Notował lepsze liczby od Ronaldo, Beckhama, Figo i Raula. Bale miał wszystko, by zostać legendą Realu Madryt

Notował lepsze liczby od Ronaldo, Beckhama, Figo i Raula. Bale miał wszystko, by zostać legendą Realu Madryt
Jose Luis Cuesta / PressFocus
Odszedł z Realu z większą liczbą goli niż Ronaldo Luis Nazario de Lima. Mając więcej asyst niż David Beckham. Więcej rozegranych meczów niż Luis Figo. Więcej wygranych finałów Ligi Mistrzów niż Raul. Pomijając ostatnie dwa lata, “Książę Walii” Gareth Bale zrobił dla “Królewskich” mnóstwo dobrego. I to trzeba mu oddać.
Powinien być legendą tego klubu. Nie dość, że nie jest, to jeszcze nie zrobił nikomu żadnej przykrości swoim odejściem. Przeciwnie. Pojawiło się poczucie ulgi, a także złości i rozczarowania, że nie nadeszło to szybciej. “Bye, bye, Bale” - beznamiętnie pożegnał Walijczyka madrycki “AS”, pisząc: “kosztował 101 milionów euro, a pozostawił po sobie niewielką kolekcję kluczowych goli, długą historię kontuzji i jeszcze więcej kontrowersji poza boiskiem. Wszystko, czego Real by sobie nie życzył”. I kończy tekst słowami: “każda minuta gry Garetha kosztowała klub 23 800 euro”. O ile z drugą częścią trudno polemizować, to z pierwszą można i należy się spierać. Mistrzowie Hiszpanii naprawdę mają mu za co dziękować.
Dalsza część tekstu pod wideo

Gol w debiucie

Przypomnijmy sobie wrzesień 2013 roku. “Królewscy” pobili właśnie transferowy rekord, podpisując umowę z ówczesnym walijskim talizmanem Tottenhamu. Media natychmiast postawiły na tej transakcji wiele znaków zapytania. Czy się spłaci? Czy pokaże się z tak dobrej strony, jak w Londynie? Czy będzie robił odpowiedni wiatr na skrzydle? Cóż, odpowiedzi nadeszły już w pierwszym spotkaniu.
Bale potrzebował zaledwie 38 minut, aby otworzyć własne konto bramkowe. Wygrał fizyczną walkę w polu karnym i dołożył nogę do starannie zagranej piłki od Daniego Carvajala. Napastnik świętował, obejmując Cristiano Ronaldo. 14 dni wcześniej przyćmił go pieniędzmi, które trzeba było za niego zapłacić. Po latach okazało się, że, niestety, tylko tym finansowym wpisem przewyższył Portugalczyka.

Pierwszy hattrick

Z Anglików tylko Gary’emu Linekerowi udało się strzelić trzy gole w jednym meczu w lidze hiszpańskiej. Bale wymazał rekord legendarnego snajpera reprezentacji “Trzech Lwów” ostatniego dnia listopada 2013 roku.
Dokonał tego w spotkaniu przeciwko Realowi Valladolid. Co istotne, w sytuacji, gdy “Los Blancos” nie mogli skorzystać z Cristiano. To był hattrick idealny. Gole padały po strzałach z prawej nogi, lewej oraz z główki. Atakujący zakończył wspaniałe dzieło trafeniem z 89. minuty po dośrodkowaniu Marcelo. Opuszczając stadion, zapytany, gdzie jest futbolówka, uśmiechnął się i odpowiedział: - Tu, w worku, wszyscy koledzy się na niej podpisali. Madryt powoli się w nim zakochiwał, mimo że Gareth nie potrafił po hiszpańsku powiedzieć ani jednego słowa.

Cudowny gol w finale Pucharu Króla

Cardiff Express wyruszył o 23.12 i wrócił z trofeum na pokładzie. To był jego pierwszy skalp w barwach Realu, a w dodatku wywalczony w tak magiczny sposób. Szybkość Garetha zapierała dech w piersiach. Wystartował jeszcze na swojej połowie. Mając przed sobą obrońcę Barcelony, Marca Bartrę, wypuścił sobie daleko piłkę, ominął przeciwnika biegnąc obok linii bocznej boiska, a na koniec jeszcze “przedziurawił” bramkarza. To gol, który przez długi czas był wizytówką nowego-starego gracza Tottenhamu.
Emilio Butragueno, legenda klubu, z podziwem ujął to w ten sposób: - Przebiegł 50 metrów z przerażającą mocą. A trener Carlo Ancelotti tylko cmoknął z uznaniem. - Miałem doskonały widok. Fantastyczny gol niezwykłego gracza. Mamy szczęście, że gra dla nas - mówił z przejęciem. Finał Garetha Bale’a. Szczytowy moment w jego przygodzie z Realem.

