Kumpel Jacka Sasina odpuścił, kapitan naszej reprezentacji wraca do kadry. Koniec cyrku w polskim baskecie?

Kumpel Jacka Sasina odpuścił, kapitan naszej reprezentacji wraca do kadry. Koniec cyrku w polskim baskecie?
Xinhua/PressFocus
Prezes knujący intrygi przeciwko kapitanowi, selekcjoner postawiony pod ścianą. W efekcie - odstawienie kapitana od reprezentacji. Tak wyglądała ostatnio rzeczywistość w polskiej kadrze koszykarzy. Konflikt nawarstwiał się z każdym kolejnym brakiem nazwiska Adama Waczyńskiego na liście powołań do kadry. Dopiero teraz strzelec wyborowy wrócił do łask. Ale okoliczności towarzyszące ogłoszeniu decyzji zakrawają na moralny upadek związkowych działaczy. To się w głowie nie mieści!
Rok 2019 to niezwykle udany okres w annałach polskiego basketu. Polska po pięćdziesięciu dwóch latach awansowała na koszykarskie mistrzostwa świata, gdzie zaprezentowała się z najlepszej możliwej strony. Podopieczni Mike’a Taylora pokonali Chiny po pełnym spotkaniu pełnym kontrowersji oraz wznieśli się na wyżyny własnych umiejętności, fundując bilet powrotny ekipie Rosji. Adam Waczyński był - obok Mateusza Ponitki - jedną z wiodących postaci drużyny, która mentalnie przewyższała wspomnianych rywali przynajmniej o klasę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wydawało się, że ósme miejsce na mundialu w Chinach stanie się fundamentem promującym basket w Polsce na lata. Azjatycki sukces miał pociągnąć za sobą lawinę inwestycji, pozwolić na pozyskanie potencjalnych, silnych sponsorów, zainteresować koszykówką jeszcze większą rzeszę młodzieży. Jednak pewnego pięknego dnia na liście nominacji na kolejne mecze kadry trener Mike Taylor nie uwzględnił kapitana naszej reprezentacji, wspomnianego Waczyńskiego. W kuluarach szeptano o kontuzji „Wacy”. Potem, że niski skrzydłowy potrzebuje odpoczynku. Jak było naprawdę? Dziś to już nie jest żadną tajemnicą. Wszystko za sprawą charakteru, jak się okazało, „leśnego dziadka” na stołku - prezesa PZKosz, Radosława Piesiewicza.

Poplecznik Sasina

Piesiewicz od początku był postrzegany przez kibiców kadry jako zło wcielone, ponieważ do obejmowania następnych wysokich stanowisk w polskim sporcie przepychały go najwyraźniej koneksje polityczne. To przyjaciel popularnego z wiadomych przyczyn wicepremiera Jacka Sasina. Facet, wobec którego CBA prowadziło śledztwo ws. nadużyć finansowych. Ale to przede wszystkim człowiek, który dostał się najpierw do zarządu PZPS dzięki rekomendacji Sasina, a później został nowym szefem basketu w Polsce.
Po pojedynku MŚ w Chinach przeciwko gospodarzom, w którym ściany pomagały zawodnikom z „Państwa Środka”, zaś sędziowie robili wszystko, co w ich mocy, by Polacy ponieśli porażkę, prezes wpadł do szatni, wulgarnie ciesząc się z sukcesu osiągniętego przez naszych koszykarzy. To jeszcze byłem w stanie zrozumieć, bo emocje na tym poziomie towarzyszą każdemu. Jak kretyn broniłem zachowania Piesiewicza, ale kiedy zaczęły do mnie napływać alarmujące sygnały na temat krzywych akcji znajomego pana Sasina, straciłem wiarę.
Kilka miesięcy po zakończeniu chińskiego mundialu, Adam Waczyński nie otrzymał powołania do reprezentacji Polski, a kibice doświadczyli tzw. wojny oświadczeń. Gdy przeczytałem poniższy komunikat „Wacy”, od razu pomyślałem, że nie ma wątpliwości, kto w tym sporze jest pokrzywdzonym. Najgorsze, że przez ten konflikt cierpiała również cała polska koszykówka.
- Moją pierwszą reakcją był szok. Zupełnie nie mogłam pojąć, co się wydarzyło i jak to jest możliwe, by najlepszy - w ocenie wielu osób - na mistrzostwach w Chinach koszykarz nie znalazł się w kadrze narodowej. Kiedy przeczytałam oświadczenie Waczyńskiego, a potem odpowiedź prezesa Piesiewicza, zrozumiałam, że umiejętności sportowe nie mają tu żadnego znaczenia. Ewidentnie zagrały osobiste uprzedzenia prezesa - mówi nam dziennikarka “Radia Eska Łódź”, Małgosia Błażewicz.

