczyłyby się tylko umiejętności, Guti byłby jednym tchem wymieniany pośród legend pokroju Xaviego, Iniesty czy Xabiego Alonso. Problem w tym, że jego nieograniczony potencjał szedł ramię w ramię z wybuchowym charakterem i niedojrzałością.
Gdy Fabio Capello po raz pierwszy objął pieczę nad zawodnikami Realu, postanowił w specyficzny sposób przetestować nastawienie nowych podopiecznych. Przed pierwszym treningiem poprosił zawodników, aby zaczęli rozgrzewkę bez niego i poczekali na dalsze wytyczne do czasu aż wróci. Włoch specjalnie spóźnił się ok. 15 minut, żeby zobaczyć kto jest zaangażowany w ćwiczenia. Okazało się, że Guti w międzyczasie… zaczął się opalać.
Rok później "Królewscy" prowadzeni przez Juppa Heynckesa zdobyli Puchar Europy. Niemiec dostrzegał umiejętności Gutiego, jednak zawsze zwracał uwagę na jego brak zaangażowania, opieszałość w trakcie treningów. W finałowym meczu z Juventusem pomocnik nie podniósł się nawet z ławki. Kolejny sezon okazał się przełomowy. Guti sięgnął wraz z Hiszpanią po Mistrzostwo Europy U-21, a w klubie stworzył z Fernando Redondo perfekcyjny duet w środku pola.
Grał wszystko od deski do deski do momentu… odsunięcia go od składu. W jednym z meczów trener John Toshack wreszcie zdecydował się go zmienić. Zdawałoby się rutynowa sytuacja, ale duma pomocnika została urażona. Hiszpan postanowił wtedy wygłosić dosyć niepochlebne opinie o rodzicielce Walijczyka i za karę musiał spędzić parę tygodni z rezerwami. Do łask wrócił dopiero po zmianie trenera. Jego ścieżki znów przecięły się z del Bosque, który niespodziewanie wystawiał go na pozycji środkowego napastnika. Do Realu trafili Helguera i Makelele, zatem pomocnik musiał się nieco przebranżowić. W linii ataku nadal jednak brylował niespotykaną jakością.
W sezonie 2000/01 zanotował nawet 14 bramek w La Liga, później również kręcił się wokół dwucyfrowej liczby trafień we wszystkich rozgrywkach. Problemy pojawiły się w 2003 r., gdy Florentino Perez ściągnął kolejnego "Galaktycznego", Davida Beckhama. Guti powiedział wprost, że jeśli Anglik trafi na Bernabeu, to on odchodzi. Do pozostania przekonał go dopiero Jorge Valdano, który pełnił funkcję dyrektora sportowego.
Właściwie każdy szkoleniowiec Realu w mniejszym lub większym stopniu odczuł na własnej skórze choleryczny charakter Hiszpana. Gdy Carlos Queiroz ściągał go z boiska, Guti potrafił z impetem rzucić opaskę kapitańską. Prawdziwy szczyt frustracji nastąpił jednak za kadencji Manuela Pellegriniego.
W 2009 r. Real mierzył się w Pucharze Króla z Alcorcon. Nieoczekiwanie to trzecioligowa ekipa prowadziła po 45 minutach aż 3-0. W przerwie Guti miał krzyczeć do swoich kolegów, żeby wykazali się większym zaangażowaniem. Pellegrini kulturalnie zwrócił mu uwagę, że sam też powinien grać lepiej. Pomocnik odpowiedział swojemu trenerowi krótko, acz nad wyraz treściwie:
- Ch** ci w d**ę - miał krzyknąć Chilijczykowi prosto w twarz. Na drugą połowę już oczywiście nie wyszedł. Po spotkaniu, po raz wtóry w karierze, został odesłany do rezerw.

Prawdziwy Madridista

Chociaż Guti wywoływał konflikt za konfliktem, jego miłość do barw "Los Blancos" była oczywista i nie podlegała dyskusjom.
- Słuchałem kibiców, którzy skandowali moje imię z uwielbieniem. To było najpiękniejsze doświadczenie w moim życiu. Mogę z dumą powiedzieć, że jestem Madridistą z serca - wyznał po opuszczeniu Santiago Bernabeu.
Po kilkunastu latach spędzonych w klubie, Guti po raz ostatni nadepnął na odcisk trenerowi Realu. Jose Mourinho w swoim stylu nie dał sobie w kaszę dmuchać, co poskutkowało odejściem Hiszpana. Ostatni sezon spędził w Turcji, gdzie puściły mu już wszelkie hamulce.
Nawet po zakończeniu kariery nie ukrywał przywiązania wobec madryckiego klubu oraz antypatii w stosunku do odwiecznych rywali "Królewskich". W jednym z wywiadów wyznał, że Dani Alves to symulant, a Neymar powinien dostać Oscara za swoje "popisy". Przed derbami Madrytu w 2016 r. ogłosił zaś, że żaden piłkarz Atletico nie wywalczyłby miejsca w jedenastce Realu.
Niewykluczone, że na Bernabeu Guti nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Hiszpan obecnie pracuje jako menedżer Almerii. Na ławce trenerskiej zadebiutował jednak w roli szkoleniowca… rezerw “Królewskich”, tak dobrze mu znanych z wielokrotnych banicji. Kto wie, czy za kilka lat nie pójdzie śladami Zinedine’a Zidane’a. Pozostaje mieć nadzieję, że jako trener wykaże się szczyptę większym zapałem niż w trakcie boiskowej kariery.
- Ludzie pamiętają mnie, bo byłem inny, niż wszyscy. Gdy drużyna przegrywała, ciążyła na nas presja, wtedy grałem najlepiej. Brałem na siebie odpowiedzialność. Chciałem pokazać kto tu rządzi. Gdy prowadziliśmy, nudziłem się, szybko traciłem koncentrację - mówił sam zainteresowany po zawieszeniu butów na kołku.
Ponad 500 meczów w barwach "Los Blancos", udział przy ok. 150 bramkach, 5 mistrzostw Hiszpanii, 3 Puchary Europy - wyliczanka godna największych z największych. A jednak, w głębi duszy każdy wie, że tego niepozornego blondyna stać było na naprawdę znacznie więcej. Guti z równą lekkością rzucał "ciasteczka" za linię obrony, co kłody pod własne nogi.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również