Krwawe serce, zawieszenia i błagania. Największe niespełnione talenty z początku dekady

Krwawe serce, zawieszenia i błagania. Największe niespełnione talenty z początku dekady
Christian Bertrand | YiAN Kourt /shutterstock.com
Każdy z nich gra obecnie w klubie z najwyższej klasy rozgrywkowej w swoim kraju. Niektórzy są nawet zawodnikami zespołów z czołówki ligowej tabeli. Ale sami zapewne doskonale zdają sobie jednak sprawę, że mieli znajdować się dziś zupełnie gdzie indziej. Wszyscy mieli bowiem osiągnąć absolutny top. Na arenie klubowej i reprezentacyjnej.
Przyjrzeliśmy się rozwojowi karier po jednym z zawodników z pięciu najsilniejszych, europejskich lig. Takich, którzy wcale nie tak dawno temu uchodzili za największe piłkarskie talenty w swoich krajach, lecz - niestety - nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Trzech z nich urodziło się w roku 1990. Dwóch w roku 1992. Są wśród nich zdobywcy Pucharu Mistrzów i mistrz świata.
Dalsza część tekstu pod wideo

Mario Balotelli

- Spędziłem 14 z 15 minut przerwy, rozmawiając tylko z Mario - wspominał później Jose Mourinho. - Mówiłem mu: “Mario, nie mogę cię zmienić, nie mam na ławce napastnika. Nie dotykaj nikogo, graj tylko piłką. Kiedy ją stracimy, nie reaguj; jeżeli ktoś cię sprowokuje, nie reaguj; jeżeli sędzia popełni błąd, nie reaguj. Mario, proszę cię!”
Nie pomogło. Piętnaście minut później 19-letni wówczas Mario Balotelli obejrzał drugą żółtą kartkę, osłabiając swoją drużynę w wyjazdowym spotkaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów z Rubinem Kazań. I choć Inter sięgnął na koniec tamtego sezonu po wyczekiwane trofeum na europejskiej arenie, a sam Mourinho odszedł do Realu Madryt, niezwykle utalentowany włoski atakujący został prędko sprzedany do Manchesteru City. Nawet klubowy mistrz Europy nie mógł odrzucić kwoty transferowej opiewającej na ponad 20 milionów euro. Nie sposób było przecież przewidzieć, czy taka okazja kiedykolwiek się powtórzy.
Blisko 10 lat i - po Manchesterze City - kolejnych pięć klubów później, Balotelli zamyka tabelę Serie A jako napastnik Brescii. I choć niektórzy nigdy nie zapomną jego dwóch bramek w półfinale Euro 2012 przeciwko Niemcom czy asysty przy dającym Manchesterowi City upragnione mistrzostwo Anglii golu Sergio Aguero kilka tygodni wcześniej, dziś niespełna 30-latek zostanie prawdopodobnie bardziej zapamiętany przez… śmieszne aniżeli wybitne boiskowe wyczyny.

Asier Illarramendi

Bardzo dobrze wyszkolony technicznie i świetnie czytający grę, ale silniejszy fizycznie i bardziej wybiegany od swojego starszego kolegi - można było przeczytać o defensywnym pomocniku reprezentacji Hiszpanii do lat 21 po tym, jak sięgnęła ona po młodzieżowe mistrzostwo Europy latem 2013 roku. Wspomnianym starszym kolegą był występujący na tej samej pozycji w dorosłej kadrze “La Furia Roja”, aktualny wówczas mistrz świata i Europy - Sergio Busquets.
Latem tego samego roku Asier Illarramendi został najdroższym wtedy hiszpańskim piłkarzem w historii kupionym przez Real Madryt. Kosztował ponad 30 milionów euro, o kilka milionów więcej niż niepełną dekadę wcześniej Sergio Ramos. Dwa lata później wychowanek Realu Sociedad wrócił jednak z powrotem do domu. Na Bernabeu nie spełnił bowiem pokładanych w nim nadziei, mimo że - podobnie jak Balotelli w Interze - miał swój udział w zdobyciu utęsknionego przez “Królewskich” Pucharu Mistrzów w 2014 roku.
Dziś “Illarra” jest kapitanem rewelacyjnego w tym sezonie Realu Sociedad, czwartego w tabeli La Liga finalisty Pucharu Króla. Jest jednak kapitanem… nie grającym, wracającym do zdrowia po poważnej kontuzji z początku rozgrywek.

