La Liga? No, gracias. W Hiszpanii nie opłaca się grać. Trzy filary wielkiego kryzysu tamtejszych rozgrywek

La Liga? No, gracias. W Hiszpanii nie opłaca się grać. Trzy filary wielkiego kryzysu tamtejszych rozgrywek
Cordon Press / PressFocus
Jeszcze niedawno niepodzielnie rządzili w całej Europie. Nic jednak nie trwa wiecznie. Okres dominacji hiszpańskich zespołów w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Starego Kontynentu definitywnie się zakończył. Jak do tego doszło? Nie wiem. Warto się nad tym pochylić. Są trzy główne filary regresu rozgrywek La Liga.
Nie da się ukryć, że najwyższa klasa rozgrywkowa w Hiszpanii była w poprzedniej dekadzie po prostu bezkonkurencyjna. W latach 2011 - 2020 zespoły z La Liga sześć razy triumfowały w Lidze Mistrzów oraz Lidze Europy, a także siedmiokrotnie sięgały po Superpuchar UEFA. To mówi samo za siebie - byli najlepsi, bezsprzecznie. Nie można jednak wiecznie opalać się w blasku dawnej chwały, bo wydaje się, że okres podporządkowania sobie europejskiej piłki klubowej Hiszpania ma już za sobą.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nie można żyć historią

Sama intuicja, wspomagana nawet jedynie wybiórczą wiedzą na temat europejskich pucharów z ostatnich kilkunastu lat, zdaje się podpowiadać, że La Liga dominowała w Europie w sposób bardzo wyrazisty. Zebraliśmy jednak wszystko w liczby, by pokazać jak wielka była to przewaga. Spójrzcie na zbiór reprezentantów poszczególnych lig od fazy ćwierćfinałowej Ligi Mistrzów (+ Ligi Europy) od sezonu 2010/2011 do kampanii 2019/2020:
  • Hiszpania: 25 (+16) - 41 zespołów
  • Anglia: 15 (+10) - 25 zespołów
  • Niemcy: 12 (+8) - 20 zespołów
  • Włochy: 9 (+7) - 18 zespołów
  • Francja: 9 (+3) - 12 zespołów
A teraz weźmy zestawienie z 3 ostatnich sezonów (licząc obecny):
  • Anglia: 8 (+6) - 14 zespołów
  • Hiszpania: 3 (+5) - 8 zespołów
  • Niemcy: 4 (+2) - 6 zespołów
  • Włochy: 2 (+3) - 5 zespołów
  • Francja: 3 (+0) - 3 zespoły
Wnioski nasuwają się same - niegdyś typowo hiszpańskie podwórko stało się bardziej kompetytywne. Anglia zdetronizowała Hiszpanów pod tym kątem i rozsiadła się wygodnie na szczycie zestawienia. Co więcej, pierwszy raz od 2011 roku, Hiszpania nie znajduje się na topie klubowego rankingu UEFA. Tu znów prym wiodą zespoły z Premier League.
Nie możemy mówić jednak o kryzysie hiszpańskiej piłki. Jest na to zdecydowanie za wcześnie. W końcu jeszcze stosunkowo niedawno Real Madryt dokonał historycznego osiągnięcia i zapisał się na kartach historii jako jedyna drużyna, która trzy razy z rzędu wygrała najbardziej prestiżowe klubowe rozgrywki.
Możemy jednak zaobserwować pewną tendencję, a to dla fanów zespołów z La Liga może być już nieco niepokojące. Jeśli kiedyś gigantyczna przewaga była normą, należy zastanowić się, dlaczego doszło do wyrównania szans.

Kwestia finansów

By zagłębić się w przyczyny takiego stanu rzeczy, gorąco polecam sprawdzić materiał Tomasza Ćwiąkały, który był jedną z inspiracji do powstania tego tekstu. Ćwiąkała podkreśla, że brak dominacji Hiszpanów jest wielowymiarowy.
Nie od dziś wiadomo, że w przypadku wybierania nowego klubu, zawodnicy kalkulują i przeliczają potencjalne zarobki. To jeden z elementów futbolu, czy się to komuś podoba czy nie. I wygląda na to, że La Liga znajduje się na szarym końcu, jeśli chodzi o opłacalność ruchu transferowego. Wszystko rozbija się o system podatkowy w Hiszpanii.
Syn legendarnego Johana Cruyffa, Jordi, kilkukrotnie wypowiadał się już na ten temat. To sprawa, która zostaje poruszana coraz częściej. W końcu w dobie kryzysu, niesprzyjające warunki bardziej dają się we znaki. - Widzimy wielkich piłkarzy opuszczających rozgrywki La Liga - mówi Cruyff.
Problemem są podatki. Pod tym kątem, granie poza Hiszpanią to przewaga. Przez to piłka hiszpańska staje się coraz słabsza na tle konkurencji. I wydaje się, że takie głosy zaniepokojenia są jak najbardziej słuszne. Jak inaczej ocenić fakt, że nawet prezydent La Liga zgadza się z owymi twierdzeniami.
- Będziemy świadkami masowej migracji talentu do innych krajów - twierdzi Javier Tebas, prezydent La Liga. - Liga straci zawodników, którzy generują 1,37% krajowego PKB i obsadzają około 180 tysięcy miejsc pracy.

