Mało ekskluzywna twarz Lecha Poznań w końcówce. Zaskakująca zmiana van den Broma. "Mecz został przepchnięty"

Mało ekskluzywna twarz Lecha w końcówce. Zaskakująca zmiana van den Broma. "Mecz został przepchnięty"
Paweł Jaskółka/Press Focus
Lech Poznań jest jedną nogą w fazie grupowej. Wygrał w pierwszym meczu 2:0 z F91 Dudelange w play-off Ligi Konferencji Europy i z taką zaliczką uda się na rewanż. Dalej nie był to jednak porywający "Kolejorz", ale potwierdził swoją dobrą formę w pucharach przy Bułgarskiej. Kolejnego gola dołożył Kristoffer Velde.
Już przed samym spotkaniem jednym z głównych tematów była frekwencja na trybunach stadionu mistrzów Polski. Ostatecznie "nie pękła" liczba 10 tysięcy ludzi, co przy Bułgarskiej zdarza się bardzo rzadko albo w czasach bojkotu. Tak mała liczba jest głównie skutkiem tego, co (znowu) stało się z "Kolejorzem" po zdobytym mistrzostwie.
Dalsza część tekstu pod wideo
W czwartek przy Bułgarskiej pojawiło się 9150 osób. To o 39 osób więcej niż na spotkaniu z Dinamem Batumi. "Kolejorz" wygrał, ale swoją grą nie przekonał.

"Pozdrowienia" dla działaczy

Na początku meczu ze sporym zaciekawieniem kibice spoglądali na popularny "Kocioł". Na trybunie, gdzie zasiadają najbardziej zagorzali fani, wywieszono transparenty pozdrawiające Piotra Rutkowskiego, Tomasza Rząsę, i o dziwo, Karola Klimczaka, który często był oszczędzany w tego typu demonstracjach. Wisiały one do 15 minuty meczu.

Velde i jego pucharowa twarz

Lech już w pierwszym kwadransie wyszedł na prowadzenie za sprawą Kristoffera Velde. Krytykowany przez kibiców Norweg znowu błysnął w europejskich pucharach. To był jego trzeci gol w tych rozgrywkach. "Kris" wywalczył rzut rożny, a potem zebrał piłkę przed polem karnym i oddał mierzony strzał, nie dając szans bramkarzowi rywali.
To uderzenie można było skojarzyć nie z jego dotychczasowych bramek dla Lecha, ale z filmików, jakie można było zobaczyć przed jego transferem do Poznania. Może Norweg wreszcie nawiąże do udanego poprzedniego sezonu w Haugesund, skąd głównie był materiał wideo. Ewidentnie jest to piłkarz, który zyskał za kadencji van den Broma i mimo jego niechlujności, trzeba docenić go za to, że jest konkretny. W pucharach pokazuje swoją lepszą twarz, jak zresztą cały Lech.

Chodzi o awans czy o trzy punkty?

Po strzelonym golu Lech stanął. Właściwie do przerwy i do zdobycia drugiej bramki nie był zbyt konkretny. Jakby zadowolił się jednobramkowym prowadzeniem. Można było odnieść wrażenie, że to mecz ligowy o punkty, a nie o awans do następnej rundy, gdzie liczy się jak największa zdobycz bramkowa.
Szczególnie ten brak pomysłu dziwił przy tak przeciętnym rywalu. Ciężko było nie odnieść wrażenia, że Lech z rundy na rundę trafia łatwiejszych przeciwników, lecz jego gra się nie poprawia.
W grze dość mocno szwankowały fazy przejściowe, co było skutkiem braku kontroli nad meczem. Na szczęście dla lechitów do siatki trafił jeszcze niezawodny w pucharach Mikael Ishak, dla którego był to 12. gol dla "Kolejorza" w europejskich pucharach. Strzelony ze spalonego, ale Lechowi szczęście oddało za mecz w Baku z Karabachem.
Później John van den Brom zabrał się za zmiany. Zaskoczyć mógł brak wprowadzenia Sousy za Amarala. Swoją szansę zamiast najdroższego transferu "Kolejorza" w letnim okienku dostał Filip Marchwiński. Ofensywa Lecha w końcówce wyglądała następująco: Skóraś - Marchwiński - Citaiszwili oraz Szymczak w ataku. Mało ekskluzywna. Młodzi zebrali minuty, ale Lech, zamiast próbować przypieczętować awans, pojedzie na rewanż "tylko" z dwubramkową zaliczką.
Pesymista powie, że mało, optymista, że są chociaż dwie, biorąc pod uwagę ostatnią postawę mistrzów Polski. Ale ciężko było nie odnieść wrażenia, że Lech mógł ten mecz skończyć z wyższym dorobkiem bramkowym. Mecz został "przepchnięty".
Dla samej drużyny ważne będzie też czyste konto w czwartkowym meczu, które przy 10. innym zestawieniu środka defensywy w 12. spotkaniu za kadencji van den Broma, wcale nie było takie pewne.

Twierdza "Bułgarska", ale w pucharach

Może się zastanawiać, dlaczego Lech w pucharach u siebie wygląda lepiej niż w meczach ligowych? Na pewno prawdą o tym jest to, że ligowcy wiedzą już jak grać z drużyną Johna van den Broma. Lechici, nie licząc Karabachu, w lidze mieli trudniejsze przeprawy na swoim stadionie niż z Dinamem Batumi, Vikingurem oraz Dudelange, czyli mistrzami Gruzji, Islandii oraz Luksemburga.
Ostatecznie trzeba docenić, że przy Bułgarskiej w pucharach Lech ma bilans czterech zwycięstw na cztery mecze i bilans goli 12-1. Wygląda nieźle. Szczególnie, jak ktoś nie ogląda meczów, bo patrząc już na samą grę, to można dalej mieć wątpliwości, czy to wszystko idzie w dobrą stronę.
Cieniem na meczu rzuca się czerwona kartka dla Milicia w 89. minucie, eliminująca go z rewanżu.
Podopieczni Johna van den Broma ostatecznie spełnili plany swojego trenera o minimum dwubramkowej zaliczce, ale od mistrzów Polski należy oczekiwać dużo lepszej gry.
Czwartek jednak polskie drużyny kończą z dwoma zwycięstwami u siebie, co na pewno cieszy. W Poznaniu mogą czekać z lekkim optymizmem na rewanż. Wynik jednak nie wymazuje wszystkich problemów powstałych wokół Lecha w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Sprawia tydzień spokoju.

Przeczytaj również