Narzucona selekcja

Przejmując kadrę w 2014 roku, trener Mike Taylor zarzekał się, że najważniejsze będzie dla niego budowanie chemii w drużynie oraz dobro zawodników, z którymi przyjdzie mu współpracować. Waczyński wielokrotnie zgłaszał amerykańskiemu szkoleniowcowi, że prezes Piesiewicz traktuje go - delikatnie rzecz ujmując - po macoszemu. Reakcja Taylora? Żadna! Wiadomo: najlepiej umywać ręce. Udawać, że nic się nie wydarzyło, nadal uparcie twierdząc, że atmosfera wokół zespołu narodowego jest najważniejsza.
Naciski sternika polskiego basketu na decyzję selekcjonera okazały się bardzo skuteczne. Oczywiście, Taylor bronił się tym, że kapitan naszej reprezentacji podważa jego autorytet, i że nikt z władz PZKosz nie ingerował, ani nie sugerował szkoleniowcowi, kto ma znaleźć się na liście powołań. Rzekomo słowa Adama podważały autorytet Taylora w zespole. Panie trenerze, takie bajki to proszę serwować dzieciom na dobranoc, a nie inteligentnym ludziom. Adam prosił o pańską interwencję w rzeczonej kwestii. Efekt? Grobowa cisza.
Podejrzewamy, że prezes Piesiewicz w stosunku do selekcjonera też wyciągnął kilka jadowitych asów z rękawa. Można przypuszczać, że postawił trenera pod ścianą, ponieważ szczerze wątpimy, żeby Mike Taylor sam z siebie zablokował występy Waczyńskiego w kadrze. Wpływy Piesiewicza najwyraźniej wzięły górę nad sportowymi argumentami Amerykanina. Natomiast warto zapamiętać cytat z „Wilka Stepowego” autorstwa Hermanna Hesse: „Człowiek władzy ginie od władzy, człowiek pieniędzy od pieniędzy, poddany od służenia, rozpustnik od rozpusty”. Nikt nie jest nietykalny. Zawsze znajdzie się grubsza ryba.
Wyobraźcie sobie teraz sytuację analogiczną. Prezes PZPN, Zbigniew Boniek, nagle zaczyna mieć na pieńku z Robertem Lewandowskim, po czym nakazuje Paulo Sousie, żeby nie powoływał kapitana do reprezentacji. Nie do wiary, prawda? Ano, właśnie! To tyczy się każdego innego sportu, których związkowcy nie mogą odpowiadać za selekcję. Bo w przeciwnym wypadku, po co w ogóle zatrudniać selekcjonerów? Gdyby faktycznie doszło do takich obrazków, to absurd absurdem by absurd poganiał.

Murem za „Wacą”

Kiedy Piesiewicz zamurował Waczyńskiemu wejście do kadry, środowisko koszykarskie w Polsce stanęło murem za „Wacą”. Akcję w mediach społecznościowych poparły tysiące fanów zawodnika, dziennikarzy, legend basketu oraz przede wszystkim orędowników zwyczajnej sprawiedliwości. Kapitana reprezentacji wsparli m.in.: Marcin Gortat, Maciej Zieliński czy Eugeniusz Torchała. Obojętni na losy Adama pozostali za to koledzy z kadry. Jedynym, który zdecydowanie odważył się wyrazić własną dezaprobatę dla decyzji o odsunięciu Waczyńskiego od zespołu, był wówczas Tomasz Gielo.
Zanim batalia o powrót „Wacy” na łono kadry przyniosła oczekiwane efekty, musiało upłynąć sporo wody w Wiśle. Niemniej, opłaciło się. Prezes PZKosz chyba poczuł na swoich plecach oddech niepowodzenia, a to przecież właśnie przez niego polska koszykówka przeżywała serię rozczarowań.
- Na łamach mediów padło zbyt wiele bolesnych słów. Nie odczułem żadnej próby rozwiązania problemu. Chciałbym jednak to wszystko wyjaśnić w cztery oczy. Otrzymałem wielkie wsparcie ze strony kibiców, za co bardzo dziękuję. Dali mi bardzo dużo siły i właśnie dla nich chciałbym wrócić do reprezentacji. Moje wartości się nie zmieniły. Nadal będę walczył o dobro polskiej koszykówki - akcentuje w rozmowie z nami Adam Waczyński.