Europejska gloria

Miesiąc później miał już drugie trofeum. Jeszcze cenniejsze. “Królewscy” pozostawali bez triumfu w Lidze Mistrzów od długich dwunastu lat. Aż do 24 maja 2014 roku. Jednak nadzieje Realu na napisanie pięknego scenariusza do “La Decimy” wyglądały dość ponuro, bo do 93. minuty przegrywał z Atletico 0:1. Losy odwróciły się po golu “El Capitana”, Sergio Ramosa.
W dogrywce załamanych chłopaków Diego Simeone najpierw pogrążył właśnie Bale.
- Nie przyjechałem tu, aby zagrać w finale. Przyjechałem tu, aby wygrać - mówił dziennikarzom w Lizbonie. Po golu podbiegł do bocznej chorągiewki i upadł na kolana. Madryt już wiedział, że jest mistrzem Europy. Pierwszy sezon Bale’a w Realu zakończył się niezwykłą glorią. Najdroższy gracz na świecie zdobywający najważniejszą na świecie nagrodę w piłkarskich rozgrywkach klubowych. W zespole, który przez tak okropnie długi czas nie był w stanie tego dokonać. Lepiej się nie dało.

Fantastyczna czwórka

Sezon 2015/16 nie należał do najbardziej udanych w wykonaniu Walijczyka. Po raz kolejny kontuzje przeszkadzały mu w oczekiwanych postępach. Zagrał ledwie w 30 spotkaniach. Ale kiedy już znajdował się na boisku, zazwyczaj nie zawodził. Pokonywał bramkarzy 19 razy w 23 ligowych partiach. Cztery z tych goli padły w strzelaninie, jaką Real zapewnił Rayo Vallecano na Santiago Bernabeu. “Królewscy” zmiażdżyli rywala, ładując mu aż 10 bramek, zaś tracąc tylko dwie. Cztery gole Bale’a, hat-trick Benzemy, dublet Ronaldo i pojedyncze trafienie Danilo. Kareta asów.
Mimo tej niesamowitej wygranej, posada ówczesnego trenera Rafy Beniteza wisiała na włosku. Niespełna dwa tygodnie później, parę dni po Nowym Roku, stery drużyny objął Zinedine Zidane. I, jak pokazała historia, paradoksalnie najlepszy czas klubu w dziejach, zbiegł się z krytycznymi chwilami fantastycznego zawodnika rodem z Walii.

Finał Ligi Mistrzów 2018

Wszedł jako rezerwowy i wykonał absurdalną próbę strzału z przewrotki. Niesamowite, że to weszło. Drugi gol zapewnił mu i “Los Blancos” czwartą Ligę Mistrzów w ciągu pięciu lat. Ci jednak, którzy przyglądali mu się wtedy bliżej, wiedzieli, że to początek końca Bale’a w klubie. Przez całą wiosnę patrzył z ławki rezerwowych smutnym wzrokiem na swoich kolegów, poruszony i niezdolny do zrozumienia, dlaczego nie gra. Kilkanaście minut po tym, jak na jego szyi zawisł medal, powiedział, że rozważa odejście. Wtedy zabrzmiało to jak groźba i presja na to, by potraktować go poważnie.
Działacze “Królewskich” nie mogli sobie pozwolić na stratę dwóch świetnych piłkarzy, Cristiano Ronaldo nie dało się już dłużej utrzymać w Madrycie, ale Gareth Bale, skuszony gigantycznymi pieniędzmi (17 milionów euro rocznie) w nowej umowie, ostatecznie został. Gdyby wtedy odszedł, znalazłby się sposób na godne pożegnanie, z zapewnionym statusem legendy, z niezmąconą reputacją, prawdopodobnie bez docinek o “golfiście” i toksycznych relacji z byłą drużyną.
Żaden z fanów Realu nie chce tego słuchać, ale teoretycznie Gareth Bale może wrócić na Bernabeu w lipcu przyszłego roku, jeśli Tottenham nie skorzysta z opcji przedłużenia wypożyczenia. Zakładając, że Zidane utrzyma się na stanowisku, żadna ze stron nie wyobraża sobie takiego come backu i pojękiwania w mediach, robienia z siebie pajaca na trybunach oraz jawnego działania na szkodę klubu. Bo z gry dla mistrza Hiszpanii Gareth Bale wymeldował się dawno temu. Szkoda tylko, że przez tak długi czas nie potrafił się do tego przyznać.

Przeczytaj również