Yann M’Vila

Antoine Griezmann, Wissam Ben Yedder, Chris Mavinga i M’Baye Niang byli pozostałymi zawodnikami zawieszonymi przez Francuski Związek Piłki Nożnej w listopadzie 2012 roku. To Yanna M’Vilę spotkała jednak najsurowsza kara po tym, jak cała piątka reprezentantów “Trójkolorowych” postanowiła opuścić jednego wieczoru bez pozwolenia zgrupowanie francuskiej młodzieżówki. To jego zdyskwalifikowano na najdłuższy okres.
Ówczesny zawodnik Rennes był już wtedy kadrowiczem dorosłego zespołu “Les Blues”, mającym za sobą występy w finałach Euro 2012. M’Vila zakończył tamten turniej… jednomeczowym zawieszeniem. I to również “przyznanym” mu przez krajową federację. Zostając zmienionym podczas przegranego, ćwierćfinałowego meczu z Hiszpanią utalentowany środkowy pomocnik nie podał bowiem ręki selekcjonerowi Laurentowi Blanc.
Piłkarz, który znajdował się w tamtym okresie na transferowych listach Arsenalu i Tottenhamu, opuścił w końcu niedługo później Rennes na rzecz - z całym szacunkiem - Rubina Kazań. Do Francji powrócił dopiero w 2018 roku. Wraz z Saint-Etienne walczy w tym sezonie o utrzymanie w lidze.

Mario Gotze

To niesamowite, że na liście najbardziej niespełnionych talentów ostatnich lat można umieścić piłkarza, który jak niewielu innych na zawsze wpisał się do historii niemieckiego futbolu. Złotymi zgłoskami. I na zawsze w niej pozostanie.
Zdobywając zwycięską bramkę w finale mistrzostw świata, Mario Gotze zapewnił sobie nieśmiertelność. Mylił się jednak ten, kto spodziewał się, że po powrocie z brazylijskiego mundialu kariera wyjątkowo uzdolnionego rozgrywającego znowu nabierze rozpędu.
Dziś, czwarty sezon po powrocie do Borussii Dortmund, Gotze rzadko podnosi się z ławki rezerwowych. W reprezentacji nie zagrał od trzech lat. I aż się serce kraje, przypominając sobie potencjał, jaki pokazywał jeszcze jako nastolatek.

Jack Wilshere

Czy można sobie wyobrazić lepsze piłkarskie połączenie niż “hiszpańska technika” i “angielskie serce”? Właśnie w taki sposób młodego Jacka Wilshere’a opisywał jego klubowy trener - Arsene Wenger. Tymczasem Dani Alves porównywał potencjał “Jackiego” do tego Xaviego czy Andresa Iniesty. Zachwycali się nim Bastian Schweinsteiger, Marco Reus czy Gennaro Gattuso. I wielu, wielu innych.
Obok Gotze, właśnie rozwój kariery zapewne byłego już reprezentanta Anglii stanowi największą zagadkę. Czy tylko aspekty zdrowotne rzeczywiście zadecydowały o tym, że Wilshere jest dziś zawodnikiem - znowu: z całym szacunkiem dla tego dużego klubu - zaledwie West Hamu United? Czy na tym poziomie naprawdę nie potrafiono zapewnić tak niesamowicie utalentowanemu piłkarzowi lepszej opieki medycznej? A może był jeszcze jakiś powód?
Dziś z rozrzewnieniem można tylko wspominać mecz ⅛ finału Ligi Mistrzów z 2011 roku, w którym 19-letni Wilshere z trudną do opisania gracją i determinacją dominował w środku pola nad Xavim, Iniestą i Busquetsem. Jakby to powiedzieli Anglicy, cóż to był dopiero za talent pokoleniowy.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również