Problem podatkowy

Bardzo nieopłacalny dla piłkarzy system podatkowy został dość dosadnie obnażony na początku tego roku, gdy do mediów wyciekły informacje o wysokości zarobków Leo Messiego. Na tym przykładzie dokładnie widać, dlaczego zawodnicy zaczynają się poważnie zastanawiać przed zmianą barw klubowych na hiszpańskie.
Wyciek medialny głosił, że Leo Messi zarabia w przeciągu czterech sezonów około 555 milionów euro. Ten moment wykorzystał wspomniany Javier Tebas, by podkreślić, jak wielka przepaść dzieli Hiszpanię i inne kraje w czołówce lig europejskich. Bo spójrzcie na to. Kwota 555 milionów euro to niebagatelna suma, ale ile z tego to faktyczny przychód do kieszeni Argentyńczyka? Jakieś 285 milionów. To wciąż piekielnie dużo pieniędzy, ale kwota po odliczeniu podatków zmniejszyła się o prawie 50%! Horrendalna różnica.
Dla przykładu dodać można, że gdyby ten sam kontrakt funkcjonował we Włoszech, Messi otrzymałby z niego kwotę w granicach 420 milionów euro. To kolosalna różnica, doskonale widoczna w przypadku tak wysokich liczb. A przecież wszyscy piłkarze przeliczają zyski, to zupełnie normalne.

Rozwój futbolu - intensywność

Futbol stale się rozwija. Sztaby szkoleniowe największych zespołów ciągle szukają najbardziej skutecznych rozwiązań, które na dłuższą metę zagwarantują najlepsze wyniki. Obecnie, najbardziej popularnym trendem jest postawienie na bardzo dużą intensywność i nękanie rywala w każdej sekundzie meczu. Taki kierunek obejmuje coraz więcej europejskich klubów, a przykładami niech będą takie zespoły jak Manchester City, Liverpool, PSG, Bayern Monachium czy RB Lipsk. Co jednak kryje się za nazwą “intensywność”?
To nieustępliwy pressing w każdej strefie boiska. Ciągły nacisk na obrońców rywala, nawet przy głębokim rozgrywaniu pod polem karnym. I właśnie w tym aspekcie zespoły hiszpańskie zdają się odstawać na tle drużyn z innych czołowych lig Europy. W szerszym ujęciu widoczne jest to w bezpośrednich spotkaniach w europejskich pucharach.
Meczem, który sam nasuwa się jako przykład, jest bez wątpienia zeszłoroczna deklasacja Barcelony przez Bayern Monachium. W przeciągu całego dwumeczu widoczne było, że piłkarze “Blaugrany” nie radzą sobie z wysokim pressingiem, nie stosując tego typu presji na monachijczykach. I owszem, można tutaj powiedzieć, że gigant Bundesligi rywalizował z ekipą w ogromnym w kryzysie. Jednak jedną z podwalin pod taką, a nie inną grę Bayernu ostatnimi czasy jest bez wątpienia ta ciągła chęć nękania rywala i wywierania na nim presji.
Jednak nie samą czołówką tabeli określa się poziom danej ligi. Gdy spojrzymy na statystyki stanowiące o chęci zespołów do pressingu, zdamy sobie sprawę, że różnica między rozgrywkami La Liga, a chociażby Bundesligą jest dosyć duża. Spójrzcie na średnią ilość prób pressingu w strefie ataku dla 5 topowych lig Europy w tym sezonie (przy podziale boiska na 3 równe strefy):
  • Niemcy – 32,2 próby / 90 minut
  • Anglia – 30,8 próby / 90 minut
  • Włochy – 30,5 próby / 90 minut
  • Francja – 29,8 próby / 90 minut
  • Hiszpania – 29,6 próby / 90 minut
Na pierwszy rzut oka może to nie robić wielkiego wrażenia. Należy jednak pamiętać, że to średnia dla całej ligi na jedno spotkanie. Takich potyczek podczas całego sezonu jest 36 czy 38, zależnie od kraju. Z każdym kolejnym rozegranym meczem, przewaga innych lig w tym aspekcie rośnie.
Różnice mogą oczywiście wynikać z taktyki poszczególnych zespołów. Jednak po ostatnich świetnych wynikach klubów niemieckich i angielskich, można wysnuć tezę, że trend stawiania na intensywną grę wynika z jego efektywności. Widać to po statystykach na ligowym podwórku oraz spotkaniach bezpośrednich na arenie międzynarodowej.
Jak myślicie, kto w tym sezonie w Hiszpanii wiedzie prym jeśli chodzi o grę pressingiem w strefie ataku? Barcelona, Real? Otóż nie. To Eibar. Podczas całej zeszłej kampanii również piłkarze Eibaru wykazali największą skłonność do wywierania presji na rywalu. Nie oznacza to jednak, że ekipa Jose Luisa Mendilibara perfekcyjnie opanowała ten aspekt. Po prostu wyróżniają się w tym aspekcie na tle innych drużyn La Liga. Jednak w innych topowych ligach Europy zawsze znajdziemy kilka zespołów lepiej grających pod tym kątem.

Czy są powody do obaw?

Czy fani rozgrywek La Liga powinni się więc obawiać, że liga hiszpańska zostanie niedługo daleko w tyle za konkurencją? Nie wydaje się. Piłka nożna cały czas ewoluuje, a trendy wytyczane przez najlepszych trenerów i zawodników są sukcesywnie wdrażane na każdym krajowym podwórku. Obecnie stawia się na dużą intensywność, która przynosi wymierne efekty. Nawet zespoły niefunkcjonujące w myśl tej zasady zdają sobie sprawę z jej użyteczności, co ma swój efekt w jej implementacji lub próbach skontrowania.
Niepokojący może być jednak aspekt finansowy, które konsekwentnie przestrzega zawodników przed zbyt szybką decyzją o przenosinach na Półwysep Iberyjski. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na rozwój sytuacji, mając na uwadze pojawiające się zależności. Ale dziś liga hiszpańska zwyczajnie straciła na atrakcyjności.

Przeczytaj również