Koszykarski wstrząs

Już inauguracja kwalifikacji do Eurobasketu 2022 pokazała, jak bardzo potrzebny drużynie narodowej jest Adam Waczyński. Bez prawowitego kapitana Polska uległa przed własną publicznością Izraelowi (71:75). I choć później przyszły triumfy nad Hiszpanią czy Rumunią, rewanż z listopada ubiegłego roku znowu obnażył mankamenty reprezentacji. Ewidentnie brakowało iskry, którą „Waca” potrafił wykrzesać z drużyny jak nikt inny.
Czy obie przegrane w meczach przeciwko Izraelowi odcisnęły piętno na wysłaniu powołania Waczyńskiemu? Z pewnością. Niski skrzydłowy Unicajy Malaga to zawodnik, z którego tylko osoby niepoczytalne mogłyby zrezygnować. „Waca” to profesjonalista, synonim słowa kapitan, definicja terminu patriota. Topowy koszykarz hiszpańskiej ACB niebawem będzie miał możliwość udowodnienia przydatności w kadrze. Jak ważny jest udział Adama w zbliżającym się zgrupowaniu reprezentacji, przekonuje też nas Maciej Zieliński.
- Trudno wyobrazić sobie kadrę bez koszykarza takiego formatu, jakim jest Adam Waczyński. Facet gra z powodzeniem w Hiszpanii, w jednej z najlepszych europejskich lig, więc siłą rzeczy musiał dostać powołanie. Co na tym zaważyło? Myślę, że w PZKosz poszli po rozum do głowy, ale również wsparcie koszykarskiej opinii publicznej wywarło na nich gigantyczną presję. Zjednoczyliśmy się. Pokazaliśmy, że za „Wacą” skoczymy w ogień, używając konkretnych argumentów sportowych. Mam nadzieję, że panowie wyjaśnią zaszłości na gruncie prywatnym, ponieważ obecność Adama w składzie reprezentacji oraz stworzenie wokół niej dobrej atmosfery to klucz do sukcesu - podkreśla legenda Śląska Wrocław.

Słodko-gorzki powrót

„Waca” wreszcie doczekał się nominacji od selekcjonera Mike’a Taylora, ale sposób przekazania mu tej jakże radosnej informacji to istna kompromitacja Polskiego Związku Koszykówki. Bo jak inaczej ująć fakt, że zawodnik otrzymał powołanie bez wcześniejszego wyjaśnienia napiętych stosunków na linii Piesiewicz-Waczyński. Żadnego połączenia telefonicznego, brak chociażby śladowej skruchy, bez nawiązania dialogu. Prezes zrobił sobie z PZKosz spółkę pozbawioną odpowiedzialności i - co istotniejsze - moralności.
- O powołaniu dowiedziałem się z mediów społecznościowych. Przez ponad rok nie było próby kontaktu. Nie liczę, że teraz będzie inaczej. Pogodziłem się z tym i obecnie mogę tylko walczyć o to, żeby nikogo innego coś takiego w przyszłości nie spotkało. Żeby w drużynie narodowej każdy był traktowany równo - podsumowuje sytuację „Waca”.
Gracz Unicajy Malaga znalazł się w piętnastoosobowym składzie reprezentacji Polski na kluczowe mecze z Hiszpanią i Rumunią. Teraz wypada już tylko obserwować rozwój sytuacji, bo o to, że „Waca” da z siebie maksimum, jesteśmy nad wyraz spokojni. Pozostaje temat układu zamkniętego na szczycie tzw. związkowych elit. Aczkolwiek, jak mówi Waczyński: „Z orzełkiem na piersi nie gra się dla prezesa, nie gra się nawet dla trenera. Gra się dla wszystkich kibiców w kraju, a przy okazji dla siebie, bo nie ma większego zaszczytu niż występy w drużynie narodowej”. Panie Adamie, tak trzymać!

Przeczytaj również