Legenda nie wpuściłaby go do klubowego autobusu, kibice mają dosyć. Przepłacony Maguire na skraju upadku

Legenda nie wpuściłaby go do klubowego autobusu, kibice mają dosyć. Przepłacony Maguire na skraju upadku
MDI/shutterstock.com
Najdroższy obrońca na świecie jest dziś problemem dla drużyny narodowej, ale także dla Manchesteru United, który potrzebuje teraz kapitana w najwyższej formie. Weekendowy gol z Newcastle należy odczytać za pierwszy dobry sygnał. Czy jednak Harry Maguire może jeszcze wydobyć z siebie pokłady talentu, czy też dotarł do ściany?
Kariera Maguire’a jako jednego z bohaterów angielskiego futbolu rozpoczęła się od opowieści o jego wakacjach. Kolejna historia z urlopu z kolei spowolniła marsz ku wielkim sukcesom. Latem 2018 roku, gdy trwał mundial, w angielskich gazetach ukazały się zdjęcia dokumentujące wyjazd Anglika z kolegami na Euro 2016 do Francji. Pojechał tam w roli kibica. Fotografie te “zbito” ze współczesnym Harrym, ostoją defensywy, dzięki któremu “Synowie Albionu” doszli do półfinału mistrzostw w Rosji. Tu nastąpił szczyt jego popularności, które poprzedziły, jak to napisał “Guardian”, “swobodny upadek” świata Maguire’a.
Dalsza część tekstu pod wideo

Areszt i wstyd zamiast wakacji

W sierpniu tego roku piłkarz został aresztowany na popularnej wśród turystów wyspie Mykonos. Policja musiała interweniować w akcji rozdzielenia dwóch walczących grup, w jednej z nich największą aktywność przejawiał wysoki na 194 cm i ważący niemal 100 kg mężczyzna. Po dwóch nocach w areszcie pozwolono mu opuścić Grecję, a kilkanaście dni później usłyszał wyrok skazujący - 21 miesięcy i 10 dni więzienia w “zawiasach”. Incydent przyćmił wszystko, co zrobił dla klubu i kraju.
Niecałe dwa miesiące temu 27-latek wciąż był graczem wartym 80 milionów euro, oczywistym kapitanem United, zwykle skałą nie do przejścia. Po greckich wakacjach jego wartość musiała spaść z hukiem, zwłaszcza po tym, co wyczyniał w ostatnim czasie. I występach ligowych, i grach dla reprezentacji. Niedawno przeszedł samego siebie, w negatywnym tego słowa znaczeniu, podczas starcia z Danią, gdy po pół godzinie sędzia zaprosił go na trybuny. Najpierw skasował Yussufa Poulsena, następnie zaserwował niechlubny bis na Kasperze Dolbergu. Jeszcze przed pokazaniem drugiej żółtej kartki wyglądał na zagubionego i nieszczęśliwego człowieka potrzebującego pilnych wakacji. Byle nie na wyspach na Morzu Egejskim.
Nie zawsze da się oddzielić prywatny zgiełk od pracy zawodowej. Maguire wie, że ma dług wdzięczności wobec Garetha Southgate’a, selekcjonera reprezentacji, za poparcie go w trudnych chwilach. Szef angielskiej kadry naraził tym samym budowaną przez ładnych kilka lat reputację. W ciągu 26 minut na Wembley Harry dał natomiast żywy dowód na to, że do jego głowy nie wrócił jeszcze spokój. Że myśli ciągle gdzieś tkwią na greckim urlopie. Bo przecież w ciągu dwóch tygodni błędy stopera przyczyniły się do zawstydzającego blamażu “Czerwonych Diabłów” z Tottenhamem, a następnie pierwszej porażki Anglików od roku.
Jeśli chodzi o kadrę właśnie, wszystko zależy od tego jak potraktuje go teraz Southgate. Maguire stanowił podporę ekipy na MŚ w Rosji, ale ostatnie załamanie nie należało do takich, które można wybaczyć jako chwilową słabość. W reprezentacji Anglii czerwone kartki są naprawdę rzadkością. To dopiero 17. wykluczenie piłkarza w historii drużyny narodowej. Psychologicznie Maguire jest tak zdezorientowany, że zaniedbuje fundamentalne wymagania na swojej pozycji.

W klubie też pod górkę

Ogólnemu wrażeniu kibiców towarzyszą także odpowiednie opinie ekspertów.
- Jego pewność siebie została po prostu rozdarta na strzępy - powiedział na łamach “BBC” były piłkarz Chris Sutton. - To okropne, bo uważam, że to dobry piłkarz. Ale niestety teraz jest ciężarem dla klubu i reprezentacji - dodał.
Co na to Southgate? - Przechodzi przez trudny okres, ale wyjdzie z tego. Stanie się lepszym zawodnikiem i silniejszą osobą - ocenił angielski trener.
Także i w klubie Maguire nie ma ani chwili na spokojny oddech. United rozpoczęło sezon, wyglądając jak cień drużyny, która w zeszłym sezonie wróciła z dalekiej podróży, kończąc kampanię na trzecim miejscu w tabeli. Porażka z Crystal Palace na inaugurację, niezwykle szczęśliwa wygrana z Brighton oraz surowa lekcja odebrana od Jose Mourinho i jego Tottenhamu - to wszystko składa się na niekorzystne wrażenie. Dopiero zwycięstwo z Newcastle pozwala nieco jaśniej patrzeć na poczynania Ole Gunnara Solskjaera. Wyrównujący gol Maguire’a strzelony głową był oczywiście ważny, ale postawę zawodnika można porównać do zepsutego zegarka: nawet on dwa razy dziennie pokaże właściwą godzinę.
- To zabawne, trzy mecze w sezonie i wygląda na to, że jesteśmy w poważnym kryzysie! - ironizował po zakończonym spotkaniu przed dziennikarzami. - Dwa razy wygraliśmy, dwa przegraliśmy. Przed nami długa droga, musimy się poprawić - już bardziej racjonalnie przekazał myśl w stacji “Sky Sports”. To prawda. Głównie powinien zacząć od siebie.

Transferowy flop

Czy przebłysk talentu broni decyzji o wydaniu 87 milionów euro? Po nieco ponad 12 miesiącach okazało się, że Manchester nie dostał tego, czego oczekiwał. Zdawało się, że “Czerwone Diabły” pozyskały człowieka, który zapewni w tyłach opanowanie i bezwzględny spokój. Ustalmy tylko coś na szybko. To nadal dobry piłkarz. Ale czy światowej klasy?
Z pewnością byłby dobrym partnerem, gdyby United zestawiło go ze środkowym obrońcą absolutnie światowego formatu, tak jak kiedyś Alex Ferguson zrobił to z Mikaelem Silvestrem partnerującym Rio Ferdinandowi albo Ronnym Johnsenem pomagającym Jaapowi Stamowi. Ale jeśli to Maguire ma być wiodącą postacią na stoperze, wówczas, jak widać, pojawia się problem.
Oczywistym porównaniem pod względem przeprowadzonej inwestycji jest zdobycie przez Liverpool Virgila van Dijka za 85 milionów euro. Żaden z kibiców nie ma wątpliwości, na którego piłkarza lepiej wydano pieniądze. Fani “The Reds” zapewne w niedługim czasie odczują brak ciężko kontuzjowanego Holendra. W międzyczasie Manchester City rzucił na stół 65 milionów za Aymerica Laporte’a, lecz co do jego wartości można się przynajmniej spierać.
Maguire ma oczywiście mocne strony, ale jego słabości są zbyt często obnażane, zwłaszcza, jeśli mamy o nim mówić jak o elitarnym defensorze. Bronienie jeden na jednego to koszmar dla sfrustrowanych kibiców, którzy widzą rzekomo najlepszego gracza, dającego się pokonać przez dowolnego napastnika Premier League. Harry zbyt łatwo odpuszcza, nie grzeszy zwrotnością, a czasem wygląda jak fajtłapa. Zamiast gonić całe lato za Jadonem Sancho, działacze United mogliby pomyśleć o wsparciu pleców. Duet Lindelof-Maguire wypada wyjątkowo niekorzystnie w porównaniu do pary obrońców innych pretendentów do mistrzostwa.
Spadek formy kapitana zauważalny jest od czasu, gdy zamienił Leicester na ekipę z Old Trafford. A upadki w United są tak częste, że Roy Keane, legenda “Czerwonych Diabłów”, “ma go już dość” i “nie wpuściłby do klubowego autobusu”. Trenerzy w klubie i reprezentacji opowiadają się za nieco życzliwszym podejściem. Maguire nigdy wcześniej nie potrzebował takiego daru empatii, ale przede wszystkim teraz sam musi od siebie wymagać więcej. A ponieważ nadchodzą trudne mecze, im szybciej wygrzebie się z dołka, tym lepiej dla jego klubu i własnej reputacji.

Przeczytaj również